ZABAWA w POLONII jest kolejną sztuką tego teatru o parze małżeńskiej w kryzysie, w stanie permanentnej kłótni, w ciągłym boksowaniu się ze sobą, ze swoim życiem. Nie dowiemy się wiele o przeszłości bohaterów, jakby autor założył z góry, że widzowie zindywidualizują, rozwiną, wzbogacą zaproponowany schemat gry małżeńskiej i dokonując projekcji własnych doświadczeń uzupełnią nimi wszelkie braki, luki, niejasności w narracji. Mamy szablon, szkielet, zarys przedświątecznej histerii, kiedy wiadomo, że nie będzie już jak kiedyś bywało w dzieciństwie w rodzinnym domu, bo jest paskudnie źle, piekielnie nieznośnie, samotnie, obco. To są nasze współczesne klimaty. Para zna siebie na wylot. Ale sobie nie radzi. Emocje biorą górę. Żona spełniona, zaradna a jednak ostentacyjnie, zaczepnie, prowokacyjnie popija, jest uszczypliwie zazdrosna Nie radzi sobie z córką, nie ma wpływu na męża. Nie ufa mu, nie wierzy. Podejrzewa o zdradę. Była pewna, że mąż nie ma dla niej gwiazdkowego prezentu. Stąpa po kruchym lodzie. Mąż ma co chce i robi co chce, ale nie może dogadać się z byłą i obecną żoną, ma trudne relacje z pasierbicą, nie ma kontaktu z synem. Związek jest w fazie kryzysu, wypalenia. Para w blasku świątecznego polskiego piekiełka skacze sobie do gardeł. Rodzina jest patchworkowa, matka na co dzień zajęta swoimi sprawami, ambicjami, sobą samą a ojciec i ojczym wiecznie niedostępni, nieobecni. Brakuje czasu, kontaktu, zrozumienia, akceptacji, za to obecna jest agresja lub obojętność zarówno dorosłych, jak i dzieci. To zaskakuje. Na scenie są sceny z życia małżeńskiego, dzieci są w cieniu, w ogóle się nie pokazują. Komórka nie ma zasięgu/ nie można dogadać się też ze światem, prosić o pomoc, ratunek/, członkowie rodziny wpływu jedno na drugie. Dorośli nie panują nad sobą, komplikują życie dzieciom. Udziwniają. Wypaczają i mają do nich pretensje, obarczają ich winą. Dzieci szybko się uczą i oddają razy z nawiązką. Jak to możliwe, że ta rodzina jeszcze istnieje? W ciągłej kłótni, oskarżeniach, bójkach. Dla jej przetrwania odpowiedź:"Być może" nie jest perspektywą optymistyczną. Szczęśliwą. Bo oznacza oczywistą na pozór przegraną.
Jest wigilia Bożego Narodzenia. Sztuczną choinkę w rogu pokoju ozdabiają tylko świecidełka o zimnym, bladym świetle. W centrum stoi nakryty obrusem stół odświętnie zastawiony z dodatkowym talerzem dla nieznajomego gościa. Ale gdy niespodziewanie przybywa, pada u drzwi nieprzytomny. Znów małżonkowie są bezradni, traktują go jak intruza. Nie potrafią sobie z tą sytuacją poradzić, bo każde ma inne zdanie na temat tego, co należy zrobić, jak się zachować. Ani nie są w stanie wezwać pomocy, bo komórka nie ma zasięgu, nie mogą pozbyć się go, bo jest mróz na zewnątrz ani właściwie nim zająć, zaopiekować, bo są bardzo jego przybyciem zaskoczeni. Jest kolejnym przyczynkiem do kłótni, oskarżeń, drwin, wzajemnego ośmieszania. Nie radzą sobie, nie są zgodni.
Nie potrafią wspólnie podejmować decyzji, wspólnie działać. Są zdezorientowani. Chaotyczni, działają indywidualnie. Nieskutecznie. Obcy automatycznie budzi w nich strach, stanowi zagrożenie. Nie wiedzą, że on się nimi bez ich wiedzy bawi. Instrumentalnie ich traktuje. Przeprowadza wraz z ich córką na małżeńskich, rodzicielskich relacjach eksperyment, odrabia pracę domową. A tak naprawdę szykuje zemstę. Ujawnia, co wie na temat tej rodziny i jaki ma do niej stosunek.
