APOKALIPSA, to nie brzmi dobrze, optymistycznie. I spektakl taki jest w istocie. Dotyczy konsumpcyjnej cywilizacji władzy bogatego i sytego, która sobie nie radzi ze współczesnymi problemami społecznymi i politycznymi/uchodźcy, pomoc humanitarna, głód, wojny, terroryzm, granice ingerencji politycznej, odpowiedzialności jednostki i zbiorowości/. Wydaje się być w potrzasku deklarowanych wartości i psychicznego i fizycznego wstrętu do tych zjawisk i problemów, którym musi stawić czoło. Jakby znalazła się w schizofrenicznym klinczu. Chciałaby pomóc, twierdzi, że musi a panicznie boi się, wzdraga. Na zewnątrz otwarcie zaprasza, po cichu nienawidzi i gardzi. Potrzebuje nowej krwi, siły roboczej ale paraliżuje ją niemoc estetycznej akceptacji. W efekcie ulega słabości, hipokryzji i obłudzie, swojej już zdegenerowanej naturze kolonizatora, który nie musi dziś podbijać lądów, narodów, bo same do niego przychodzą gotowe na wszytko. Poddaje się realnemu sprawdzianowi, ile jest warta.
Spektakl poprzez znajomość i przywoływanie przeszłości opowiada o teraźniejszości, wykorzystuje dokument i fabułę, zderza intelekt i emocje, łączy trzy doskonale rozpoznawalne medialnie osobowości: dziennikarki politycznej, feministki Orianę Fallaci, dramatopisarza, reżysera, poety Piera Paolo Pasoliniego, fotografa, który otrzymał nagrodę Pulitzera, Kevina Cartera. W surowej, symbolicznej otwartej przestrzeni scenograficznej rozgrywa się dramat niedojrzałości świadomości nadchodzących zmian wynikających ze zderzenia skrajnie różnych cywilizacji/ kultur, religii , mentalności, itd./. Zagrożenia, nieprzystosowanie, konflikty rysują się wyraźnie na horyzoncie niedługiego okresu czasu. Smutne jest to, że nie widać szansy na ich rozwiązanie, bo jak fakty na to wskazują, sytuacja jest rozwojowa i ciągle zaskakuje. Cywilizacja zachodu wydaje się być bezsilna, nieskuteczna, mimo zaplecza intelektualnego, doświadczenia historycznego, posiadanego kapitału. Mimo nadal sprawowanej władzy politycznej. Mówiąc najprościej, bogaty może i deklaruje, że chce pomóc ale nie wie, lub udaje, że nie wie jak to zrobić. Po obu stronach rośnie frustracja i lęk. Wypierana agresja, pogarda dla obcego, biednego, innego kumuluje się wraz z doświadczeniem jego obecności, zderza się z uświadamianą bezsilnością wobec sytuacji, problemów, zjawisk, ludzi.
To, co ciekawe jest w tym spektaklu to pokazanie konfrontacji deklaracji ludzi kulturalnych, wykształconych, religijnych, ludzi znanych, ludzi czynu z ich wewnętrznym, psychicznym paraliżem woli i nieskutecznością działania. Izolowanie się, asekuracja, niezrozumienie, całkowity brak wyczucia jak się zachować, co robić w sytuacjach konkretnych, bezpośrednich, np.w kontaktach z uchodźcami, z tymi, których należy ratować /głodne, umierające, chore dzieci/, hamuje wszelki postęp w rozwiązywaniu problemów z potrzebującymi wsparcia, pomocy, ochrony. Ten rozziew jest przerażający. Wyklucza nawiązanie kontaktu, wypracowanie relacji, osiągnięcie porozumienia pomiędzy potrzebującym pomocy a tym, który winien pomóc. Najłatwiejsza jednak jest bierność, odrzucenie, pozbycie się kłopotu, który żąda reakcji. Świadomość, że należy zareagować i jednoczesny opór wewnętrzny, estetyczny, logiczny powoduje, że nic się nie robi. Carter nie pomógł dziewczynce osaczonej przez sępa czekającego na jej śmierć, Pasolini nie widział różnicy między sobą a bezdomnym, nie wyczuwał tego dysonansu, gdy pytany jest przez niego o to, ile ma pokoi jego mieszkanie, czy samochód jest jego własnością, gdy wiadomo, że bezdomny kompletnie nic nie posiada. Mimo wiedzy, deklaracji ideowych nie widzi przepaści materialnej, mentalnej pomiędzy sobą a bezdomnym. Choć nie ma zahamowań i zakłada jego ubranie, jak Franciszek Orłowski w swoim projekcie "Pocałunek miłości"*. Jednak Pasoliniego relacja z bezdomnym ma podtekst wymiany usług seksualnych, nie jest więc bezinteresowna a fałszywa. Mówi; "daj mi to, czego potrzebuję, czego żądam na moich warunkach a ci pomogę, uczynię swoim bratem".
