Smutno się zrobiło. Zakończyły się Warszawskie Spotkania Teatralne. Brakuje po nich teatromanom codziennego kontaktu ze sztuką. Obecność w teatrze dzień po dniu uzależnia, rozmowy z twórcami po spektaklach wzbogacają, spotkania towarzyskie w międzyczasie to sama przyjemność i radość, nawiązanie nowych znajomości otwiera obiecującą perspektywę kontaktów na przyszłość. Bo ci, którzy do teatru przychodzą, to ludzie zaangażowani, ciekawi, otwarci, choć każdy wie swoje, własnej opinii się trzyma i potrafi ciekawie ją uzasadnić. Przenikanie się życia z teatrem jest takie interesujące! Powroty w środku nocy do domu niestety były nieznośnie długie i męczące. Ale przecież to był intensywny, wymagający maraton teatralny! Kiedy brakowało czasu na wnikliwe zastanawianie się nad tym, co się właściwie obejrzało i żyło się wyłącznie pierwszym wrażeniem, emocjami, atmosferą. Interesującymi, kontrowersyjnymi spektaklami z kraju i zagranicy w polskiej i międzynarodowej obsadzie, obecnością polskiego reżysera z litewskim spektaklem, wizytą litewskiego reżysera ze sztuką polskiego dramatopisarza i zespołem norweskich aktorów w jednym miejscu, w Warszawie, to gratka dla tych, którzy interesują się teatrem. Widzowie nie zawiedli. Dopisali. Przybyli licznie. Do teatru często przychodzili prosto z pracy. Czy sztuka teatrów, spektakle 36.WST, ich usatysfakcjonowały, muszą odpowiedzieć sami. Mają wiele do powiedzenia.
PLAC BOHATERÓW w reżyserii Krystiana Lupy, który celnie charakteryzuje, wnikliwie diagnozuje również naszą polską sytuację, kondycję, stan mentalnego zawirowania, budzące się demony zła i chyba najmniej podzielił publiczność to, moim zdaniem, najlepszy spektakl tych spotkań. Doskonała sztuka Bernharda ilustruje nasze obawy, przeczucia, lęki. Tu i teraz, bo już kiedyś i gdzie indziej zostały przećwiczone, przeżyte tragicznie, dojmująco boleśnie. Maestria reżyserska i mistrzostwo wykonania dało poczucie pełni sukcesu artystycznego. To teatr zaangażowany, ostry, oskarżycielski przyjmujący formę klasyczną. Komunikatywną, wyrazistą, wiarygodną. Nie szkodzi, że jest raczej domknięty, uszczelniony, doskonały w kształcie swego przesłania. Może przez to trochę oczywisty, przewidywalny, z momentami zawieszenia,oczekiwania, nudny. To nic, że nie jest sam w sobie rewolucyjny. Precyzyjnie łączy treść i formę, przesłanie autora i reżysera. Koncentruje się na tym, co ze szczegółu, konkretnej sytuacji formułuje się w komunikat uniwersalny. Krystian Lupa to dojrzały, mądry, doświadczony twórca, który niczego się nie boi i w pełni korzysta z wolności ekspresji artystycznej. Wiemy, ze potrafi zaryzykować wszytko, bez względu na wszystko, by sprawdzić, czy jego wizja działa. Tym razem antycypuje i przestrzega.
ŚMIERĆ I DZIEWCZYNA w reżyserii Eweliny Marciniak Teatru Polskiego z Wrocławia to teatr nowoczesny, niepokojący, podprogowy. Czerpie z różnych dziedzin sztuki tak wiele, w takiej intensywności, splątaniu, że niektórzy czują się jak buszujący w zbożu. Zagubieni, oszołomieni, skonfundowani, a nawet zszokowani. Buntują się przeciw chaosowi, nagromadzeniu środków artystycznej wypowiedzi, propozycji wyrażenia nie tylko tekstem ale i mową ciała. Błądzą w wątkach, skojarzeniach, szukają znaczeń scen, sensu sztuki. Ta jest piękna, urzekająca, bogata, głęboko metaforyczna. Bolesna jeśli zobaczymy w niej ostrze krytyki systemu, który niszczy, uprzedmiotowia jednostkę. A to samo robi ze sztuką. Terror władzy- rodzicielskiej, wychowawczej, systemu opresji -nastawiony na zwycięzcę, bez względu na wyniszczające, ubezwłasnowolniające działanie, trudne do przewidzenia koszty. Tresura posłuszeństwa, poddaństwa, która dewastuje człowieka, sztukę. Bo niszczy zdolność odczuwania, wrażliwość i wynaturza relacje międzyludzkie, jego komunikację ze światem. I błądzi w przestrzeniach dla siebie niezrozumiałych, gubi się i niszczy. A z nią i widz w potrzasku eksplozji pomysłów, wielości znaczeń. Sztuka musi być wolna, człowiek wolny być musi. Ale obawa, że tak może nie być nadal, dała motywację do powstania tego hipnotyzującego, nowoczesnego spektaklu.
