Przecież jest tylko jeden rodzaj istot na ziemi, rodzaj męski. Bo kobiecość jest zaledwie częścią jego genotypu. Z niego się narodziła, od niego jest uzależniana, jemu jest poddana. Z poczuciem niższości, z zahukanym, zredukowanym ego. W wiecznej roli oswojonego, wytresowanego, posłusznego zwierzęcia, któremu trudno się od swego przez mężczyzn przeznaczenia uwolnić. Wybić na odrębność, niepodległość, niezależność. I przeciw temu wtłaczaniu kobiet w niewolnictwo płci spektakl się buntuje. Wierzga i krzyczy. Odważnie oskarża.
Niemal gołe, zresetowane, nie mające nic do ukrycia, do stracenia aktorki- to komicznie, to histerycznie- wykładają historyczną spuściznę ubezwłasnowolniania i kobiecego ciała, i kobiecej duszy. Odcinają balast wymuszonej powinności, zrzucają ciężar narzuconej konieczności. Ich jedynym zadaniem jest świadome, konsekwentne poznanie kim są kobiety, jaki jest ich status, kondycja. Wprost przedstawiają czego chcą i pragną, dokąd zmierzają. Zgodnie z własnymi wymogami, potrzebami, na własnych warunkach, na równych z mężczyznami prawami, wynegocjowanymi kompromisami. Metodycznie, logicznie, z grupą wsparcia. Nic dziwnego, że przebieg dojrzewania do kobiecości jest brutalny. Trzeba się zresetować, zburzyć, co jej patriarchat, Kościół katolicki narzucił, co w niej zbudował wbrew jej woli. Musi ostro zaprotestować, zdecydowanie odciąć się. Męskość obrazić, obśmiać, zdezawuować. Poniżyć. By publiczność poczuła, czego kobiecość od zawsze doświadcza.
Rejestr męskich win jest długi, ich waga ciężka. Pycha, próżność, pożądanie, egotyzm, brak dowodu na miłość, odpowiedzialność, czułość, brak instytucji, systemu, męskiej jednostki szacunku dla kobiet skutkuje bolesną karą. Instrumentalnie traktowani mężczyźni /na widowni/ muszą doświadczyć na własnej skórze przemocy, wywieranej presji/pytania, zaczepki, oskarżenia/. Muszą odczuć lekceważenie, agresję, pogardę. Swoją nieważność. Choć są atakowani przez aktorki wprost i bezpardonowo, to dla nich dyskomfortu jedynie namiastka. A mimo to są niezadowoleni, zgorszeni, zdziwieni. Odrzucają krytykę, nie zgadzają się z tak obrazoburczą, seksualnie wyuzdaną, dosłowną formą teatralnej wypowiedzi. Cytującą mizoginizm św. Tomasza z Akwinu, słowa arcybiskupa Jędraszewskiego. Odbierają atak zbyt personalnie, zbyt osobiście. Twierdzą, że to sztuka dla sztuki, dla emancypacji kobiet, dla samych swoich. Uzasadniona, mocna, słuszna ale zbyt hałaśliwa, ostentacyjna, zbyt brutalna, prosta. Gniewna.
Mylą się. Choć gra aktorska jest rozchełstana, szalona, głośna to własnie dzięki temu adekwatnie ilustruje desperacką, zakompleksioną, zahukaną sytuację kobiecej egzystencji, z klinczu której, wydaje się, nie ma wyjścia. Bunt jest groteskowy, demonstracja histeryczna, rejestr grzechów patriarchatu nie do odpuszczenia. Lekcja kobiecej anatomii, solidarności, seksualnego uświadomienia potrzebna ale w rozbrajający sposób łopatologiczna, żenująco poniżająca, wstydliwa. Spektakl demaskuje brak pomysłu na to jak być kobietą spełnioną, nie znajduje sposobu na zaspokojenie pragnień, ambicji, pogodzenie życiowych ról /matki, żony, kochanki w domu, pracy,.../. I nie wystarczy jej chyba siły, by być jedynie dla siebie samej piękną, prawdziwą, szczęśliwą. Pozostaje frustracja, demonstracja, walka. Furia rozczarowania. Głęboko tłumione marzenie o mądrej, czułej, długodystansowej miłości. Poczucie, że ma wpływ na własne wybory, życie, jest z krwi i kości człowiekiem a nie jedynie męskim produktem, klonem, cieniem.
A wystarczyłoby, by nie czuła się wykorzystywana, manipulowana, lekceważona a po prostu na równi z mężczyznami szanowana. Zwyczajnie przez nich i samą siebie kochana.
Diabły to nie kobiety, ale ci, którzy ukuli jej diabelski, grzeszny, gorszego sortu wizerunek. Im dłużej myślę o tym spektaklu, tym bardziej się upewniam, że to bardzo ważne, że podobnie jak Teatr Powszechny, się wtrąca. Jątrzy, oskarża, naucza. Burzy. Udowadnia zaangażowanie, nie jest obojętny. Pozwala wypowiedzieć się słabszym, obcym, innym. Zawsze stara się, ryzykuje, coś robi. Nie chowa się za neutralnością sztuki oswojonej, grzecznej, bezpiecznej. Jeśli nawet wydaje się, że treść i forma jest zbyt drastyczna, to znaczy, że spełnia swoją rolę. Pozbawia spokoju, wyrzuca ze strefy komfortu. Każe czuć mocniej, myśleć inaczej. Walczy. Walczy jak potrafi, jak umie.
DIABŁY
reżyseria: Agnieszka Błońska
scenariusz, dramaturgia: Joanna Wichowska
scenografia: Robert Rumas
choreografia: Nina Chyżna
projekcje wideo i światło: Artur Sienicki
kostiumy: Arek Ślesiński
opracowanie muzyczne: Agnieszka Błońska
obsada: Karolina Adamczyk, Klara Bielawka, Aleksandra Bożek, Arkadiusz Brykalski, Oksana Czerkaszyna, Natalia Łągiewczyk, Maria Robaszkiewicz
premiera: 07.12.2019
zdjęcia: Teatr Powszechny