czwartek, 30 lipca 2015

SEX MACHINE SCENA PRZODOWNIK


Tytuł sztuki jest gorący, elektryzujący, obiecujący bardzo wiele. Ale zgasł był właśnie. Sztuka zeszła z afisza, jakby jej potencjał się już wyczerpał, wypalił. Nie dziwię się. Psychodrama rodzinna, studium szaleństwa rodzica singla za wszelką cenę to niewiarygodny jednak twór dramaturgiczny w tym wypadku. Z rysami nieprawdopodobieństwa tak głębokimi, że drastycznie skutkują brakiem logiki. Szkopuł więc w samym przebiegu wydarzeń i portretów psychologicznych uczestników dramatu. Rozpisującego akcję na ilustrację piekła nadopiekuńczej matki, która całe swoje życie poświęciła wychowaniu syna ale zaprawiła je toksycznymi uczuciami, niebezpiecznymi związkami, ubezwłasnowolniła pętami szantażu emocjonalnego, ekonomicznego, siłowego gdy każde chwyty uznaje za dozwolone, bo przez nikogo nie mogą być zweryfikowane czy postawione w wątpliwość. Potrafi się poniżyć do utraty godności, stacza się na najwyższy poziom śmieszności.  Jest żałosna.Wyczerpuje cały arsenał środków, argumentów, dopuszcza się działań skandalicznych, terroryzujących, dramatycznych, które przez wielu uznane by zostały za objaw ciężkiej choroby, by zatrzymać nie przy sobie ale dla siebie tylko syna. A gdy się to  w końcu nie udaje, niszczy go, nie zważając na koszty, ofiary. Zemsta jest dokonana, już nie musi nic robić. Pozostawiony syn sam sobie, po stracie narzeczonej i wyjeździe matki, popada w depresję, traci dom, pracę, wszystko. Jest samym nieszczęściem wygenerowanym wychowaniem na krótkiej smyczy, w całkowitej zależności i podporządkowaniu matce. Jakby ex post dokonywała aborcji na nieślubnym dziecku, by móc zadać mu największy możliwy ból do przeżywania w pełnej świadomości w chwili jego nieposłuszeństwa i normalnej w normalnym świecie samodzielności. Jakby na całym rodzie męskim brała odwet za swój los. Za to, że ostatecznie nie postawiła na swoim. A mężczyźni znów mają kontrolę nad jej życiem. Bo to ich uważa za winnych. Ojca przypadkowo byle gdzie, byle jak poczętego syna. Ojca, który wyrzucił ją z domu, kiedy dowiedział się o ciąży. Dziadka, który ją wychował, wykształcił. I w końcu syna, którego musiała urodzić i wychować. Zawsze się podporządkowała męskiemu światu. Syna chciała wykorzystać, mieć wyłącznie dla siebie. Zawsze i wszędzie. Manipulacje, tresura, stosowanie przymusu, terroru, poświęcanie mu każdej chwili pozwoliły jej moderować synem, sterować jego życiem, bez przyzwolenia na popełnienie przez niego błędu. Złamać mu kręgosłup moralny, zniszczyć całkowicie poczucie bezpieczeństwa, pewność siebie. Stworzyła dziecko, które nie jest w stanie dorosnąć, wziąć odpowiedzialności na siebie, wziąć się z życiem za bary. I gdy pozbyła się konkurentki, młodszego modelu samej siebie, pozostawiła go, porzuciła nieczuła, zimna, bezwzględna, mroczna Królowa Śniegu. Zwróciła go okaleczonego, bezbronnego, bezwolnego światu. Na pewne zatracenie.

Nie jest to zwykła rodzicielska nadopiekuńczość. Zbyt wysokie wymagania rodzica w stosunku do dziecka.To stan osaczenia w nierównej walce matki o utrzymanie dominującej pozycji w relacjach z synem. Zawsze z pozycji siły. Zawsze pod presją przymusu, groźby, prośby. Matka nigdy nie odcięła pępowiny a w momencie gdy traci władzę nad życiem syna, zaczyna zaciskać ją na jego życiu. Eskaluje walkę. Używa podstępu. Sięga po atuty wieloletniej przewagi nad dzieckiem. Zna syna doskonale. Wie, jak pociągać za sznurki.

Ale  wszystko działa do czasu. Gdy dorosły już syn spotkał młodą kobietę i postanowił się z nią ożenić, przyszedł moment próby. Dla niego i matki. Również dla narzeczonej, która orientowała się w nienormalnych relacjach matki z synem. Ostateczna prawda, utrwalona na taśmie filmowej, jednak przerosła jej próg tolerancji, przekroczyła granicę akceptacji. Do tego stopnia, że popełniła samobójstwo/sic!!/ przechowywanym przez niedoszłą teściową, nie wiedząc czemu, kawałkiem rozbitego lustra. Co jednak mocno dziwi, zważywszy, że była chłodna, wyrafinowana i bezwzględna w działaniu. Nad wiek dojrzała. Zaskakuje też zachowanie matki, jej wyjazd za granicę, szczęście w związku z mężczyzną, który ją kocha od zawsze, z dziećmi. I całkowity brak zainteresowania losem syna- po tym jak stracił narzeczoną, możliwość samodzielnego budowania potencjalnie normalnego związku- jakby zakończyła z nim i ze światem jej znane tylko rachunki krzywd i rozczarowań.

Może to wina tekstu, może reżyserii. A może gry aktorskiej. Postawy bohaterów, ich postępowanie jest nieczytelne. I zaskakuje puenta, że "to życie jest sex machine".  Jakbyśmy oglądali program UKRYTA PRAWDA w DOMU NIE DO POZNANIA, bo wystylizowanym na tragedię grecką z  bohaterami statycznie wygłaszającymi/głównie do widowni/ lub dopisującymi swe kwestie na krwistym tle pochłaniającym wszystko. W towarzystwie chóru panien ślubnych, który komentuje, sugeruje, wyjaśnia postaciom tej kameralnej psychodramy DLACZEGO JA?-syn, matka, narzeczona- muszę to przeżywać, a DZIEŃ, KTÓRY ZMIENIŁ MOJE ŻYCIE obracając je w pył jest tym, który udowodni, że przejście do dorosłego życia  ot, tak, bez przygotowania nie jest możliwe.

A więc to koniec. Definitywnie. Matka kocha tylko siebie/surprise!/, maminsynek bez właściwości stacza się na samo dno bez matki/a próbował być zdecydowany a nawet brutalny!/, cyniczna studentka narzeczona, której wydawało się, że nic co obsceniczne nie jest jej obce, zabija się! A więc to koniec. Definitywnie. I jak tu nie powtarzać, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

SEX MACHINE TOMASZ MAN


Reżyseria - Adam Nalepa
Scenografia – Jan Kozikowski
Muzyka –Marcin Mirowski
Kierownictwo produkcji - Magdalena Romańska
Asystent reżysera - Julian Potrzebny
Obsada:
Matka -Joanna Jeżewska
Narzeczona - Anna Smołowik
Syn -Bartosz Mazur
Przyjaciel - Zdzisław Werdejn
Chór: Agnieszka Drumińska, Izabela Gwizdek, Danuta Nagórna, Krystyna Wolańska, Grzegorz Sierzputowski

PREMIERA 5 MAJA 2011

0 komentarze:

Prześlij komentarz