Twórcy teatralni nie tylko występują w obronie wolności ekspresji artystycznej. Poprzez nią stają w naszej obronie prawa do wolnego wyboru wartości, które uznamy za słuszne. Pozwalają oswoić się z odchodzącym starym światem, jak w PORTRETACH WIŚNIOWEGO SADU. Pokazują, że rozliczenie z przeszłością to niezbędny etap walki o przyszłość. Wszystko, co było wydaje się piękne, sprawiedliwość jest po naszej, słusznej stronie ale rzeczywistość mówi co innego. Trzeba wybaczać ale pamiętać. Pamięć jest zawodna, wybiórcza, zniekształcona, bywa kłopotliwa, trudna, nie do zaakceptowania. Dlatego ważne jest, by była jak najbliżej uczciwej, szczerej, choć często bardzo trudnej prawdy. Przebaczenie to zaakceptowanie, wzięcie odpowiedzialności na siebie za to, co było. CAR SAMOZWANIEC, SWARKA, NASZA KLASA to spektakle opowiadające o historii, pamięci, fundamentalnych relacjach międzyludzkich, z sąsiadami, z ludźmi myślącymi i żyjącymi inaczej, bo i dziś jest podobnie. Jesteśmy częścią świata-w tyglu różnych narodowości, religii, ideologii, wyznań, wartości. I musimy się w nowych warunkach zdefiniować, przystosować, by nie zrezygnować z siebie, rozwijać się i trwać dalej.
Wszystkie spektakle poruszają w mniejszym lub większym stopniu sprawę tożsamości. Narodu, jednostki. W nawiązaniu lub w buncie wobec spuścizny historycznej. DZIADÓW część III w reżyserii Michała Zadary choć kongenialnie tekst Adama Mickiewicza przekłada na język sceniczny, to istotnie zmieniła się jego interpretacja, znaczenie gestów, akcentów, użytych środków aktorskich. Jedni uznali to za spektakularne uwolnienie od ortodoksyjnego, kanonicznego rozumienia przesłania wieszcza, kładąc nacisk na lekkość, swobodę, ironię, humor dzieła, wolność artysty i sztuki. Znaleźli w końcu radość w oglądaniu i przeżywaniu sztuki, która z uniesień romantycznych zbliżyła się do życia, ziemi, jej realiów, ograniczeń, słabości ludzkich, niedoskonałości. Dosłowność prawdy scenicznej odpowiedzią się stała na potrzebę przewartościowania wobec wyzwań i obrazu współczesności, z którą każdy do teatru przyszedł. Ale to może natrafić na opór wzorca w szkole wyuczonego, raz na zawsze. Dlatego drudzy zżymali się, że cały wysiłek poszedł na próżno, bo pozbawił dzieło metafizycznego serca wbrew intencjom jego autora. Bez niego stało się narcystyczną, egoistyczną, niezrozumiałą demonstracją siły z argumentem usprawiedliwiającym nie do podważenia-wystawieniem całości DZIADÓW. Interpretacja IMPROWIZACJI Bartosza Porczyka, uzbrojenie Księdza Piotra w butelkę wódki to dowody koronne, ale nie jedyne. Nie pozostało nic poza pieśnią nic nie znaczącego artysty i pijanego księdza. Tak, to znamy, znamy. Ale może ta niedoskonałość, ułomność wpływa na nieskuteczność naszego działania? Kto wie, niech zabierze głos. Po to jest sztuka. Jej prowokacyjny potencjał.
PŁATONOW w reżyserii Konstantina Bogomołowa ze Starego Teatru w Krakowie też wprowadza rewolucyjne zmiany formalne, przez to interpretacyjne. Doskonała gra aktorska ratuje wszystko. Bez niej, niewiele by z tego pomysłu zostało. A tak zmieniła nam się perspektywa spojrzenia na bohaterów, problemy, które sami generują, ich płeć, pozycja, ograniczenia. Widać, że dobrze byłoby od czasu do czasu wejść w nie swoje buty i oczami innymi ogarnąć ten nasz nowy wspaniały świat. Również relacji damsko-męskich.
RYTUAŁ w reżyserii Iwony Kempy zajmuje się zarówno rolą i zakresem sztuki, jej wolności i odpowiedzialności, jak i światem zaburzonych relacji międzyludzkich, rozpadem więzi, upadku komunikacji, strachem jako głównym moderatorze naszych ludzkich wyborów, działań, zachowań. Bergman nie zawodzi, reżyseria nie zawodzi, dla niektórych aktorstwo zawodzi. Ale wypowiedź jest aktualna i ważna.