Najgorsze jest powielanie przez młodych błędów dorosłych już w ich własnych relacjach ze światem ale w wersji wyostrzonej, bezwzględnej, bezdyskusyjnej. Cyniczni, agresywni, egoistyczni nie mają oporów, by oskarżać, wykorzystać wszelkie argumenty, dowody przeciw najbliższym osobom. I również nie potrafią rozmawiać, mówić o swoich potrzebach, oczekiwaniach, uczuciach, emocjach. Młodzi posługują się osobami trzecimi albo w ogóle milczą, zamykają się w sobie. Nie uczestniczą w zabawie ale prowadzą grę wojenną na przetrwanie, udowodniając swoją rację i wyższości nad dorosłymi. By stworzyć iluzję, że samodzielnie kontrolują sytuację, decydują o niej. Choć w istocie tak na pewno nie jest. Bo to dorośli nadają ton. Prym wiodą. Dzieci się dostosowują, bronią. Jakoś sobie radzą.
Jeżeli myślicie, że idąc do Polonii na ZABAWĘ, będziecie się dobrze bawić, to się bardzo mylicie. Spektakl bliski jest współczesnemu życiu. Znamy ten sceniczny świat z autopsji. Dotyka spraw poważnych. Fundamentalnych. Intymnych. Przedstawiając trudne, napięte, kryzysowe sytuacje rodzinnych relacji, czyni to jednak w sposób wyważony, taktowny, a nawet komediowy. Lekki. Przewrotny. To jego atut. I siła.
Sugeruje ironicznie, że bohaterowie toczą ze sobą grę a ich związek to niepoważna, relaksująca, prosta zabawa. Jakby nie byli jeszcze dorośli, a wynik potyczek miał być niezobowiązujący. Jakby uczestniczyli w projekcie. Bez odpowiedzialności, bez konsekwencji. W zgodzie ze współczesnymi czasami nowoczesnych związków, patchworkowych rodzin, pracoholizmu, niezależności i wolności. Autonomii. Szalonego pędu życia. Poza nim ma być przyjemnie, bezkonfliktowo, pięknie. Bezboleśnie. Wygodnie. A przecież życie to nie zabawa a ciężka praca w stanie nieustającej wojny, z koniecznością prowadzenia negocjacji, zawierania niezbędnych kompromisów, ponoszenia winy i kosztów za błędy. A co do istoty rzeczy, to tak naprawdę od wieków nic się nie zmieniło. Mąż po ciężkiej pracy marzy tylko o odpoczynku, spokoju, ciszy/kapcie i gazeta/, żona chce być doceniona, liczy na uwagę, czułość, bliskość swego mężczyzny, szacunek i zrozumienie u dzieci, a te pragną mieć normalną matkę i ojca, którzy będą się nimi interesować, mieć z nimi dobry kontakt. Niestety te tradycyjne oczekiwania miłości i wzajemnej uwagi zaburzone są stylem życia, komplikacją relacji, brakiem porozumienia, umiejętności i deficytem czasu. Nie da się nawzajem zrozumieć używając pojedynczych słów, minimalistycznych komunikatów, bo dwa słowa to przegrana. Nie ma kiedy rozmawiać, jeśli wszyscy na co dzień prawie się nie widują a jedyną perspektywą dłuższego bycia razem jest okres świąteczny, urlopowy, pod warunkiem, że nie będzie rodziny dalszej, znajomych, gości. W systemie gdy każdy członek rodziny żyje własnym życiem, swoim światem obowiązków i zobowiązań, systemem wartości i oczekiwań, wspólne spotkania muszą skończyć się konfrontacją. Zazwyczaj nieprzyjemną, bolesną.
