KLUB KAWALERÓW w reżyserii Krystyny Jandy zawsze poprawia mi humor. Bawi, rozśmiesza. Skutecznie odpręża, dobrze nastraja. Znieczula. Koi. Daje do myślenia o wadze pogoni za motylami w piękny, jesienny dzień. Działa jak balsam na sercowe porażki. Pokazuje świat, w którym wszystkie kłopoty, zawirowania uczuciowe dobrze się kończą. Przywraca wiarę w sztukę, udowadnia sens teatru w telewizji, pokazuje ponadczasowość komedii Bałuckiego. Jego doskonały zmysł obserwacyjny, kunszt dramaturgiczny. Reżyserski talent Krystyny Jandy.
Sztuka zrealizowano po bożemu, w kostiumach, jednak przeniesiona w ciepły, wilanowski plener zyskuje wymiar dynamicznego, żywego, iskrzącego nie tylko humorem ale przyjaznego ciału i duszy obrazu klimatem. Z takim, który jest nam po drodze, który mówiąc wprost, chcąc nie chcąc, konwersuje ze współczesnością. Przywodzi analogie do dzisiejszych relacji damsko-męskich i wszystkiego, co się w ich zakresie rodzi, mieści, kształtuje. Choć w przebraniu, kostiumie swojej epoki.
Poznajemy naturę kobiecą, męską. Przeciwstawność dążeń w odwiecznej wojnie płci. Walkę między niezależnością a miłością. Wolnością a koniecznością. Wygodę i mordęgę bycia razem.Grę pozorów.
Sztukę uwodzenia prowadzącą do osiągania celu. Sztukę uniku dla oszukania nie tylko siebie. Bo nic nie dzieje się samo, również w miłości. Potrzeba wysiłku, inteligencji i wiedzy na temat jej natury i obiektu uczuć. Potrzeba konkretnego, zdecydowanego działania. Kontrolowanego flirtu, wykorzystania drobnego oszustwa, stosowanie podstępu, kreowania rzeczywistości. W tej kwestii wiele jest dozwolone. Zwłaszcza, że tak sprzeczne światy łączy. Różne potrzeby, zainteresowania, cele.
Tak, trzeba dużo włożyć wysiłku, by związek pomiędzy kobietą a mężczyzną w ogóle mógł być możliwy. Później, by się utrzymał i wzmacniał. W końcu, by nierozerwalny trwał w jedni konstelacji przystosowanych do siebie przeciwieństw. Już nie w stanie wojny a zawartego na twardych warunkach kompromisu pokoju. To praca na całe życie. Wymagająca zdolności i chęci. Znajomości natury człowieka. Mądrej dojrzałości. Niekoniecznie związanej z wiekiem.
Ta ramota, tak błyskotliwie, lekko, naturalnie zagrana, choć pachnie starzyzną, to nie drażni, nie męczy, nie uwiera. Obserwacja poszczególnych osób, typów, scena po scenie daje dużo przyjemności. Wszyscy grają na najwyższym poziomie kunsztu i maestrii. Cieszy każdy wypracowany a jednak naturalny, lekki, niewymuszony gest, spojrzenie, grymas. Body language. Sposób wypowiadania tekstu. Ruch sceniczny. Każdy układ ma sens, każdy kontekst, każde jego ujęcie. Nawet nazwiska naszych bohaterów nie dają szans wyjść poza wyobrażenie z kim mamy do czynienia. Wszystko pasuje, układa się, jest logiczne. Do bólu jasne i przejrzyste. Dookreślone na wielu poziomach warsztatu aktorskiego, artystycznego. Działa jak instrukcja obsługi kobiety i mężczyzny w sprawie komunikacji uczuć. Jak poradnik praktycznego, skutecznego uwodzenia.
Ale tak być powinno! Jest komedia, jest zabawa!! Charakterystyczna, rodzajowa w konwencji zawstydzić powinna nas współczesnych, którzy w swej naturze się nie zmieniamy i popełniamy te same błędy, co bohaterowie sztuki, przyśpieszając w rezygnowaniu z miłości, z walki o związek, z potrzeby bycia razem za wszelka cenę. Brakuje nam głównie czasu, chęci, siły, wiedzy praktycznej, sprytu i gotowości do zawarcia kompromisu, Bóg wie czego jeszcze, aha choćby charakteru w rezygnacji z lenistwa, by ocalić siebie w związku, uczuciu, przyjaźni. By budować a nie niszczyć relacje. By wzmacniać a nie zrywać więzi. Tak łatwo zrezygnować, odpuścić, machnąć ręką, by wszystko stracić, zaprzepaścić, zniszczyć! Wszystko, czytaj: miłość, bliskość, przyjaźń. Przeciw radosnej, zaakceptowanej czy zakłamanej samotności, choćby klubowej.
KLUB KAWALERÓW czy ŚLUBY PANIEŃSKIE, pokazują, że gromadne singlowanie nie ma sensu, bo jest wbrew naturze, wbrew interesowi obu płci. Single myślą, że wspólny, zrzeszony opór przed utratą wolności będzie skuteczniejszy. Na próżno. Pragnienie miłości, bliskości, czułości, potrzeba zwyczajnej obecności kobiety obok mężczyzny, mężczyzny obok kobiety, drugiej osoby nie da się oszukać, zagadać, wyprzeć. Jest tak silna, że przy sprzyjających warunkach, rozkwita i szybko przyczynia się do porzucenia poczynionych solidarnych męskich czy żeńskich zobowiązań bycia singlem. Im bardziej się opieramy, tym bardziej pragniemy. Tylko nie umiemy, nie potrafimy, nie nauczyliśmy się wyrażać, komunikować, zabiegać o tych, na których nam zależy.
Ten spektakl długo się jeszcze nie zestarzeje. Jest zbyt doskonały. Zbyt piękny. Zbyt prawdziwy. I mimo wszystko aktualny. Działa jak ulubiony, bo sprawdzony zestaw ratunkowy w sprawach sercowych. Balsam na sponiewierane ciało i duszę. I tandetne telenowele. Ten spektakl jest lekiem na całe to napuszone, płaskie, dewastujące nas zło. Nudę, wygodę, bezsilność samotności.
I naszła mnie taka myśl, że ta komedia ludzka, obejrzana samotnie, jeśli nawet w jakiej jej stadnej odmianie, niekoniecznie bawi, rozśmiesza a daje dużo do myślenia. Bo samotni w istocie jesteśmy zawsze, a z drugim człowiekiem blisko, najbliżej jedynie bywamy. Dlaczego? Dlaczego na to jesteśmy skazani?
KLUB KAWALERÓW i żeńskie
Autor: Michał Bałucki
Reżyseria: Krystyna Janda
Scenografia: Maciej Maria Putowski
Kostiumy: Dorota Roqueplo
Choreografia: Tomasz Tworkowski
Zdjęcia: Dariusz Kuc
Obsada: Jerzy Stuhr (Wygodnicki), Marcin Dorociński (Topolnicki), Cezary Pazura (Piorunowicz), Zbigniew Zamachowski (Nieśmiałowski), Sławomir Orzechowski (Motyliński), Edyta Jungowska (Ochotnicka), Iwona Bielska (Mirska – wdowa), Magdalena Walach (Mirska – córka), Janusz Gajos (Sobieniewski), Krystyna Janda (Dziudziulińska), Jerzy Woźniak (Kelner), Maciej Wojdyła (Kelner), Gustaw Lutkiewicz (Ignacy), Maria Seweryn (Mina), Daniel Wyczesany (Franek)
PREMIERA 8 stycznia 2001 r.
0 komentarze:
Prześlij komentarz