Czy obywateli, widzów teatralnych, winno interesować życie polityczne stolicy? Z pozoru nie, jednak decyzje polityków i nominowanych przez nich urzędników mają duży wpływ na kondycję i funkcjonowanie teatrów. Ważne jest, kto decyduje, jakie ma zdolności i kompetencje, jaką ma wizję sprawowania swojej misji.
Najpierw to my wyborcy decydujemy w wyborach bezpośrednich kto będzie prezydentem miasta. Prezydent decyduje na jakich zasadach wybiera dyrektora Biura Kultury. Dyrektor określa finansowanie i zasady wyboru dyrektorów teatrów. Ci decydują kogo zatrudniają i co wystawiają. Na końcu jest artysta z kondycją talentu w bieżącej chwili. Tu pojawia się krytyk spychany do kąta promocji i marketingu, mający coraz mniejszy wpływ na ocenę pracy artystów i teatrów. I znów pojawia się wyborca, widz, który decyduje do jakiego teatru pójść, na co/kogo kupić bilet. Mamy więc wpływ na to, co się dzieje w teatrach.
Czekano sześć lat, by w ciągu jednego dnia, raptem, stosując procedury konkursowe, w dodatku jasne, przejrzyste, skuteczne, wybrać przez wiarygodnych, akceptowanych jurorów/16-stu!!/, nominata z wyższym wykształceniem i to nie „pełniącego obowiązki” a o silnej pozycji już na wejściu. Fakt, że świetnie orientuje się w sprawach warszawskiej kultury, był wicedyrektorem TR Warszawa, ma doświadczenie w pracy w Instytucie Adama Mickiewicza /kierownik wydziału komunikacji/, był menedżerem programu Polska Arts Edinburgh, prezentującego polskie spektakle na edynburskim festiwalu Fringe, pracował w reklamie /agencje BBDO i Upstairs Young/ miał istotny wpływ na wybór Tomasza Janowskiego na to stanowisko, które ten spodziewa się objąć już w październiku. Priorytetowym zadaniem będzie wdrożenie Programu Rozwoju Kultury 2020.
Życzę nowemu dyrektorowi jak najlepiej. Poprzedniemu też życzyłam. Cóż z tego? Nie ma to żadnego znaczenia. I nie będzie miało. Ważne, co dyrektorzy na tym stanowisku robią lub czego nie robią. Jak są uwikłani w politykę, w jakim stopniu ograniczeni reżimem budżetu, jakie mają przygotowanie do sprawowania stanowiska, jakie mają zdolności interpersonalne, jak są kreatywni, otwarci. Jaką mają wizję/czy w ogóle ją mają/, jakie zdolności organizacyjne wykazują, by służyć kulturze. By ratować i rozwijać teatr.
Zmiany w kulturze, teatrach następują już od dawna. Nowy dyrektor BK je tylko uwiarygodni. Uspokoi nastroje. Tak przedstawi argumenty, że unieważni szczebiotanie oponentów. Przecież to takie proste dla profesjonalisty! Należy obserwować wystąpienia Tomasza Janowskiego, analizować uzasadnienia podejmowanych decyzji. Najważniejszy, najlepiej „sprzedający się" argument to ten, że inaczej się nie da rozwiązać problemów, bo nie ma pieniędzy, środków, możliwości /już Janowski go puścił w obieg/. Pieniądze, przepisy, okoliczności, kontekst miejsca i czasu, polityka światowa- mapa drogowa wszelkich działań nowego dyrektora jest już wyznaczona. My obserwować będziemy tylko jej wirtualną, pijarowską wizualizację. Real już mamy. Chodzi o to, by się z nim opinia publiczna bezkrwawo pogodziła. Bo cięcia, ograniczenia, roszady , zmiany profilu widowni, repertuaru i obsad już się dokonują. Już krew się leje. Nowa krew w ratuszu ma przynieść skuteczne znieczulenie. Takie są oczekiwania. Z praktyki wiemy, że jest to możliwe. Czary pijaru działają.
Najważniejsze dla mnie wydaje się ocalenie teatru artystycznego, tego kulturotwórczego. Ten rozrywkowo- komercyjny sam się wyżywi/obecnie też jest dotowany/. Bulwersujące? Wcale nie. Bulwersujące do bólu jest kurczenie się możliwości teatralnej kreacji. Wszystko karleje, łasi się i dusi osiągając poziom przeciętności i błahostki. Ale tak to jest gdy z dalekosiężnym planem, programem dla kultury wygrywa krótkotrwała polityka. Zamiast poziomu artystycznego ważna jest pełna widownia i maksymalizacja wpływów z biletów. Gdy w teatrze zamiast artysty decyduje urzędnik. Zamiast krytyka o teatrze, sztuce wypowiada się/informuje, omawia, promuje, kłóci się z krytykami/ pijar teatru. I ma ostatnie słowo. Dekonstrukcja teatru dokonuje się nie tylko na scenie ale także na zapleczu administracyjnym, w sferze zarządzania na różnych szczeblach sprawowanych przez urzędników stanowisk.
Zaczyna się nowy sezon teatralny. Oczywiście teatry grają, niektóre nawet w czasie wakacji /to już na szczęście norma/. Jest na co do teatru pójść. Ale czy jest co przeżywać, o czym myśleć? Nie martwię się. My, widzowie, do teatru chodzimy. A urzędnicy? Czy chodzą do teatru? Jak często? Zaproszenia na pewno dostają.
