Jeżyce to dzielnica Poznania. Nigdy tam nie byłam. Nie znam życia w blokowisku. Na dzielnicy.
Jeżycjada to cykl książek dla młodzieży Małgorzaty Musierowicz. Nigdy żadnej nie czytałam. Nie znam klimatu jej stylu, przesłania ujęcia i poprowadzenia tematu. Aluzji i odniesień. Zdarzeń. Osób.
Ale JEŻYCJADĘ w reżyserii Weroniki Szczawińskiej obejrzałam. Byłam ciekawa, co nowego skomponowała teatralnie. Widziałam wcześniej jedynie JAK BYĆ KOCHANĄ i KOMORNICKĄ. BIOGRAFIĘ POZORNĄ /realizacja z Bartkiem Frąckowiakiem/. Ale nawet tak pobieżny ogląd pozostawił nieodparte wrażenie solidności roboty realizacyjnej, pietyzmu w przygotowaniu materiału scenicznego, nadawanie znaczenia każdemu gestowi, układowi, kompozycji treści i formy. Wszystko jest w jej spektaklach przetrawione i ujęte w pewnej kondensacji, napięciu znaczeń, sublimacji na uwięzi emocji kontrolowanej. Spontaniczność, przypadek, nie wchodzą w rachubę. Dominuje precyzja. Pewność. Terror wizji reżyserskiej. To rzuca się w oczy. Uderza w splot rozczapierzonych intelektualnie dywagacji. Szaloną wyobraźnię. W indywidualną, osobną wrażliwość i przygotowanie widza do odbioru tak uszczelnionego przekazu. Jakby nie zostawiał marginesu na nieprzewidziane skojarzenia. Jakby były nieuprawnione. Jakby złościły artystkę. Irytowały. Jakby to, co złożyła w demiurgicznym procesie twórczym, poszukiwawczym, poznawczym było doskonale skończone, ograniczone jej pewnością co do właściwego, jedynie przez nią samą możliwego zestawienia. Nawet jeśli dzieło ostatecznie nie działa. Choć to nie wchodzi w rachubę. Bo tak jest uzasadnione merytorycznie, podbudowane scenicznie i dopowiedziane aktorsko, że teoretycznie ma, nie, musi działać. I to niewątpliwie robi wrażenie. Ale zamyka usta widzowi. Zawłaszcza jego indywidualne spojrzenie. Obcina skrzydła wyobraźni. Już nie hula u widza myśl swobodna, szalona, skojarzeniem jakim nieprzewidywalnym sprowokowana. Nie może on mieć wątpliwości, momentów wahania, ambiwalencji. Nie ma jak uciec. Nie ma marginesu na dygresję. Swobodę. Błąd. Skrzywienie. Szaloną, nieprawdopodobną nawet interpretację. Bo nie wypada. Nie da się. Nie ma jak. Wszystko jest uszczelnione nawet w zawieszeniu. Jakby do końca było dopowiedziane, przewidziane. Skalkulowane. Gra aktorska zawsze jest tak perfekcyjna. Gładka. Dookreślająca. Podkreślająca, dopinająca, wieńcząca styl pracy reżyserki. Fanfary!! Jakby widz twórcy nie był potrzebny. Bo wystarczyło sił i ambicji do samego procesu tworzenia. Twórca jest świadomy swego talentu, możliwości i racji. Bo, że mógłby to być cel zamierzony-ta eliminacja odbiorcy z całego procesu teatralnego obcowania- włos się od takiej myśli jeży. To dopiero jeżycjada. Artysta uzbrojony, absolutnie zdeterminowany, na pozycji słusznej, swojej racji. Rugujący przypadek, eliminujący zaskoczenie, niekontrolowany strumień podświadomości, nieświadomości, wszystkiego, co nienazwane.
