zdjęcie użytkownika Art People Gallery:Body Bags Oil Paintings
AALST to miasto w Belgii ale jednocześnie tytuł spektaklu przygotowanego w ramach roku polsko-tureckiego, oparty na tekście, który opowiada prawdziwą historię zabójstwa dwójki małych dzieci przez ich rodziców w motelu w 1999 roku. Propozycja realizacji projektu wyszła od aktora Adihana Senturka, poznanego w Turcji przez Radosława Rychcika, reżysera spektaklu, który pojechał tam na zaproszenie Instytutu Adama Mickiewicza. Adihan sam przetłumaczył tekst i szukał kogoś, z kim mógłby go wystawić. Obecnie w Turcji homoseksualizm, status i egzystencja ćpuna, mordercy, życie na marginesie jest gorącym tematem, medialnie nośnym, politycznie niepoprawnym i szuka swojego miejsca na scenie. Spektakl zaspokaja to zapotrzebowanie. Dla nas też jest interesujący.
Jest to sztuka dokumentalna Body Bags Oil Paintings na trzy głosy. Anonimowy głos przesłuchuje młode małżeństwo. Nie ocenia, nie szuka wprost, brutalnie odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się stało. Poznajemy okoliczności zbrodni. Przyglądamy się zabójcom. Ich pochodzeniu, dzieciństwu, okresowi dorastania i dorosłego życia. Obserwujemy zachowanie pary w czasie przesłuchania. Kiedy zbrodnia się dokonała a świadomość jeszcze za nią nie nadąża. Jakby sam czyn był wypadkową kim są i jakich wyborów dokonali, jak bardzo zostali skrzywdzeni, jak bardzo siebie nawzajem i dzieci krzywdzili. Jakby postępowali instynktownie, odwetowo, tak, jak ich świat nauczył a oni powielają tylko automatycznie wyuczone wzorce zachowań, kompensują wchłonięty ból i cierpienie, opresję, napięcie, które się uwalnia, które puszcza dopiero w momencie niekontrolowanej agresji, furii, uderzającej impetem w tych, których się ma pod ręką; w malutkie, bezbronne dzieci, w małżonka. W tych, których na pewno, na pewno się kocha. Może to ta świadomość wydobywająca się na powierzchnię zdarzeń jest ostateczną motywacją zbrodni; kocham z natury rzeczy, ze wspólnotowości losu, ot po prostu i muszę, muszę krzywdzić, by znieść życie, jakie mi zgotowano, jakie jest mi dane, jakie mam, jakie tworzę a więc zabijam, by skończyć ten korowód powielanych, wzmacnianych własną słabością i niemocą charakteru nieszczęść.
I zanurzamy się, my, łowcy sensacji, zbrodniożercy, w ich kloakę życia, która metodycznie kształtowała i utrwalała mechanizm autodestrukcji. Nurkujemy, z trudem poruszając się w tym szambie, przecierając oczy ze zdumienia, że zło triumfuje przechodząc z pokolenia na pokolenie. Jest dziedziczone i wzmacniane przez następców. Powstrzymać to może tylko śmierć. Morderstwo własnych dzieci. A potem podwójne samobójstwo. Trzeba zabić zbrodnię zbrodnią. Cokolwiek zdarzy się potem.
Zabijając, ale tak strasznie, tak bestialsko strasznie, mordercy kładą kres temu, nad czym nie są w stanie zapanować. Kończą wszystko. Bo zło, które w nich rosło przez całe życie, nie wypaliło się, nie zniknęło. Nie zostało wyparte, zagłuszone, stłumione. Żyło w nich i karmiło się przemocą wobec słabszych. Męża wobec żony. Rodziców wobec dzieci. To, co się z nimi działo, nie miało końca. To, jak postępowali z dziećmi żyło w nich i wzmagało cierpienie. Nie chcieli, by dzieci poszły tą samą drogą co oni. Z bagażem ich i swoich własnych win i cierpień oraz tych dokładanych w przyszłości przez świat. A na to, w rodziców odczuciu i na ich poziomie rozumienia, wszystko wskazywało. Nie chcieli do tego dopuścić. Choć nigdy się do tego nie przyznali.
