czwartek, 25 listopada 2021

BALLADYNA TEATR TELEWIZJI



Właściwie nie ma o czym mówić, o czym pisać. Bo nie ma czego oglądać. To smutne gdy BALLADYNA Juliusza Słowackiego w reżyserii Wojciecha Adamczyka jest tak strywializowana a całe ostrze jej potencjału dramatycznego stępione nieudolną inscenizacją. Infantylną realizacyjnie. Niedojrzałą grą aktorską. Banalnym podążaniem za tekstem.  Bajki dla dzieci bywają mroczniejsze, bardziej zajmujące. Z napięciem, emocjami. Pomysłem. Morałem. Tu nie ma nic interesującego. Poza nudą. Irytacją. Straconą szansą.

A przecież Juliusz Słowacki połączył świat zmysłowy, nadprzyrodzony, baśniowy z materialnym, realnym, świat bogaty z biednym. Są w nim namiętności i żądze, zbrodnia i kara. Intryga i prostoduszność. Nijakie, słabe dobro i atrakcyjne, sprawcze zło.  Dwa modele władzy-Balladyny tyranii absolutnej i Popiela sprawiedliwej, mądrej. I jest tu miłość mężczyzny, księcia Kirkora do skrajnie różnych kobiet, Aliny i Balladyny. Jakby dopiero scalone stanowiły ideał. Jedna, pracowita i delikatna, od początku staje się ofiarą. To Alina. W namiętnej, zmysłowej Balladynie budzi się ambicja zdobycia bogactwa, władzy. Za wszelką cenę. Zaczyna dominować, rosnąć, potężnieć jej mroczna strona osobowości. Balladyna ma odwagę skorzystać z szansy sięgnięcia po coś wyjątkowego, czego się nie spodziewała i na co nie była gotowa, do czego nie była przygotowana i gdy zaczyna zabijać, nie potrafi powściągnąć żądzy. Ta ją doprowadzi do klęski, bo Balladyna nie udźwignęła ciężaru odpowiedzialności. Pokazanie dramatu dojrzewania do zła prowadzącego do upadku mógłoby być bardzo ciekawy. Nawet Szekspir nie stworzył tak złożonej postaci głównej bohaterki(Lady Makbet nie jest postacią pierwszoplanową, przed Julią jest Romeo nawet w tytule).  Poza nielicznymi wyjątkami (Pustelnik/Popiel) mężczyźni są tu słabi, głupi, naiwni. Chwiejni. Niedojrzali. Giną marnie na wiele sposobów. W ogóle trup ściele się gęsto. Może to być więc dramat o niemożliwym zwycięstwie. O niespełnieniu. O fiasku wszelkich wysiłków. Śmierci każdej nadziei. Ale też o historii przemiany, na którą nie jest się gotowym. O emancypacji kobiet, które mają sznsę rządzić swoim życiem, krajem, światem, rónież tym nadprzyrodzonym. A może o realnej władzy, która traci kontakt z rzeczywistością. Odrywa się od swych korzeni. I o władzy, która rządzi z ukrycia, w sposób sprawczy ale niewidoczny(Goplana).

Nic poza słodkim, naiwnym, przaśnym obrazkiem z dramatu Słowackiego w spektaklu Adamczyka nie pozostało. Mord tu nie jest groźny ale jakby oswojony. Problem destrukcyjnej władzy, która morduje wszelkie przejawy miłości/siostrzanej, matczynej, małżeńskiej, romansowej, każdej/ nie istnieje. Gdy koncepcja reżyserska, która ogranicza się tylko do przedstawiania dramatu, pilnuje, by nie drażnić a usypiać umysł, proponować może  bezpieczną rozrywkę. Teatralny tik-tak. Po formatowaniu produktu przez serialowego reżysera pod serialowego konsumenta podcina skrzydła sztuce, która mogłaby wysoko ulecieć, unieść, porwać widza.  Cóż, niektórzy lubią jasność fabuły, cenią dosłowność gestu, transparentność kontekstu, fantasmagorię przekazu. Doskonale ich laurki dramatu romantycznego bawią. Często wracają do ich oglądania(spektakl jest dostępny na vod.tvp.pl). Niech więc cieszy ich i zadawala ta prosta czary mary opowieść (pełna iskierek, mgły, magicznych pstryczków). Bajka dla dorosłych. Aby tylko nie rezygnowali z kontaktu ze sztuką. 

