czwartek, 18 grudnia 2014

NASZA KLASA WOJNA I POKÓJ


Surreal 3d Art by Adam Martinakis

Transmisji NASZEJ KLASY w TVP Kultura nie widziałam. Byłam na tej sztuce w teatrze tuż po premierze. Kupiłam nagrodzony NIKE dramat Tadeusza Słobodzianka. I go przeczytałam. Żeby nie było wątpliwości.

I wiem. Wolę teatr żywy niż telewizyjny. Choć oba są dla mnie równie ważne. Bardzo. Wolę oglądać niż czytać. Gdy wiele wrażliwości pobudza moją jedną. I wyobraźnia zmultiplikowana  napiera na moją. Wolę najpierw czuć niż rozumieć.  Wolę wiedzieć, bo pole czucia się poszerza, wzmaga, intensywnieje. Lubię odkrywać sama sensy niż zostać na siłę oświecona bez marginesu na samodzielne myślenie, indywidualny punkt widzenia, niedopowiedzenie, tajemnicę. Wolę kształty chropowate, nieuszczelnione. Przekaz niedopowiedziany. Znaki zapytania niż wykrzykniki. Otwarcie tematu nie zatrzaśnięcie. Domknięcie. Zaryglowanie. Z kluczem zamienionym w bat. Wolę bebeszenie i bałagan niż pedantyczny ład. Podmiotowość z przedmiotowością w symbiozie. Jeśli chodzi o sztukę.

Tego mnie pozbawia NASZA KLASA. A złe wrażenia odrzucam. Irytację, smutek, poczucie zawodu. I ofertę artystyczną całkowicie uszczelnioną, wypolerowaną, po której każdy kontrargument spływa. Wyniesioną na taki poziom stereotypu i wyważenia gładkich racji wielkimi literami skalkulowanymi, że widz nie ma prawa mieć wątpliwości.To model dramatu nie podlegający dyskusji i ocenie. Tu nie ma miejsce stwierdzenie: podoba się/ nie podoba. Zwłaszcza gdy się nie może/nie chce pomijać poprawności politycznej/ historycznej/innej.

Nie dziwię się, że sztuka jak dotąd  była wystawiana w 27  teatrach. To dopiero początek. Jest tak skonstruowana, że łatwo ją zinterpretować pod jasną dla każdej nacji tezę. Ma ten poziom ogólności i szablonu, że wszędzie jest zrozumiała. A że zły, podły Polak gnębi swego dobrego, choć niedoskonałego kolegę i sąsiada to jest czytelne ponad mentalnym i kulturowym ograniczeniem. Na świecie konstytuuje się stereotyp Polaka antysemity. Złego, prymitywnego, ograniczonego człowieka. Jesteśmy paskudni, okrutni i źli. Inni tylko w granicach ludzkiego błędu i z uzasadnioną motywacją. Proste, jasne, oczywiste. Kontrast czarno biały, informacja zero jedynkowa. Ziarno od plew oddzielone. Nie ma nad czym dyskutować. Nad czym się zastanawiać. Wiadomo, kto jest ofiarą a kto oprawcą. To nie wymaga indywidualnego, konkretnego wartościowania, nie podlega ocenie, bo ta dokonuje się na scenie. Bez stanów pośrednich. Subtelności. Niuansów. Walorów półcieni.

NASZA KLASA pokazała mi Polskę i Polaków jakiej nie znam i nie chcę znać w tej konkretnej teatralnej szczególności. To indywidualna kreacja artystyczna Tadeusza Słobodzianka i nie wnosi nic ponad to, co już o sobie jako ludzie wiemy. Dobro i zło w jednym. Triumf silniejszego nad słabszym. Człowiek jest zdolny do wszystkiego. Człowiek człowiekowi funduje z premedytacją piekło na ziemi. Kolega koledze. Sąsiad sąsiadowi. Mężczyzna kobiecie. Mąż żonie. Duchowny koledze, dziecku, wiernemu. Nacja nacji. Wyznawca innemu wyznawcy. Kat ofierze. I na odwrót w odwecie zadośćuczynienia. Zwłaszcza na poziomie jednoznaczności i płaskiego, płytkiego komunikatu. Prosty symbol, wyrazisty znak, znany język, czytelny gest. W zwartym szyku, żelaznej konstrukcji, schematycznej kompozycji. W dziecinnym wierszyku, piosence.

Jesteśmy ciemnogrodem, wstydem Europy, świata. Słobodzianek tak nas widzi, tak o nas pisze i chyba o sobie. Spisak inscenizuje. Widzowie spętani scenicznym przekazem wzruszają się, płaczą, biją się w pierś. I świat się wzrusza, płacze i bije w nasze piersi. I ochuje, achuje, że jesteśmy tacy wspaniali i odważni, bo tak otwarcie  krzyżujemy sami siebie swoimi wadami, błędami i wypaczeniami. Wierzą sztuce. Polakowi naznaczającego Polaków stygmatem winy bratobójczej. Nami wycierają własne sumienia. Robią rachunek własnych win. To bardzo wygodne. Sprytne. Zastępcze wypieranie. Niskie pocieszanie się, że co złe to na pewno nie my.

