fot. Marta Ankiersztejn /na zdjęciu plakat Jerzego Grzegorzewskiego i jego fotel ofiarowany mu przez Leszka Orzechowskiego/
"Gościu ty ciała mojego i druhno,
Co pójdziesz teraz w ostępy ciemności,
Twarde i nagie, i pełne bladości,
A żartów stroić już zwykłych nie będziesz."
/HADRIAN "Animula vagula, blandula" /
9 kwietnia 2015 r. minęła dziesiąta rocznica śmierci Jerzego Grzegorzewskiego. Jedynie DUSZYCZKA jest jeszcze grana w Teatrze Narodowym w Warszawie. To teatr żywy. Niesie przez czas zjawisko artystyczne jakim był jego twórca. Kim był? Co znaczył? Co pozostało? Dopóki żyją ci, którzy go znali, kochali, cenili, przyjaźnili się z nim, nie wszystek umarł. I widzowie, którzy byli wierni jego twórczości. Oglądali i przeżywali jego teatr. Zapis filmowy jego sztuk, wszelkie opracowania, książki, obrazy, udokumentowane wspomnienia to wszystko będzie jedynie namiastką. Okruchem rozbitego zwierciadła. Wyobrażeniem budowanym z rozpadających się powidoków pod wpływem czasu, zapomnienia. Ale to naturalna kolej rzeczy. NIEUNIKNIONA. BRUTALNA. OCZYWISTA.
Oby tylko duszyczka plastycznego palimsestu teatru Grzegorzewskiego przetrwała uwolniona od cielesności, kontekstu, ograniczeń. Poza cierpieniem istnienia, bólem tworzenia, śmiercią, miłością, wiarą, poczuciem piękna. I dywagacją o konsekwencjach ich obecności lub nie we współczesnym człowieku.
Przetrwa wspomnienie artyzmu tego teatru, niesionej przez niego tajemnicy. Poczucie uczestniczenia w niezwykłym dziele tworzenia. Przez człowieka dla ludzi. Z uczciwością, pietyzmem, szacunkiem do siebie samego i tych, z którymi swoją pracę tworzył i do których ją kierował. Bez wyjątku do wszystkich uczestników tego niezwykłego zjawiska jakim jest teatr. Aktorów, pracowników technicznych, sceny i zaplecza oraz widowni. Czas był dla niego ważny, praca nad sztuką, wzajemne rozumienie się i czucie z aktorami. Autor sztuki, przesłanie, myśl szczera, intencja okupiona wysiłkiem twórczym, poczucie odpowiedzialności i misji. Kontynuował konsekwentnie teatr narracji plastycznej. Będąc biblistą wobec słowa- poetyckiego, naturalnego -darzył je miłością, szacunkiem. Uważał, że jest głównym nośnikiem istnienia autora i tego, co go otacza.
Nie bez znaczenia, wpływu na jego spektakle teatralne miało jego wykształcenie plastyczne. Poszukiwanie przedmiotów, eksponatów dekoracji, przetwarzanie je, przystosowanie do potrzeb sztuki było istotnym elementem procesu twórczego. Przywiązywał do nich wielka wagę. Przywiązywał się. Używał w kolejnych sztukach, tak, ze znów stanowiły istotny element rzeczywistości scenicznej. Ale tez szanował pustkę sceny, doceniał milczenie. Zakłócić je mogła tylko uzasadniona propozycja, bo przecież, tak uważał, nie można jej zapełniać byle czym, byle jak. Nie stosował chwytów, byle czego, by wypełnić czas aktora, widza. Grzegorzewski w trakcie swej pracy nad spektaklem miewał długie chwile zawieszenia, milczenia, znikał, by znaleźć swoją przestrzeń, przedmioty, pomysły. Należało cierpliwie, spokojnie czekać, obdarzając go kredytem zaufania gdy zwlekał z decyzjami, długo się namyślał, szukając natchnienia. Zawsze udawało się ze spektaklem na czas zdążyć. Zwłaszcza, że praca przebiegała, co wyjątkowe i ważne, w absolutnym zrozumieniu, bez kłótni, pozorowania, udawania. Jego inspiracja, energia wyzwalała w aktorach, współpracownikach wyżyny twórcze. Jerzy Grzegorzewski nie analizował z aktorami tekstu. Nie było pytań, kłótni, sprzeczek w sprawach fundamentalnych, bo albo aktorzy wchodzili w przedsięwzięcie albo nie. Reżyser doskonale się rozumiał ze swymi współpracownikami/wspólny język, podobna wrażliwość/. Był uczciwy, nie gwałcił tekstu, czekał aż dojrzało w nim dzieło, koncepcja wystawienia. Muzyka była ostatnim dotknięciem, szlifem, zwieńczeniem. Dzieła były zasadne, musiały czemuś służyć, nie zawsze miały uzasadnienie czy wyjaśnione były do końca. Stąd tajemnica. Niedopowiedzenie.
