WROCŁAWSKI TEATR PANTOMIMY to siła zespołu, sztuki mimu, indywidualności artystycznych. Spektakl SZKOŁA BŁAZNÓW Michela de Ghelderode’a w reżyserii Zbigniewa Szymczyka koncentruje się na nauce, drylu, treningu, tresurze okrucieństwa jako sposobie obrony przed nim samym. I jest to niezwykle przewrotny, ambitny, ważny temat, bardzo trudny do komunikatywnego, czytelnego przekazu mimicznego. Natura ludzka zakodowane ma zło, dziedziczy je z pokolenia na pokolenie. Jeśli mu stworzyć sprzyjające warunki, pozwolić na dominację, uczynić normą relacji międzyludzkich, ma się dobrze, objawia w pełni swe destrukcyjne oblicze. To niekoniecznie sama natura czy złe wychowanie ale banalność okrucieństwa jest tak podstępna. Zarządza tchórzostwem i strachem. Nakręca prowokację, agresję, ćwiczenie w stosowaniu przemocy, narzucanie i utrwalanie nagannych zachowań, ich eskalację, trudną a czasem niemożliwą przed nim obronę. Przy czym w zderzeniu z okrucieństwem świata jednostka nie ma szans. Albo przyjmując jego reguły- milczy, kamufluje się, atakuje-jest oprawcą, albo walcząc- broni się -jest ofiarą. Przy czym ofiara musi być równie bezwzględna jak oprawca, kat, jeśli chce dać sobie szansę na ocalenie. Jakby istniał przymus istnienia, akceptowania okrucieństwa jako gwaranta skutecznej obrony. Inaczej można zginąć. Tylko system, który się przemocy, okrucieństwu przeciwstawia, ma szansę wygrać.
O tym jest sztuka. Słowo"okrucieństwo" stało się inspiracją dla artystów. Dostrzegają jego siłę, destrukcyjne oddziaływanie. Badają jego genezę. Wizualizują jego źródło, przejawy, skutki. Rolę przewodnika, obserwatora, badacza spełnia FOLIAL. Nauczyciel, którego uczniowie się buntują, osądzają i karzą. Jego motywacje odkrywane są gdy okazuje się, że sam na sobie doświadcza okrucieństwa losu, bo w jego ciele kobiety ukrywa się mężczyzna. Dla świata w masce, która jest jego prawdziwą tożsamością płciową, jest mężczyzną, fizycznie pozostaje kobietą. I to jest symptomatyczne dla interpretacji tej sztuki. Wszystko nie jest takie, jakim się wydaje. Ma niejednoznaczny wymiar.
Krok po kroku artyści pokazują w kolejnych scenach, jak niepozorna zabawa, rozwijająca nauka, radosne spotkanie niepostrzeżenie przekształca się w opresyjne zachowanie, uporczywe prześladowanie, brutalną przemoc, a nawet zabójcze okrucieństwo. Zbyt łatwo może przekroczyć granicę miedzy dobrem a złem, która przebiega płynnie, w takiej samej mierze za ogólnym przyzwoleniem jednych, co w postępującej bezsilności drugich. Mimo obowiązującego prawa, funkcjonujących norm, wdrażanych kanonów zachowań. Mimo rozsądku i wiedzy. Łatwo przychodzi krzywdzenie młodszych, słabszych, obcych, innych, gdy ma się nad nimi przewagę, gdy dzierży się władzę. Natura też potrafi być nieczuła i okrutna, podobnie system bezdusznie traktuje jednostki. Najbardziej jednak zdumiewa siła okrucieństwa, jakie zadaje człowiek drugiemu człowiekowi. Jednostka jednostce.
Folial wybiera prawdę, uwalnia się od maski, kamuflażu. Zdziera męski kostium, zdejmuje perukę, usuwa wąsy. Staje się tym, kim jest w istocie. Nie chce być błaznem a człowiekiem. Ale dopiero pod presją, gdy nie ma już wyjścia i broni się przed oskarżeniem. W samousprawiedliwieniu odsłania tajemnicę, przyczynę doświadczanego okrucieństwa. Obawiał się przemocy fizycznej i psychicznej, wykluczenia, pogardy. Niezrozumienia.
Spektakl demaskuje zło, pozwala mu się ujawnić w całym jego wymiarze. Odkrywa wiele jego twarzy, masek, kamuflaży. Stara się pokazać złożoną prawdę. Zaczyna się synchronicznym tańcem dwóch jednakowych postaci, jakby dwojaka natura człowieka: dobra i zła potrafiła współistnieć, kontrolowała jedna drugą. Mówi tym samym, że wszyscy jesteśmy do siebie podobni. Przechodzi następnie do pokazania reprezentacji społeczności-różnorodnej, beztroskiej, wolnej- na łące, relaksującej się na słońcu. To ludzie zwyczajni. Na pozór przyjaźni i dobrzy. Nie budzą strachu, nie stanowią dla nikogo zagrożenia. Jakby świat wyuczył ich w szkole na błaznów, by kamuflowali swoją prawdziwą naturę, by umieli przyczaić się, przeczekiwać niebezpieczeństwo, zwodzić innych.