Dawno, dawno temu to z teatru do filmu przychodzili grać aktorzy. Najzdolniejsi, najciekawsi, najlepsi. Po mistrzowsku podnosili  poziom artystyczny sztuki filmowej. Teraz jest odwrotnie. Aktorzy filmowi grają w teatrze telewizji. Kampania promocyjna tego spektaklu podkreślała głównie serialowe gwiazdy zaangażowane do tej teatralej produkcji. Spektakle TT reżyserowali wspaniali reżyserzy, często reżyserzy filmowi(np.Wajda, Kutz). Co tydzień była premiera. Widzowie czekali na kolejne spektakle telewizyjne. Na szczęście można jeszcze po nie sięgnąć, można je obejrzeć. Trzeba wierzyć, że bessa TT się kiedyś skończy, że TT się odrodzi. Nie wystarczy przerabiać klasyki dramatu na bryk z lektury obowiązkowej. Trzeba mieć jeszcze coś do zaoferowania. Na przykład dla tu i teraz artystyczną wartość dodaną. Inaczej pozostaniemy z niczym, z trupem dramatu- znudzeni, obojętni, rozczarowani-jak po BALLADYNY Adamczyka  zmordowaniu.:)

  • BALLADYNA JULIUSZ SŁOWACKI
  • Reżyseria: Wojciech Adamczyk
  • Scenografia: Marek Chowaniec
  • Kostiumy: Katarzyna Adamczyk
  • Muzyka: Piotr Salaber
  • Zdjęcia. Łukasz Łasica
  • Obsada

Fot. Jan Bogacz/TVP

  • Premiera:  22 listopada 2021

wtorek, 23 listopada 2021

LIPA W CUKRZE TERAZ POLIŻ NOWY TEATR W WARSZAWIE


Ten teatralny performens powstał dzięki projektowi badawczemu, bez możliwości weryfikacji. Oparty został na autentycznych, założono że szczerych wyznaniach anonimowych kobiet. Jego celem jest emancypacja kobiecej seksualności. Zachęta do komunikowania o intymnej sferze życia wprost, nie tylko poprzez sztukę. Bez oceny, cenzury, bez sankcji.

Tym razem teatr podjął próbę znalezienia właściwej, możliwie atrakcyjnej formy dla tematu tabu. To ważny gest, trudne zadanie. Temat jest kontrowersyjny, tytuł prowokujący, koncepcja dramatyczna eksperymentalna. W olbrzymiej, pustej przestrzeni wizualizowane są emocjami kolorów, siłą płynnej plastycznej abstrakcyjnej formy zwerbalizowane kobiece wyobrażenia o bliskości fizycznej, ich marzenia, najdziwniejsze fantazje, najskrytsze seksualne zachcianki, kaprysy, pragnienia. Dowolne, każde, nawet te wulgarne, dziwaczne, bezwstydne. Pewnie nigdy dotąd nie wyrażane w tak otwartej, bezpośredniej formie. Na szczęście nie były komentowane, modyfikowane, udramatyzowne. Pozostaną do końca kongenialnym cytatem.  Bez obróbki interpretacji, bez kontekstu, tylko z kompozycją ruchu, sugestią gestu  stają się  peanem seksualności kobiet. Demonstracją ich odwagi, siły i determinacji. Być może dla wielu kobiet były początkiem nowego spojrzenia w głąb siebie. Próbą przedstawienia, co je tak naprawdę w sferze erotycznej kręci.