NASZA KLASA to punkt wyjścia, to grand zero. Wierzchołek góry lodowej.Granat wrzucony w nasze dobre, demokratyczne wartości ale i poprawnościowe samopoczucie. Zmusza do wyciągnięcia wszystkich trupów z szafy, śmieci spod dywanu, zaklepanych ze strachu lub wstydu pod ziemią zoombie. Wydaje się, że jesteśmy na to gotowi. Tacy otwarci. Tacy mądrzy. Ale jak przychodzi co do czego, grozą wieje. Lub poprawnościowym tsunami. Albo zachwytem albo potępieniem. Wyniesieniem albo pogrążeniem. Stanów przejściowych brak. Pośrednich też. Jak w spektaklu.

To klasa prenatalna. Równo wyważony twór, który ma zadowolić wszystkich. Tanio wzruszyć, wzburzyć, wstrząsnąć. Coś napomyka, zaznacza,  porusza. Z grzechem pierworodnym ostatecznego wyroku. Wszystko kończy. Stereotypem zamyka. Zaśpiewem dopowiada. Przytupem dookreśla. Skrótem ocenia. Znakiem sygnalizuje. Schematem upraszcza. Oskarżenie rzuca. Pogardą pogrąża. Chciwością poniża. Głupotą tłumaczy. Zbrodnię i karę jednostek. Polski. Polaków.  Prawdę, fałsz miesza, plącze. Prosto. Prostacko. Piętno zła wypala. Bez możliwości wybaczenia.

Trzeba tę sztukę zobaczyć. Wiedzieć dobrze. Bo źle to skutkuje. Choć bezgłośnie szumi las SPRAWIEDLIWYCH WŚRÓD NARODÓW ŚWIATA. Tych, którzy nie wytłumaczą, nie zaświadczą, nie upomną się. Nie rozmówi się już sąsiad z sąsiadem. Kolega z kolegą. Mężczyzna z kobietą. Wierny z niewiernym. Winny z niewinnym. Pokuta nie spotka się z wybaczeniem sobie nawzajem.

My na razie nie dajemy sobie z tym rady. Żywi nie mogą dogadać się z umarłymi. Żywi z żywymi. Nie potrafią. Wojna czy pokój rachunki krzywd nigdy się nie wyrównają. Rany nie zabliźnią. Możemy tylko przyjąć do wiadomości, poznać, wiedzieć. Przybliżyć się do prawdy. Świadomie się z nią zmierzyć. Nazwać zło. Nadać mu imię. Osądzić. Wzajemnie wybaczyć. Jeśli potrafimy. Jeśli zdołamy. Inaczej będziemy w permanentnym stanie wojny a pokój fikcją tylko będzie, celem nieosiągalnym. Bo jesteśmy źli a dobrzy bywamy. Czy na odwrót? Dobrzy źli bywają. I  dobrem zło zwyciężają. A jeśli się nie uda? Wyjść poza siebie. Zanurzyć się w kacie. I ofierze. Poczuć, co ona czuła. I zadać sobie pytanie za pytaniem. I tak bez końca. Bo ten korowód niesprawiedliwości się nie kończy. Zwalnia czasem. Przygasa na chwilę. By znów wybuchnąć. Z nową siłą uderzyć. I zebrać krwawe żniwo. Na wyższym, bardziej skomplikowanym poziomie. Każde odebrane życie, każde niezawinione cierpienie prędzej czy później upomni się o sprawiedliwość. Skazani jesteśmy na prawdę o sobie samych i sobie nawzajem. Warto więc o nią walczyć. O jej zrozumienie. Jeśli my, ludzie? Ludzie. Co wiedzą już, co człowiek człowiekowi uczynić potrafi. Potrafi i robi z premedytacją, świadomością skutku. Kultura, religia, wychowanie, dobra w nas natura  zatrzymać tego nie potrafi. Ani więzy przyjaźni, bliskości, uczucia nie powstrzymają. Ono jest. Zło. A więc i możliwość jego wyboru. Wolna nasza ludzka wola. Nie boi się kary. Ona nie ma narodowości, ani innego rodowodu. Okoliczności tylko komplikują podjęcie decyzji. Można wziąć na siebie nieswoje winy. Wolna wola. Krzyż.

Wtorkowy wieczór spędziłam w Multikinie na operze Teatru Maryjskiego w Petersburgu WOJNA I POKÓJ na podstawie powieści Lwa Tołstoja z muzyką Siergieja Prokofiewa. W rolach głównych wystąpiły wschodzące gwiazdy światowej opery Andriej Bondarenko (baryton) w roli Księcia Andrieja Bołkońskiego oraz Aida Garifullina w roli Nataszy Rostowej (sopran).

