>>Andrzej Seweryn gra znakomicie. Kreując postać głównego bohatera dobitnie pokazuje, jak straciwszy wszystko, na dnie swej nędzy stary król przechodzi przemianę. Mimo obłąkania, a może dzięki niemu, zaczyna wreszcie dostrzegać i cenić prawdziwe wartości tego świata. Jarosław Gajewski, świetny w roli Błazna, swym dowcipem, ciętym językiem i mądrością rozświetla nieco mroczną aurę tragicznych wydarzeń. Jest doskonały! Obok niego trzy kobiety, trzy aktorki: Anna Cieślak jako Regana, Marta Kurzak – Goneryla, Lidia Sadowa - Kordelia, jedyna pełna dobroci, uczciwa i kochająca córka Leara. Każda z nich jest inna, o innym, jak chciał Szekspir, temperamencie; wszystkie prezentują bardzo dobry warsztat aktorski. Paweł Ciołkosz, jako prawy, a i nie pozbawiony gwałtownych emocji szkocki Książę, ujął mnie swoją grą i interpretacją postaci. Jerzy Schejbal, wcielający się w postać Hrabiego Gloucester, czasem tak bliski Learowi, w wielu chwilach jest jeszcze bardziej niż on przytłoczony niezawinionym cierpieniem. Tworzy bolesny obraz tragicznej miłości ojcowskiej i wierności!<<
Anna Czajkowska, Teatr Dla Was, 29.04.2014/ przedruk z Facebooka/.
Ten panegiryk wskazuje dobitnie, jak błądzi sztuka interpretacji reżyserskiej, aktorskiej i recenzenckiej, wespół zespół. A wykonawcy i odbiorcy sztuki, jak owce, podążają za przewodnikiem stada, nie tym co trzeba. Bo, ani za tym, co jest w tekście, ani za spójną interpretacją tego tekstu, której w spektaklu nie ma. Przekonującą, wiarygodną. Ani więc za Szekspirem, ani za teatralną propozycją wizji świata i motywacji bohaterów na tu i teraz dla nas.
Jeżeli tak jest, jak czytamy wyżej, to oglądamy historię głupca, któremu jakimś cudem udało się zbudować skomplikowany system polityczno- społeczny, kierować potężnym królestwem, złożonym organizmem administracyjnym, pozyskać mądrych, oddanych współpracowników, którzy nie opuścili go w niedoli, chwilach najtrudniejszych w życiu. Rzeczywiście Lear musiał nie znać się na mechanizmach władzy, na ludziach, nie znać najbliższych, by podejmować tak idiotycznie kuriozalne decyzje/np.:podział królestwa, abdykacja, ukaranie Kordelii/ . Nie wierzę w przemianę i to u starca tak konsekwentnie nieumotywowaną. Obłąkany widzi prawdę o świecie? Jego prawdziwej wartości? Całe życie zmarnował, żył w iluzji. Ale ta iluzja pozwalała mu budować. Obłęd zmiótł , co stworzył. Dla iluminacji. A ta go uśmierca. Znaczy to, że musimy się świadomie wpędzać , fundować sobie stan zidiocenia, by dotknąć prawdy. Programować uświadamianą sobie prawdą samobójstwo. I rzeź niewiniątek. Wszystkich wokół. A na dodatek tych, których najbardziej się kocha. To fałszywa teza prowadząca do błędnego wniosku.
Cierpienie Gloucestera nie jest niezawinione. Obraz jest żałosny, choć najbardziej przekonujący ze wszystkich. Wzbudza empatię, litość. Ale i złość, że tak łatwo wzbudzić można w starym głupcu wątpliwości co do prawości prawowitego syna. Te cieplejsze uczucia wzbudza nie interpretacja postaci ale gra aktorska Jerzego Schejbala. Tylko i wyłącznie. To za mało, by uratować całość tego wątku. Za mało.
Aktorstwo pozostałych? Cóż z tego, że tekst jest wyraźnie wyartykułowany, słyszalny? Tylko tyle? Andrzej Seweryn zrezygnował na szczęście z epatowania nadekspresją aktorskich środków przekazu. Gra tym razem naturalniej, powściągliwiej, oszczędniej. Zszedł z koturnowości. Cóż z tego? Jeśli brak konsekwentnego, wiarygodnego portretu psychologicznego LEARA, a jego historia to ser z dziurami. Więcej dziur niż istoty rzeczy.
Jarosław Gajewski to zjawisko samo w sobie. Od dawna. Zauważyliście chyba? Ale problem w tym, że jak się ktoś w tak wybitny sposób wyróżnia, zindywidualizował, to zagłusza wszystko i wszystkich wokół. Kontrastuje z miernotą sceniczną, niedopracowaniem, brakami, sztucznością pozostałych. I w jakiś przewrotny sposób jest dowodem na słabość całości. Tak to już jest. Wtedy z całego oglądu sztuki pozostają nam ochłapy, namiastki, ślady, wyobrażenie, jak w istocie mogłoby być dobrze a jest, niestety, źle.
Podobnie jest z oprawą drugoplanową-scenografią, projekcją, kostiumem, muzyką, światłem, ruchem scenicznym- która wysuwa się na pierwszy, główny plan w tym spektaklu. Monumentalna, przytłaczająca, imponująca. Zwodzi, bo w sposób sugestywny usprawiedliwia działania ludzkie, łagodzi lub uniemożliwia ich właściwą ocenę. To znaczy, że wypacza a nie podkreśla rozumienie istotnych sensów, głównego przesłania sztuki. Dowodzi bowiem, że człowiek z naturą nie wygra. Musi się jej podporządkować. To ona gra pierwsze skrzypce, nadaje ton. Człowiek jest słaby, bezwolny, niedoskonały. Cokolwiek robi i tak w zderzeniu z siłami natury/ też ludzkiej, systemu/ polegnie. W tym wypadku, to co miało wzmacniać przekaz, osłabia go. Choć jest to krajobraz teatralny piękny, uwodzący, pociągający, bogaty. Niezwykły. Jak tsunami, które niszczy. Bo nie uzasadnia, nie buduje, nie potęguje. Zagłusza. Dominuje. Przytłacza. Krajobraz środków scenicznych niekompatybilny z krajobrazem ludzkim. Przerasta go, przenicowuje, podporządkowuje, wchłania w swoją strukturę natury.
To przedstawienie ma wiele do zaoferowania: wyraźnie, słyszalnie wybrzmiały , doskonale przetłumaczony tekst Szekspira, poprawnie zagranego LEARA, świetnie błazna i Gloucestera, bardzo ciekawą, mocną, imponującą oprawę sceniczną. Udział lwiej części zespołu Polskiego. Ale ma brak podstawowy, fundamentalny. Brak tu koncepcji, interpretacji, rozumowania logicznego, sensownie budującego emocje, postawy bohaterów tragedii. Tragedii samej nie ma. Bo to, co jest, to historia niezrozumiałych, nieuzasadnionych decyzji, reakcji nierozpoznawalnych, niejasnych, nielogicznych, niespójnych portretów rodziców i ich dzieci, tych, którzy mają władzę i tych , którzy są jej podporządkowani. Brak więc dramatu. Reżyserii. Aktorstwa, które gubi się, jest po prostu złe a mogłoby przecież wynagrodzić brak wizji świata. Naszego świata. Bo przecież Szekspir na pewno ją w swej sztuce zawarł. I to nieprawda, że brakuje nam do niej kodu dostępu. To artystom go zabrakło. Nie potrafili go rozszyfrować. Nie potrafili uruchomić tej wspaniałej szekspirowskiej maszyny odsłaniającej nam mechanizmy ludzkich wyborów, motywacji, działań. A w nas uruchamiającej empatię, emocje, uczucia.
W efekcie mamy się cieszyć samą obecnością KRÓLA LEARA na deskach scenicznych Warszawy. Musimy się cieszyć trafionymi elementami jego inscenizacji. Ale sami , znów sami musimy szukać tego, co najważniejsze. Sensu. Emocji. Przeżycia. Tego, co czyni teatr wyjątkowym, szczególnym, niezwykłym. W rzeczywistym czasie oferujący żywe, bezpośrednie, czynne testowanie, doświadczanie, ogląd działania ludzi i świata.
