I BĘDĄ ŚWIĘTA to tytuł optymistyczny. Mimo, że bohaterka musi się zmierzyć z traumą po śmierci męża i swoją własną przeszłością funkcjonowania w udanym, jak twierdzi, związku, to przecież jest osobą bardzo młodą jeszcze i ma całe życie przed sobą. I obowiązki. Bilans dotychczasowy wydawał się być dodatni: udane życie, mąż, dzieci, dom. Gdyby nie ta śmierć. I to, co spowodowała, przyniosła. Emocjonalne trzęsienie ziemi, zachwianie egzystencjalne z uczuciem pustki, brak poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, trudne do zrozumienia cierpienie związane z utratą osoby kochanej, do której jest się bardzo przywiązanym, a właściwie od niej uzależnionym mentalnie, finansowo, uczuciowo. I ten styl życia, poziom satysfakcji, który, jak się wydawało, nigdy nie zmieni się, trwać będzie wiecznie. Ale sielanka się skończyła. Nastąpiła gwałtowna zmiana, do której nie sposób się przygotować.
Całym życiem kobiety był świat stwarzany przez męża, jej jedynego mężczyzny. On żył dla pracy i świata, ona dla niego. On pracował i robił karierę polityczną, ona zajmowała się wychowaniem dzieci i domem. Kobieta tak zdefiniowana może czuć się szczęśliwa, spełniona. Przegląda się w sukcesach męża, dzieci jak w swoich własnych. Istnieje poprzez najbliższych. Patrzy ich oczami, zaspokaja ich potrzeby, porządkuje im świat, organizuje życie. Wypełnia ich wolę, zachcianki, realizuje ich plany na szczęście. Uczestniczy, nie tworzy. Wykonuje, nie kreuje. Zabezpiecza, dostosowuje się. I umożliwia egzystencję idealną mężowi i dzieciom. O sobie samej zapomina. Traci tożsamość, wyrzeka się świadomie siebie. Swoje linie papilarne zostawia na życiu wstydliwie, nieśmiało. Jest cieniem, odbiciem, tłem. Autorem widmo.
Co się jednak dzieje gdy fundament tej małej stabilizacji, sens życia i powietrze, którym oddychała przez 15 lat przestaje istnieć? Przychodzi kryzys, który boli. Ledwie pozwala przetrwać. Funduje trwanie w stanie szoku, odrętwienia, buntu, wyczerpania. Czuje się wydrążona w środku i pusta. Nie od razu gotowa na nowe, odmienne od dotychczasowego życie. Bo musi dalej żyć, musi się dostosować do nowej sytuacji. Oswoić ją. I wziąć ją we władanie zupełnie sama. Mimo iż wydawało się jej, a nawet była tego pewna, że jej dotychczasowe życie było idealne, spełnione, satysfakcjonujące odkrywa prawdę. Jej nie było poprzez nią samą, dla niej samej. Teraz nastąpi zmiana. Nie chciała tego, nie prosiła o to. Sytuacja ją zaskoczyła, jak odkrycie, że nie wie kim jest, kim chciałaby tak naprawdę być. Musi teraz podejmować samodzielnie decyzje. O wszystkim. Brać za nie odpowiedzialność. Nie ma wyjścia, stoi przed stworzeniem siebie od nowa, od podstaw.
To może być sytuacja bez wyjścia. Gdy uzmysłowi sobie człowiek, że wszystko, co najlepsze, najpiękniejsze, najważniejsze ma już za sobą. A przed sobą same niewiadome. Ściana, opór materii, mozół samodzielnego przedzierania się przez życie. Brak wykształcenia, doświadczenia w zawodzie. Dzieci w trudnym okresie dorastania. I dom na utrzymaniu. Wchodzenie w dorosłość zupełnie samodzielną, odpowiedzialną może boleć, gdy brak jest atutów, argumentów, siły. Dotychczasowe życie, jego wspomnienie może być takim źródłem energii. Nie wszyscy mają szczęście spotkać, przeżyć miłość, która wydaje się być idealna. Nie wszyscy mają szczęście mieć dzieci. Dom. Przyjaciół. Rodzinę. To wielki potencjał. I gdy ból złagodnieje, bo nigdy tak do końca nie przeminie, jest szansa na ciekawe, wartościowe, ważne życie. Zbudowane według własnego pomysłu, zgodnie z możliwościami, zamiarami. Na miarę własnych i dzieci potrzeb. I będą święta. Będą.
