wtorek, 10 czerwca 2014

KRÓL LEAR WILLIAM SZEKSPIR TEATR POLSKI w WARSZAWIE



>>Andrzej Seweryn gra znakomicie. Kreując postać głównego bohatera dobitnie pokazuje, jak straciwszy wszystko, na dnie swej nędzy stary król przechodzi przemianę. Mimo obłąkania, a może dzięki niemu, zaczyna wreszcie dostrzegać i cenić prawdziwe wartości tego świata. Jarosław Gajewski, świetny w roli Błazna, swym dowcipem, ciętym językiem i mądrością rozświetla nieco mroczną aurę tragicznych wydarzeń. Jest doskonały! Obok niego trzy kobiety, trzy aktorki: Anna Cieślak jako Regana, Marta Kurzak – Goneryla, Lidia Sadowa - Kordelia, jedyna pełna dobroci, uczciwa i kochająca córka Leara. Każda z nich jest inna, o innym, jak chciał Szekspir, temperamencie; wszystkie prezentują bardzo dobry warsztat aktorski. Paweł Ciołkosz, jako prawy, a i nie pozbawiony gwałtownych emocji szkocki Książę, ujął mnie swoją grą i interpretacją postaci. Jerzy Schejbal, wcielający się w postać Hrabiego Gloucester, czasem tak bliski Learowi, w wielu chwilach jest jeszcze bardziej niż on przytłoczony niezawinionym cierpieniem. Tworzy bolesny obraz tragicznej miłości ojcowskiej i wierności!<<
Anna Czajkowska, Teatr Dla Was, 29.04.2014/ przedruk z Facebooka/.

Ten panegiryk wskazuje dobitnie, jak błądzi sztuka interpretacji reżyserskiej, aktorskiej i recenzenckiej, wespół zespół. A wykonawcy i odbiorcy sztuki, jak owce, podążają za przewodnikiem stada, nie tym co trzeba. Bo, ani za tym, co jest w tekście, ani za spójną interpretacją tego tekstu, której w spektaklu nie ma. Przekonującą, wiarygodną. Ani więc za Szekspirem, ani za teatralną propozycją wizji świata i motywacji bohaterów na tu i teraz dla nas.

Jeżeli tak jest, jak czytamy wyżej, to oglądamy historię głupca, któremu jakimś cudem udało się zbudować skomplikowany system polityczno- społeczny, kierować potężnym królestwem, złożonym organizmem administracyjnym, pozyskać mądrych, oddanych współpracowników, którzy nie opuścili go w niedoli, chwilach najtrudniejszych w życiu. Rzeczywiście Lear musiał nie znać się na mechanizmach władzy, na ludziach, nie znać najbliższych, by podejmować tak idiotycznie kuriozalne decyzje/np.:podział królestwa, abdykacja, ukaranie Kordelii/ . Nie wierzę w przemianę i to u starca tak konsekwentnie nieumotywowaną. Obłąkany widzi prawdę o świecie? Jego prawdziwej wartości? Całe życie zmarnował, żył w iluzji. Ale ta iluzja pozwalała mu budować. Obłęd zmiótł , co stworzył. Dla iluminacji. A ta go uśmierca. Znaczy to, że musimy się świadomie wpędzać , fundować sobie stan zidiocenia, by dotknąć prawdy. Programować uświadamianą sobie prawdą samobójstwo. I rzeź niewiniątek. Wszystkich wokół. A na dodatek tych, których najbardziej się kocha. To fałszywa teza prowadząca do błędnego wniosku.

Cierpienie Gloucestera nie jest niezawinione. Obraz jest żałosny, choć najbardziej przekonujący ze wszystkich. Wzbudza empatię, litość. Ale i złość, że tak łatwo wzbudzić można w starym głupcu wątpliwości co do prawości prawowitego syna. Te cieplejsze uczucia wzbudza nie interpretacja postaci ale gra aktorska Jerzego Schejbala. Tylko i wyłącznie. To za mało, by uratować całość tego wątku. Za mało.

Aktorstwo pozostałych? Cóż z tego, że tekst jest wyraźnie wyartykułowany, słyszalny? Tylko tyle? Andrzej Seweryn zrezygnował na szczęście z epatowania nadekspresją aktorskich środków przekazu. Gra tym razem naturalniej, powściągliwiej, oszczędniej. Zszedł z koturnowości. Cóż z tego? Jeśli brak konsekwentnego, wiarygodnego portretu psychologicznego LEARA, a jego historia to ser z dziurami. Więcej dziur niż istoty rzeczy.

Jarosław Gajewski to zjawisko samo w sobie. Od dawna. Zauważyliście chyba? Ale problem w tym, że jak się ktoś w tak wybitny sposób wyróżnia, zindywidualizował, to zagłusza wszystko i wszystkich wokół. Kontrastuje z miernotą sceniczną, niedopracowaniem, brakami, sztucznością pozostałych. I w jakiś przewrotny sposób jest dowodem na słabość całości. Tak to już jest. Wtedy z całego oglądu sztuki pozostają nam ochłapy, namiastki, ślady, wyobrażenie, jak w istocie mogłoby być dobrze a jest, niestety, źle.

Podobnie jest z oprawą drugoplanową-scenografią, projekcją, kostiumem, muzyką, światłem, ruchem scenicznym- która wysuwa się na pierwszy, główny plan w tym spektaklu. Monumentalna, przytłaczająca, imponująca. Zwodzi, bo w sposób sugestywny usprawiedliwia działania ludzkie, łagodzi lub uniemożliwia ich właściwą ocenę. To znaczy, że wypacza a nie podkreśla rozumienie istotnych sensów, głównego przesłania sztuki. Dowodzi bowiem, że człowiek z naturą nie wygra. Musi się jej podporządkować. To ona gra pierwsze skrzypce, nadaje ton. Człowiek jest słaby, bezwolny, niedoskonały. Cokolwiek robi i tak w zderzeniu z siłami natury/ też ludzkiej, systemu/ polegnie. W tym wypadku, to co miało wzmacniać przekaz, osłabia go. Choć jest to krajobraz teatralny piękny, uwodzący, pociągający, bogaty. Niezwykły. Jak tsunami, które niszczy. Bo nie uzasadnia, nie buduje, nie potęguje. Zagłusza. Dominuje. Przytłacza. Krajobraz środków scenicznych niekompatybilny z krajobrazem ludzkim. Przerasta go, przenicowuje, podporządkowuje, wchłania w swoją strukturę natury.

To przedstawienie ma wiele do zaoferowania: wyraźnie, słyszalnie wybrzmiały , doskonale przetłumaczony tekst Szekspira, poprawnie zagranego LEARA, świetnie błazna i Gloucestera, bardzo ciekawą, mocną, imponującą oprawę sceniczną. Udział lwiej części zespołu Polskiego. Ale ma brak podstawowy, fundamentalny. Brak tu koncepcji, interpretacji, rozumowania logicznego, sensownie budującego emocje, postawy bohaterów tragedii. Tragedii samej nie ma. Bo to, co jest, to historia niezrozumiałych, nieuzasadnionych decyzji, reakcji nierozpoznawalnych, niejasnych, nielogicznych, niespójnych portretów rodziców i ich dzieci, tych, którzy mają władzę i tych , którzy są jej podporządkowani. Brak więc dramatu. Reżyserii. Aktorstwa, które gubi się, jest po prostu złe a mogłoby przecież wynagrodzić brak wizji świata. Naszego świata. Bo przecież Szekspir na pewno ją w swej sztuce zawarł. I to nieprawda, że brakuje nam do niej kodu dostępu. To artystom go zabrakło. Nie potrafili go rozszyfrować. Nie potrafili uruchomić tej wspaniałej szekspirowskiej maszyny odsłaniającej nam mechanizmy ludzkich wyborów, motywacji, działań. A w nas uruchamiającej empatię, emocje, uczucia.

W efekcie mamy się cieszyć samą obecnością KRÓLA LEARA na deskach scenicznych Warszawy. Musimy się cieszyć trafionymi elementami jego inscenizacji. Ale sami , znów sami musimy szukać tego, co najważniejsze. Sensu. Emocji. Przeżycia. Tego, co czyni teatr wyjątkowym, szczególnym, niezwykłym. W rzeczywistym czasie oferujący żywe, bezpośrednie, czynne testowanie, doświadczanie, ogląd działania ludzi i świata.

To my, widzowie, bronimy tej inscenizacji a nie ona samą siebie. Tęsknimy do jasnego, wyrazistego przekazu. Do piękna sztuki. Zarówno w sferze wizualnej, jak i tekstu przekazu. A przede wszystkim pragniemy przeżycia silnie umotywowanego, klarownego, zrozumiałego. Estetycznie czystego. Które nas uczy, buduje i dobrze nastraja. Jesteśmy w stanie wiele wybaczyć, na wiele mankamentów zamknąć oczy, by tylko poczuć wspólnotę wysiłku i celu w dążeniu do prawdy, w poszukiwaniu sensu, w czerpaniu przyjemności z kontaktu ze sztuką. Chyba tak to działa. Tęsknota za komunikacją z artystami uniosła publiczność do standing ovation. W nadziei, że następnym i następnym razem będzie lepiej, jaśniej, piękniej. Dla zachęty.

Pójdę raz jeszcze na to przedstawienie. I może kolejny raz. Poczytam Szekspira. Może się mylę. Bo rzeczą ludzka jest błądzić i szukać. Dociekać. Sam proces jest wart wysiłku. Niesie sens. Daje satysfakcję. Pobudza myślenie i czucie. Szekspir to doskonały przewodnik, przyjaciel, artysta. Nieśmiertelny. Inteligentny. Mądry. Dowcipny. Błyskotliwy,.........IDEAŁ.