Grzegorzewski był uważnym obserwatorem życia zewnętrznego, stosował meta język, który jednych do niego przyciągał, innych odpychał. Ważny był dla niego początek pracy, struktura dzieła, proces, który się tworzył a nie z góry realizowany plan działania, odczytane intencje twórcze i budowanie napięcia w sztuce. Ważny był dla niego widz. To był wspaniały człowiek i ktoś, kto potrafił drugiego człowieka obdarzyć przyjaźnią. Niesłychanie sentymentalny i wrażliwy. Empatyczny, wrażliwy o dobrym sercu. Tak go wspominają aktorzy, z którymi współpracował i przyjaciele. A także pracownicy techniczni, których wypowiedzi świadczą o bliskich relacjach z reżyserem, który cenił, szanował i znał ich warsztat, rzemiosło, często z nimi rozmawiał, monitorował przebieg prac, inspirował, ukierunkowywał. Uczestniczył w projektowaniu i wykonaniu, bowiem nigdy nie było profesjonalnych, ostatecznych projektów przedmiotów, kostiumów, rekwizytów. To właśnie film z ich udziałem można obejrzeć na wystawie eksponatów scenograficznych w Teatrze Narodowym. W nowej odsłonie. W nowej roli.
Poważnym przedsięwzięciem Grzegorzewskiego było wskrzeszenie Teatru Narodowego po trudnych czasach jego niebytu artystycznego. Przez pięć sezonów pracy zbudował Teatr Narodowy, dom Wyspiańskiego. Stworzył zespół, program a przede wszystkim określił kierunek i charakter teatru. Jerzy Grzegorzewski miał trzy inspiracje, miłości: Wyspiańskiego, Witkacego, Różewicza. To był gigantyczny program artystyczny, ambitny, poważny. I Grzegorzewski go realizował. W dużej mierze mu się udało. Zrealizował 12 spektakli a jeszcze 3 za dyrekcji Jana Englerta. Choć miał trudne relacje z publicznością, krytyką teatralną/konflikt z Romanem Pawłowskim/ ze względu na sposób bycia, egalitaryzm swojej sztuki oraz braku zainteresowania mediów/ nie był faworytem prasy/. Konsekwentnie jednak tworzył teatr totalny dbając o wysokiej klasy wydawnictwa, znaczące plakaty teatralne, realizowany program edukacyjny.
Dla mnie spotkanie JERZY GRZEGORZEWSKI IN MEMORIAM w Teatrze Narodowym była nową odsłoną wybitnego reżysera. Bardzo intymną, czułą. Osobistą. Miałam nadzieję, że przybliży mnie do zjawiska artystycznego, jakim był, jakim pozostał. Bo jego, sztuka, choć utrwalona na taśmie filmowej, ułomnie, z określonego, ograniczonego punktu widzenia, jest nadal niezwykła. Stanowi dla mnie jedyną materię, którą mogę badać swoją wrażliwością. Można kręcić nosem, wybrzydzać, marudzić, pomniejszać ich wartość w stosunku do sztuki żywej teatru ale to jedyne dowody jego pracy, wielkości talentu, artystycznej wrażliwości. Można było obejrzeć OPERETKĘ Gombrowicza, SĘDZIÓW na podstawie S.Wyspiańskiego/21 kwietnia 2015 r. wyemituje TVP Kultura/, HAMLETA S.Wyspiańskiego. Nagrania sztuk zrealizowanych w Teatrze Studio można obejrzeć w Instytucie Teatralnym.
I trzeba oglądać spektakle Jerzego Grzegorzewskiego, by wiedzieć dlaczego wielkim artystą był. I jest. Jest, póki my żyjemy i chcemy, by jego duch mieszkał między nami. Duszyczka.
piątek, 10 kwietnia 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz