Zawsze zastanawiamy się w obliczu niepojętej, wielkiej tragedii i jej skutków, ogromu cierpień i ofiar, na przykład II wojny światowej, jak mogło do niej dojść. Jak ludzie mogli do niej dopuścić. Jak to jest, że zło może tak urosnąć w siłę i ma tak wielką władzę nad ludźmi. Rozprzestrzenia się bezwstydnie, bezkarnie, bo nic i nikt nie jest w stanie go powstrzymać. Czy rzeczywiście nic nie można było zrobić, często zastanawiamy się ex post. A jeśli można było, dlaczego tego nie zrobiono. Kto zawinił, kto przyłożył do tego rękę. Jak to się dzieje, że przyzwalamy na to, co sieje niezawinioną śmierć i zniszczenie. Co podsyca nienawiść. Ci, którzy giną, nie zaznają spokoju. W zaświatach. Ci, którzy przeżyli też. Tu, na ziemi. Nie można już żyć normalnie, bo skala wyrządzonej krzywdy drugiemu człowiekowi jest tak wielka, że odciska się wiecznym przygnębieniem i smutkiem. Skazą niemocy i bezsilności wobec tego, co się wydarzyło. Bo nie można czasu cofnąć, życia przywrócić, krzywdy naprawić. I nic nie może poczucia winy zagłuszyć. Bez względu na to czy jest zawiniona, niezawiniona czy niezarzucalna. Zawsze dotykamy kwestii wyboru, umiejętności podejmowania decyzji w zgodzie z własnym kodeksem moralnym. Uwzględniającym prawo boskie, jeśli jesteśmy ludźmi wierzącymi. Zawsze dotykamy kwestii odpowiedzialności. I ważymy czy potęga uczynionego zła, siła jego rażenia jakimś cudem może się przekształcić w potęgę dobra, która skutecznie będzie przeciwdziałać mu w przyszłości.
Doświadczenie i ostrożność uczy, że to tak nie działa. Zło zawsze może się odrodzić. Gdy człowiek poddaje się działaniu strachu. Lękowi o własne i rodziny życie. Gdy panuje terror przymusu, nieuniknionej konieczności, walki ze śmiercią o życie. Zawsze jednak człowiek ma wolną wolę, możliwość wyboru. Nawet jeśli jest to wybór pomiędzy jedną śmiercią a drugą. I na jakimś indywidualnym poziomie ukształtowaną dojrzałość do podjęcia ryzyka. By stawiając na szali swoje życie, życie rodziny, ratować życie innych, również zupełnie obcych ludzi.
Strach przed śmiercią to broń potężna przeciw człowiekowi. Instrument przemocy, zniewolenia, podporządkowania. Ale coś jeszcze musiało być poza nim. Jakaś wewnętrzna dyspozycja, gotowość, zgoda, by człowiek w chwili prawdy ostatecznego, sprawdzającego go działania, do końca nie opowiedział się po stronie człowieka krzywdzonego, zagrożonego, w potrzebie. Woli zamknąć za sobą drzwi, by na progu zatrzymać wołanie świata o pomoc, zasłania się wartościami wynikającymi z wiary, by w gruncie rzeczy ratować nie potrzebującego a siebie samego. Grzech kłamstwa przed Bogiem ważniejszy jest od ratowania czyjegoś życia. Lub pretekstem do rezygnacji z podejmowaniem ryzyka. Ucieczką. Zawsze widzi człowiek winę w innych, nie w sobie. I niestety nie jest w mocy ludzkiej wyrwanie zła z niego. Zawsze coś spowoduje w nim-skaza, skłonność, pragnienie, pożądanie- że mimo czynionego dobra nawet przez całe życie, pozostaje bezsilny wobec własnej słabości i grzeszy. Jakby nie był w stanie przechytrzyć, oszukać, kontrolować swojej natury. I jeszcze sam fakt, że zło wydarza się obok niego, już piętnuje go odpowiedzialnością. Zawsze można powiedzieć, że zrobił za mało, nieskutecznie, bo działo się, co się działo. W tym sensie człowiek, który zetknął się ze złem, pochodzącym z niego samego czy ze świata zewnętrznego, zawsze będzie czuł się lub powinien czuć się winny i odpowiedzialny. Za siebie, za innych. Ale czy na pewno?
Ten spektakl stara się wywołać refleksję, zadać pytanie czy doświadczenie ludzkości w perspektywie historycznej przyczynia się do zrozumienia zła- jego natury, przyczyny, kontekstu. Dlatego tak ważne jest utrwalanie pamięci, by czas nie unieważnił prawdy. By nie wypłowiała, zmalała, zanikła. Hanna Krall w swoich książkach daje świadectwo prawdy. Izabella Cywińska czerpie z tej spuścizny, tworząc swój scenariusz sceniczny, bo nadal przepracowujemy traumy wojenne. Nadal roztrząsamy ogrom wojennych nieszczęść, śmierci, cierpienia. Ciągle zastanawiamy się czy można było mu zapobiec. Widzimy, doświadczamy, jak zło łatwo się uaktywnia. Jak jest groźne.
W spektaklu pokazana jest próba teatralna o Cadyku z Kocka, w czasie której reżyserka z aktorami i postaciami z książek Hanny Krall/ Hipnoza”, „Tam już nie ma żadnej rzeki” i „Dowody na istnienie”/podejmuje spór nad prawem do sądzenia winy. Szczególnie mocno wybrzmiewa wina niezarzucalna - „Nie można jej zarzucić, nie można za nią ukarać, w sobie ją się nosi, czasami przez całe życie”. Spotykają się dwa światy. Ten przeszły wkracza do teraźniejszego. Miesza się, co umarło z tym, co żywe. Upomina o pamięć, roztrząsa poczucie winy. I karą jest to poczucie winy. Żydów, że narażali ratujących ich od śmierci. Polaków, że ze względu na własny strach i wahania, co jest najważniejsze: moje życie czy twoje, córki czy ojca, dzieci swoich czy nie swoich, życie ludzkie czy wiara. Poczucie winy, że nie znajdujemy dostatecznego wytłumaczenia na to, co się działo i dlaczego. Czujemy się winni za to, co wydarzyło się z kukłą Żyda we Wrocławiu. I nie potrafimy wytłumaczyć, jak to było możliwe po doświadczeniach II wojny światowej, latach edukacji, wychowania. Skąd to zło się w człowieku bierze.
A ono po prostu jest.
Można zło spróbować zrozumieć, nie zawsze można wybaczyć. Na pewno nigdy nie należy zapomnieć o dylematach moralnych, religijnych, po prostu ludzkich. Ale bardzo skomplikowanych, niejednoznacznych. Tym bardziej, gdy są graniczne. Decydują o życiu lub śmierci. Zaistniały poza literą prawa. Jakby nie dawały ostatecznego rozstrzygnięcia o winie. Bo czy można wymagać od innych poświęcenia życia za swoje życie? Czy można wymusić wybór miedzy jednym a drugim życiem? Cokolwiek człowiek postawiony wobec takiego wyboru zrobi lub nie, czuje się winny. Bardzo winny. I nigdy od tego poczucia winy się nie uwolni. Nawet w naszych współczesnych oczach, które nie znają do końca kontekstów wyborów wojennych. Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Ale czy nas sprawdzono? Ależ tak, rzeczywistość ciągle stawia przed nami wyzwania. Bo brak reakcji na każde wcielenie zła, może spowodować równie tragiczne skutki. Ono nie śpi. Ciągle stara się powielać dawne scenariusze.
Nic dziwnego, że w spektaklu duchy przeszłości nawiedzają żyjących. Nie dają im spokoju. Nic dziwnego, że żyjący wspominają tych, którzy zginęli. Okrucieństwa wojny przeprogramowują człowieka, łamią go, niszczą. Sama świadomość wystarczy. To, że się wie. Poczuło dotyk zła. Czas zaciera ślady, rzeczywistość się zmienia-ludzie, krajobrazy, systemy. Nawet poczucie przyzwoitości i zakres winy. I kary. Ale ...coś jeszcze musiało zostać -pytania powinny pozostawać ciągle te same. Pytania, które będą wywoływać zastanowienie, dyskusję, refleksję. Odnosić się będą do rzeczywistości, w której zło rodzi się i zwycięża dobro. Bo jest na nie przyzwolenie na tyle duże, że rośnie w siłę. Ważne też, by był kontekst współczesny. Rewizja tu i teraz. By winny spalenia kukły Żyda na wrocławskim rynku był osądzony zgodnie z prawem boskim i ludzkim. Poniósł sprawiedliwą karę. By zło zostało nazwane, ukarane, zniszczone w zarodku.
Teatr Żydowski staje się bardzo ważnym miejscem dla nas wszystkich. Oferuje ciekawy, różnorodny repertuar, który łączy przeszłość z teraźniejszością. Zadaje ważne pytania, stawia fundamentalne kwestie do dyskusji. Uczestniczy poprzez sztukę w kształtowaniu nie tylko życia kulturalnego ale i społecznego. Tworzy teatr żywy, aktualny, odważnie wkraczający w naszą sferę duchową, moralną. Warto otworzyć się na jego propozycje, bo oprócz przeżycia artystycznego oferuje treść i formę sztuki, która nas wzbogaca i buduje. Mobilizuje i angażuje. Nie pozostawia widza obojętnym. ...coś jeszcze musiało być i na pewno jest w tym teatrze, co przyciąga, fascynuje, daje do myślenia. Ale każdy na własny sposób musi dojść do tego poprzez własny ogląd, poprzez bezpośrednie, aktywne uczestniczenie w teatralnej sztuce. Na początek wystarczy być w tym teatrze, otworzyć się na jego szerokie otwarcie na widza współczesnego, który szuka, który pragnie kontaktu, dyskursu w tematyce, która go bezpośrednio dotyka, interesuje, jest ważna. Powodzenia.:)
...COŚ JESZCZE MUSIAŁO BYĆ
Hanna Krall