To my, widzowie, bronimy tej inscenizacji a nie ona samą siebie. Tęsknimy do jasnego, wyrazistego przekazu. Do piękna sztuki. Zarówno w sferze wizualnej, jak i tekstu przekazu. A przede wszystkim pragniemy przeżycia silnie umotywowanego, klarownego, zrozumiałego. Estetycznie czystego. Które nas uczy, buduje i dobrze nastraja. Jesteśmy w stanie wiele wybaczyć, na wiele mankamentów zamknąć oczy, by tylko poczuć wspólnotę wysiłku i celu w dążeniu do prawdy, w poszukiwaniu sensu, w czerpaniu przyjemności z kontaktu ze sztuką. Chyba tak to działa. Tęsknota za komunikacją z artystami uniosła publiczność do standing ovation. W nadziei, że następnym i następnym razem będzie lepiej, jaśniej, piękniej. Dla zachęty.
Pójdę raz jeszcze na to przedstawienie. I może kolejny raz. Poczytam Szekspira. Może się mylę. Bo rzeczą ludzka jest błądzić i szukać. Dociekać. Sam proces jest wart wysiłku. Niesie sens. Daje satysfakcję. Pobudza myślenie i czucie. Szekspir to doskonały przewodnik, przyjaciel, artysta. Nieśmiertelny. Inteligentny. Mądry. Dowcipny. Błyskotliwy,.........IDEAŁ.
Myślę, że KRÓL LEAR był zajebiście mądry, przebiegły, przewidujący, świetnie znający ludzi. Władza, intryga, manipulacja, symulacja, to jest to, co go kręciło. W końcu zbudował, zdobył piękne, potężne królestwo. A że był stary? To słowo dziś nie istnieje. Mężczyznom, szczególnie z władzą w tle, wiek nigdy nie przeszkadza, by osiągnąć cel. Mylił się, błądził? Może tak, może nie. A poza tym, kto nie błądzi i nie myli się , niech rzuci kamieniem. Kochał ludzi i władzę. Kordelię kochał najbardziej, więc najdotkliwiej odczuł jej głupotę szczerości, naiwności, otwartości, bezbronności, która nigdy nie sprawdza się w życiu, cóż dopiero w polityce, w sprawowaniu władzy! Chciał jej dać ostatnia lekcję, chciał jej dać nauczkę. Ukarał ją jak dobry ojciec, który widzi, że dziecko z takim systemem wartości nie poradzi sobie w życiu. Jej śmierć jest bezsensowna? Dlaczego? Może jednak nie.
Do końca chciał żyć ekstremalnie mocno. To typ hazardzisty, pokerzysty, wytrawnego gracza. Panować, nad sobą i innymi, w sytuacjach granicznych. Ostatecznych. Sprawdzać, ryzykować. Tylko wtedy, na krawędzi życia i śmierci można czuć, czuć, czuć najmocniej, najintensywniej, najbardziej ekstatycznie. Znacie to uczucie? Gdy nie chcemy pójść na kompromis, mieć ciastko i zjeść ciastko. Starość to nie synonim głupoty, otępienia, zidiocenia i uwiądu wszystkiego. Ta starość, Leara starość, to zmyłka. Jest najbardziej witalnym, twórczym okresem jego życia. Powiecie, prowadzi do szybkiej śmierci? Wymażcie słowo śmierć ze słownika. Przecież od dawna nie istnieje. I tak dalej....Na przykład to, że chciał zobaczyć, chciał już teraz, natychmiast sam przeżyć to, co nastąpi po jego śmierci. Poza tym pamiętać trzeba, że Szekspir dużo, bardzo dużo napisał, odkrył o zdobywaniu, dążeniu do władzy z najbardziej krwawymi, bezwzględnymi kosztami w pakiecie. Nie mógł się ograniczyć tylko do tego. Poszybował dalej i dalej. Sięgnął po temat, gdy władzę trzeba oddać i co się dzieje potem... To typ w moim stylu. Ten artysta. Nie może się zatrzymać, musi przećwiczyć wszystko, co mu przyjdzie do głowy. Mądry był. O tym głównie trzeba pamiętać. Mądry, bardzo mądry, jak dobry ojciec, dobry przyjaciel, dobry pedagog, lekarz. Nie odpuszcza. Walczy, ćwiczy, doświadcza. Gubi wątki, zamydla nam oczy, niejednoznacznie charakteryzuje a jednak nie opuszcza nas i prowadzi przez meandry życia i śmierci. Miłości i zdrady. Władzy. Pożądania. Bólu. W różnorodnej palecie odsłon. Taki był zajebiście mądry, przebiegły, przewidujący, świetnie znający ludzi i świat. Jak on musiał kochać życie! A więc i ludzi, i ten pokręcony świat.