Myślę, że KRÓL LEAR był zajebiście mądry, przebiegły, przewidujący, świetnie znający ludzi. Władza, intryga, manipulacja, symulacja, to jest to, co go kręciło. W końcu zbudował, zdobył piękne, potężne królestwo. A że był stary? To słowo dziś nie istnieje. Mężczyznom, szczególnie z władzą w tle, wiek nigdy nie przeszkadza, by osiągnąć cel. Mylił się, błądził? Może tak, może nie. A poza tym, kto nie błądzi i nie myli się , niech rzuci kamieniem. Kochał ludzi i władzę. Kordelię kochał najbardziej, więc najdotkliwiej odczuł jej głupotę szczerości, naiwności, otwartości, bezbronności, która nigdy nie sprawdza się w życiu, cóż dopiero w polityce, w sprawowaniu władzy! Chciał jej dać ostatnia lekcję, chciał jej dać nauczkę. Ukarał ją jak dobry ojciec, który widzi, że dziecko z takim systemem wartości nie poradzi sobie w życiu. Jej śmierć jest bezsensowna? Dlaczego? Może jednak nie.

Do końca chciał żyć ekstremalnie mocno. To typ hazardzisty, pokerzysty, wytrawnego gracza. Panować, nad sobą i innymi, w sytuacjach granicznych. Ostatecznych. Sprawdzać, ryzykować. Tylko wtedy, na krawędzi życia i śmierci można czuć, czuć, czuć najmocniej, najintensywniej, najbardziej ekstatycznie. Znacie to uczucie? Gdy nie chcemy pójść na kompromis, mieć ciastko i zjeść ciastko. Starość to nie synonim głupoty, otępienia, zidiocenia i uwiądu wszystkiego. Ta starość, Leara starość, to zmyłka. Jest najbardziej witalnym, twórczym okresem jego życia. Powiecie, prowadzi do szybkiej śmierci? Wymażcie słowo śmierć ze słownika. Przecież od dawna nie istnieje. I tak dalej....Na przykład to, że chciał zobaczyć, chciał już teraz, natychmiast sam przeżyć to, co nastąpi po jego śmierci. Poza tym pamiętać trzeba, że Szekspir dużo, bardzo dużo napisał, odkrył o zdobywaniu, dążeniu do władzy z najbardziej krwawymi, bezwzględnymi kosztami w pakiecie. Nie mógł się ograniczyć tylko do tego. Poszybował dalej i dalej. Sięgnął po temat, gdy władzę trzeba oddać i co się dzieje potem... To typ w moim stylu. Ten artysta. Nie może się zatrzymać, musi przećwiczyć wszystko, co mu przyjdzie do głowy. Mądry był. O tym głównie trzeba pamiętać. Mądry, bardzo mądry, jak dobry ojciec, dobry przyjaciel, dobry pedagog, lekarz. Nie odpuszcza. Walczy, ćwiczy, doświadcza. Gubi wątki, zamydla nam oczy, niejednoznacznie charakteryzuje a jednak nie opuszcza nas i prowadzi przez meandry życia i śmierci. Miłości i zdrady. Władzy. Pożądania. Bólu. W różnorodnej palecie odsłon. Taki był zajebiście mądry, przebiegły, przewidujący, świetnie znający ludzi i świat. Jak on musiał kochać życie! A więc i ludzi, i ten pokręcony świat.


Lear to pewnie jedna z jego ról, twarzy, symulacji. This is his design. For us.  Forever. 

Jacek Sieradzki o aktorstwie Andrzeja Seweryna i tej części zespołu aktorskiegoTeatru Polskiego, grającego w  KRÓLU LEARZE w SUBIEKTYWNYM SPISIE AKTORÓW TEATRALNYCH. EDYCJA DWUDZIESTA DRUGA./http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/188016.html/
"Andrzej Seweryn [mistrzostwo]
Jest w wieku i kondycji, kiedy jeszcze może, farbując na biało włosy i lepiąc brodę, dźwignąć Leara; tradycja mówi, że aktorzy, którzy czekali z tą rolą, aż osiągną podeszły wiek, nie dawali potem rady fizycznie. Jest przy tym w tak dobrej formie, że nie musi udowadniać technicznego panowania nad całą kubaturą Polskiego; może grać piano. I to jest Lear piano, Lear ściszony we wszystkich fazach: od pyszałkowatego dzielenia królestwa, przez wściekłe wycie zranionej dumy, przez odkrywanie względności fundamentów egzystencji, upokorzenie i pokorę, aż po dyskretne dojrzewanie do śmierci. Rola doskonała, aliści dyrektor teatru, wyglądając spod charakteryzacji aktora, mógłby ponad ramieniem Jacques'a Lassalle'a dostrzec z niepokojem, że drugoplanowe role widowiska w ogóle nie zostały skonstruowane, brzmią głucho i konwencjonalnie, niekiedy wręcz jak przedpotopowa deklamacja. A przecież komparseria współbuduje główną rolę; stary teatr powinien to wiedzieć. "