Z drugiej strony jest to wygodne dla widza. Przepracowany za niego, przeanalizowany solidnie temat. Profesjonalny. Wzorcowy. Uzasadniony. Pewny. Nic, tylko chłonąć, uczyć się, korzystać. I to poczucie, ze w ogóle tak można teatralnie wyłożyć, uzasadnić dzieło. Skomponować. Zagrać. Imponujące! Budujące uczucie. Wbijające w pychę. Poczucie wyższości. To wyniesienie na intelektualny olimp. I przekonanie, że tylko ja to rozumiem. Odczytuję intencje, tropy, nawiązania. Podążam śladem myśli artysty. Odgaduję jego zamysł. Doceniam wysiłek. Podziwiam erudycję. I odwagę obciosywania sęków, szlifowania nierówności, zakopywaniu dziur, szczelin. Tak, to imponujące, satysfakcjonujące przeżycie. Wbijające w próżność. Zabijające emocje w zarodku. Bo wszelka kalkulacja doskonała konsekwentnie przeprowadzona absorbuje umysł, zaspokaja jego potrzeby a znieczula, wyłącza serce. Myślimy, myślimy, myślimy. Kojarzymy, aktualizujemy, zapamiętujemy i porównujemy. Nie mamy czasu czuć. Mózg płonie, serce lodowacieje. To popis ludzkich możliwości intelektualnych. Błysk doskonałości skończonego dzieła. Całkowitego panowania pod kontrolą totalną.
To jednostronny monolog artysty. Lśnienie jego kreacji wykluczające dialog. Bez zaskoczenia. Bez tajemnicy. Bez wzruszenia. Bez czucia. Niestety. Niestety. Niestety.
Ja jestem widzem rozdartym. Wyjącym zachwytem nad doskonałością konstruktu intelektualnego i sprawności warsztatowej ale umierającym z tęsknoty za niedopowiedzeniem przeczucia, ciekawością przemilczenia, znaczeniem znaku nierozpoznanego.
JEŻYCJADA jest o tyle swobodniejsza, a przynajmniej takie sprawia wrażenie, bo jest punkowo wyśpiewana od początku do końca. Z aluzjami, podtekstami, kontekstami myślowymi. Co książka to interpretacja, wariacja na temat. Celna, współczesna. Atrakcyjna. Można przeżyć ten godzinny koncert bez względu na to czy znamy z książek czy autopsji świat, z którym konwersuje. Słucha się tego dobrze, bez zgrzytów, bez oporu. Piosenka jest dobra na wszystko. Punk pozwala na wiele. A wiemy już, że Weronika Szczawińska, tym wypadku z Agnieszką Jakimiak, to solidna merytorycznie firma. Aktorzy perfekcyjnie wielofunkcyjni, swobodni. Muzyka wyostrza, podkręca. Miejsce akcji, gdziekolwiek sobie pomyślimy. Tym razem to WARSZAWA/KOMUNA. Luz, punk. Wolność i swoboda. Możesz wejść, możesz wyjść. Możesz śpiewać. Gra muzyka. Jest sztuka.
I tak, znając sztukę reżyserską Weroniki Szaniawskiej, sama zapewniłam sobie to, czego mi w jej realizacjach zawsze brakowało. W tym wypadku świat PRLu w konfrontacji z naszym obecnym, książki Musierowicz czytane ex post, wycieczka do dzielnicy Jeżyce w Poznaniu, konteksty środowiskowe, zaczernianie białych plam sztuki. Mam wiele do zrobienia. Mam wiele do porównania. Rozległy teren badań. Nie pozwoliłam całej pracy wykonać artystce. Artystce, która mi imponuje. Intryguje. Ale i przeraża. Bo w jakimś sensie czuję, czuję tylko, że dla jej satysfakcji, ja, widz, nie jestem jej potrzebny. Ona ma świadomość wartości tego, co tworzy a może tylko konstruuje. I pewność. A ja , ja jestem widz niepewny, nieprzewidywalny, niesubordynowany, najeżony. Absolutnie najeżony.
Teren badań: JEŻYCJADA
Komuna/Warszawa (d. Komuna Otwock)
dramaturg: Agnieszka Jakimiak
reżyseria: Weronika Szczawińska
muzyka:Krzysztof Kaliski
obsada:
Natasza Aleksandrowitch
Romuald Krężel
Piotr Wawer jr
Krzysztof Kaliski
data premiery: 2014-05
https://fraukeil.wordpress.com/
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/205360.html
0 komentarze:
Prześlij komentarz