Tak się dzieje i tym razem. Wszyscy nie wiedzą czego się po sobie spodziewać i oczekują wszystkiego najgorszego, nie spodziewając się nawet, że może być inaczej. Nie mają do siebie zaufania. Zachowują dystans. Boją się przekroczyć ustaloną z góry strefę osobistej autonomii. Życie jest trudne. Nikt nie jest w stanie obiecać, zagwarantować, że będzie bezproblemowe, proste, łatwe.
Z pozoru ta sztuka jest lekka, powierzchowna, błaha. Takie robi pierwsze wrażenie. Jak bardzo jest bliska życia, każdy ocenić musi sam. Pod warunkiem, że nie potraktuje tego jak zabawy. Jak nie potraktowali jej w istocie twórcy. Iza Kuna poprawnie wyreżyserowała, Anna Moskal fantastycznie dobrze zagrała swą trudną, dominującą rolę pokazując siłę swego talentu i możliwości warsztatowych a pozostali jej dzielnie towarzyszyli. Spektakl formalnie powściągliwy otwiera przed nami spektrum rodzinnych problemów i lęków. Symptomatycznych, ważnych, głębokich. Ale nie przytłacza, nie pozbawia do końca nadziei, choć uczestnicząc w tej wymuszonej przez konieczność szukania dla bohaterów ratunku zabawie już wiemy, że może być podstępnie gorzka, złudna i bolesna. Powodzenia:) Powodzenia:)
ZABAWA MAREK MODZELEWSKI
Reżyseria: Iza Kuna
Światło: Michał Grabowski
Opracowanie muzyczne: Paweł Krawczyk
Scenografia: Wojciech Żogała
Kostiumy: Anna Męczyńska
Asystent scenografa i kostiumologa:Małgorzata Domańska
Asystent reżysera i producent wykonawczy:Magdalena Kłosińska
Asystent producenta wykonawczego: Kamila Raüber
Obsada:
Anna Moskal, Marcin Perchuć, Bartosz Sak
Nie potrafią wspólnie podejmować decyzji, wspólnie działać. Są zdezorientowani. Chaotyczni, działają indywidualnie. Nieskutecznie. Obcy automatycznie budzi w nich strach, stanowi zagrożenie. Nie wiedzą, że on się nimi bez ich wiedzy bawi. Instrumentalnie ich traktuje. Przeprowadza wraz z ich córką na małżeńskich, rodzicielskich relacjach eksperyment, odrabia pracę domową. A tak naprawdę szykuje zemstę. Ujawnia, co wie na temat tej rodziny i jaki ma do niej stosunek.
Najgorsze jest powielanie przez młodych błędów dorosłych już w ich własnych relacjach ze światem ale w wersji wyostrzonej, bezwzględnej, bezdyskusyjnej. Cyniczni, agresywni, egoistyczni nie mają oporów, by oskarżać, wykorzystać wszelkie argumenty, dowody przeciw najbliższym osobom. I również nie potrafią rozmawiać, mówić o swoich potrzebach, oczekiwaniach, uczuciach, emocjach. Młodzi posługują się osobami trzecimi albo w ogóle milczą, zamykają się w sobie. Nie uczestniczą w zabawie ale prowadzą grę wojenną na przetrwanie, udowodniając swoją rację i wyższości nad dorosłymi. By stworzyć iluzję, że samodzielnie kontrolują sytuację, decydują o niej. Choć w istocie tak na pewno nie jest. Bo to dorośli nadają ton. Prym wiodą. Dzieci się dostosowują, bronią. Jakoś sobie radzą.
Jeżeli myślicie, że idąc do Polonii na ZABAWĘ, będziecie się dobrze bawić, to się bardzo mylicie. Spektakl bliski jest współczesnemu życiu. Znamy ten sceniczny świat z autopsji. Dotyka spraw poważnych. Fundamentalnych. Intymnych. Przedstawiając trudne, napięte, kryzysowe sytuacje rodzinnych relacji, czyni to jednak w sposób wyważony, taktowny, a nawet komediowy. Lekki. Przewrotny. To jego atut. I siła.
Sugeruje ironicznie, że bohaterowie toczą ze sobą grę a ich związek to niepoważna, relaksująca, prosta zabawa. Jakby nie byli jeszcze dorośli, a wynik potyczek miał być niezobowiązujący. Jakby uczestniczyli w projekcie. Bez odpowiedzialności, bez konsekwencji. W zgodzie ze współczesnymi czasami nowoczesnych związków, patchworkowych rodzin, pracoholizmu, niezależności i wolności. Autonomii. Szalonego pędu życia. Poza nim ma być przyjemnie, bezkonfliktowo, pięknie. Bezboleśnie. Wygodnie. A przecież życie to nie zabawa a ciężka praca w stanie nieustającej wojny, z koniecznością prowadzenia negocjacji, zawierania niezbędnych kompromisów, ponoszenia winy i kosztów za błędy. A co do istoty rzeczy, to tak naprawdę od wieków nic się nie zmieniło. Mąż po ciężkiej pracy marzy tylko o odpoczynku, spokoju, ciszy/kapcie i gazeta/, żona chce być doceniona, liczy na uwagę, czułość, bliskość swego mężczyzny, szacunek i zrozumienie u dzieci, a te pragną mieć normalną matkę i ojca, którzy będą się nimi interesować, mieć z nimi dobry kontakt. Niestety te tradycyjne oczekiwania miłości i wzajemnej uwagi zaburzone są stylem życia, komplikacją relacji, brakiem porozumienia, umiejętności i deficytem czasu. Nie da się nawzajem zrozumieć używając pojedynczych słów, minimalistycznych komunikatów, bo dwa słowa to przegrana. Nie ma kiedy rozmawiać, jeśli wszyscy na co dzień prawie się nie widują a jedyną perspektywą dłuższego bycia razem jest okres świąteczny, urlopowy, pod warunkiem, że nie będzie rodziny dalszej, znajomych, gości. W systemie gdy każdy członek rodziny żyje własnym życiem, swoim światem obowiązków i zobowiązań, systemem wartości i oczekiwań, wspólne spotkania muszą skończyć się konfrontacją. Zazwyczaj nieprzyjemną, bolesną.
Tak się dzieje i tym razem. Wszyscy nie wiedzą czego się po sobie spodziewać i oczekują wszystkiego najgorszego, nie spodziewając się nawet, że może być inaczej. Nie mają do siebie zaufania. Zachowują dystans. Boją się przekroczyć ustaloną z góry strefę osobistej autonomii. Życie jest trudne. Nikt nie jest w stanie obiecać, zagwarantować, że będzie bezproblemowe, proste, łatwe.
Z pozoru ta sztuka jest lekka, powierzchowna, błaha. Takie robi pierwsze wrażenie. Jak bardzo jest bliska życia, każdy ocenić musi sam. Pod warunkiem, że nie potraktuje tego jak zabawy. Jak nie potraktowali jej w istocie twórcy. Iza Kuna poprawnie wyreżyserowała, Anna Moskal fantastycznie dobrze zagrała swą trudną, dominującą rolę pokazując siłę swego talentu i możliwości warsztatowych a pozostali jej dzielnie towarzyszyli. Spektakl formalnie powściągliwy otwiera przed nami spektrum rodzinnych problemów i lęków. Symptomatycznych, ważnych, głębokich. Ale nie przytłacza, nie pozbawia do końca nadziei, choć uczestnicząc w tej wymuszonej przez konieczność szukania dla bohaterów ratunku zabawie już wiemy, że może być podstępnie gorzka, złudna i bolesna. Powodzenia:) Powodzenia:)
ZABAWA MAREK MODZELEWSKI
Reżyseria: Iza Kuna
Światło: Michał Grabowski
Opracowanie muzyczne: Paweł Krawczyk
Scenografia: Wojciech Żogała
Kostiumy: Anna Męczyńska
Asystent scenografa i kostiumologa:Małgorzata Domańska
Asystent reżysera i producent wykonawczy:Magdalena Kłosińska
Asystent producenta wykonawczego: Kamila Raüber
Obsada:
Anna Moskal, Marcin Perchuć, Bartosz Sak
0 komentarze:
Prześlij komentarz