Lear to pewnie jedna z jego ról, twarzy, symulacji. This is his design. For us. Forever.
Jacek Sieradzki o aktorstwie Andrzeja Seweryna i tej części zespołu aktorskiegoTeatru Polskiego, grającego w KRÓLU LEARZE w SUBIEKTYWNYM SPISIE AKTORÓW TEATRALNYCH. EDYCJA DWUDZIESTA DRUGA./http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/188016.html/
"Andrzej Seweryn [mistrzostwo]
Jest w wieku i kondycji, kiedy jeszcze może, farbując na biało włosy i lepiąc brodę, dźwignąć Leara; tradycja mówi, że aktorzy, którzy czekali z tą rolą, aż osiągną podeszły wiek, nie dawali potem rady fizycznie. Jest przy tym w tak dobrej formie, że nie musi udowadniać technicznego panowania nad całą kubaturą Polskiego; może grać piano. I to jest Lear piano, Lear ściszony we wszystkich fazach: od pyszałkowatego dzielenia królestwa, przez wściekłe wycie zranionej dumy, przez odkrywanie względności fundamentów egzystencji, upokorzenie i pokorę, aż po dyskretne dojrzewanie do śmierci. Rola doskonała, aliści dyrektor teatru, wyglądając spod charakteryzacji aktora, mógłby ponad ramieniem Jacques'a Lassalle'a dostrzec z niepokojem, że drugoplanowe role widowiska w ogóle nie zostały skonstruowane, brzmią głucho i konwencjonalnie, niekiedy wręcz jak przedpotopowa deklamacja. A przecież komparseria współbuduje główną rolę; stary teatr powinien to wiedzieć. "
Jacek Sieradzki ma rację. Technicznie, kondycyjnie Andrzej Seweryn wygrywa rolę doskonale. Koncepcyjnie, intelektualnie jest pusta. Emocjonalnie też wyprana z wszelkich nowych emocji. Każdy stan oddzielnie jest zrozumiały, czytelny ale nie składa się w powalający, mistrzowski całokształt dramatyczny. Do tego stopnia, że jest obojętny, osłabiony emocjonalnie, intelektualnie płytki i nielogiczny. Szkoda. Szkoda potencjału wielkiego aktora. Szkoda jego gotowości, ambicji i doskonałego przygotowania. Ale to za mało. Za mało na wartość dodaną sztuki, która w tych okolicznościach nie miała szansy się pojawić. Andrzej Seweryn jest wydolny, jest gotów zagrać Leara. Musi tylko wiedzieć, czuć, zgodzić się na Leara, który będzie konsekwentnie spójny i wiarygodny. Takim Learem Andrzej Seweryn nie jest. Szkoda. Choć jest jeszcze szansa/Spektakl jest na afiszu/. Gdyby tylko wiedział, jak to zrobić. Jak dotrzeć do Leara i mądrego, i świadomego świata, siebie, dzieci. Leara silnego, którego jego własny los nie zaskakuje a jedynie sprawdza, bo jest przemyślanym wyborem. Leara absolutnie konsekwentnego, zdystansowanego, podejmującego bardzo trudne, ryzykowne decyzje, których skutki przewidział a znajdzie siłę, by je znieść. Lear w tym swoim podziale królestwa dokonuje ostatecznego sprawdzenia siebie, swojego sukcesu i jest świadkiem, jak dają sobie z ta jego decyzją ci, których kocha najbardziej. Chce to przeżyć do końca. Żyje i umiera w wyniku własnych decyzji i na własnych warunkach, doświadczając ekstremalnych stanów świadomości. Plan ma genialny-sprawdzenie dojrzałości dzieci, wyodrębnienie przywódcy, jedność państwa-Kordelia na powrót jednoczy królestwo, wszak przybywa sama do Brytanii z Francji, staje się wojownikiem zdecydowanym, silnym, wiedzącym, czego chce- lub trzech silnych królestw tylko, jak to w życiu bywa, nie wszystko jest w stanie przewidzieć. Jest tylko człowiekiem. Wielkim człowiekiem. Ale nie bogiem panującym nad absolutnie wszystkim i wszystkimi. Jednak Lear spróbował. Poddał siebie, wszystkich wokół, okrutnej próbie. Przegrał ale w jakim stylu! Przeżył własna klęskę, miał tego świadomość. Ale spróbował , spróbował żyć do przodu, mądrze, wbrew niezrozumieniu otoczenia Chciał i mógł kształtować świat i ludzi, dopóki miał taką możliwość. Właściwie niewiele brakowało, by mu się udało. Niewiele. A więc Lear w czasie najtrudniejszej próby. Kiedy ryzykuje wszystkim. Absolutnie wszystkim, co najważniejsze indywidualnie i zbiorowo. Monarcha do końca walczący o swe królestwo. Ojciec pośród swych dzieci. Tyle sprzecznych ról. Jeśli nie zejdziemy do głębi, nic nie zrozumiemy. Lub będziemy prześlizgiwali się po powierzchni gry pozorów podsuwanych przez Szekspira, błądzącego reżysera, niezdecydowanych, źle poprowadzonych aktorów. Lear, tak go widzę, jest tytanem mądrości i siły dojrzałości, który przegrał z przypadkiem, zbiegiem okoliczności, który uniemożliwił mu przeprowadzenie planu. Stąd dramat człowieka. Stąd dramat władzy. Potencjał- realny, możliwie potężny- w zderzeniu z banałem decydującego przypadku niemożliwego do przewidzenia lub zawsze możliwym brakiem szczęścia.
Tego zabrakło Andrzejowi Sewerynowi. Spójnego portretu psychologicznego Leara. Brak koncepcji całości reżysera. Fatalna/z wyjątkami/ gra pozostałych członków zespołu, których postaci nie podbijają puli dramaturgicznej siły a ją destrukcyjnie rozbijają. Jedno oddziałuje na drugie/koncepcja, gra, pomysł interpretacyjny/. Powoduje spłaszczenie, sprymitywizowanie poszczególnych figur dramatu tak, że osłabia to wymowę spektaklu. Pozostają namiastki, strzępy stereotypowych tropów, dawno już rozpoznanych motywacji, oczywistych skutków. Banał, oczywistość. Nieścisły, niespójny, przerysowany, nadekspresyjny, schematyczny przekaz. Cóż z tego, że piano? Piano trywializuje dramat władcy, królestwa i rodziny do geriatrycznych, indywidualnych problemów egzystencjalnych zwykłego człowieka. Piano.
Jednak na poziomie uproszczenia na tyle wyrazisty i jasny, że przez publiczność jest łatwo rozpoznawany i akceptowany. Może zbyt łatwo.Widzowie utwierdzają się w tym, co już sami dobrze wiedzą, co sami dobrze znają. Ale nie uczą się niczego nowego.Nie targa nimi żadne nowe uczucie, żadna nowa emocja. Tylko współczucie i empatia do głupiego, starego człowieka, który sam sobie jest winien. Okrutny świąt pożerający słabszego. Niewdzięczne dzieci. Skupione na sobie. Samolubne, małoduszne, głupie. Niedostatecznie przebiegłe. Niedostosowane, nieprzygotowane do samodzielnego życia, władania królestwem podanym na złotej tacy. A jednak uderzające w jeszcze słabszego, jak im się wydaje. Pokora po upokorzeniu? Nonsens. Jeśli kocham, nie znam upokorzenia. Jestem stary? Wiem, że w każdej chwili mogę umrzeć. Przygotowuje się do tego przez całe życie a nie w jego schyłkowym, najbardziej czułym na słabość okresie. Przed śmiercią nic człowiek mądry już nie odkrywa, zwłaszcza podstaw, fundamentów względności egzystencji. Wszystko w tej kwestii jest jasne, oczywiste, już bardzo dobrze znane. Naiwność, zaskoczenie, oburzenie w tym wieku jest tylko grą pozorów, zmyłką. Chcę wierzyć, że Lear był wytrawnym graczem, pokerzystą. Miał klasę i talent. Wyobraźnię i doświadczenie. Mądrość. I płynącą z osobowości siłę. Moc doświadczenia i wiedzy. Sprytny, stosujący kamuflaż, blef dobry ojciec, doskonały władca.
W tej rozbuchanej inscenizacji forma jest gotowa na przyjęcie treści. Lecz tu zaczyna się problem. Treść oczywiście jest w tekście dramatopisarza. Ale brakuje takiego reżyserskiego i aktorskiego rozłożenia akcentów, znaczeń, interpretacji indywidualnej nam współczesnej, by Lear zaskoczył wizją nas samych, tchnął nową siłą przekazu. Starej treści o nowej wymowie. Nie jesteśmy już jacy tacy. Mieliśmy Łomnickiego. Co tam, ciągle, nadal w sobie mamy. Mieliśmy Holoubka. Co tam, ciągle, nadal w sobie mamy. Mieliśmy Zapasiewicza. Co tam, ciągle, nadal w sobie mamy.
Nagradzamy w standing ovation Leara Andrzeja Seweryna, ale wyje w nas uwięziony potencjał niewyzwolonego Leara, Leara na miarę naszych czasów, naszych potrzeb, ambicji i oczekiwań. Pamięci.Świeżej, młodzieńczej, żywej o tym, czym sztuka aktorska o randze mistrzowskiej jest, może być. Ta tęsknota za wielkością, która jest przecież w zasięgu możliwości Andrzeja Seweryna, rodzi niedosyt, rozczarowanie, dalsze cierpliwe oczekiwanie. Powodzenia.
Tego zabrakło Andrzejowi Sewerynowi. Spójnego portretu psychologicznego Leara. Brak koncepcji całości reżysera. Fatalna/z wyjątkami/ gra pozostałych członków zespołu, których postaci nie podbijają puli dramaturgicznej siły a ją destrukcyjnie rozbijają. Jedno oddziałuje na drugie/koncepcja, gra, pomysł interpretacyjny/. Powoduje spłaszczenie, sprymitywizowanie poszczególnych figur dramatu tak, że osłabia to wymowę spektaklu. Pozostają namiastki, strzępy stereotypowych tropów, dawno już rozpoznanych motywacji, oczywistych skutków. Banał, oczywistość. Nieścisły, niespójny, przerysowany, nadekspresyjny, schematyczny przekaz. Cóż z tego, że piano? Piano trywializuje dramat władcy, królestwa i rodziny do geriatrycznych, indywidualnych problemów egzystencjalnych zwykłego człowieka. Piano.
Jednak na poziomie uproszczenia na tyle wyrazisty i jasny, że przez publiczność jest łatwo rozpoznawany i akceptowany. Może zbyt łatwo.Widzowie utwierdzają się w tym, co już sami dobrze wiedzą, co sami dobrze znają. Ale nie uczą się niczego nowego.Nie targa nimi żadne nowe uczucie, żadna nowa emocja. Tylko współczucie i empatia do głupiego, starego człowieka, który sam sobie jest winien. Okrutny świąt pożerający słabszego. Niewdzięczne dzieci. Skupione na sobie. Samolubne, małoduszne, głupie. Niedostatecznie przebiegłe. Niedostosowane, nieprzygotowane do samodzielnego życia, władania królestwem podanym na złotej tacy. A jednak uderzające w jeszcze słabszego, jak im się wydaje. Pokora po upokorzeniu? Nonsens. Jeśli kocham, nie znam upokorzenia. Jestem stary? Wiem, że w każdej chwili mogę umrzeć. Przygotowuje się do tego przez całe życie a nie w jego schyłkowym, najbardziej czułym na słabość okresie. Przed śmiercią nic człowiek mądry już nie odkrywa, zwłaszcza podstaw, fundamentów względności egzystencji. Wszystko w tej kwestii jest jasne, oczywiste, już bardzo dobrze znane. Naiwność, zaskoczenie, oburzenie w tym wieku jest tylko grą pozorów, zmyłką. Chcę wierzyć, że Lear był wytrawnym graczem, pokerzystą. Miał klasę i talent. Wyobraźnię i doświadczenie. Mądrość. I płynącą z osobowości siłę. Moc doświadczenia i wiedzy. Sprytny, stosujący kamuflaż, blef dobry ojciec, doskonały władca.
W tej rozbuchanej inscenizacji forma jest gotowa na przyjęcie treści. Lecz tu zaczyna się problem. Treść oczywiście jest w tekście dramatopisarza. Ale brakuje takiego reżyserskiego i aktorskiego rozłożenia akcentów, znaczeń, interpretacji indywidualnej nam współczesnej, by Lear zaskoczył wizją nas samych, tchnął nową siłą przekazu. Starej treści o nowej wymowie. Nie jesteśmy już jacy tacy. Mieliśmy Łomnickiego. Co tam, ciągle, nadal w sobie mamy. Mieliśmy Holoubka. Co tam, ciągle, nadal w sobie mamy. Mieliśmy Zapasiewicza. Co tam, ciągle, nadal w sobie mamy.
Nagradzamy w standing ovation Leara Andrzeja Seweryna, ale wyje w nas uwięziony potencjał niewyzwolonego Leara, Leara na miarę naszych czasów, naszych potrzeb, ambicji i oczekiwań. Pamięci.Świeżej, młodzieńczej, żywej o tym, czym sztuka aktorska o randze mistrzowskiej jest, może być. Ta tęsknota za wielkością, która jest przecież w zasięgu możliwości Andrzeja Seweryna, rodzi niedosyt, rozczarowanie, dalsze cierpliwe oczekiwanie. Powodzenia.
.
KRÓL LEAR Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana w Warszawie
Autor: | William Shakespeare |
Przekład: | Stanisław Barańczak |
Reżyseria: | Jacques Lassalle |
Scenografia: | Dorota Kołodyńska |
Kostiumy: | Dorota Kołodyńska |
Reżyseria światła: | Mirosław Poznański |
Muzyka: | Mirosław Jastrzębski |
Projekcje: | Mikołaj Molenda |
Asystent reżysera: | Anna Skuratowicz |
Współpraca scenograficzna: | Arkadiusz Chrustowski |
Układ walk: | Przemysław Wyszyński |
Charakteryzacja: | Dorota Sabak |
Inspicjent : | Katarzyna Bocianiak |
OBSADA: |
Król Lear : | Andrzej Seweryn |
Goneryla : | Marta Kurzak |
Regana : | Anna Cieślak |
Kordelia : | Lidia Sadowa |
Król Francji, Asystent lekarza, Herold : | Maksymilian Rogacki |
Książę Burgundii, Posłaniec, Żołnierz : | Piotr Bajtlik |
Książę Kornwalii : | Marcin Kwaśny |
Książę Szkocji : | Paweł Ciołkosz |
Hrabia Gloucester : | Jerzy Schejbal |
Edgar : | Krystian Modzelewski |
Edmund : | Krzysztof Kwiatkowski |
Tomasz Brzostek | |
Hrabia Kent : | Piotr Cyrwus |
Oswald : | Szymon Kuśmider |
Błazen : | Jarosław Gajewski |
Starzec : | Krzysztof Kumor |
Lekarz, Żołnierz : | Antoni Ostrouch |
Rycerz : | Adam Biedrzycki |
Kapitan, Pierwszy sługa Księcia Kornwalii : | Marcin Jędrzejewski |
Drugi sługa Księcia Kornwalii, Asystent Herolda : | Przemysław Wyszyński |
Trzeci sługa Księcia Kornwalii, Posłaniec : | Dominik Łoś |
Towarzysz Króla : | Henryk Łapiński |
Stefan Szmidt | |
Posłaniec, Żołnierz : | Wojciech Czerwiński |
Żołnierz : | Sławomir Głazek |
Asystent lekarza, Żołnierz : | Fabi |