Tu dominują kobiety i to co mają do powiedzenia. Nie pod dyktando mężczyzn, kościoła, poprawności. Kogokolwiek. W różnym wieku, o różnym statusie, orientacji seksualnej nie są przedmiotem, niemym, podporządkowanym patriarchatowi obiektem ale autonomicznym samoświadomym podmiotem. Nie tylko mają prawo głosu ale go używają. Bez stygmatu konwenansu, szablonu stereotypu, moralnej, każdej innej oceny. Bez cienia wstydu, lęku, że poniosą karę. I tama wszelkich zahamowań puszcza! Może to niektórych drażnić, żenować, krępować, bo teksty są ekshibicjonistyczne. Ciekawe czy to zmyślenie czy prawda. Warunki są komfortowe, wyczyszczone z wszelkiej opozycji, z a priori wykastrowanym kontrapunktem. Wykluczono męską perspektywę, dialog, akcję. A i tak napięcie eksploduje z jądra samego tematu. Z surowych, krótkich wyznań. Wystarczyło umożliwić kobietom mówić. A widzów bezkarnie wciągnąć w słuchanie obscenicznych, sprośnych, lepkich tekstów. Pozwolić im wejść w rolę podglądacza. Być może oni również uruchomią wyobraźnię, zaczną marzyć i zrealizować własne fantazje. Tak więc, hulaj wolności, piekła nie ma! Spaliło się ze wstydu, że tak paskudnie kobiety dotąd straszyło. Nie pozwalało na wszysto, w każdym razie nie na tak wiele, jak mężczyznom.

Obejrzeliśmy  rewers męskich fantazji, pragnień, oczekiwań seksualnych. Jest taki sam jak awers, jest tylko rodzaju żeńskiego. Chodzi o to, że kobiety w końcu zaczynają o nich głośno, coraz głośniej mówić, bo poza prawem do głosowania, pracy, niezależności wywalczyły sobie prawo do otwartego komunikowania, co czują, czego oczekują, co im się erotycznie cni. Dotąd milczały. Szala sprawiedliwości się wyrównuje. Bardzo powoli, mozolnie. Nie, to tylko proces badawczy, to tylko teatr.

Dorota Glac (TERAZ POLIŻ), Jaśmina Polak, Kamila Worobiej (TERAZ POLIŻ) swobodnie balansują między prowokacją a prezentacją. Z nietypowych ról wywiązują się doskonale. Pozbawione indywidualizmu, rodzajowości, są głosem nie swoim, choć niewykluczone, że utożsamiają się z autorkami wypowiadanych treści. Bez trudu wchodzą w interakcje z publicznością. Bez zażenowania ogrywają wszelkie mielizny estetyczne, zachowania kontrowersyjne. Udało się im scalić różnorodność, nie rezygnując ze skrajności, przekraczania granic. Ankieta byla punktem wyjścia do  uzyskania efektu wyzwolenia, akceptacji. Dla manifestacji i rozwagi. Wypowiedzenia najskrytszych tajemnic. Jakby słowo mogło stać się ciałęm, fantazja rzeczywistością. Jakby kobiety chciały i mogly decydować. 

Oglądanie tego spektaklu poza teatrem mija się z celem. Ekran telewizyjny nie odda tej szczególnej atmosfery, jaką tworzy olbrzymia, pulsująca kolorem, wirującą muzyką, intymnymi zwierzeniami przestrzeń wyczarowana dla wspólnego przeżywania, zabawy. Tylko żywy performatywny kontakt ma siłę uwiarygodniania. Moc wzniecania rewolucji. Bo budzi twórcze zaangażowanie, skrajne emocje. Inaczej wszystko karleje, kurczy się, blaknie. Staje się nieważne, nijakie, samotne. I traci smak  każda super LIPA nawet W mega estetycznym CUKRZE


LIPA W CUKRZE TERAZ POLIŻ NOWY TEATR W WARSZAWIE
Badanie oraz performans powstały we współpracy z seksuolożkami w ramach projektu „Matka się kocha”.