Jacek Sieradzki ma rację. Technicznie, kondycyjnie Andrzej Seweryn wygrywa rolę doskonale. Koncepcyjnie, intelektualnie jest pusta. Emocjonalnie też wyprana z wszelkich nowych emocji. Każdy stan oddzielnie jest zrozumiały, czytelny ale nie składa się w powalający, mistrzowski całokształt dramatyczny. Do tego stopnia, że jest obojętny, osłabiony emocjonalnie, intelektualnie płytki i nielogiczny. Szkoda. Szkoda potencjału wielkiego aktora. Szkoda jego gotowości, ambicji i doskonałego przygotowania. Ale to za mało. Za mało na wartość dodaną sztuki, która w tych okolicznościach nie miała szansy się pojawić. Andrzej Seweryn jest wydolny, jest gotów zagrać Leara. Musi tylko wiedzieć, czuć, zgodzić się na Leara, który będzie konsekwentnie spójny i wiarygodny. Takim Learem Andrzej Seweryn nie jest. Szkoda. Choć jest jeszcze szansa/Spektakl jest na afiszu/. Gdyby tylko wiedział, jak to zrobić. Jak dotrzeć do Leara i mądrego, i świadomego świata, siebie, dzieci. Leara silnego, którego jego własny los nie zaskakuje a jedynie sprawdza, bo jest przemyślanym wyborem. Leara absolutnie konsekwentnego, zdystansowanego, podejmującego bardzo trudne, ryzykowne decyzje, których skutki przewidział a znajdzie siłę, by je znieść. Lear w tym swoim podziale królestwa dokonuje ostatecznego sprawdzenia siebie, swojego sukcesu i jest świadkiem, jak dają sobie z ta jego decyzją ci, których kocha najbardziej. Chce to przeżyć do końca. Żyje i umiera w wyniku własnych decyzji i na własnych warunkach, doświadczając ekstremalnych stanów świadomości. Plan ma genialny-sprawdzenie dojrzałości dzieci, wyodrębnienie przywódcy, jedność państwa-Kordelia na powrót jednoczy królestwo, wszak przybywa sama do Brytanii z Francji, staje się wojownikiem zdecydowanym, silnym, wiedzącym, czego chce- lub trzech silnych królestw tylko, jak to w życiu bywa, nie wszystko jest w stanie przewidzieć. Jest tylko człowiekiem. Wielkim człowiekiem. Ale nie bogiem panującym nad absolutnie wszystkim i wszystkimi. Jednak Lear spróbował. Poddał siebie, wszystkich wokół, okrutnej próbie. Przegrał ale w jakim stylu! Przeżył własna klęskę, miał tego świadomość. Ale spróbował , spróbował żyć do przodu, mądrze, wbrew niezrozumieniu otoczenia Chciał i mógł kształtować świat i ludzi, dopóki miał taką możliwość. Właściwie niewiele brakowało, by mu się udało. Niewiele. A więc Lear w czasie najtrudniejszej próby. Kiedy ryzykuje wszystkim. Absolutnie wszystkim, co najważniejsze indywidualnie i zbiorowo. Monarcha do końca walczący o swe królestwo. Ojciec pośród swych dzieci. Tyle sprzecznych ról. Jeśli nie zejdziemy do głębi, nic nie zrozumiemy. Lub będziemy prześlizgiwali się po powierzchni gry pozorów podsuwanych przez Szekspira, błądzącego reżysera, niezdecydowanych, źle poprowadzonych aktorów. Lear, tak go widzę, jest tytanem mądrości i siły dojrzałości, który przegrał z przypadkiem, zbiegiem okoliczności, który uniemożliwił mu przeprowadzenie planu. Stąd dramat człowieka. Stąd dramat władzy. Potencjał- realny, możliwie potężny- w zderzeniu z banałem decydującego przypadku niemożliwego do przewidzenia lub zawsze możliwym brakiem szczęścia. 

Tego zabrakło Andrzejowi Sewerynowi. Spójnego portretu psychologicznego Leara. Brak koncepcji całości reżysera. Fatalna/z wyjątkami/ gra pozostałych członków zespołu, których postaci nie podbijają puli dramaturgicznej siły a ją destrukcyjnie rozbijają. Jedno oddziałuje na drugie/koncepcja, gra, pomysł interpretacyjny/. Powoduje spłaszczenie, sprymitywizowanie poszczególnych figur dramatu tak, że osłabia to wymowę spektaklu. Pozostają namiastki, strzępy stereotypowych tropów, dawno już rozpoznanych motywacji, oczywistych skutków. Banał, oczywistość. Nieścisły, niespójny, przerysowany, nadekspresyjny, schematyczny przekaz. Cóż z tego, że piano? Piano trywializuje dramat władcy, królestwa i rodziny do geriatrycznych, indywidualnych problemów egzystencjalnych zwykłego człowieka. Piano.