Sceny realistyczne przeplatane są metaforycznymi impresjami. Akt przemocy, okrucieństwa, zbrodni rozpoczęty zabawą zestawiony jest z obrazem alegorycznym. Brutalne, ostre, bezkompromisowe, pozbawione nadziei ilustracje z tymi poetycznie tłumaczącymi naturę człowieka, jego zachowanie w społeczności, we wzajemnych relacjach, w jednostkowej samotności, bezradności wobec zła. Zawsze podkreśla się niejednoznaczność sytuacji, jej teatralność, umowność. Tak, by nie było wątpliwości, że jest to teatr w teatrze. Optymistyczne zakończenie jest wspólnym wykonaniem ODY DO RADOŚCI Ludwiga van Beethovena, hymnu Unii Europejskiej. Zjednoczona, zgrana, jednomyślna wspólnota, wyłaniająca się spośród widzów, która z nadzieją patrzy w przyszłość, śpiewem zagłusza demony zła. Ale czy na pewno? Nie wiadomo czy wdziewa, czy odrzuca tym aktem kolejną błazeńską maskę. Przemawia jednym głosem, tłumi różnorodność. Co tak naprawdę kryje się ostatecznie pod tym wspólnotowym uniesieniem:prawda czy fałsz?
Sceny rodzajowe wydają się takie oczywiste! Podbite są wyrazistą, dobitną, krystaliczną prostotą ruchu i gestu, co czyni je rozpoznawalnymi i czytelnymi obrazami: synchroniczny taniec jednakowo ubranych mimów, wypoczynek grupy osób w parku czy etiudy okrucieństwa /ze skakanką, obręczą, siłowania się mężczyzn, najczęściej zakończone przemocą, spuentowane biciem, katowaniem, duszeniem, a nawet zadawaniem śmierci/, osąd, wymierzanie kary. Inaczej jest z kompozycjami jednocześnie filmowanymi i wyświetlanymi na ekranie. Wyrastają z jednego działania ale tworzą dwie różne rzeczywistości, dwa różne obrazy, bo to, co się dzieje choreograficznie na podłodze sceny-wszystkie zachowania i ruchy ciał- inaczej się komponują na oglądanym filmie. Razem dopiero przedstawiają sens ostateczny. Łączą,to, co bliskie ziemi-upadłe, pełzające, wierzgające, nieporadne, niewidoczne - z tym co ponad nią -ulotne, wolne, wzniosłe, piękne, niezwykłe. Wizualizują dwoistość natury, niejednoznaczność, nieokreśloność. Kreację, jaką jest też zakończenie spektaklu, która jednak ma siłę jednoczącą przeciwko złu, by miało szansę zwyciężyć dobro. Bo życie to walka. Nieustanna czujność, by nie dać się w tłoczyć w maskę błazna, który szyderstwem, obśmianiem, przekonaniem, że więcej może, ucieka przed trudną, niewygodną prawdą. A jej trzeba stawić czoło. Zawsze próbować działać, by zatriumfowała. Nie tylko wyszła na jaw ale też sprawiła, że człowiek nie będzie musiał walczyć z okrucieństwem używając okrucieństwa. Czy jest to w ogóle możliwe? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam.
SZKOŁA BŁAZNÓW na podstawie SZKOŁY BŁAZNÓW
Michela de Ghelderode'a
reżyseria: Zbigniew Szymczyk
kostiumy: Wanda Kowalska
muzyka: Jacek Wierzchowski
wizualizacje: Maria Porzyc
asystent reżysera: Anatoliy Ivanov
obsada:
Paula Krawczyk-Ivanov
Krzysztof Szczepańczyk
Piotr Sabat
Mateusz Kowalski
Anatoliy Ivanov
Monika Rostecka
Artur Borkowski
Aneta Piorun
Agnieszka Kulińska
Maria Grzegorowska
Agnieszka Dziewa
Izabela Cześniewicz
Agnieszka Charkot
Radomir Piorun
Anna Nabiałkowska
wizualizacje: Maria Porzyc
asystent reżysera: Anatoliy Ivanov
obsada:
Paula Krawczyk-Ivanov
Krzysztof Szczepańczyk
Piotr Sabat
Mateusz Kowalski
Anatoliy Ivanov
Monika Rostecka
Artur Borkowski
Aneta Piorun
Agnieszka Kulińska
Maria Grzegorowska
Agnieszka Dziewa
Izabela Cześniewicz
Agnieszka Charkot
Radomir Piorun
Anna Nabiałkowska