Agnieszka Przepiórska ma trudne zadanie. Cała uwaga widzów skupiona jest na niej. Musi pokazać skrajne stany emocjonalne, budzenie się w bohaterce świadomości konieczności poradzenia sobie z nową, zaskakującą dla niej sytuacją, balansowanie na granicy cierpienia i zmaganie się z nim, oswajaniem go, panowaniem nad nim. Agnieszka Przepiórska gra kolejne fazy żałoby, dokonuje rewizji przeszłości, szuka w niej prawdy w kontekście nowej sytuacji życiowej, punktów słabych ale i mocnych. Z desperacją, złością, ale i poczuciem humoru wspomina, ironizuje, zdecydowanie wkracza w rewir zastrzeżony dla jej męża, by znaleźć siłę trwania dalej. Zadaje odwieczne pytanie, dlaczego właśnie ją to nieszczęście spotkało. Chce zrozumieć, co się stało, dlaczego. Domaga się wyjaśnień, odpowiedzi na pytania o katastrofę lotniczą. Ma poczucie wartości siebie jako matki swoich dzieci, bo ich wychowanie nie jest drogą usłaną różami. Z córką traci kontakt, syn wymaga szczególnej troski. Wszyscy na swój sposób zmagają się ze śmiercią ojca. Nikt nie jest w stanie sensownie pomóc, ulżyć w cierpieniu. Ani rodzina, ani najbliższy przyjaciel, psycholog, ani ksiądz, media, dziennikarze. Wszyscy rozczarowują, są bezsilni. Kompromitują ich motywacje, argumenty, sposoby ratunku. Nieszczerość, interesowność, myśl o sobie, nie o tym, któremu trzeba pomóc. Nie potrafią z rodziną po prostu być. Po ludzku współczuć. Nie umieją rozładować napięcia. Każdy coś chce, realizuje własne plany ratowania świata z punktu widzenia własnej profesji, a jednej cierpiącej osoby zrozumieć nie może.
Tekst Piotra Rowickiego doskonale pokazuje jak bardzo śmierć najbliższej, kochanej osoby jest złożonym i trudnym problemem. Jak długotrwałym, bolesnym. Wymagającym cierpliwości, taktu, szacunku, czasu. Jak bardzo dotyka, niszczy i buduje. Pozwala poznać siebie, świat zbudowany wokół swego życia. Jeśli ma się szczęście i dość w sobie sił. Udaje się w tej minimalistycznej, surowej scenografii, powściągliwej, zdyscyplinowanej reżyserii Piotra Ratajczaka wielowymiarowemu aktorstwu Agnieszki Przepiórskiej uwolnić duszę bohaterki ze szczelnie skrępowanego czarnym kostiumem ciała i w bieli, swobodzie, wolności, pewności siebie, stanąć w gotowości na nowe wyzwania losu. Siedząc na ławeczce, w mrocznej przestrzeni, zmagając się z problemami, które ją dopadły, czeka, zraniona, boleśnie doświadczona, dojrzewając do zmiany. Bierze z czasów minionych, co buduje jej nową tożsamość, odrzuca, zapomina to, co osłabia jej siłę. Rozlicza się z przeszłością, by mocno stanąć na własnych nogach. I z odwagą, nadzieją patrzeć w przyszłość. Zdana wyłącznie na siebie.
A więc jest możliwe i będzie nowe życie. I będą święta.
I BĘDĄ ŚWIĘTA TEATR WARSawy
I BĘDĄ ŚWIĘTA Piotr Rowicki
reżyseria: Piotr Ratajczak
reżyseria świateł: Karol Rothkaehl
obsada: Agnieszka Przepiórska
0 komentarze:
Prześlij komentarz