Jednak na poziomie uproszczenia na tyle wyrazisty i jasny, że przez publiczność jest łatwo rozpoznawany i akceptowany. Może zbyt łatwo.Widzowie utwierdzają się w tym, co już sami dobrze wiedzą, co sami dobrze znają. Ale nie uczą się niczego nowego.Nie targa nimi żadne nowe uczucie, żadna nowa emocja. Tylko współczucie i empatia do głupiego, starego człowieka, który sam sobie jest winien. Okrutny świąt pożerający słabszego. Niewdzięczne dzieci. Skupione na sobie. Samolubne, małoduszne, głupie. Niedostatecznie przebiegłe. Niedostosowane, nieprzygotowane do samodzielnego życia, władania królestwem podanym na złotej tacy. A jednak uderzające w jeszcze słabszego, jak im się wydaje. Pokora po upokorzeniu? Nonsens. Jeśli kocham, nie znam upokorzenia. Jestem stary? Wiem, że w każdej chwili mogę umrzeć. Przygotowuje się  do tego przez całe życie a nie w jego schyłkowym, najbardziej czułym na słabość okresie.  Przed śmiercią nic człowiek mądry  już nie odkrywa, zwłaszcza podstaw, fundamentów względności egzystencji. Wszystko w tej kwestii jest jasne, oczywiste, już bardzo dobrze znane. Naiwność, zaskoczenie, oburzenie w tym wieku jest tylko grą pozorów, zmyłką. Chcę wierzyć, że Lear był wytrawnym graczem, pokerzystą. Miał klasę i talent. Wyobraźnię i doświadczenie. Mądrość. I płynącą z osobowości siłę. Moc doświadczenia i wiedzy. Sprytny, stosujący kamuflaż, blef dobry ojciec, doskonały władca.

W tej rozbuchanej  inscenizacji forma jest gotowa na przyjęcie treści. Lecz tu zaczyna się problem. Treść oczywiście jest w tekście dramatopisarza. Ale brakuje takiego reżyserskiego i aktorskiego rozłożenia akcentów, znaczeń, interpretacji indywidualnej nam współczesnej, by Lear zaskoczył wizją nas samych, tchnął nową siłą przekazu. Starej treści o nowej wymowie. Nie jesteśmy już jacy tacy. Mieliśmy Łomnickiego. Co tam, ciągle, nadal w sobie mamy. Mieliśmy Holoubka. Co tam, ciągle, nadal w sobie mamy. Mieliśmy Zapasiewicza. Co tam, ciągle, nadal w sobie mamy. 
Nagradzamy w standing ovation Leara Andrzeja Seweryna, ale  wyje w nas uwięziony potencjał niewyzwolonego Leara, Leara na miarę naszych czasów, naszych potrzeb, ambicji i oczekiwań. Pamięci.Świeżej, młodzieńczej, żywej o tym, czym sztuka aktorska o randze mistrzowskiej jest, może być. Ta tęsknota za wielkością, która jest przecież w zasięgu możliwości Andrzeja Seweryna, rodzi niedosyt, rozczarowanie, dalsze cierpliwe oczekiwanie. Powodzenia.




.
KRÓL LEAR Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana w Warszawie

Autor:William Shakespeare
Przekład:Stanisław Barańczak
Reżyseria:Jacques Lassalle
Scenografia:Dorota Kołodyńska
Kostiumy:Dorota Kołodyńska
Reżyseria światła:Mirosław Poznański
Muzyka:Mirosław Jastrzębski
Projekcje:Mikołaj Molenda
Asystent reżysera:Anna Skuratowicz
Współpraca scenograficzna:Arkadiusz Chrustowski
Układ walk:Przemysław Wyszyński
Charakteryzacja:Dorota Sabak
Inspicjent :Katarzyna Bocianiak
OBSADA:

Król Lear :Andrzej Seweryn
Goneryla :Marta Kurzak
Regana :Anna Cieślak
Kordelia :Lidia Sadowa
Król Francji, Asystent lekarza, Herold :Maksymilian Rogacki
Książę Burgundii, Posłaniec, Żołnierz :Piotr Bajtlik
Książę Kornwalii :Marcin Kwaśny
Książę Szkocji :Paweł Ciołkosz
Hrabia Gloucester :Jerzy Schejbal
Edgar :Krystian Modzelewski
Edmund :Krzysztof Kwiatkowski
Tomasz Brzostek
Hrabia Kent :Piotr Cyrwus
Oswald :Szymon Kuśmider
Błazen :Jarosław Gajewski
Starzec :Krzysztof Kumor
Lekarz, Żołnierz :Antoni Ostrouch
Rycerz :Adam Biedrzycki
Kapitan, Pierwszy sługa Księcia Kornwalii :Marcin Jędrzejewski
Drugi sługa Księcia Kornwalii, Asystent Herolda :Przemysław Wyszyński
Trzeci sługa Księcia Kornwalii, Posłaniec :Dominik Łoś
Towarzysz Króla :Henryk Łapiński
Stefan Szmidt
Posłaniec, Żołnierz :Wojciech Czerwiński
Żołnierz :Sławomir Głazek
Asystent lekarza, Żołnierz :Fabi

niedziela, 8 czerwca 2014

CIENIE. EURYDYKA MÓWI: Elfriede Jelinek, Maja Kleczewska, IMKA



Takie czasy. Wszystko, co do tej pory milczało, przemówiło a nawet krzyczy. Jakby możliwość wydania z siebie głosu stanowiła argument miażdżący dotychczasowe normy, zakazy, kanony. Wszystko, co ukryte, wypełza. Jakby samo istnienie było przyczynkiem do zamanifestowania tego istnienia. Pierwotnym powodem. Samym w siebie. Takie czasy. Wszystko, co obsceniczne zdobywa scenę. Podbija oglądalność. Potrzebujemy mocnych wrażeń. Wstrząsu. Szturchnięcia. Dźgnięcia. To pewne. Byle co nas nie ruszy. Nie wzruszy. Nie zainteresuje nawet. Nie obejdzie. Wszystko, co inne, odmienne, obce naznacza dziś głównego bohatera sztuki. Jakby chciało nadrobić zmarnowany mu czas. Utracony. Zawłaszczony. Zepchnięty w cień. Wszystko, co ułomne, słabe, nadwrażliwe wdziera się na piedestał, pierwszy plan. Gdy już wszystko było, nic pozostaje. Do przepracowania. Obrobienia. Przekazu. A porządku miejsce dla równowagi, sprawiedliwości,  zadośćuczynienia, chaos zajmuje. Zmysły zwodzi,  w umyśle miesza, wybija z orbity przyzwyczajeń, schematów, standardów, stereotypów. Takie czasy.

Musimy wszystko komplikować, zapętlać, utrudniać. Prostota precz, jasność precz. Nawet w świetle wzmocnionym, spotęgowanym. Mamy czas naporu niczego. Bezładu, pomieszania wszelkiego. Chaosu. Cienia wartości. Cienia istoty rzeczy. Cienia życia. Pogoni za iluzją, mirażem.

Eurydyka, kim była? Cieniem Orfeusza. Milczącym, pięknym, nadwrażliwym dziwolągiem, bo kobietą/nimfą/ zakochaną. On był gwiazdą, pomazańcem talentu, sukcesu i sławy. Ona jego cieniem. Orfeusz był życiu przeznaczony, ona śmierci, cieniowi życia. Jakby to nie był jeden byt, a dwa zupełnie równoległe, biegunowo przeciwstawne, różne. Orfeusz mógł wszystko, ona nic. Bo nic była, niczym wypełniona. Orfeusz ją wyrwał śmierci lecz życia w niej nie było. Nie przelał w nią swojego, bo był zapatrzony w swoje. To nie miłość do Eurydyki Orfeusza motywowała lecz jego miłość własna, pycha, pewność siebie. On stanowił o sobie, ona nie umiała. Nic nie stanowi o sobie. I nie wierzy w siebie. To on łamał zakazy, ona się im tylko podporządkowywała. Bezwolnie, ulegle, gładko.

Wszystkie Eurydyki.  Odbicia Orfeusza. Odbicia świata. Jego aspiracji i potrzeb. Eurydyki nie żyjące własnym a odbitym, iluzorycznym życiem. Martwym ze swej natury, przeciwnym ich naturze. Nie może już nigdy, raz ukształtowane, uratowane, być inne czy żywe. Pozostanie marną karykaturą pierwowzoru, nieudolną podróbką, plagiatem, obrazem iluzji. Projekcją oczekiwań, pragnień zmyślonych, urojonych. Nigdy krystalicznym , osobnym, niezależnym oryginałem. Albo cudownym, naturalnym dopełnieniem. Przyczyną, motywacją, uzupełnieniem. Drugą połówką jabłka. Na pewno nie kontynuacją. Orfeusz na to nie pozwoli. Jest zbyt zachłanny. Zbyt zadufany w sobie. Zbyt wpatrzony w siebie. W miłość do siebie. W swoją moc, siłę.

Eurydyka jest, bo jest. Nie ze względu na siebie samą, ale ze względu na Orfeusza. Jest mu potrzebna do potwierdzenia jego, bo nie jej pozycji, możliwości, wartości. Orfeusz idzie po Eurydykę do Hadesu nie dlatego, że on ją kocha ale dla celu wydawać by się mogło niemożliwego do zdobycia a sukces jest w zasięgu jego możliwości. To wyzwanie jest jak sport ekstremalny. A gdy już osiąga cel, potrzebuje potwierdzenia. Orfeusz myśli o sobie. Wie, że nie może się obejrzeć, a jednak robi to. Dlaczego? Jest zbyt pewny siebie. Daje się ponieść glorii swojego sukcesu. Narcystycznemu imperatywowi wewnętrznemu ukształtowanemu przez świat zewnętrzny. Potrzebuje i nie potrzebuje Eurydyki. Po tej będą następne, kolejne. Imitacje, odpryski, błyski stymulujące, potwierdzające jego, idola, status quo. Z resztą , im więcej cieni, tym lepiej. Tym większy sukces, hałas, chaos.