Warto przeczytać: Warszawa. Plany szefa Biura Kultury: Program Rozwoju Kultury, reforma teatrów http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/167861.html
Najpierw to my wyborcy decydujemy w wyborach bezpośrednich kto będzie prezydentem miasta. Prezydent decyduje na jakich zasadach wybiera dyrektora Biura Kultury. Dyrektor określa finansowanie i zasady wyboru dyrektorów teatrów. Ci decydują kogo zatrudniają i co wystawiają. Na końcu jest artysta z kondycją talentu w bieżącej chwili. Tu pojawia się krytyk spychany do kąta promocji i marketingu, mający coraz mniejszy wpływ na ocenę pracy artystów i teatrów. I znów pojawia się wyborca, widz, który decyduje do jakiego teatru pójść, na co/kogo kupić bilet. Mamy więc wpływ na to, co się dzieje w teatrach.
Biuro Kultury m.st. Warszawy ma nowego dyrektora, Tomasza Janowskiego. Pod presją referendum, mającego się odbyć 13 października 2013r., Hanna Gronkiewicz-Waltz zdecydowała się na zmiany personalne w ratuszu. Tak polityka wpływa na życie teatralne stolicy a nie tylko względy czysto merytorycznej oceny pracy Marka Kraszewskiego, dotychczasowego p.o. dyrektora Biura Kultury.
Czekano sześć lat, by w ciągu jednego dnia, raptem, stosując procedury konkursowe, w dodatku jasne, przejrzyste, skuteczne, wybrać przez wiarygodnych, akceptowanych jurorów/16-stu!!/, nominata z wyższym wykształceniem i to nie „pełniącego obowiązki” a o silnej pozycji już na wejściu. Fakt, że świetnie orientuje się w sprawach warszawskiej kultury, był wicedyrektorem TR Warszawa, ma doświadczenie w pracy w Instytucie Adama Mickiewicza /kierownik wydziału komunikacji/, był menedżerem programu Polska Arts Edinburgh, prezentującego polskie spektakle na edynburskim festiwalu Fringe, pracował w reklamie /agencje BBDO i Upstairs Young/ miał istotny wpływ na wybór Tomasza Janowskiego na to stanowisko, które ten spodziewa się objąć już w październiku. Priorytetowym zadaniem będzie wdrożenie Programu Rozwoju Kultury 2020.
Życzę nowemu dyrektorowi jak najlepiej. Poprzedniemu też życzyłam. Cóż z tego? Nie ma to żadnego znaczenia. I nie będzie miało. Ważne, co dyrektorzy na tym stanowisku robią lub czego nie robią. Jak są uwikłani w politykę, w jakim stopniu ograniczeni reżimem budżetu, jakie mają przygotowanie do sprawowania stanowiska, jakie mają zdolności interpersonalne, jak są kreatywni, otwarci. Jaką mają wizję/czy w ogóle ją mają/, jakie zdolności organizacyjne wykazują, by służyć kulturze. By ratować i rozwijać teatr.
Zmiany w kulturze, teatrach następują już od dawna. Nowy dyrektor BK je tylko uwiarygodni. Uspokoi nastroje. Tak przedstawi argumenty, że unieważni szczebiotanie oponentów. Przecież to takie proste dla profesjonalisty! Należy obserwować wystąpienia Tomasza Janowskiego, analizować uzasadnienia podejmowanych decyzji. Najważniejszy, najlepiej „sprzedający się" argument to ten, że inaczej się nie da rozwiązać problemów, bo nie ma pieniędzy, środków, możliwości /już Janowski go puścił w obieg/. Pieniądze, przepisy, okoliczności, kontekst miejsca i czasu, polityka światowa- mapa drogowa wszelkich działań nowego dyrektora jest już wyznaczona. My obserwować będziemy tylko jej wirtualną, pijarowską wizualizację. Real już mamy. Chodzi o to, by się z nim opinia publiczna bezkrwawo pogodziła. Bo cięcia, ograniczenia, roszady , zmiany profilu widowni, repertuaru i obsad już się dokonują. Już krew się leje. Nowa krew w ratuszu ma przynieść skuteczne znieczulenie. Takie są oczekiwania. Z praktyki wiemy, że jest to możliwe. Czary pijaru działają.
Najważniejsze dla mnie wydaje się ocalenie teatru artystycznego, tego kulturotwórczego. Ten rozrywkowo- komercyjny sam się wyżywi/obecnie też jest dotowany/. Bulwersujące? Wcale nie. Bulwersujące do bólu jest kurczenie się możliwości teatralnej kreacji. Wszystko karleje, łasi się i dusi osiągając poziom przeciętności i błahostki. Ale tak to jest gdy z dalekosiężnym planem, programem dla kultury wygrywa krótkotrwała polityka. Zamiast poziomu artystycznego ważna jest pełna widownia i maksymalizacja wpływów z biletów. Gdy w teatrze zamiast artysty decyduje urzędnik. Zamiast krytyka o teatrze, sztuce wypowiada się/informuje, omawia, promuje, kłóci się z krytykami/ pijar teatru. I ma ostatnie słowo. Dekonstrukcja teatru dokonuje się nie tylko na scenie ale także na zapleczu administracyjnym, w sferze zarządzania na różnych szczeblach sprawowanych przez urzędników stanowisk.
Zaczyna się nowy sezon teatralny. Oczywiście teatry grają, niektóre nawet w czasie wakacji /to już na szczęście norma/. Jest na co do teatru pójść. Ale czy jest co przeżywać, o czym myśleć? Nie martwię się. My, widzowie, do teatru chodzimy. A urzędnicy? Czy chodzą do teatru? Jak często? Zaproszenia na pewno dostają.
Warto przeczytać: Warszawa. Plany szefa Biura Kultury: Program Rozwoju Kultury, reforma teatrów http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/167861.html