Reżyseria: Magda Szpecht
Dramaturgia: Aleksandra Hirszfeld
Scenografia: Anna Met
Opracowanie muzyczne: Krzysztof Kaliski
Obsada: Dorota Glac (TERAZ POLIŻ), Jaśmina Polak, Kamila Worobiej (TERAZ POLIŻ)
Praca badawcza: Alicja Długołęcka, Aleksandra Hirszfeld, Agata Loewe
Wideo: Natan Berkowicz
Fotografie: Alina Gajdamowicz
Produkcja:TERAZ POLIŻ
Partner: Nowy Teatr

piątek, 19 listopada 2021

PUŁAPKA TEATR DRAMATYCZNY M.ST. WARSZAWY



Obchodzimy, ale tak naprawdę nie celebrujemy roku Tadeusza Różewicza. Utknęliśmy w pułapce pandemii i coraz bardziej tęsknimy za żywym teatrem. Za życiem, które dobrze znamy, które kochamy.  Tymczasem coraz mocniej zanurzamy się w świat kafkowski.  Mroczny, depresyjny, klaustrofobiczny. Z agresywnymi podziałami. Bez poczucia sensu. W klinczu chaosu, eskalującej niepewności. Z nieokreśloną katastrofą na horyzoncie. Formatowani, ograniczani, zniewolani przez zakamuflowaną  manipulacją grozę oczywistości, banału, codzienności wpadamy w matnię wycofania. A przecież nie chcemy się temu poddać. Jak Franż Kafka.

Obecność na spektaklu PUŁAPKA Tadeusza Różewicza, ktory wyreżyserował Wojciech Urbański w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, pozwala powrócić do świata utraconego. Do żywego kontaktu ze sztuką. Dramatopisarz i wiernie podążajacy za nim artyści wprowadzają nas w utkaną z życia i twórczości Franza Kafki materię sceniczną. Zapraszają do śnienia na jawie koszmaru życia, które nie daje spokoju, szczęścia, spełnienia. Poczucia pełnej wolności. Przedstawiają rodzinę, która od dziecka niszczy wrażliwość, zabija pewność siebie, prowadzi ku uległości w karbch winy i kary. Buduje we Franzu wielki niepokój, rozdarcie pomiędzy powinnością wobec świata a wiernością sobie. Zamysł interpretacyjny, który pokazuje, co doprowadziło Franza Kafkę do tego, że był jaki był, w konsekwencji pisał tak, nie inaczej jest celny, jasny, spójny. Od pierwszej do ostatniej sceny budowane jest ostre napięcie między opresyjną zwyczajnością konwenansu życia-światem zewnętrznym- a wyjątkową, wsobną ekspresją osobowości Kafki-jego światem wewnętrznych lęków, potrzeb, oczekiwań, uczuć. Ten rozziew skutkuje ambiwalencją zachowań pisarza, niezrozumiałych dla jego otoczenia ale tak naprawdę będących psychologicznie całkowicie logicznych, co doskonale ilustruje powściągliwą, oszczędną ekspresją  gry Michał Klawiter w roli Franza. 

Po obejrzeniu tego spektaklu łatwiej jest zrozumieć, że Franz Kafka poprzez PROCES twórczy przechodzi PROCES autopsychoanalizy. Jego książka PROCES to nie tylko historia o braku bezpiecznej normalnści, ratunku, sensu. Tylko pisanie pozwala się Kafce wyrazić, znieczulić, uwolnić. Umożliwia rozpoznanie siebie i świata, osłabia frustracje, lęki, wykorzystuje niszczące z nim starcie.  Po spektaklu w pamięci pozostaje dominujący brak dialogu- jedynie siłowe tyrady Ojca, Felicji, Gretty, traumatyczne milczenie Franza, enigmatyczne wypowiedzi Matki, brak bliskości- jedynie ojcowska tyrania, matczyna bezsilność, do kobiet Franza czysto instrumentalne, fizyczne pożądanie, brak więzi-jedynie chłodna, cicha, zdystansowna obecność. W realnym życiu Franz nie potrafił komunikować prawdziwych uczuć, pragnień, potrzeb. Pozostaje  przestraszony, niezdecydowany, wycofany. Jedyną jego ważną wypowiedzią  stała się twórczość jako PROCES zrozumienia niezrozumiałego.  Ojciec jednak nie chce czytać jego książek. Niewiele osób go rozumie. Franz pisze o sobie, dla siebie.  Wydaje się, że nie zależy mu na tym, by jego dzieła przetrwały. Jednak nie potrafi ich zniszczyć, spalić, bo byłoby to całopalenie. 