Eurydyka, kobieta. Cień życia. Nie samo życie. Fantazmat, pozór, odbicie. Eksponat. Zwierzę doświadczalne. Wykorzystywane. Ukształtowane na obraz i podobieństwo pana. W hermetycznym zamknięciu. Pomieszczeniu. Cywilizacyjnym splątaniu. W więzieniu. W laboratoryjnych warunkach. Absolutnie sztucznych, wydumanych. Iluzorycznych, wykreowanych. Człowiek uprzedmiotowiony, całkowicie zależny, bo podległy. Uzależniony. Mentalnie zniewolony przez presję wymogów czasu i ludzi, którzy mają nad nim władzę.

Scenografia to krajobraz wewnętrzny. Kreacja komercyjna. Medialna. Współcześnie przez człowieka zaprogramowana PUSZKA PANDORY. Wydaje się być zamknięta szczelnie, skutecznie. Jednak obraz, dźwięk z jej wnętrza się uwalnia. I przekształca w odbicie nas samych, niby obserwatorów ale w gruncie rzeczy głównych uczestników, kreatorów tego piekła na ziemi.  Hades jest tu, nie ma więc sensu, nie ma mocy, która by kogokolwiek zeń wyzwoliła. Akwarium, puszka, piwnica, więzienie, struktura zamknięta jest pozornie bezpiecznie izolująca, pozornie wyodrębniona. To presja siedzących wokół niej kreuje zawartość. To świat zewnętrzny ustala zasady gry życia  pustką wypełnionego. Egzystencję bezmyślną, poddańczą, wpływową, pozbawioną ryzyka, odpowiedzialności, wartości. Pogoń za sztucznym tworem, iluzją zbiorowych zachwytów, pragnień, marzeń, dążeń. Bezsens takiego myślenia, działania. Wkręcający coraz to nowe, coraz młodsze rzesze, kolejne Eurydyki z zasobów następnych pokoleń. Sankcjonujący, konstytuujący, finansujący, motywujący armie niewolników. Absolutnie dobrowolnie wkraczających w mentalne zniewolenie,  akceptujących samo ubezwłasnowolnienie. System doskonały samonapędzających się cieni ludzi. Wampirów żyjących w cieniu innych, tych , którymi się żywią, napełniają.

Cienie zmultiplikowane. Eurydyki zwielokrotnione.Wachlarz opcji przystosowujący się do okoliczności, możliwości, propozycji absolutnie pustych życiorysów. Bezwolnych śladów podążających za trójwymiarową kolejną próżnią kariery. Zasysającą  otoczenie na tyle skutecznie, że w końcu staje się zjawiskiem  znaczącym, zastanawiającym. Idola tym razem. Znów idola. Widocznie, wszystko, co słabe żywi się silniejszym, ogrzewa w blasku gwiazdy sztucznie wznieconej, chce być choćby jej cieniem. Jedno bez drugiego zaistnieć nie może. Żywe bez cienia nie istnieje, nie jest uznawane za żywe. Cień sam z siebie i dla siebie samego też nie może istnieć. Konieczność, oczywistość, podsycanie tego związku jest niezbędna. Orfeusz tak czy inaczej musiał odzyskać Eurydykę. Choć na moment. Pan bez niewolnika, żywe bez cienia nie funkcjonuje, nie ma racji bytu.

To przedstawienie, performance, projekt jak  tytuł sugeruje, odnosi się do mitu o Orfeuszu i Eurydyce, który przetransponowany jest tu na relację idol fanki. Z tym, że to one dochodzą do głosu, do autoprezentacji, projekcji własnej natury. I jest to obraz zwielokrotniony, odbity, zmanipulowany, chaotyczny, bolesny, pusty. Bo taki w istocie jest. Obnażony, zdzierający warstwę po warstwie kulturowych, medialnych trendów, póz, mód, pseudokreacji, histerii, fanaberii wypaczających zdrową naturę człowieka. Obserwujemy wkraczanie cywilizacji w pustkę sztucznej, manipulującej rzeczywistości. Podejmowanie bez oporu albo zupełnie cynicznie gry z wirtualnym światem miraży, idiotyzmów, pseudowartości. Pseudożycie generujące pustkę egzystencjalną. Stąd nienasycenie. Niedowartościowanie. Dojmujące poczucie braku. Zagubienia. Łęku. Niskiej samooceny. Niepewności.

Songi Nosowskiej wchodzą w głębię, Eurydyki dotykają powierzchowności, zewnętrznego oglądu zjawiska. 

Nie udawajmy, że nie ma problemu. Że nie istnieje. Że jest nieistotny, błahy. Puszka Pandory nie jest szczelna. Nie może być. Sztuka uwalnia jej zawartość. Co z nią zrobimy, zależy od nas samych. Od naszej decyzji o statusie wartości, poziomie odpowiedzialności, od stopnia dojrzałości. Żywych i ich cieni. Nic o jednym bez drugiego. Nic zawartości niczego nie wypełni. Nie zaistnieje. A jednak działa. Funkcjonuje. Falami przepływa przez pokolenia młodych, buntujących się, błądzących, podatnych.