To było dla nich logiczne. W tym szaleństwie była metoda. Ale jakby w sferze podświadomości. Po zbrodni nie są załamani, pogrążeni w depresji. Nikt nie wierzy im gdy mówią, że gdyby mogli cofnąć czas, to byłoby cudownie. Ale jest w tej deklaracji jakaś niespełniona nadzieja. Marzenie, że jeśli życie nie byłyby tak okrutne, mogło by być rzeczywiście cudownie. I ta tęsknota jest zrozumiała. Tym bardziej bolesna, że nie do spełnienia.
Krzywdzeni krzywdzą. Zabijana przez całe życie dobroć, empatia, miłość w końcu zabija. By powstrzymać siebie. By nie pozwolić zaszczepionemu złu w sobie przez świat, własną słabość i przyzwolenie na nią, przekazywanego w spuściźnie dzieciom, na triumfalny marsz w przyszłość. Póki ma się siłę i siebie nawzajem do czynu, który wydaje się być niemożliwy nawet do pomyślenia. Do zaakceptowania przez zdrowe zmysły. Przy zdrowych instynktach rodzicielskich. W obrębie prawa i wartości ludzkich. W tym bestialstwie jest konsekwencja. Choć my, obserwatorzy, chętnie wskazalibyśmy na niepoczytalność sprawców, której jednak w tym wypadku nie stwierdzono.
Pierwszy raz sztuka wystawiona była w Szkocji. W tym samym roku 2007 w Australii. Forma dramatyczna przypomina sztuki brytyjskie z początku roku 2000, brutalistów, in-yer face drama, rodzaj dramaturgii, która u nas była popularna 10-15 lat temu. Jest bardzo statyczna. Irytująco schematyczna. Może drażnić tak naturalistyczne, bezpośrednio 1:1 przeniesienie stenogramu przesłuchań do teatru. Kiedy nie ma ingerencji dramaturga, reżysera. Nie ma dystansu, nie ma poczucia bezpieczeństwa, nie ma sublimacji intelektualnej, skrótu dramatycznego. Rzuca nam się krwawym mięsem życia w wyobraźnię, wrażliwość, instynkt samozachowawczy. Sprawdza ścieżkę naszego ludzkiego myślenia domagającego się ostatecznego rozwiązania zagadki, odkrycia tajemnicy, odpowiedzi na fundamentalne pytania: dlaczego, jak to możliwe, jak mogło do tego mordu dojść, dlaczego nikt wcześniej nie zareagował na przemoc w rodzinie, itd. Jak zawsze pytania stawiane ex post.
Odpowiedzi nadal brak. Ale te pytania pozostają aktualne. Odnajdziemy je w każdym miejscu na świecie, w każdym kręgu kulturowym. Dlatego są ważne. Zasługują na uwagę, zastanowienie. Mamy się rozejrzeć wokół siebie. Zapytać o własną postawę wobec zła. Zła rządzącego nami i światem. Bo tak łatwo przychodzi nam się oburzać na przemoc, ekscytować zbrodnią. Zwłaszcza gdy dotyczy dzieci. Ale w gruncie rzeczy nic nie robimy. Nic z tego nie rozumiemy. A naznaczanie winą naturę ludzką jest najłatwiejsze, najprostsze. Ten wytrych do zrozumienia zbrodni, usprawiedliwienia naszej bezradności, bezsilności -objawu obojętności- zawsze mamy pod ręką.
