środa, 11 grudnia 2013

DWOJE BIEDNYCH RUMUNÓW MÓWIĄCYCH PO POLSKU



"Jest to najbardziej ponura rzecz jaką napisałam i chyba najpoważniejsza, niezależnie od tego, że jest całkiem śmieszna" - mówiła Masłowska. - "Jest o dwojgu młodych ludzi, którzy wpychają się kierowcom do samochodów, twierdząc że są bardzo biednymi Rumunami mówiącymi po polsku. Pierwsza część tekstu to ich amok i maligna, druga to nagłe przebudzenie gdzieś w środku Polski, nagła samotność, obcość i rozpoczynająca się między nimi psychiczna walka na śmierć i życie." ("Didaskalia" 2006, nr 72)


Agnieszka Glińska,  reżyserka spektaklu Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku w Teatrze Studio, w wywiadzie radiowym powiedziała, że nie oglądała inscenizacji o tym samym tytule zrealizowanej kilka lat temu w TR Warszawa w reżyserii Przemysława Wojcieszka/2006/."Po tym jak przeczytałam dramat Masłowskiej nie chciałam go oglądać, żeby nie zazdrościć, że ktoś już to zrobił - opowiadała". Może to i prawda. Choć widziałam panią Agnieszkę na spektaklu Wujaszek Wania w reżyserii Rimasa Tuminasa Teatru im. J. Wachtangowa z Moskwy /maj 2010 r., Teatr Studio/ a przecież można powiedzieć, że reżyserka specjalizuje się w interpretacjach inscenizacyjnych Antoniego Czechowa. Może oglądała ten spektakl z zamkniętymi oczyma. A może wie, że nigdy tego dramatu nie będzie reżyserować. Mam nadzieję, że nie dojdzie do tego, i tak, jak już niedługo obejrzymy w jej reżyserii Wiśniowy sad, tak i Wujaszka Wani, prędzej czy później, się doczekamy. To by było nawet interesujące, wszystkie sztuki  Czechowa tego samego reżysera zrealizowane w Studio. Mnie jednak ten wybiórczy ogląd Agnieszki Glińskiej nie interesuje. Wiem, że moje zderzenie ze sztuką Doroty Masłowskiej w TR Warszawa miał istotny wpływ na jej odbiór  w Teatrze Studio. Ogląd innych inscenizacji też wniósł wiele w moją recepcję jej dramatów. Oczywiście inny jest mój punt widzenia. Inne mam cele i potrzeby. Doświadczenie. 

To, co wydaje się pewne, to doskonałe , cechujące się  tragizmem , skrótem myślowym, dowcipem i wieloznacznością, nie tracące na aktualności teksty Doroty Masłowskiej, operujące językiem giętkim, kreującym sytuacje, postaci, rzeczywistość i komentarz do niej.To ten ich atut, walor  przynosi wymierny efekt artystyczny, bo teksty przedstawiają świat wykrzywiony, spotworniały, oszalały, rozległy, pełny, rozpoznawalny i charakterystyczny dla tej pisarki. Potwierdza to spektakl będący adaptacją książki o tym samym tytule, Paw królowej , w reżyserii Pawła Świątka z Narodowego Teatru Starego w Krakowie/2013/ czy najlepsza, moim zdaniem, z tych, które widziałam, inscenizacja sztuki Między nami dobrze jest w reżyserii Grzegorza Jarzyny z TR Warszawa /2009/.

To tekst -dynamiczny, rytmiczny , energetyczny- organizuje rzeczywistość sceniczną. On jest bohaterem, postacią pierwszoplanową, najważniejszą, wyróżniającą. On jest znacznikiem jakości i mocy przekazu artystów.  Reszta instrumentarium teatralnych środków wyrazu dostraja się do konfiguracji słów  kreujących sensy. Wyznacza brzmienie, rytm, tempo. Charakteryzuje postaci, różnicuje je, naznacza cechami szczególnymi. Ilustruje przestrzeń znaczeń. W jego strukturę wpisana jest melodia, brzmienie, intonacja. Sztuki-bohaterzy i świat przedstawiony- Masłowskiej są tekstem -język, forma, styl, struktura-malowane i ten z aktorów, który mu się podda, zawłaszczy go dla siebie, wpisze we własną strukturę osobowości , talent i wyczucie, dominuje na scenie. Wygrywa. To klucz otwierający drogę do sukcesu roli bądź jej klęski.