Spektakl pozwala zobaczyć,  przyjrzeć sięprzejrzeć. Czy cokolwiek wyłowimy z tego obrazu, z treści, nastroju zależy od naszego nastawienia, otwartości, panowania nad emocjami, przyzwyczajeniami i osobistymi fobiami, uprzedzeniami. To  jest nieprzyjemny, choć momentami zabawny, ogląd. Dlaczego w teatrze nas mierzi, wzburza, irytuje? Rzeczywistość go akceptuje, promuje. Zarabia na nim. Przyzwala na to, byśmy żyli życiem odbitym lub w cieniu wielkości, choćby fałszywej, chwilowej, pozornej, pustej. Taki styl reklamuje, z niego żyje, nim się wypełnia. Chcemy w nim uczestniczyć. Włączcie telewizor, internet, rozejrzyjcie się w miejscu pracy, nauki, sportu i wypoczynku. A nawet w teatrze.  Zalewa nas zidiocenie, skretynienie konstytuujące w nas strach przeradzający się w lęk przed wychodzeniem z cienia, z szablonu, z kanonu, z systemu. Bo tak bezpieczniej, spokojniej. Spektakl pokazuje to, co jest po drugiej stronie lustra. Powodzenia, jeśli starczy nam odwagi, jeśli stać nas na przedarcie się przez ten pozorny chaos strumienia inscenizacyjnego przekazu. Czy warto? Zawsze warto spróbować. Choćby po to, by przekonać się, w której strefie złudzeń jesteśmy. W którym rewirze zakłamania, zagubienia, błądzenia. W którym sektorze piekła rzeczywistości. Czy warto z niego się dać uwolnić. Przyzwolić na powrót na powierzchnię słodkiego, miłego ale cudzego, zafałszowanego kompromisem, konsumpcją życia. Powodzenia. Good night and good luck.

Pomysłowość inscenizacyjna/scenografia, światło, choreografia, muzyka, tekst/ , działanie i znaczenie pięknych songów Katarzyny Nosowskiej i Konrada Parola, wspaniała, bardzo, bardzo dobra gra aktorska zespołu , a zwłaszcza Karoliny Adamczyk i Michała Czachora, odwaga Joanny Drozdy grania kostiumem ciała , a zwłaszcza doskonałe wybrzmienie trudnego tekstu Elfriede Jelinek, to atuty budujące atrakcyjność tego przedstawienia. Odwaga reżyserki, producentów unieważniająca podjęcie ryzyka jego wystawienia to dodatkowa strefa cienia. Muszą  i  widzowie mieć odwagę zmierzyć się z tą próbą komunikacji artystów z nimi. Odwagę, wytrwałość i otwartość na kontrowersyjne środki przekazu. Albo przyjdzie przyznać, że nie stać ich na to. Bo takie czasy. Takie życie. W cieniu fałszu, prawdy też można przetrwać. Po prostu być. Odbiciem. Powidokiem. Iluzją. Złudzeniem. Niemą, ciemną stroną mocy. Ukrytą. Anonimową. Ale nigdy nie należy łudzić się, że wolną. Od czegokolwiek. Od kogokolwiek.



http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/184381.html
www.rp.pl/artykul/9147,1115794-Cienie--Eurydyka-mowi-z-Katarzyna-Nosowska.html
http://www.teatrdlawas.pl/recenzje/1806-pod-batuta-smierci
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/179980.html?&josso_assertion_id=894292C0F175729E
http://jacekrzysztof.blog.onet.pl/2014/06/03/big-brother-czyli-debilizm-postepowy/#comments
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/184552.html?fb_action_ids=823900127620671&fb_action_types=og.recommends&fb_source=aggregation&fb_aggregation_id=288381481237582
https://www.facebook.com/340125100823/photos/a.10152096838485824.1073741856.340125100823/10152096839325824/?type=1&theater
Cienie. Eurydyka mówi:
Elfriede Jelinek

tytuł realizacji:Cienie. Eurydyka mówi:
miejsce premiery:Teatr Polski im. Hieronima Konieczki
data premiery:26-03-2014
reżyseria:Maja Kleczewska
tłumaczenie:Karolina Bikont
scenariusz:Maja Kleczewska, Łukasz Chotkowski
scenografia:Katarzyna Borkowska
muzyka:Paweł Krawczyk
kostiumy:Konrad Parol
teksty piosenek:Katarzyna Nosowska / Elfriede Jelinek
dramaturgia:Łukasz Chotkowski
Obsada:
- Katarzyna Nosowska
- Karolina Adamczyk
- Michał Czachor
- Joanna Drozda
- Aleksandra Pisula
- Maciej Pesta
- Piotr Stramowski
- Małgorzata Witkowska
- Julia Wyszyńska
głos- Elfriede Jelinek