Spektakl  Wojciecha Urbańskiego konsekwentnie nakręca sparing  biologii, fizyczności, materii z metafizycznym pragnieniem zaspokojenia. Ilustruje bezowocne poszukanie równowagi, bo nie prowadzi ono do harmonii między duchem i ciałem, rodziną i Franzem, prozą życia i przymusem pisania, które pozostają do końca w oczywistej opozycji. Rozczarowanie, niedosyt, łaknienie jest paliwem twórczości. Poddanie się jej, jeśli nawet bolesne, zatrzymuje czas, przynosi ukojenie. Rozładowuje napięcie. Tworzy profetyczne wizje. Spektakl otwiera sen Franza, w którym jako dziecko chowa się w szafie, a może zamykany jest w niej za karę. Ojciec przygotowuje szafę jako miejsce umożliwiające przetrwanie rodziny.W czasie II-ej wojny światowej szafa była dla Żydów kryjówką.  Szafa to schronienie, miejsce odbywania kary, krzyż, symbol mieszczańskiego życia, syzyfowy kamień, którego nie ma siły nieść Franz. Ucieka przed tym. Jak od wszelkich zobowiązań. Przemyka też w spektaklu temat zezwierzęcenia człowieczeństwa-przywołano obraz Józefa.K, zabijanego jak pies, bolesne skowyczenie psa w mieszkaniu Grety- co jest rezonującym echem Zagłagy ale dziś może przynieść równie katastroficzne konsekwencje.

Trudno jest zrozumieć artystę. Zaakceptować jego styl życia. Szczególnie gdy jest się jego bliskim. Robert T. Majewski stworzył  wyjątkowo złożoną, bardzo wiarygodną figurę Ojca. Przejmująca troska, rosnący niepokój o dziecko to wymiar rodzicielskiego uczucia zaklętego w oskarżeniach, wyrzutach, emocjonalnym szantażu, demonstracji niezadowolenia.  Prostego, zapracowanego, walczącego o przetrwanie rodziny człowieka, którego niedojrzałość syna czyni surowym, zimnym, despotycznym tyranem fundującym dziecku nie miłość a traumę braku akceptacji, spuściznę odrzucenia. Ojciec jest rozczarowany, rozżalony. Nie rozumie jego zachowania, nie wierzy w słuszność jego wyborów, nie widzi sensu w podejmowanych przez niego decyzjach. Nie jest dla Franza wsparciem. Z niewiedzy, z nieumiejętności, z niezgody i nieświadomości. Jakby nie zdawał sobie sprawy, jak destrukcyjny wpływ ma na syna. Gorycz zawodu, siła bezradności Ojca wzbudza u Franza poczucie winy, wyrzuty sumienia.To rodzi ogromny, obezwładniający lęk u obu, bo jeden i drugi, z różnej perspektywy przeczuwają nadciągającą apokalipsę. Ojciec Roberta T. Majewskiego to nie gromowładny Bóg Ojciec Tadeusza Łomnickiego/DIE FALLE w reż. J. Grzegorzewskiego /, zdesperowany Rodzic Marka Walczewskiego/telewizyjna rejestracja sztuki z Teatru STUDIO w reż.J. Grzegorzewskiego/ ale bezsilny ojciec, który próbuje przemówić do rozsądku dziecku, dając na wzór swoje doświadczenie i wiedzę o świecie. Robi to bardzo nieudolnie. Bez autorytetu, siły przekonywania, w swej nachalności, natarczywości jest żałosny. Przy innej osobowości syna, łatwy byłby do zignorowania. 