Spróbujcie sami czytać na głos teksty Masłowskiej. Poczujecie, jak was podporządkowują sobie, jak stajecie się instrumentem muzycznym, który wygrywa melodię zaklętą w strukturze i stylu wartko płynących słów. Wybrzmiewa, przebija się nie tylko treść ale i zawarte w niej narzucające się charakterystyczne brzmienie. Te teksty to partytury sceniczne. Nie znoszące ingerencji, wtrętu ciał obcych /np.innych tekstów /.Tak są spójne, jednorodne i doskonale skomponowane. Charakterystyczne. Precyzyjne. Skrojone pod zamysł dramatopisarki. Teksty Masłowskiej potęgą są i basta. Nie można ich ignorować, modyfikować, neutralizować. Można, co pokazał Paweł Świątek, inteligentnie skracać.

Ze spektaklem w Studio nie dzieje się inaczej. To sam dramat Masłowskiej jest jego najmocniejszym atutem, głównym bohaterem inscenizacji. Jego język, styl, kompozycja. To naprawdę świetny tekst , z dużym potencjałem dramatycznym. I jak się wydaje, jak dotąd , nie w pełni wykorzystanym. Wszystko zależy od koncepcji reżysera i od dyspozycji aktorów. Ten, który wbije się w jego rytm, zaanektuje go wedle własnych możliwości i talentu, wysuwa się na plan pierwszy, jest bardziej widoczny. Dobrze, gdy zespół gra na tym samym poziomie. Jeśli nie, a reżyser nad tym nie zapanuje, powoduje to, jak w tej właśnie inscenizacji , zaburzenie jednorodności dramaturgicznej całości. Spektakl wydaje się być inkrustowany pojedynczymi wybijającymi się rolami aktorskimi. I kreacja najsilniejszej roli zapada w pamięć, a jej historia staje się pierwszoplanowa, najważniejsza. Przebija się z całej materii dramatu, unieważnia pozostałe postaci i ich wątki. Zasłania je, osłabia ich rolę i wagę dla efektu końcowego. W TR Warszawa  to Roma Gąsiorowska wywalczyła uwagę dla swojego scenicznego  losu, w Studio doskonała Monika Krzywkowska i Marcin Januszkiewicz. W Pawiu królowej wszyscy aktorzy/dwie dziewczyny plus dwóch chłopaków/ grają tak, jakby tworzyli w sumie jednię bohatera scenicznego. Wybrzmiewają dynamicznym, energetycznym, jednorodnym tempem, brzmieniem, śpiewnym tonem. Tekst ich niesie, prowadzi, określa, różnicuje i charakteryzuje. Uaktywnia, podporządkowuje ciało. To, ubrane w uniseksualny, sportowy kostium absolutnie podkreśla atuty tekstu, na nim skupia naszą uwagę i wzmacnia jego wymowę. Wszystkie elementy sceniczne współgrają, oddziałują na siebie i mają uzasadnienie. To powoduje, ze spektakl jest spójną, mocną, wyrazistą wypowiedzią. Tylko młodzi mogli to zagrać. Żadne tam jakie starsze wcielenia młodości. Tylko oni byli w stanie wytrzymać ten morderczy maraton tekstu artykułowanego bez wytchnienia w katorżniczym ruchu scenicznym. To było ostre granie, które uzmysławia tempo przedstawianego życia, jego szalony pęd. Super zwariowany los odjechanych, współczesnych bohaterów.