Trop reżysera, który sam sugeruje, nawiązując do URODZONYCH MORDERCÓW Olivera Stone`a, w tym wypadku wiedzie lekko na manowce. Choć przybliża zrozumienie głębokiej więzi rodziców. Ich wzajemne wsparcie i konsekwencję w dokonaniu tej strasznej, nie do zrozumienia a przede wszystkim nie do zaakceptowania zbrodni. Spektakl nie gubi tego przekonania morderców, że postąpili w ich mniemaniu słusznie. A reszta świata nie chce przyjąć ich motywacji do wiadomości. Odrzuca ją. Nie rozumie. Bo musiałaby przyjąć część winy na siebie. Mentalny odjazd, brak asymilacji społecznej, silny imperatyw wewnętrzny nakręcający postępowanie bohaterów, ich głębokie, nie do nadwątlenia przekonanie o słuszności decyzji o morderstwie dzieci jest problematyczne dla świata.
A wyrodny ojciec i mąż, a przeklęta matka i żona wydają się być szczęśliwi, zadowoleni, spokojni. Jakby żyli w innym świecie. Jakby od zawsze żyli w innym świecie. Jakby tylko oni sami siebie dobrze rozumieli i czuli. Bo trafił swój na swego. I uderzenie w świat wartości się skumulowało, wzmocniło. Sami sobie poradzili, skazani na siebie tylko. Nic się poza tym nie liczy. Ani skutki ich czynów, ani nieszczęśliwy ciąg dalszy. Jakby wykonali kawał dobrej roboty. Koniecznej. Logicznej. Niezbędnej.
Sztuka wydaje się nudna, niezrozumiała, choć sensacyjna. Żywcem przeniesiona z prasy brukowej lub sali sądowej. Grająca na naszej podłej skłonności do biernego, śliniącego się podglądactwa. Muzyka wykonywana na żywo, kostiumy nowożeńców, w które ubrani są aktorzy, opary mgły, szampan i tort weselny, to te elementy inscenizacji, które przełamują teatralnie materiał narracyjny przesłuchania. Ale w swej warstwie istotności motywacyjnej wszystko, co najważniejsze odbywa się w naszych głowach. W naszej wrażliwości. W wyobraźni. I długo pozostaje w pamięci niczym robak przegryzający się ku światłu, do wyjścia.
Czy naprawdę wszystko jest na sprzedaż? Na początku rósł we mnie bunt wobec epatowania kolejną, tym razem teatralną, choć prawdziwą historią dzieciobójstwa. Tak chętnie celebrowaną zawsze we wszystkich mediach. Również polskich. Z czasem zniknęła niechęć i oburzenie. Zostało poszukiwanie prawdy. A ta naprawdę trudna jest do zaakceptowania. Zrozumienia. Ogarnięcia. Ciekawość zwyciężyła.
O tyle ten obraz teatralny jest interesujący i wart obejrzenia. Ale były tylko dwa spektakle w Teatrze Powszechnym. Co i gdzie dalej, nie wiem. Szukajcie w prasie, telewizji, internecie. Ciąg dalszy, nowe wcielenia tej historii, inne jej warianty, wariacje na temat z realu, na pewno tam znajdziecie. Znajdziemy. Znajdą ci, którzy zechcą wejść bezkarnie w białych rękawiczkach w strefę zła.
AALST
SCENOGRAFIA I KOSTIUMY - ANNA MARIA KARCZMARSKA ASYSTENT SCENOGRAFA - HEQI TONG
PROJEKCJE VIDEO - MICHAŁ LIS I PIOTR LIS
MUZYKA NA ŻYWO - MICHAŁ LIS I PIOTR LIS /NATURAL BORN CHILLERS/
OBSADA
BENGÜ ERGIN - CATHY
ADIHAN SENTÜRK - MICHAEL
ERTÜRK ERKEK - VOICE
PREMIERA POLSKA: STYCZEŃ 2015
Realizacja: Salon iKSV, Istanbul, Turkey i Teatr Powszechny
im. Zygmunta Hübnera w Warszawie
Wydarzenie realizowane w ramach programu kulturalnego obchodów 600-lecia polsko-tureckich stosunków dyplomatycznych w 2014 roku.
turkiye.culture.pl
0 komentarze:
Prześlij komentarz