ORFEUSZ, etiuda teatralna w reżyserii Anny Obszańskiej, jest metaforą przemocy związanej z nauką w szkole artystycznej, uprawianiem sztuki. Może nie wpisanej w koszty kariery lub z braku możliwości wyboru świadomie akceptowanej. Ta krótka pantomimiczna impresja ilustruje gwałt na ciele, na psyche przyszłego artysty. Wyjątkowego artysty. Jest wpisywaniem traumy w jego podświadomość, pamięć, ciało. Hartowaniem lub kodowaniem autodestrukcji.
Wkraczając w mroczną widownię widzimy obnażonego Orfeusza(Marek Bula) w pozycji embrionalnej w kałuży krwi jakby się właśnie narodził. Jest wykastrowany. Mężczyzna bez istotnej części samego siebie, bez Eurydyki jest tu zaledwie instrumentem, ubezwłasnowolnionym ego, przedmiotem. Uległym, słabym, bezwolnym ciałem. Byle sprzątacz(Aleksander Gałązka) może mu narzucić swoją wolę, na przykład ubrać w kostium, przypiąć szczudła. Okaleczone ciało pełza, wspina się, podpiera, by stanąć nie na własnych ale sztucznych nogach. Przychodzi mu to z wielkim trudem. Wtedy Orfeusz, tak się wydaje, jest już ponad wszystkimi, wszystkim. Po nauce chodzenia, pozbywa się metaforycznej artystycznej protezy. Na rusztowaniu, w kącie siedzi dziecko, rysuje kredą na ścianie dziecinne obrazki. Tylko jest, może czeka. Orfeusz milczy do czasu gdy pojawia się mistrz nauczyciel(Bartek Cwaliński) i zaczyna się w języku włoskim lekcja śpiewu. Brutalna, agresywna, naznaczona przemocą. Żal nam Orfeusza, bo w stresie nic mu nie wychodzi, aria brzmi marnie. Pod presją nawet nie szukał swego indywidualnego wyrazu, interpretacji, bo było to zupełnie niemożliwe. Musiał podporządkować się despotycznemu nauczycielowi, być mu posłuszny. Nie był w stanie zareagować, sprzeciwić się. Próbował przymuszany nie swoją ekspresję wyrazić lecz tę oczekiwaną. Mimo że otwiera usta, to głos dziecka/kastrata wybrzmiewa. Wydaje się, że jest to wizualizacja trudu nauki, pokonywania siebie, kształtowania pod dyktando innych. Narodziny gwiazdy, świecącej sztucznym, obcym blaskiem.
A co z fenomenem Orfeusza? Najwyraźniej nie był efektem jego własnego natchnienia, kunsztu, zdolności a wynikiem warsztatowej tresury, katorżniczego drylu, zniewolenia ciała i ducha. Bo w następnym ujęciu Orfeusz jest uczony tańca przez trzy wściekłe Furie(wcześniej dziewczyny, Magdalena Malik, Agata Jędrzejczak, Agnieszka Ferenc, rozciągały się, napinały mięśnie w rozgrzewce). Najpierw one- agresywne, apodyktyczne, silne -nim kierują, później on powtarza gesty, ruchy, układy. Włącza się, przejmuje inicjatywę. Jakby uczeń z nauczycielkami razem ćwiczyli w siłowni do utraty tchu, do upadłego. Dopóty Orfeusz nie nabierze biegłości, wprawy, perfekcyjnie nie opanuje materii gatunku.
W końcu Orfeusz zdejmuje z wysokości rusztowania dziecko, chwyta je w ramiona i razem idą przed siebie trzymając się za ręce. Artysta tylko otwiera usta, a ono śpiewa. Tak naprawdę jest sam ze sobą tylko. Ze swoją sztuką, którą miał sprawować władzę nad ludźmi mógłby osiągnąć, co zapragnie. Mógł z premedytacją pozbyć się Eurydyki, bo to wydaje się takie łatwe, takie proste(wystarczyło obejrzeć się za siebie, spojrzeć na żonę), a cierpienie, tęsknota za ukochaną oraz poczucie straty i winy zawsze będzie już mu towarzyszyć i uszlachetni, wzmocni jego sztukę, stanie się jej inspiracją. Artysta musi być wolny, niezależny, cierpiący. Zbędni będą nauczyciele, przewodnicy, Eurydyka. Wszystko będzie miał w sobie więc tylko w siebie będzie wpatrzony. Nie będzie potrzebował już nikogo. Kompletny. Potężny i dumny. Narcystyczny, samotny opanował wszystkie arkana sztuki. Mimo że rozwinął się, ukształtował i będzie duszami, wolą ludzką zarządzał, niósłby w sobie traumę przez całe życie, nie tylko zawodowe.
Formatowany w opresyjnym systemie nauki, mobbingu w pracy talent złamanego, pokonanego, słabego Orfeusza nie mógłby się rozwinąć, zaistnieć. Chyba że jako uczeń odporny na opresyjny system, zniósłby wszystko w myśl zasady: co nas nie zabije, to nas wzmocni i dopiero wolny, silny, uodporniony realizowałby się jako artysta. Inaczej zawsze ktoś inny, nie on sam, będzie poprzez niego kreował. Moderował nim głosem z offu. Jego sztuka będzie odtwórcza nie twórcza, zniewolona nie zniewalająca. A taki Orfeusz nigdy nie będzie tym ORFEUSZEM, o którym zawsze myślimy, którego z mitu znamy.
TWÓRCY:
Autorka i reżyserka: Anna Obszańska Rocznik ‘96. Studentka IV roku Wydziału Reżyserii Dramatu oraz absolwentka Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. W roku 2017 była stypendystką prestiżowego Folkwang Universitat der Kunst w Essen (Niemcy). Występowała w spektaklu dyplomowym „CPH4” w choreografii Jacka Łumińskiego oraz „Hen. O końcu” w reżyserii Macieja Podstawnego. Aktorka oraz asystentka reżyserki Magdaleny Miklasz przy spektaklu „Piotruś Pan i Jakub Hak” (Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie). Jako choreografka współpracowała z Maciejem Podstawnym, Piotrem Pacześniakiem oraz Szymonem Kaczmarkiem. Laureatka Nagrody Głównej 12. Forum Młodej Reżyserii, nagrody ZASP dla najlepszej reżyserki oraz nagrody Rezydencji Scena Nowe Sytuacje w Teatrze Współczesnym w Szczecinie.
OBSADA:
Marek Bula, Aleksander Gałązka, Bartek Cwaliński, Magdalena Malik, Agata Jędrzejczak, Agnieszka Ferenc