Inaczej jest w Studio.  Powiecie: inny dramat, inny reżyser, inni aktorzy, inne wymogi. Ale ten sam główny bohater: język, któremu należało podporządkować wszystko, by dramat wybrzmiał jako jedna spójna opowieść, historia. A tak pozostaje nam w pamięci Monika Krzywkowska w kilku wcieleniach scenicznych, a że ma bardzo, bardzo charakterystyczny głos, świetny warsztat aktorski, otrzymaliśmy kilka historyjek zupełnie niepowiązanych ze sobą postaci. Reszta przekazu utonęła w byle jakim, bo wydaje się, że w przypadkowym byle gdzie, w byle lumpeksowych kostiumach, w byle amatorskim nieporadnym przekazie, w rytm popularnej i nieco tandetnej muzyki z przydrożnych barów. Oto teatr drogi w polskim zapyziałym, biednym, wypaczonym krajobrazie ludzkim. Zamiana płci postaci, obsadzanie tych samych aktorów w różnych rolach, zaciera dramatyzm i powagę wypowiedzi. Mamy do czynienia z konwencją, wygłupem od początku do końca. Nie wierzymy tragizmowi, powadze, która wpisana jest w tekst Masłowskiej. Nic tu nie jest do końca wiarygodnie. Wysiłki zatrzymują się na warstwie zabawowej wygłupu. Tak więc pozostaje zgrywa, przebieranki, teatrzyk lalkowy. Kabaret. Klaunada. W niej utopiona każda sensowna myśl, nie uzasadniająca, nie doprowadzająca w istocie do wpisanej w dramat tragicznej puenty. A gdy ta następuje, jesteśmy zaskoczeni. A przecież śmiech powinien nam zastygać gulą w gardle, winien dusić nas absurdem, horrorem motywacyjnych konsekwencji i decyzji lub ich braku.  A tak, nie ma co się przejmować, zastanawiać, myśleć. Tekst nas tylko uwodzi a niewykorzystany potencjał dramatu nieznacznie i nieszkodliwie uwiera. Jest nieskuteczny. Szkoda. Jakby reżyserka obawiała się , że nas zrazi /do teatru?, sztuki?, własnej bezkompromisowej koncepcji?/. Może uda się następnym razem. W innym miejscu, innym czasie, w innym wykonaniu. Niech nie zwiedzie was nagroda przyznana temu spektaklowi na 8.Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@port w Gdyni/ za zespołową, wybitną grę aktorską; świetny, zabawny i mądry tekst oraz inscenizację Agnieszki Glińskiej, która kilkoma zabiegami reżyserskimi spowodowała, że temu dramatowi dobudował się kontekst/*. Widocznie był najlepszy spośród spektakli konkursowych. Aha, jeszcze może to, że Paweł Demirski był przewodniczącym jury, a ten właśnie spektakl, można tak powiedzieć naciągając co nieco, był w jego stylistyce inscenizacyjnej. Oczywiście nie wiem, jak dokładnie było, ale trudno mi uwierzyć w wybitność tego właśnie przedstawienia. Choć gratuluję szczerze. To sukces.

Nie zapominajmy jednak patrzeć na sztukę swoimi tylko oczami. A jeśli inne otwierają nam nowe przestrzenie rozumienia i czucia, to jednak wracajmy do tego, co w nas indywidualnie rozbudzi, poruszy w pierwszym oglądzie wrażenia.To dla mnie jest najcenniejsze. Jak widz czuje, przeczuwa, rozumie, jak czerpie ze sztuki i dlaczego właśnie w ten a nie inny sposób. Co w nim po spektaklu zostaje i jak, w jakim czasie dla niego pracuje. To spektaklu z nami, widzami, obcowanie , wzajemne oddziaływanie jest ważne. Pal sześć, co świat na to powie. Co o tym myśli. Jak to ocenia.

Ta inscenizacja utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że tekst Masłowskiej sam się jednak nie zagra, sam z siebie nie wejdzie w dialog z publicznością. Wymaga pomysłu inscenizacyjnego, doboru aktorów i takie ich poprowadzenie, by nie stanowili konkurencji sami dla siebie i by nie unieważniali się wzajemnie na scenie. Tekst Masłowskiej trudno zepsuć, bo broni się ostro sam, tak jest silny i znaczący, ale można osłabić jego przekaz myśli, spostrzeżeń, charakterystyk postaci, sensów sztuki a to obniża wartość artystyczną i siłę w nim zawartą. A ten właśnie dramat może nas jeszcze zaskoczyć, ale to już w innej chyba jego odsłonie. Bo to jest teatr drogi w głąb siebie i rozpoznania prawdziwego krajobrazu rzeczywistości, której pozwalają się kształtować pozbawieni samoświadomości, śmieszni bohaterowie sztuki bez udziału własnego/buntu, sprzeciwu, ambicji, wzięcia za siebie i innych odpowiedzialności/. Pozostaje humor, ale chyba czarny. Wrażenie , że wszystko jest nie takie jakim się wydaje. Wszechogarniająca beznadziejność , niszcząca wszystko i wszystkich. Małość, marność, beznadzieja. Stereotypy, genotyp narodowych przywar, ograniczonych punktów widzenia, głupoty jako dziedziczonego piętna niepełnosprawności . I tylko chichot rosnącego, uzbrajającego się w argumenty zdumienia wybrzmiewa. 

A że może być inaczej dowiódł Grzegorz Jarzyna  w Między nami dobrze jest, gdzie nic nie zgrzyta, nie razi, nie wybija się na plan pierwszy, poza sensem i celem wypowiedzi artystów, tak poprowadzonych w swych wątkach, że każda rola płynnie, choć dobitnie charakterystycznie  konsekwentnym nurtem składa się w efekcie  na  harmonijną, zbalansowaną wypowiedź spektaklu jako całości. Niebanalna scenografia, pomysłowy ruch sceniczny podbijają wymowę sztuki. I wspaniała Danuta Szaflarska wśród grającego na równym  poziomie zespołu aktorskiego. Humor, owszem, błahy, sytuacyjny, językowy, który tężeje , zastyga w powadze puentującej go prawdy. 

Spektakl w Studio pozostawia niedosyt, zważywszy na klasę reżyserki, naprawdę obiecujący swym potencjałem dramat i potwierdza moje przekonanie, że naprawdę warto oglądać różne, te najlepsze ale i też te gorsze czy nawet złe inscenizacje, by dać sobie szansę nauki oddzielania teatralnego ziarna od wdzięczących się do nas plew.

Agnieszka Glińska nie musi. Potraktowała ten dramat tak, by nas nie przestraszyć i nie przekonać, że jest to najbardziej ponura rzecz i chyba najpoważniejsza, niezależnie od tego, że jest całkiem śmieszna,  jaką napisała Dorota Masłowska. Choć "Jest o dwojgu młodych ludzi, którzy wpychają się kierowcom do samochodów, twierdząc że są bardzo biednymi Rumunami mówiącymi po polsku" to my, śmiejąc się widzimy, że jest o dwojgu beznadziejnie głupich Polakach mówiącymi każde po swojemu swoim własnym kodem nierozumienia świata. Bez nadziei na to, że z głupoty swojej wyrosną i po doświadczeniu drogi, którą wspólnie w teatrze z nimi przebywamy, zmądrzeją. By ocalić siebie, cokolwiek. 
Puentę dla nas, widzów. Pozostajemy z błędnym uśmiechem na ustach bez nadziei na horror happy end. Zwłaszcza ten inscenizacyjny. 

3 marca 2015 roku w TVP Kultura miała miejsce emisja realizacji telewizyjnej tego spektaklu. I trzeba przyznać, że jest udana. Obraz bardziej skupiony, zwarty. Intensywniejszy. Zbliżenia wpływają korzystnie na odbiór gry aktorskiej. Wzmacniają przekaz. Czyną go atrakcyjniejszym. Aktorzy doskonale zgrani, swobodni, wiarygodni. Wywiązują się ze swych zadań koncertowo. Sztuka Masłowskiej na ekranie wypadła naprawdę bardzo dobrze.


DWOJE BIEDNYCH RUMUNÓW MÓWIĄCYCH PO POLSKU
Dorota Masłowska

REŻYSERIA                                      Agnieszka Glińska
SCENOGRAFIA                                Magdalena Maciejewska
KOSTIUMY                                       Agnieszka Zawadowska
MUZYKA                                           Jan Duszyński

REŻYSERIA ŚWIATŁA                      Jacqueline Sobiszewski
CHARAKTERYZACJA                       Tomasz Martaszek Bożena Jóźwiak
STYLIZACJA FRYZUR                      Paweł Kaleta

INSPICJENT                                      Beata Szaradowska
SUFLER                                            Magda Jaracz
KIEROWNIK PRODUKCJI                  Justyna Pankiewicz 
ASYSTENTKA SCENOGRAFA          Maja Skrzypek 
ASYSTENTKA KOSTIUMOGRAFA    Monika Nyckowska
STAŻ PRODUCENCKI   
                    Ewelina Donejko 

obsada:

Monika Krzywkowska
Dorota Landowska
Agnieszka Pawełkiewicz
Marcin Januszkiewicz
Modest Ruciński

Zdobywca Nagrody głównej na 8. Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych 2013 r./jury: Paweł Demirski, Łukasz Drewniak, Wojciech Majcherek, Jacek Sieradzki/

20. Ogólnopolski Konkurs na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej : Nagroda im. Jana Świderskiego przyznawana przez Zarząd Sekcji Teatrów Dramatycznych ZASP - za rolę w spektaklu Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku Doroty Masłowskiej, reż. Agnieszka Glińska, Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Warszawie - Agnieszka Pawełkiewicz

Wyróżnienie za rolę w spektaklu Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku Doroty Masłowskiej, reż. Agnieszka Glińska, Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Warszawie - Modest Ruciński

0 komentarze:

Prześlij komentarz