Rosjanie dobrze wiedzą, jak kultura ma kształtować świadomość narodową, jaki przekaz ma iść w świat. I jest to informacja mocna, sugestywna, konsekwentna. Nowoczesna forma, porażająca treść. Nie kala a wynosi ponad poziomy swoją nację, przygotowując ją na wojnę w imię pokoju. Czterogodzinna epopeja charakteryzuje nam Rosję i Rosjan, jakimi byli, są i będą. W szerokim kontekście historycznym, przetaczając się przez wojnę napoleońską, I i II wojnę światową po dziś dzień. Z ambicjami, potrzebami, mentalnością mocno zakotwiczoną historycznie. Spektakl zrealizowany w 2013 roku jest świeży, aktualny, prawdziwy. Mrożący krew w żyłach. W kontekście bieżących wydarzeń `na wschód od Polski.

Rosjanie są konsekwentni, my poprawni. Oni budują tożsamość, umacniają dumę narodową, wartości patriotyczne, siłę ducha. My stawiamy w wątpliwość, zanurzamy w ogniu zbrodni i kary Boga, honor i ojczyznę-nas samych. Jesteśmy sąsiadami. Kolegami. Czasem mężem lub żoną. Zdarza się rodziną. Pracodawcą lub pracownikiem. To nowa NASZA KLASA. Nowe rozdanie. Jak je rozegramy? Kontekst współczesny jest ważny. Bo buduje lub rujnuje przyszłe relacje. W kulturowym obrazie nie mamy szans. Widzowie rosyjscy są podbudowani, wzmocnieni, zmotywowani. My osłabiani, skłócani, postawieni w stan wątpliwości, upadku wszelkich wartości, pod pręgierzem winy, skazani na karę. W stanie niknącego ducha osłabiającego ciało.  Dobrze jest chodzić do teatru, co tam, nawet do kina na operę. Człowiek nie ma złudzeń. Wie. Czuje, że nie zmieniło się nic, mimo że nieustannie doświadcza nowych rewolucji.

NASZA KLASA

Tadeusz Słobodzianek

3 komentarze:

  1. Przeczytałem z zainteresowaniem tekst Okiem Widza 'N.K.W.iP.'.
    Mam niestety mocno odmienny pogląd na ten temat. Tak się w zyciu mym ułożyło że nie miałem bezposredniego dostepu do wielkiego teatru o aktorstwa. Oglądałem jednak wielki e spektakle i kreacje w TVP oraz niekiedy w teatrach warszawskich, bywając tam okazyjnie.
    Dlatego też jestem bardziej czytelnikiem i słuchaczem niż teatralnym widzem. W przypadku muzyki żywy odbiór w sali, hali, pod namiotem czy na wolnym powietrzu jest oczywiście lepszy, mocniejszy, sugestywniejszy. Byłem na wielu koncertach więc moge to potwierdzić.
    Ale tematem głównym jest 'Nasza Klasa' T. Słobodzianka - dramat, spektakl teatralny i telewizyjny, (mam nadzieję że nikt nie zamierza tej tragedii sfilmować).
    Dla mnie najważniejszy był napisany dramat. Zwięzły, mocny, powalający..dosłownie, na kolana. Podczas czytania tego dramatu uruchamia się automatycznie wyobrażnia i wrazliwość( nie u wszystkich, to jasne). Czytając Naszą Klasę, mogłem oczami wyobrażni ujrzeć te przerażające sceny z Jedwabnego, sprzed 70ciu lat, gdy kolega mordował kolegę, sąsiad podpalał sasiadkę z jej małymi dziećmi a w niebo wzbijał się krzyk bólu i rozpaczy, a także rechot gawiedzi. Zbrodnia to była niesłychana i barbarzyńska...Niepotrzebne mi były scena, ekran, aktorzy. Wystarczyła moja wrażliwość i wyobrażnia.
    Podobne, a nawet większe zbrodnie i zdarzenia działy się i dzieją ciągle. Wystarczy przypomnieć ludobójstwa Ukraińców,Turków, Serbów, mordy Anglików i Amerykanów, czy wreszcie zbrodnie Niemców lub nawiedzonych islamistów.
    Ale to nie jest powód do krytyki T. Słobodzianka, że przypomniał i opisał tę polską zbrodnię, co dla niektórych znaczy że przypiął Polakom łatę antysemitów.
    Dramat ten mówi prawdę o zbrodni Polaków na bezbronnych żydowskich sąsiadach w Jedwabnem. Ale jest to także tekst o wymiarze ogólnoludzkim i ogólnoświatowym, odnoszącym się do różnych nacji, czasów i miejsc.
    Ameryki w tym miejscu nie odkryłem, ale dobrze jest przypomnieć niektórym tę niewygodną prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Nasza klasa pokazuje, jak łatwo jest z koleżeństwa i przyjaźni przejść do nienawiści - jeśli uwierzy się w ideologię, a zapomni o prostych relacjach międzyludzkich będących podstawą funkcjonowania społeczeństwa". - mówi o sztuce reżyser spektaklu Ondrej Spišak.

    Myślę, że to nie jest problem zapominania. To jest kwestia wyboru, decyzji, świadomych działań. Sposobność i okoliczności wyzwoliły zło w człowieku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze,że rekordowa liczba osób obejrzała spektakl. Dobrze wiedzieć, co sami o sobie jesteśmy w stanie powiedzieć.

    http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/194408.html

    OdpowiedzUsuń