Może jest to też współczesna wersja ojca, który nie umie komunikować się z własnym dzieckiem. Paraliżuje i prowokuje go stosując archaiczne metody narzucania własnej woli, co pogłębia tylko dystans.  Ta nieporadność ojcowskiego wychowania- utyskiwanie, złośliwe uwagi, wyjadanie z talerza syna ale też pełna goryczy relacja o upokarzających przechwałkach szewca, niedoszłego teścia Franza-przeradza się w niszczącą syna frustrację, brutalną w konsekwencji obojętność tym mocniej odczuwalną gdy Ojciec z ostentacyjnną atencją traktuje Matkę. Ale Matka Marty Król też jest ofiarą.  Przepracowana, zmęczona rezygnuje z wszelkiego oporu, każdej walki. Całkowicie podporządkowuje się mężowi, pracy, obowiązkom. Rodzinie. Krucha, słaba wzbudza litość, choć i złość, że jest niemym świadkiem upokarzania syna. Zupełnie innymi kobietami są Felice Lidii Pronobis, Greta  Anny Szymańczyk czy Ottla Karoliny Charkiewicz. Silne, wyraziste, niezależne walczą,  świadomie akceptują swój los. Jasno artykułują czego chcą, dokąd zmierzają. Potrafią sprzeciwić się patriarchatowi, choć nie znaczy to, że będą szczęśliwsze od Matki. To bardzo dobre role. 

Rodzina uwięziona jest w przestrzeni statecznego, dziedziczonego z pokolenia na pokolenie  stęchłego starością, zużyciem mieszczańskiego wnętrza. Ciężkie, toporne meble, przygnębiajacy brak światła, mimo bieli obrusa, pościeli, pozbawiają nadziei na uwolnienie się od tej złudnej małej stabilizacji. Tłamszonej jeszcze przez majaczące po ścianach obrazy widma. Wydaje się, że nic się tu nigdy nie zmieni, że nikt nic tu nie zmieni. Chyba, że w niespokojnych snach, w twórczej wyobraźni, w proroczych wizjach. Historia się jednak prędzj czy później powtarza, z innymi bohaterami, w trochę innym, choćby takim jak dziś kontekście.

Kontynuacja stylistyczna udanego FATALISTY, wierność autorowi, dyskretna, aczkolwiek znacząca koncepcja reżyserska kładąca nacisk na wagę relacji międzyludzkich, rolę sztuki w procesie samopoznania, bardzo dobra gra aktorska całego zespołu, to mocne atuty spektaklu, który ogląda się z dużym zainteresowaniem. Może dlatego, jak sugeruje Tadeusz Różewicz, że podobnie jak Franz Kafka, rodząc się wpadamy w pułapkę biologii, pułapkę historii. I też szukamy sposobu, by zrozumieć stary XX i ten nowy wspaniały XXI wiek, w nim /bezwarunkowo:)/ wolnych, /koniecznie:)/ szczęśliwych siebie. Sztuka stwarza takie możliwości. Czyni cuda. Może objąć nas w ciszy słów, bez zbędnych gestów, jak Franz swego Ojca, jak Ofiara Oprawcę w ostatniej tego spektaklu, niekoniecznie upadku, klęski, niebytu a zrozumienia, przebaczenia, miłości scenie. 





PUŁAPKA TADEUSZ RÓŻEWICZ
Reżyseria - Wojciech Urbański 
Scenografia i kostiumy -Joanna Zemanek
Opracowanie muzyczne- Wojciech Urbański (Rysy) 
Reżyseria świateł Paulina Góral
Projekcje - Stanisław Zaleski

Występują: Michał Klawiter (Franz), Lidia Pronobis (Felice), Karolina Charkiewicz (Ottla), , Robert T. Majewski (Ojciec), Anna Szymańczyk (Józia / Greta) i Marcin Stępniak (Sprzedawca / Max).

Fot. K.Bieliński

Premiera 12 listopada 2021r.