Postawa świata zachodu w stosunku do potrzebujących jest zakłamana. Ruchy pozorowanej reakcji, asekuracja, niechęć są maskowane ale nie sposób je całkowicie wyrugować, ukryć, zakamuflować, zakłamać. Pozostaje wiedza, świadomość, od której nie można uciec, że się zawiodło, że system wartości, procedury nie przybliżają nas do poradzenia sobie z sytuacją, która zaskakuje, przerasta, bo przełamywanie barier, akceptacja obcych, innych nie jest do końca możliwa. Intelektualne kompetencje, wyrafinowanie estetyczne, odmienna mentalność i potrzeby, instynktowny lęk o przetrwanie budują w efekcie dystans. Emocjonalny chłód, odrzucenie wznosi barierę pogardy pomiędzy tymi, co wszystko mają i tymi, którzy nie mają nic. Nadal uchodźcy, inni, obcy są wypychani z przestrzeni życia publicznego, nie dochodzi do asymilacji a wykluczenia, usuwania ich jak zbędnego balastu, wyrzutu sumienia, potencjalnego zagrożenia, dowodu na nieradzenie sobie z problemami, ze sobą jako systemem, indywidualną jednostką.
Najtrafniej, najdosadniej demaskuje to postawa, reakcja, zachowanie dziewczyny, która nie potrafi zagrać w filmie osoby, która ma zareagować zaskoczeniem, przerażeniem, strachem na obecność bezdomnego na ulicy lecz nie radzi sobie z narzuconą rolą przez reżyseria. Bo szczegółowego scenariusza zachowań, reakcji tu nie ma. A improwizacja się nie sprawdza, nie działa, generuje niepowodzenie. Fiasko. Ale już na końcu spektaklu pokazuje surowe, bezwzględne, prawdziwe oblicze gdy w realu spotyka, głodnego, zmarzniętego w zaspie śnieżnej bezdomnego. Nie ma skrupułów, litości, jest cynicznie konsekwentna w argumentacji dlaczego pomoc dla niego jest bezsensowna, nie przyniesie efektu, zmiany jego położenia.
Kevina Cartera podobna dezorientacja, nieumiejętność radzenia sobie z emocjami, zdystansowania się do własnej bezsilności i ataku medialnym świata za nieudzielenie pomocy dziecku, doprowadza ponosi klęskę w usiłowaniu pokazywania prawdy, w walce z niemożnością uratowania wszystkich potrzebujących wsparcia. Gdy udaje się mu zrobić zdjęcie wyniszczonej głodem małej dziewczynki, wokół której krąży gotowy do ataku sęp w rozdygotanym gorącem powietrzem Sudanu otrzymuje za nie nagrodę Pulitzera. To zdjęcie wzrusza, emocjonalnie wzburza ludzi ale tak naprawdę niczego w nich nie zmienia, nie doprowadza do przełomu. Fatum się dokonało. Nikt dziecku nie pomógł, Carter sparaliżowany bólem, bezsilnością, wyrzutami sumienia, pogrążając się w depresji, uzależnieniu, biedzie, popełnia samobójstwo. Stara się pomóc córce, ale zawodzi jako ojciec, kochanek, artysta fotografik, jako człowiek. Wykluczony, krytykowany, umiera w ubóstwie, jak ci, którym nie był w stanie pomóc.