W kontrowersji spektakli 36.WST jest pewien potencjał społecznej dyskusji. Czy go wykorzystamy, zależy od nas. Najgorsza byłaby obojętność. Milczenie. Dla mnie istotne jest pokazanie trudu poszukiwania i dochodzenia do prawdy a poprzez nią do konieczności szukania porozumienia w perspektywie historycznej. Nieustawanie w tym procesie, odważnym konfrontowaniu się z tematami, zdarzeniami, zmianami. Wychodzenie z kolein stereotypowego myślenia, choć na chwilę. Spojrzenie z innej, innego-człowieka, narodu, płci, itd.- perspektywy, otwarcie na różnorodność poglądów, postaw, interpretacji sztuki. Nie tylko my nie radzimy sobie z przeszłością, własną tożsamością skłóceni, podzieleni, zmanipulowani w teraźniejszości. Jak poradzimy sobie w tym galimatiasie, czy damy radę kształtować przyszłość?
36.WST były doskonałym teatralnym terytorium do spotkania, analizy rzeczywistości poprzez spojrzenie w przeszłość, badania relacji międzyludzkich w czasie, zastanowienia się nad rolą i działaniem sztuki, dyskusji o naszej indywidualnej i zbiorowej tożsamości, o wartościach, które są ważne, najważniejsze, by umożliwiły nam rozwój, spełnienie, dawały szansę na szczęście, ale też o zagrożeniach i lękach współczesnych, mających często swe źródło w zakłamanej, nie rozliczonej, nie wyjaśnionej historii. Sztuka czuła jest i wrażliwa. I bardzo ważna. Musi być trudna i kontrowersyjna jeśli chcemy-znając historię, losy narodu nie tylko swojego-dostosować się do nieustannie zachodzących zmian w rzeczywistości, która stare treści, niezmienną naturę ludzką konfiguruje w nowe znaczenia, wymusza nową formę relacji, kontaktu, współistnienia. Uczy nas rozmowy, zrozumienia i kompromisu. Poszukuje właściwego ratunku dla zanikającego ciągle sensu życia. Gdy ciągle nie wiemy kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, po co.
Do zobaczenia za rok!!
PS. Żałuję, że nie mogłam obejrzeć cyklu telewizyjnych spektakli Szekspirowskich /8/w Teatrze Dramatycznym, zwłaszcza że wstęp był wolny. To świetny pomysł. Cieszy mnie bardzo, że został zorganizowany. Martwi, że nie mogę nic o nim napisać. Teatr Telewizji bardzo cenię. To największa scena a więc i widownia w kraju. Misja, wysoki artystyczny poziom. świetne spektakle, doskonałe aktorstwo, profesjonalizm twórców. Wczoraj w TVP Kultura ponownie, chyba po 30 latach, znów mogliśmy obejrzeć CYRANO DE BERGERAC Edmunda de Rostanda w reż. Krzysztofa Zaleskiego z cudnie zakochanym scenicznie Piotrem Fronczewskim, pięknym jak marzenie Markiem Kondratem, zjawiskową Lilianą Głąbczyńską, dystyngowanym Edmundem Fettingiem. Spektakl wypełnił pustkę po Spotkaniach. Za chwilę kolejny teatr telewizji. Sprawdźcie dokładnie kiedy na facebookowym profilu Teatr Telewizji.
środa, 4 maja 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Szanowna Pani, dziękuję za życzliwą ocenę Spotkań. Wskazała Pani te elementy programu festiwalu, na których mi zależało dobierając takie a nie inne spektakle. Ciekaw jestem jednak, jakie dostrzegła Pani mankamenty imprezy? Pozdrawiam Wojciech Majcherek
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie, miałam i jeszcze mam nadzieję, że widzowie się odezwą. Mają tyle do powiedzenia! Teatr wyzwala mnóstwo emocji, pytań, wątpliwości. Publiczność jest wspaniała. Wierna, wrażliwa, mądra. Chodzi do teatru tak często, na bardzo różne spektakle. Gdyby mogła pełnym głosem przemówić, choćby na spotkaniach z artystami! Potrzebny jest bardzo sprawny moderator dyskusji, który by nie dominował, nie narzucał a ośmielał do zabrania głosu, kontrolował przebieg dyskusji. Panował zarówno nad artystami, którzy z trudem przyjmują krytykę, jak i nad zabierającymi głos z sali, którzy zbyt emocjonalnie reagują. Nie byłam na wszystkich spotkaniach publiczności z twórcami, bo czasem spektakle kończyły się tak późno, że nie mogłabym wrócić do domu, nie mogę więc ostatecznie o niczym przesądzać. Ale te, w których uczestniczyłam, były ciekawe, zawsze coś nowego wnosiły. Upominam się więc o publiczność, o te rozmowy po spektaklach, bo są równie ważne jak sam spektakl.Szczególnie dzisiaj.Jeśli nie będziemy rozmawiać, konfrontować tego, co widzimy, co czujemy, myślimy, po co to wszystko? Każdy wyjdzie z teatru z własnym, niepodważalnym przekonaniem, opinią, sądem. Może więc widzowie zechcą się odezwać. Teraz. Jest okazja. Dziękuję za Spotkania. Pozdrawiam, Ewa Bąk
Usuń