Chciałabym, by Grzegorz Wiśniewski mnie zaskoczył. Olśnił. Rozwinał swoje artystyczne narracje.
By skomplikował się jego odcisk estetycznyno-intelektualnych linii papilarnych w teatrze. By dotychczasowe kontynuacje przeszły w wariacje bardziej niejednoznaczne, złożone , finezyjne. Już czas, by zstąpił do wielkiej głębi. A my razem z nim.
Wszystko jest możliwe. Na dobrej drodze. Wypracowany styl; rozpoznawalny, klarowny, spójny. Doskonale prowadzenie aktorów. Oprawa scenicznej ilustracji -kontekst miejsca i czasu, kostium, ruch- całkowicie powściągliwa , ograniczona do znaku, informacji, komunikatu. Taka, co sublimuje przekaz , wydobywa go na powierzchnie znaczeń istotnych czy najważniejszych. Czytelnych, jasnych, emocjonalnych ale nie banalnych, płytkich, powierzchownych. To dobry a w porywach bardzo dobry teatr. Solidny, elegancki, wystylizowany, harmonijny. Teatr jeszcze klasyczny. Nowocześnie, współcześnie klasyczny. Jaki widz zazwyczaj akceptuje i lubi. Treść przepracowana, pozbawiona wszystkiego co zbędne, ozdobnikowe, rozwlekle. Buduje przekaz. Wydobywa sens. Uzasadnia budzące się emocje. Estetyka ja wzmacnia. Wiernie treści służy. Zawsze jest w realizacjach Grzegorza Wiśniewskiego znacząco obecna i ważna.
Taka byla "Maria Stuart", " Zmierzch bogow", "Ryszard III".
Taka jest "Królowa Margot". Świetnie wystylizowana, poprawnie zagrana przez cały zespół aktorów Teatru Narodowego w Warszawie, który, wiemy, wiemy doskonały jest. W scenografii surowej , absolutnie będącej niemym bohaterem sztuki. Ale ta akuratność, opakowanie sensów scenicznych pod wymiar zamiaru, osób dramatu pod charakter znaczeń prowadzi do skrótu, jednoznaczności. Odziera z tajemnicy, głębi, sprzeczności. Uszczelnia, zamyka osobowości sceniczne. Każda staje się archetypem, wzorem, kalka do ewentualnego powielenia. Otrzymujemy przeżuty, gotowy produkt do zaakceptowania w pięknym opakowaniu, w wycyzelowanym aktorsko przekazie, które hipnotyzuje, uwodzi, jak Orfeusz prowadzi nas do piekieł żywota ludzkich motywacji, zależności, ambicji i konieczności. Bez prowokowania do podejmowania przez nas walki wewnętrznej, intelektualnej , która mogłaby trwać, żyć w nas jeszcze długo. Która jątrzyłaby, drażniłaby umysł i zmysły, nie dając spokoju, rozniecając na nowo emocje.
To przedstawienie ładne jest, transparentne, wyraziste, poprawne. Jednak pozbawione wstrząsu, kontekstu uzasadniającego jego wystawienie. Bo snuje narracje, która dobrze znamy. Pokazuje oblicze władzy, walkę o nią, walkę o jej utrzymanie i określa cenę jaka trzeba zapłacić za ambicje, żądze, posiadanie. Ale wszystko to jakoś obojętne, zdystansowane, koturnowe, dalekie. Pozostawia widza niewzruszonego. Jedynie usatysfakcjonowanego estetycznym obliczem sztuki , doskonale oprawionej w kunszt aktorski i kostium scenograficznych. Tu nie ma pełni, jedni. Tu jest smak i gust. Myśl niepokorna, drażniąca uleciała. Ta, co góry przenosi, świat zmienia i prostuje czy plącze jego ścieżki.
To sztuka, która się podoba. To inscenizacja dla lubiących styl klarowny, klasyczny, chętnie akceptowany. Wyczyszczony z niedopowiedzeń, rys, zadziorów, pęknięć niejednoznaczności. Taki, że ma się ochotę na więcej. I głębiej. Na jeszcze i bez końca. To reżyseria, która ma potencjał na wielkość, na siłę rażenia. Taki winien być mainstream, który konstytuowałby rozwój teatru. Takiego teatru widz potrzebuje, bo rozbudza potrzebę, nawyk z teatrem obcowania. Ośmiela teatralnych neofitów, przyciąga nieakceptujących eksperyment, awangardę, teatr postdramatyczny.
Nie wiem, czy Grzegorz Wiśniewski ma zdolności i doświadczenie zarządcze, pozwalające kierować teatrem. Dla mnie mógłby się podjąć tej roli. Chciałabym, by miał szansę spróbować. W Teatrze Powszechnym nie udało się. Może powiedzie mu się następnym razem, może gdzie indziej. Ale i bez tej szansy buduje w rożnych miastach teatr ważny, interesujący, piękny. Taki, co angażuje wszystkich zainteresowanych jego koncepcja, wrażliwością. Podążają za nim artyści i widzowie, wsłuchując się z uwaga w to, co ma do zaoferowania, do powiedzenia. Smakujemy jego estetykę i uznajemy ja za swoją. Przekaz inscenizacyjny łatwo zapada w pamieć, pozostaje w niej na zawsze.
Teatr Grzegorza Wiśniewskiego jest punktem stałym w krajobrazie teatralnych propozycji.
Jak olbrzymi scenograficzny stół z jego sztuk, który może być ołtarzem, podestem, sceną, po prostu stołem, też stołem bilardowym, miejscem opresji, tajemniczych spisków, miłości/buduar, loże/, negocjacji - centrum akcji. Jak poruszane problemy osadzone w konkretnym kontekście czasu i miejsca. Jak artystyczna ekspresja ograniczona do niezbędnego minimum budująca mocny przekaz spektaklu. Zawsze bardzo dobre aktorstwo. Czy można oczekiwać więcej? Ja czekam. Jak zawsze. Na tajemnice, wieloznaczność, kreacje absolutna, emocje, które rozbudzają potrzebę zatracania się w doskonałej estetyce.
Inaczej świetny teatr pod względem formalnym, kanonicznie poprawny ale okiełznany emocjonalnie zatrzyma się na zadowalaniu zwolenników poprawnego myślenia o sztuce, z kagańcem na nieznanym i niezgłębionym, embargiem na podskórne, trudne motywacje, zatrzymując się na granicy absolutnie oczywistej komunikacji. Otrzymujemy obraz wyczyszczony, zrozumiały, gładki jak szkło, bez rysy, szczeliny na wątpliwość, wahanie, kontrowersje. Produkt o strukturze kryształu.
A ja chcę zanurkować, zaryzykować, zachłysnąć się nowym, nieznanym światem. Poczuć ciśnienie i presję sztuki, która mnie osaczy, odłączy od zdrowego, kontrolowanego i kontrolującego rozsądku, wytraci mnie z kolein porządku rzeczy. Potrzebuję głębi. Grzegorz Wiśniewski mógłby ją pięknie w teatrze wykreować.
KRÓLOWA MARGOT ALEXANDRE DUMAS/ojciec/
reżyseria: Grzegorz Wiśniewski
scenografia: Barbara Hanicka
reżyseria światła i projekcje wideo: Wojciech Puś
współpraca dramaturgiczna: Jakub Roszkowski
opracowanie muzyczne: Rafał Kowalczyk