Wywiad, relacja, spowiedź, scena filmowa, teatralne aranżacje obnażające relacje międzyludzkie, ilustrujące mentalność europejczyka intelektualisty, estety i obcego, innego, wykluczonego-ta różnorodna, bogata forma wypowiedzi pokazuje jak trudno uchwycić istotę braku zrozumienia sytuacji głodnego przez sytego, biednego przez bogatego, niewykształconego przez świadomego. Nieumiejętność lub brak możliwości udzielenia pomocy, mimo ogromnego potencjału medialnego nagłaśniania, oddziaływania, dysponowania środkami pieniężnymi, które nie załatwią wszystkich kłopotów, wyzwala dodatkową frustrację i stres. Świat zachodu jest w klinczu bezsilności wobec wyzwań rzeczywistości. Ma potencjał sprawczy ale nie wie jak go użyć, wykorzystać, by rozwiązać problemy znane od zawsze. Fakt, teraz są eskalowane, zaognione, w fazie kulminacji. Pole podboju przenosi się na jego terytorium. Nie ma gdzie uciec. Nie wie jak się bronić, by zachować swoją tożsamość. Dławi się swoim samozadowoleniem, potrzebą zachowania własnego status quo, zabezpieczenia świętego spokoju przy jednoczesnym braku poczucia bezpieczeństwa, rosnącym lęku przed nieznanym a przeczuwanym, wyobrażonym zagrożeniem.
Spektakl zaczyna się od wywiadu z Pierem Paolo Pasolinim/Krzysztof Zarzecki/, który określa jego polityczne, idealistyczne poglądy jako intelektualisty, erudyty, odważnego, bezkompromisowego artysty. Pokazuje, co sobą reprezentuje ale w tragicznym wymiarze. Bo filozofuje i choc tworzy, wie, że niczego nie zmieni. Pasolini ma destrukcyjną, depresyjną osobowość. Nadwrażliwą subtelność. Wiedza, kultura, idee, pieniądze, sukcesy nie pomogły mu przetrwać w świecie, który chciał zmieniać na lepsze, starając się nie dopuścić do powtórki z nacjonalizmu, faszyzmu, totalitaryzmu. Poniósł klęskę. Sam wykluczany ze względu na swoją orientację seksualną czuł się obco. Był samotny. Nieszczęśliwy, osaczony, zdesperowany prowokował sztuką, szukał śmierci, brutalnej, agresywnej, męczeńskiej. Jego wysiłki nie poszły na marne- zostaje zamordowany, ciało okaleczone, zbrukane, opuszczone na plaży- jak ciała uchodźców, wykluczonych, wygnanych ze swych ojczyzn.
Trzej główni bohaterowie, robią wszystko, co w ich mocy, by uchronić świat od apokalipsy. Fallaci antycypuje uległość europejczyków wobec napływających barbarzyńców z południa, Paolo filozofuje, buduje utopie, pragnąc uczynić ludźmi sobie równymi, Carter robi zdjęcie, które wstrząsa ale ostatecznie nie zmienia porządku, oblicza świata. Walczą w obszarze sztuki, mediów, polityki. Mają talent, temperament, szczęście, zdobywają więcej niż inni. Chcą i mogą poprzez sławę, wpływy, sztukę, informację więcej zdziałać, osiągnąć. Ale są reprezentantami już zdegenerowanej, słabej, nieskutecznej, umierającej cywilizacji. Co to wie wszystko ale niczego nie zmienia.Są samotni, znają reguły gry, wiedzą jak bardzo potrzebna i ważna jest świadomość własnej tożsamości. Nie brakuje im uporu, ciężko pracują na swój sukces, rozpoznawalność, szacunek a jednak skazani są porażkę, na śmierć. Umierają w jakiś znacząco niegodny sposób, pokonani przez własną mentalność, ideę fix, zwyrodnienie. Brak możliwości, sił do walki powoduje, że każde z nich jest świadome swego niepowodzenia. Fallaci nie udało się przekonać nieprzekonanych, choć rozmawiała z najmożniejszymi, najpotężniejszymi ludźmi posiadającymi sławę i władzę, Pasolini nie znajduje zrozumienia dla swojego programu naprawy świata, jeden totalitaryzm zastępuje kolejnym, Carter nie jest w stanie panować nad interpretacją i skutkami oddziaływania swojego dzieła. Tak bardzo się pogubił, zawiódł, uzależnił. Wojna samozniszczenia jest w każdym z nas. Apokalipsa ma źródło w nas. Już trwa. Potężnieje. Napiera. Jak zabójcza MELANCHOLIA Larsa von Triera na ziemię
Michał Borczuch sprawnie reżyseruje to, co Paweł Śpiewak inteligentnie napisał. Aktorzy doskonale wypełniają swoje role. Grają z pasją, zacięciem, zrozumieniem. Halina Rasiakówna to pewna siebie, drapieżna, zaczepna, chimeryczna glamour Fallaci. Michał Zarzecki z powodzeniem wchodzi w rolę nadwrażliwego idealisty, artysty, tragicznego, mrocznego homoseksualisty Paolo. Jacek Poniedziałek wiarygodnie wcielił się w rolę tragicznego artysty fotografika, którego sukces przerósł, pokonał, bo nie potrafił sobie poradzić z atakującymi go mediami, napastliwą krytyką, brakiem pieniędzy, środków, możliwości. Mając do dyspozycji wszelkie zdobycze cywilizacyjne, bohaterowie, wybrani z wybranych, nie radzą sobie. Są pogrążonego w kryzysie systemu zubożałymi, świadomymi siebie i świata, dziećmi. Stary, zabytkowy dom rodzinny Fallaci, jak cała Europa rozpada się, marnieje i nic nie można już naprawić. Pasolini też nie jest bogaty. Carter to biedak, nie ma za co żyć. Co ich różni od tych, którzy do nich przybywają prosząc o zaproszenie, ratunek? Paolo, zrównany w końcu w swej tragicznej, wyreżyserowanej śmierci z bezdomnym, usuwany jest z nim z plaży w ten sam sposób - jak zbędne śmieci. Carter dezawuowany, nadal jest bohaterem wyklętym. Fallaci umiera na raka płuc a obecność obcego, którego przyjęła do swego domu, opiekuje się nim i go karmi, przynosi jej w końcu spokój, jest ostatnią radością, pocieszeniem przed śmiercią. Każde z nich nie może, nie potrafi sobie samemu pomóc, nic dziwnego, że bezradni są, gdy trzeba udzielić pomocy innym, bardziej potrzebującym, by tym samym uratować świat, który ich stworzył na swój obraz i podobieństwo. Nic dziwnego, że jeśli jesteśmy im podobni, to czeka nas APOKALIPSA. Cywilizacja wykluczenia i śmierci wygrywa na razie z cywilizacją deklarowanej miłości do bliźniego.
APOKALIPSA
Spektakl oparty jest na dwóch ostatnich książkach O.Fallaci WYWIAD Z SAMĄ SOBĄ I APOKALIPSA oraz niedokończonego projektu literackiego i filmowego TRYLOGIA ŚMIERCI P.P. Pasoliniego.
reżyseria:Michał Borczuch
scenariusz:Tomasz Śpiewak
scenografia:Dorota Nawrot
muzyka:Bartosz Dziadosz "Pleq"
asystent reżysera:Radosław Mirski, Jędrzej Piaskowski
reżyseria światła:Katarzyna Łuszczyk
obsada: - Bartosz Gelner- Marek Kalita- Sebastian Łach- Marta Ojrzyńska- Piotr Polak- Jacek Poniedziałek- Halina Rasiakówna- Krzysztof Zarzecki
premiera:29.09. 2014
zdjęcie: Marta Hueckel
*http://natemat.pl/118789,franciszek-orlowski-jeden-z-najciekawszych-artystow-mlodego-pokolenia
premiera:29.09. 2014
zdjęcie: Marta Hueckel
*http://natemat.pl/118789,franciszek-orlowski-jeden-z-najciekawszych-artystow-mlodego-pokolenia