JOHN to spektakl oparty na faktach, gdzie twórcza artystyczna ekspresja, kondensując skalę problemów, pokazuje kondycję ludzką w jej seksualności i podstawie ją warunkującej. To życie inspiruje, dramatyzuje, wdziera się na scenę i pięknie, prawdziwie w inscenizacyjnym skrócie do nas przemawia siłą bezpruderyjnej prawdy o człowieku. Eksploduje emocjonalnie w widzach. Prowadzi dialog. Językiem teatralnym, integrując kongenialnie wypowiadany dramatyczny tekst i , będący na tych samych prawdach ważności, taniec. Nie jest to więc jedynie treść i tylko ruch sceniczny. To coś znacznie silniejszego. Jedno i drugie mogłoby zaistnieć samodzielnie ale w synchronicznym zgraniu łączy wzmacniające się fale artystycznego przekazu w jedną, porażającą widza historię. Tworzy mocny emocjonalny przekaz o sile OCZYSZCZONYCH Sarah Kane. Czyni go szczególnym, bo bardzo szczerym i otwartym dyskursem scenicznym, społecznym. Bo ma ten sam potencjał dramatyczny, bo dotyczy tego samego tematu, bo ma tą sama drapieżność realiów, drastyczność użytych środków wyrazu. Mocny, obsceniczny, kontrowersyjny ale bezkompromisowy wymiar. Bardzo ważny, bardzo znaczący. Bo ostro, wprost, choć nie bez delikatności oświetla to, co zawsze skrzętnie było i jest nadal ukrywane, tuszowane, zakłamywane. To bardzo trudne komponowanie wypowiedzi teatralnej, by sztuka nie epatowała fałszem, dydaktyzmem czy moralizowaniem. By nie ociekała wyuzdaną, pornograficzną, brutalną seksualnością. Inscenizacja bezpiecznie omija mielizny taniej sensacji w omawianiu tematów dotyczących sfer intymnych. To duży walor tej wypowiedzi teatralnej. Miara jej siły uczciwości. Wiarygodności. Niełatwej do przyjęcia. Niełatwej do zrozumienia. Do zaakceptowania.
Jest to zasługa całego, wspaniałego zespołu artystów,wykonującego tytaniczną pracę, do której był perfekcyjnie przygotowany aktorsko i tanecznie. I to nie sama chęć szczera, predyspozycje ale szczególny talent tancerzy aktorów zadecydował o wyważonym, dynamicznym przekazie. Wielkie brawa, szczególnie dla odtwórcy głównej roli. Wielki podziw. Bo trzeba mieć nadzwyczajną kondycję, by w tak dużym tempie i ciągle zmieniającej się konfiguracji układów scenicznych utrzymać wymaganą przez akcję narrację. Choreografia- skomplikowana, nowoczesna, precyzyjna-i scenografia-powściągliwa, umowna, klaustrofobiczna, monochromatyczna- znacząco wpłynęła na budowanie duszącego nastroju niemożności, konieczności poruszania się w labiryncie trudnego, bolesnego życia. W pędzie ciągłych kompromisów. Akceptacji osaczenia losu. Przystosowania do ekstremalnych przeżyć i sytuacji, bez gwarancji wyjścia z życiowej matni. W poczuciu nieuświadomionej do końca orientacji seksualnej. Bezradności wobec życia i siebie. Trzeba przejść przez piekło ale w tonacji wchłaniania ciosów, razów, upadków, doświadczeń trudnych, koniecznych, by dowiedzieć się kim się jest. Tak naprawdę. Tak na pewno. By móc odpocząć, odetchnąć głęboko. Zasnąć snem oświeconego. Pogodzonego z wiedzą, doświadczeniem świata i siebie.
To było bardzo trudne przedstawienie. Zarówno w warstwie percepcyjnej, jak i tematycznej. Narzucające poszukiwanie tożsamości seksualnej razem z Johnem, nurkowanie w mroczne życie dysfunkcyjnej rodziny wielodzietnej, przemocy w rodzinie, więzieniu, na ulicy, ośrodkach pomocy społecznej, przybytkach gejowskich, na każdym kroku i etapie życia. Wymagające pewnego samozaparcia, bo sztuka konfrontuje z drastyczną, obsceniczną , od zawsze ukrywaną sferą życia. Wstydliwą, bolesną. Tylko dla dorosłych. Choć zaszczepianą dzień po dniu, wchłanianej z mlekiem matki, jeśli się urodziło i żyło w niewłaściwym miejscu i czasie. Poprzez dotykanie zła, doświadczanie go, oswajanie i powielanie losu rodziców. Niemożność wyzwolenia się z zaklętego jego kręgu. Trudno to oglądać, ale jeszcze trudniej takie życie przeżyć. Przecież to true story. Fakty, fakty,fakty...Ale w estetycznej otulinie sztuki. Ale z łagodnością dystansu scenicznego. By nie poraziły, nie skaziły. A doprowadziły do przemyślenia, zrozumienia, pobudzenia empatii.
Piękne, to nie znaczy łatwe. Inne, to nie znaczy wykluczone. Prawda nie zawsze jest piękna i łatwa, szczególnie gdy jest trudna do zaakceptowania. Ale można ją pięknie, taktownie, mądrze opowiedzieć . Taki jest JOHN.
Teatr w kinie? Taki teatr na pewno tak. Mimo, ze nie jest żywy. Ale z 2D zaczyna żyć 3D dzięki poziomowi artystycznej ekspresji artystów, wrażliwości, wyobraźni tych, którzy się z tym przekazem zetknęli.
Dzięki National Theatre Live za cykl "Scena brytyjska na dużym ekranie", MULTIKINO, British Council. Dzięki TERAZXTEATR! Niedługo następne retransmisje! Chodźmy na teatr do kina. Koniecznie. Bo, moim zdaniem, Maciej Nowak nie miał racji. Oglądanie teatru, nawet w kinie, wzmaga apetyt. Nienasycenie. Tęsknotę. Ciekawość. I warto te potrzeby podkręcać, zaspokajać. Rozwijać. Powinien o tym wiedzieć. Taki smakosz. Koneser teatru!! Macieju Nowak, do kina na teatr marsz!! I dopiero wtedy pisz, dlaczego Ci nie smakuje, w gardle staje lub jest niestrawne. Ale dopiero wtedy, gdy obejrzysz. Inaczej się wbijasz w ten tłum, co to się oburza, protestuje, zapiera, broni i nie ogląda a marudzi. Ocenia ex ante a żałuje ex post. Do zobaczenia w kinie na teatrze. Do zobaczenia.
http://www.terazteatr.pl/aktualnosci/nt-live-john,1227
http://ntlive.nationaltheatre.org.uk/productions/47625-john
piątek, 6 lutego 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz