środa, 28 marca 2018

IDA KAMIŃSKA TEATR ŻYDOWSKI


Monodram IDA KAMIŃSKA napisany na podstawie tekstu MÓJ TEATR Henryka Grynberga i wyreżyserowany przez Gołdę Tencer w interpretacji Joanny Szczepkowskiej jest hołdem złożonym wielkiej artystce Idzie Kamińskiej, jej matce, równie wielkiej aktorce, Ester Racheli Kamińskiej, Teatrowi Żydowskiemu. Historia życia wybitnych aktorek jest odzwierciedleniem historii narodu żydowskiego, jego teatrów w Polsce i zagranicą, przypomnieniem tułaczego, dramatycznego życia, chwil wzlotów i upadków, triumfów i klęsk. Codziennej walki o przetrwanie, opartej na dokonywaniu często bardzo trudnych, ryzykownych wyborów ale zawsze w zgodzie ze sobą i tym, co się kocha, co nadaje znaczenie, cel, sens życiu i śmierci. To syntetyczna, emocjonalna, wzruszająca rekonstrukcja wydarzeń dla przypomnienia, utrwalenia, zachowania w pamięci wspomnień, faktów i doświadczeń minionego czasu. To ważna lekcja historii, będąca dowodem, że to ludzie ją tworzą, o niej decydują. Dzięki nim trwa, rozwija się, idzie w nowe pokolenia tradycja, kultura, obyczaje, religia. Teatr.

Dzisiaj Teatr Żydowski nie ma swojej siedziby, dla przekazu muszą wystarczyć surowe, kameralne warunki malutkiej a mimo to niebywale pojemnej sceny na Senatorskiej 35. Pomieściła niewielką liczbę widzów,  muzyków grających na żywo podczas spektaklu i Joannę Szczepkowską w czarnej sukni z białą koronką, idealną, wymarzoną odtwórczynię Idy Kamińskiej, poruszającą się pomiędzy stolikami, zgromadzonym zbiorem fotografii, książek, kwiatów w wazonie, pięknymi sukniami z okazałą biżuterią, parawanem, walizkami, lampkami, innymi drobiazgami.

Monodram rozpoczyna bardzo interesujący, czarno-biały film dokumentalny JEJ TEATR z tekstem Erwina Axera poświęcony bohaterce tego teatralnego spotkania. Jest mocnym, zwięzłym wprowadzeniem. Bardzo ważnym elementem składowym monodramu. Przypominał Idę Kamińską w jej wypowiedziach, wspomnieniach, komentarzach, dyrektorowaniu, reżyserowaniu na próbach teatralnych i, co bardzo cenne, jej wybitną grę aktorską, ilustrowaną fragmentami filmów, sztuk teatralnych, w których występowała.

Potem wkroczyła na scenę Joanna Szczepkowska, która jest tu figurą jednoczącą, scalającą rozsypane elementy wspomnień, relacji, faktów w spójną, przejmującą całość. Aktorka jest narratorką, przewodnikiem, osobą poprzez którą przemawia głos Idy Kamińskiej, bo nie jest nią i nie gra jej, rekonstruujący dla nas obraz, tworzący nastrój, budujący atmosferę, emocjonalny kontekst przeszłości, która  nabiera rumieńców życia, świadczy siłą prawdy. Pozwala odbyć sentymentalną, faktograficzną podróż w czasie. Aktorka skupiona, opanowana, gra bardzo oszczędnie, powściągliwie. Operuje surowymi, relacjonującymi fakty środkami. Objaśnia, uświadamia, przypomina. Opowiada. Jest tylko przekaźnikiem, ciałem, które użycza, by przekazało informacje niosące emocje, wiedzę, konteksty. Bo warto wiedzieć, dobrze jest znać ludzi, fakty, historie, by móc zrozumieć przeszłość,  kształtować teraźniejszość, planować przyszłość. Gdy ludzi i rzeczy zabraknie całym materiałem budującym tożsamość może być pamięć. Bezcenna spadkobierczyni spuścizny przeszłych, kapitał przyszłych pokoleń.

Obecna podczas spektaklu Gołda Tencer, dyrektor Teatru Żydowskiego, wpisuje się w sposób szczególny w ten nie tylko biograficzny ale i historyczny obraz- narrację. Objęła pieczę nad spuścizną artystyczną po wielkich artystkach, Ester Racheli i Idzie Kamińskich, swoim mężu, Szymonie Szurmieju,  i mimo bardzo trudnych  okoliczności, w jakich znalazł się Teatr Żydowski, warunków, w jakich przyszło mu działać, radzi sobie znakomicie. Świadczy o tym fantastyczny zespół twórców i aktorów, bardzo interesujący, różnorodny, nowoczesny repertuar teatru, który nadal pozostaje bez siedziby.

Spotkanie kończy się konstatacją Idy Kamińskiej, która w wyniku nagonki  marca 68 musiała wyjechać z Polski, że kocha ludzi ale wie do czego są zdolni.  Życie jest piękne ale kruche. I nie czuje się samotna, nie boi się o siebie ale co zobaczą oczy, czym wzruszy się serce. Całe życie związana była z teatrem, żyła nim i dla niego, i jeśli nawet zaprzęgła się do pustego wozu/daremnej misji, syzyfowej pracy/, jak w jej roli matki Courage w sztuce Bertolda Brechta/ słusznie, jak sądziła, ocenionej przez Jana Kotta/, to co mogła robić innego?


IDA KAMIŃSKA na podstawie tekstu „Mój teatr” Henryka Grynberga

scenariusz i reżyseria: Gołda Tencer
muzyka: Paweł Szamburski
kostiumy i scenografia: Izabela Chełkowska
występuje: Joanna Szczepkowska
muzyka na żywo: Maurycy Idzikowski, Radek Polakowski, Paweł Szamburski

premiera: 15 marca 2018 w Warszawie, 27 marca 2018 w Łodzi

wtorek, 27 marca 2018

BIBLIA. RDZ.37-50 CENTRALA NOWY TEATR FESTIWAL NOWE EPIFANIE 2018


Spektakl BIBLIA. RDZ.37-50 w reżyserii Michała Zadary zamyka tryptyk teatralny zrealizowany na podstawie Księgi Rodzaju. To historia Józefa, syna Jakuba, zrozumiale opowiedziana, swobodnie zagrana, spontanicznie zaśpiewana przez dzieci i aktorów z chętnie włączającymi się w działania sceniczne małymi i dorosłymi widzami. To bardzo ważne, że to dzieci, w różnym wieku, w stroju codziennym zamiast kostiumu, były wiodącymi narratorami i wykonawcami. Proste pomysły inscenizacyjne pomogły im zainteresować i zaangażować rówieśników. Wprowadziły ich w sposób przystępny, łagodny, zabawny w świat historii okrutnej, trudnej, złożonej. Przecież chodziło w niej o skomplikowane relacje między braćmi, którzy z powodu zazdrości, zawiści najpierw więzili w studni, później sprzedali w niewolę swego brata. Józef znalazł się zupełnie sam w obcym kraju i przetrwał, poradził sobie dzięki inteligencji, wyobraźni i szczęściu.  Bracia, rodzina, naród żydowski i egipski zdani byli na jego miłość, przywiązanie, intuicję i mądrość. Dzięki obcemu, dzięki człowiekowi, który był uchodźcą wszyscy przetrwali.  Zaufali mu, uwierzyli. I wszystko zakończyło się dobrze, szczęśliwie. Jak w bajce z morałem.

To pomysłowe ale czytelne i proste środki teatralne sprawiły, że  problematyka braterskiej zdrady, winy i  przebaczenia, przetrwania jednostki, rodziny i narodów, została tak lekko, swobodnie, naturalnie przedstawiona. Wspólne śpiewanie piosenek, swoboda poruszania się aktorów i widzów, elementy zaskoczenia/rolę męską gra dziewczynka/, komunikatywność przekazu /hieroglify ilustrowane ciałami aktorów, tekturowe plansze z tekstami komunikatów, np:  "Jeszcze nie umiemy razem grać ale kiedyś nam się uda!", piosenki, z imionami występujących bohaterów/, fajna scenografia/biały namiot  z oknami skierowanymi na niebo jest domem, pałacem faraona, więzieniem lub pustynią z papierowymi wycinankami karawany, zwierząt/, wykorzystanie teatru cieni spowodowało, że podział na scenę i widownię przestał istnieć. Dzięki temu wytworzyła się więź wspólnie przeżywanej przygody zapierającej dech w piersiach, ciepła, przyjazna atmosfera zabawy, oswajania światów egzotycznych, odkrywania znaczenia opowiadanych w spektaklu snów. Wszyscy znaleźli się w środku opowiadanej historii, jakby ich samych bezpośrednio dotyczyła.

Wzruszająca jest ta ogromna praca wykonana przez dziecięcych aktorów, niewidocznie prawie wspomaganych przez dorosłych i techniczne zaplecze. I ich imponujące zaangażowanie, i odwaga, i kondycja. Poczucie humoru, hart ducha i ciała. Brak tremy/?/. Ale bez tego naturalnego, spontanicznego, jak się wydaje, wejścia w role, bez ich udziału nie byłoby tak udanego efektu. I to wspaniałe, że dorośli umożliwili, by dzieci dzieciom opowiedziały w teatrze historię Józefa.


Michał Zadara wyreżyserował udany cykl biblijnych opowieści w teatrze dla dzieci dużych i małych. Aż szkoda, że się już skończył. Cenne jest to, że stworzył świat zintegrowany sztuką. W sposób przystępny opowiedział trudne historie. Zaufał bardzo młodym aktorom, nieznanym sobie widzom. Pokazał, że prostymi środkami uruchamiającymi wyobraźnię, budzącymi wrażliwość można osiągnąć skomplikowane cele: w krótkim czasie poprzez działania artystyczne sprowokować powstanie więzi, budującej relacji jednoczącej wszystkich, bez względu na różnice/wieku, płci, itd/. Bo nie ma podziałów, barier, granic a króluje wolność, ekspresja, radość wspólnego spędzania czasu, przyjemność teatralnego poznawania, uczenia się i tworzenia.


BIBLIA RDZ.37-50
Reżyseria, scenariusz: Michał Zadara
Dramaturgia: Piotr Froń
Scenografia: Robert Rumas
Muzyka: Jan Duszyński
Światło: Artur Sienicki
Asystentka reżysera: Marta Streker

Występują:
Martina Rampulla
Robert Koszucki
Sean Palmer

Maja Amsterdamska
Marianna Mroczkowska
Antonina Nowakowska
Marcelina Nowakowska
Tadeusz Zarzecki

Produkcja: Fundacja Nowych Działań
Koprodukcja: Centrala, Nowy Teatr, Festiwal Nowe Epifanie
Dofinansowanie ze środków Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/256622.html

środa, 21 marca 2018

MĘŻCZYZNA SCENA PRZODOWNIK


MĘŻCZYZNA Gabrieli Zapolskiej- sztuka skromna, krytyczna, dydaktyczna -nadal wybrzmiewa współcześnie. Może dlatego, że jest bardzo bliska życia, dotyczy relacji damsko-męskich w zredukowanej, ascetycznej formie. Nie mamy tu wątpliwości, że kobiety są z Wenus, mężczyźni z Marsa. I dlatego tak się przyciągają, na siebie działają, mimo odmiennej natury, sprzecznych oczekiwań, różnych potrzeb. Jakby jedni o drugich niewiele wiedzieli; mężczyźni nie chcieli skupieni tylko na sobie, kobiety nie potrafiły skupione wyłącznie na mężczyznach. A jednak widać kobiecą ewolucję; wierna, stała, przewidywalna, dbająca o spokojne, normalne życie męża żona, Nina, akceptuje w końcu rozpad związku, młoda, naiwna,  łatwowierna, zakochana bez pamięci, postępująca wbrew zasadom moralnym Elka, będąc już w ciąży, zaczyna myśleć racjonalnie, praktycznie a najbardziej męska w tym towarzystwie kobiet, rozsądna, użyteczna, dojrzała feministka Julka/siostra Elki/ też zdradza, że pragnie być uwodzona, adorowana, doceniana, bo wyraźnie sprawia jej to przyjemność. Każdą łatwo sterować, manipulować, usuwać ze swego życia, gdy się znudzi.

Mężczyzną jest oczywiście Karol grany przez Krzysztofa Ogłozę. Egocentryczny, egoistyczny, przeciętny typ męski: niesamodzielny i  gładko, bezrefleksyjnie przechodzący przez fazy fascynacji, podboju, szybkiego rozczarowania i porzucenia obiektu pożądania. To mężczyzna chimeryczny, rozkapryszony, który potrzebuje wiecznej adoracji i stymulacji a przede wszystkim ciągłej zmiany. Nieustannie poszukuje nowej kobiety, chce mieć nad nią władzę. Śmiało sobie poczyna, działa zdecydowanie, na zimno zrywa stare relacje. Udaje mu się, bo mu na to kobiety, spragnione zainteresowania, czułości, obecności mężczyzny, pozwalają. To one go psują swoim zachowaniem, niezdecydowaniem, uległością. On się nudzi, bo one stają się dla niego nudne. Nie walczą, nie prowadzą gry, nie zaskakują go. Popełniają wszystkie możliwe błędy. Karol to myśliwy, uwodziciel, zdobywca. Narcyz wampiryczny. Zainteresowany tym, by wzbudzać sobą zainteresowanie. Słaby, bez charakteru, ambicji. Niestały, niewierny, bierny. Nieodpowiedzialny. Przeciętny, świadomy swojej przeciętności. Krzysztof Ogłoza  przyjął strategię grania dorosłego dziecka. Jego bohater nie jest ani romantykiem, ani Casanovą, ani Piotrusiem Panem. To nieudacznik, który osiąga cel po najmniejszej linii oporu. Przyzwyczaił się do łatwych podbojów. Nie  wysila się zanadto. Kobiety go obsługują, pielęgnują, statystują, wyręczają. Same mu łatwo, chętnie ulegają. To one się do niego dostosowują. Są dla niego matką, opiekunką, sekretarką. Nieważne, że jedna jest żoną, druga kochanką, a trzecia przyjaciółką, kumplem, partnerem. Wszystkie są łase na komplementy.

Choć ciągle się mówi w tej sztuce o miłości, to jej tu nie znajdziemy. Mężczyzna jest z tą nie inną kobietą, bo jest nią zafascynowany, bo się do niej przyzwyczaił, bo jej potrzebuje z różnych względów. Tak naprawdę nie jest dla niego nigdy równym partnerem, nigdy podmiotem a zaledwie przedmiotem z krótkim terminem do użycia, bo żadna z nich nie jest go w stanie zainteresować, przywiązać do siebie na dłużej. Kobiety pragną Karola, by spełnić swoją rolę, zaspokoić miłość własną.

To wiele mówi o mężczyznach, to wiele mówi też o kobietach. Na poziomie stereotypu, normy, przeciętności. Nie ma ekstrawagancji, relacji wyjątkowej, uczucia niezwykłego, bohaterów szczególnych, niebanalnych, skomplikowanych. Julka Agaty Watróbskiej jest inteligentną, przenikliwą, znającą mężczyzn, ich naturę realistką, typem kobiety samodzielnej, rozwijającej się, pracującej zawodowo. Elka Karoliny Charkiewicz jest jej młodszą siostrą, naiwną, świadomą swych kobiecych atutów i ograniczeń zakochaną w  żonatym mężczyźnie, młodą dziewczyną. Posągowa, piękna, dojrzała Nina Małgorzaty Klary jest porzuconą przez Karola żoną, która stara się go odzyskać a gdy okazuje się to niemożliwe, przyjmuje swój los z godnością, mądrością, podziwu godnym stoicyzmem.  Jest zranioną przez męża kobietą, która akceptuje zachodzące w swoim życiu zmiany, które rujnują jej dotychczasową pozycję, burzą spokój, niszczą uporządkowane życie.

Konstatacja malująca obraz wypadkowy sztuki jest smutna, przygnębiająca, mało optymistyczna.  Bo mężczyzna zawsze wygrywa, kobieta zawsze przegrywa. On nawet jeśli nie dopnie swego, ona nawet wtedy gdy zrobi wszystko i więcej niż trzeba. Bohater nie przejmuje się porażką, przegraną, odmową, odrzuceniem, bo tak naprawdę nic dla niego kobiety, którymi jest znużony, znudzony nie znaczą, szybko znajdzie nowy, bardziej podniecający obiekt do adoracji, podboju, użycia. One nigdy już nie są w stanie osiągnąć pełni, wydają się zagubione, wykorzystane. Osamotnione. Okaleczone. Mimo, że mają szczytne cele w życiu do osiągnięcia, ważne zadania do wykonania, misje do wypełnienia/praca, związek, dziecko/. Mężczyzna wydaje się niekompletny bez kobiet trofeów/zazwyczaj podobnych jedna do drugiej/, którymi może się pochwalić, podbojów, które karmią jego męskie ego. Kobiety są niekompletne bez tego jednego, idealnego, najważniejszego dla niej tylko mężczyzny. Zawsze gorsze, zawsze w cieniu, w ukryciu. Są kwiatkiem do kożucha lub bladym odbiciem mężczyzny, pana i władcy.  Nawet jeśli mają tego świadomość, że są od niego lepsze, bardziej dojrzałe, samodzielne. Nigdy jednak nie są samowystarczalne, do końca niezależne. Również pożądają, pragną, kochają Karola. Każda inaczej, każda na swój sposób, z innego powodu. Tak jest nawet z Julką. Wyraźnie podkreśla swoją odrębność, wyjątkowość ale tak to czyni jakby się chwaliła, chciała pokazać z jak najlepszej strony. Agata Wątróbska doskonale pokazuje  tą ambiwalencję, która odrzucając mężczyznę jednocześnie przyciąga go do siebie, rozbudza zainteresowanie, dowodzi, że jest mu potrzebna, a nawet niezbędna.

I tak mężczyzna staje się kobiecy, kobiety muszą mężnieć.

Anna Gryszkówna, reżyser spektaklu, postanowiła opowiedzieć prostą historię o naturze zależności zniewalanej potrzebą uwagi, uczucia kobiety od egoistycznego mężczyzny, decydującego o niej patriarchatu. Jest mu podporządkowana, nie przejmuje inicjatywy. Mimo, że Karol aż się prosi o utemperowanie, naukę odpowiedzialności, wierności. Ale on jest jaki jest i to wykorzystuje. Wytresowane wychowaniem kobiety, ujarzmione normami etycznymi, moralnymi, religijnymi, niedostatecznie wykształcone sfokusowane są na uszczęśliwianie mężczyzn, nie siebie i to właśnie ma je z założenia uszczęśliwiać. Reżyserka, wierna w inscenizacji autorce, klasyczną sztukę przedstawia klasycznie. Kostiumy, fryzury, charakteryzacja, otoczenie przynależą do epoki Gabrieli Zapolskiej, choć nieodparcie znamionują uniwersalność /każdy, zawsze i wszędzie/,  co podkreślają typy psychologiczne bohaterów,  pomysłowe wideo, śmiałe sceny, surowość, symbolika nielicznych rekwizytów/stół z lampką, papierami, krzesło, stara ale prosta skrzynia, kaloryfer, lustro, biały materac wnoszony na scenę/, klarowność scenograficznego rozwiązania; przezroczyste ściany, które nic już nie ukrywają i wśród których nie można się już ukryć. Wszystko jest transparentne, jasne, przewidywalne, oczywiste. Proste jak statystyczna szeroka przeciętność. Model do studiowania, nauki, wyciągania wniosków.

Korzystajmy więc. Spektakl czeka.



MĘŻCZYZNA GABRIELA ZAPOLSKA
reżyseria: Anna Gryszkówna
scenografia, kostiumy i reżyseria światła: Anna Skupień i Katarzyna Szczurowska
muzyka: Andrzej Perkman
współpraca kostiumograficzna: Małgorzata Mech

OBSADA:
Krzysztof Ogłoza - Karol
Małgorzata Klara (gościnnie) - Nina
Agata Wątróbska - Julka
Karolina Charkiewicz (gościnnie) - Elka

PREMIERA:15 marca 2018

niedziela, 18 marca 2018

KARTOTEKA ROZRZUCONA STUDIO TEATRGALERIA FESTIWAL NOWE EPIFANIE 2018



Jaka jest KARTOTEKA ROZRZUCONA Tadeusza Różewicza w reżyserii Radka Rychcika? Na pewno wrośnięta jest w tu i teraz, charakteryzuje,  definiuje współczesnego bohatera. Określa jego relacje ze światem zewnętrznym poprzez to, co się w nim wewnętrznie kotłuje, wydarza, co do niego wraca i jest to coraz intensywniej zaciskająca się na jego woli pętla inercji, bezsilności, wycofania.

Bohater/antybohater, grany przez Bartosza Porczyka, przedstawiciel średniego pokolenia, mężczyzna atrakcyjny, wystylizowany jak Adam Mickiewicz na Judahu skale/portret Walentego Wańkowicza/,  któremu na pierwszy rzut oka niczego nie brakuje do szczęścia, jest zadumany, zamyślony. Smutny,  nieobecny wyraz twarzy, ciało udręczone, statyczne, uwięzione na dachu domu wielkiego miasta, traci kontakt ze światem realnym, przywołuje wspomnienia, zapada w sen, w swoje wyalienowane, zagubione, niekompatybilne z otoczeniem wnętrze, jakby pogrążał się w ciężkiej depresji. Żyje jak człowiek bezdomny, samotny, przegrany, nie radzący sobie ze sobą, ze światem, który zamiast wyzwalać w nim kreatywność, działanie, walkę, tłamsi go, wysysa z niego ostatnią energię. Wydaje się mu obcy, daleki, niechciany, niezrozumiały.  Wyrzeka się w nim udziału. Ostentacyjnie, chorobowo dystansuje się. Wypada z gry. Znajduje się na marginesie życia.

Bartosz Porczyk gra inteligenta, outsidera, który znokautowany przez własną naturę, genotyp przegrywa, bo wyczerpany, rozczarowany nie mając pomysłu, napędu, nie podejmuje działania, walki. Nadwrażliwy, subtelny, ubezwłasnowolniony przez przeszłość, zarządzany przez duchy, zmory, wspomnienia, wahania, wyrzuty sumienia, wychowanie, sterowany przez osobowościowe lęki nie jest w stanie zmierzyć się z własną słabością, marazmem, kryzysem, który urasta tu do życiowej niewydolności prowadzącej do klęski. Wyautowuje się z życia na własne życzenie, wylogowuje się z rzeczywistości z własnej winy. Nie dlatego, że nie ma potencjału, warunków a w wyniku świadomej decyzji. A ponieważ jest reprezentantem pokolenia, które na zdrowy rozum winno sprawować rząd dusz, zaczynamy rozumieć dlaczego fala współczesnych Edków nabrała wiatru w żagle i bez przeszkód serfuje przebijając się na pierwszą linię frontu politycznej narracji, wodząc rej, mieszając w mediach, głowach nie tylko sobie podobnym.

Radek Rychcik fantastycznie reżyseruje, swobodnie operuje nowoczesnymi, zróżnicowanymi, rozbudowanymi środkami wyrazu, wyzwalając inteligentną, adekwatną teatralną ekspresję. Spektakl jest rozwibrowany, tworzy obrazy  dynamiczne, nowoczesne, zmienne przy konsekwentnym zachowaniu w opozycji statusu mentalnego, psychologicznego głównego bohatera. Aktorzy grają, śpiewają, poruszają się na scenie wspaniale. Są wyraziści, spójni, komunikatywni, znaczący. Płynnie przechodzą od perfekcyjnie mówionego tekstu/razem czy osobno/, poprzez szept, melorecytację, do śpiewu. Koncertowo wypada zbiorowa scena odczytywania stenogramu z posiedzenia Sejmu, dotycząca działań i reakcji polityków, mediów na zachowania neonazistów w Polsce. Choć jest za długa, nużąca, doskonale ilustruje ten bełkot komunikacyjny w przestrzeni publicznej i całkowite wycofanie bohatera Porczyka, który nie słucha, nie reaguje, zastygł samotnie w bezruchu.

STUDIO teatrgaleria pokazało, że ma zgrany, doskonały zespół aktorski. Bawi komediowa kreacja Dominiki Ostałowskiej, fascynuje popis perfekcyjnego aktorstwa Tomasza Nosińskiego. Błyszczy Bartosz Porczyk w roli głównej. Udowadnia swoją klasę, pokazuje potencjał artystyczny. Jest fantastycznie sprawny i wszechstronny. Cieszy bardzo, że dostał rolę na miarę swego talentu.

KARTOTEKA ROZRZUCONA pokazuje młodą inteligencję polską rozśrodkowaną, zindywidualizowaną, zneutralizowaną, nieobecną na scenie decydującej o kształcie i wadze naszej rzeczywistości. Stać ją tylko na bezowocną kontestację, pustą, wyszydzającą krytykę, która nie ma żadnej siły twórczej, sprawczej, opiniotwórczej. Odpuściła niezdolna do skutecznej walki o władzę, do narzucenia, przekonania do własnej narracji. Z prostej, niestety, przyczyny. Skupiona na sobie, wewnętrznie splątana, skłócona, zagubiona, zdezorientowana, zwyczajnie nic, kompletnie nic nie ma do zaoferowania, do powiedzenia. Jest dla niej- wyalienowanej, bezpłodnej, słabej, pozbawionej motywacji- na wszystko za wcześnie lub za późno.  Dlatego nastąpiła i króluje władza Edków, do której się upodabnia. Co nie mobilizuje a dodatkowo frustruje. I to jest główne oskarżenie wygenerowane przez sztukę. Bo dzisiejsza inteligencja, jeśli istnieje, to sama dla siebie. Kisi się we własnym sosie niekompetencji, zaniechania tworzenia programu, spójnej, sprawnej wiarygodnej, empatycznej,ogarniającej mądrze wszystkich narracji. Straciła kontakt z rzeczywistością, wycofana, hermetyczna, zamknięta w sobie samej na własne życzenie, w wyniku własnej decyzji. Już nie może zrzucić winy na odbierającą chęć do życia, działania, walki traumę wojny, czasu powojennego, brak poczucia sensu. Już nie może zrzucać z siebie odpowiedzialności za rezygnację brania się z życiem za bary, za nie swoje winy. Dziś rejterowanie ma charakter symptomatycznie dekadencki. I jest to bardzo, bardzo smutne. Przygnębiające. Romantycy mieli swoją szczytną, górnolotną iluzję, marzenie. Dyskutowali ze sobą, walczyli z ludźmi i Bogiem. O coś im chodziło, choć to coś było absurdalnie szalone. Pokolenie powojenne, zniewalane, kontrolowane, tłamszone potrafiło wybić się na niepodległość. Złamane, okaleczone miało usprawiedliwienie być Różewicza bohaterem. Dziś takiego usprawiedliwienia już nie ma. Nie ma też tego źródła, żaru, który mógłby wewnętrznie wzmocnić, oświecić, dać impuls. Nawet iluzji, marzenia, miłości. Nadziei porozumienia. Nic nie ma, bo nawet świadomość własnej mizerii człowiek współczesny wypiera. A z niczego nic nie powstanie, jedynie w potężniejące nic się obróci. Co spektakl dobitnie dowiódł, artyści śpiewająco pokazali.

KARTOTEKA ROZRZUCONA 
TADEUSZ RÓŻEWICZ

REŻYSERIA, OPRACOWANIE, DRAMATURGIA Radosław Rychcik
SCENOGRAFIA I KOSTIUMY Anna Maria Karczmarska
MUZYKA I MULTIMEDIA Michał i Piotr Lis
REŻYSERIA ŚWIATŁA Paulina Góral
INSPICJENTKA Olga Karoń
KIEROWNIK PRODUKCJI Aleksandra Wiśniewska
ASYSTENTKA REŻYSERA Aleksandra Bielewicz
ASYSTENTKA SCENOGRAFA Caroline Klimczak

OBSADA: Dominika Biernat, Tomasz Nosiński, Dominika Ostałowska, Bartosz Porczyk, Natalia Rybicka, Mateusz Smoliński

PREMIERA: 15 marca 2018
Koprodukcja z Centrum Myśli Jana Pawła II w ramach festiwalu NOWE EPIFANIE 2018.

sobota, 17 marca 2018

KRÓL MARIONETEK TEATR LALKA FESTIWAL NOWE EPIFANIE 2018


Teatr Lalka z Teatrem Białego Tańca dokonał rzeczy niezwykłej. Spektaklem KRÓL MARIONETEK wprowadza widza w zintegrowany świat sztuki, który ma go zainteresować, pochłonąć, zafascynować w takim stopniu, by w przyszłości do teatru, galerii, poezji, tańca, muzyki wracał. By chciał się rozwijać. By szukał i  drążył. Ten spektakl może sprawić, że pobudzona nim wrażliwość, ciekawość i wyobraźnia z czasem zaowocuje niegasnącą miłością do sztuki. Sprawnie działający teatralny tygiel Izadory Weiss wypracował ambitne dzieło, które ma swym pięknem, impresją, świeżością pozostać w pamięci, nie tylko dziecięcej.

I tak się dzieje. Artyści pokazali żywe, dynamiczne, ale zrównoważone przenikanie się charakterystycznego malarstwa Tadeusza Makowskiego, które zawładnęło stroną wizualną rzeczywistości przedstawianej poprzez scenografię, projekty lalek, kostiumy, typy postaci bohaterów, kolorystykę, formę, muzyki poważnej w reprezentacji utworów Jana Sebastiana Bacha, Henryka Wieniawskiego i Grażyny Bacewicz, fascynującego swą ekspresją tańca nowoczesnego, śpiewanej przez aktorów poezji Bolesława Leśmiana. Ważny jest ruch, gest, dźwięk, barwa i kompozycja obrazu. A przede wszystkim doświadczanie w teatrze, jak na każdego z nas on działa. Co w nas porusza. Z czym się kojarzy. Jak nas nastraja. Do czego inspiruje.  Jak zapada w pamięć. Co tworzy ostatecznie. Jakie budzi do życia światy równoległe w wyobraźni, wypracowane przez współoddziałującą, przenikającą się naszą i artystów wrażliwość. I uczy wolności, korzystając z tego, co sztuka oferuje. Bo pokazuje różne formy ekspresji, różne języki komunikowania, oddziaływania. W istocie jest lekcją teatralnego przeżywania, doświadczania, poznawania świata. Czerpania z kontaktu ze sztuką radości.

Pojawiająca się na scenie uśmiechnięta dziewczyna/ładna, zdolna, świetna technicznie Weronika Weiss/ w czerwonym płaszczyku gra muzykę, która budzi wszystkich do życia. Ożywają sceniczne marionetki/brawo Jan Polewka!/ znane z obrazów Makowskiego, wyrwane z letargu, ze snu, innego świata, w którym dotąd tkwiły. Zaczynają słuchać uważnie a my razem z nimi. Dźwięki uwodzą, porywają, chwytają w swoje władanie. Przywołują  z ciemności, z niebytu młodych tancerzy: najpierw dziewczynę/zjawiskowa Naomi Citriniti/, później chłopaka/wspaniały Beniamin Citkowski/, w jasnych, zwiewnych kostiumach. Ich taniec działa jak magnes, nie można oderwać od nich oczu. Lalki przybliżają się do artystów, dotykają ich delikatnie, z lękiem, zainteresowaniem. Z czasem są coraz bardziej śmiałe, odważne powtarzają ruchy, gesty, układy. Naśladując szybko się uczą. Zgromadzonych odwiedza jeszcze Wędkarz, Myśliwy, Złodziej. Można poznać różne typy bohaterów, przejrzeć ich naturę i intencje. Można zdecydować, czy to, co sobą reprezentują jest godne naśladowania. Zabawnie, pomysłowo pokazane jest, jak złodziej "przerabia" instrumenty muzyczne na pieniądze.

Spektakl ma rozbudzić zainteresowanie sztuką. Ilustruje, jak jest bogata, hojna, piękna. Jak to, co już jest znane można ponownie powoływać do życia, nadając mu nowe znaczenie, umieszczając w innych konfiguracjach, kontekstach/marionetki z obrazów Makowicza w teatrze/. Historia jest prosta, nieskomplikowana. Uwodzi kolorem, barwą, dynamiką. Spokojem. Harmonią. Metaforą. Sugestywnością, precyzją kompozycji. Perfekcyjnie grana, tańczona, śpiewana oddziałuje mocno na zmysły. Każdy ma prawo ją odczytywać, czuć indywidualnie. Ma szansę stworzyć własne rozumienie, tego, co się dzieje na scenie. Tak bardzo sztuka jest przyjazna, pojemna, otwarta na interpretację. I wzruszenie. Zaprasza do przeżycia wspaniałej przygody, która może trwać nieskończenie.



KRÓL MARIONETEK
Scenariusz, choreografia, reżyseria i opracowanie muzyczne: Izadora Weiss
Scenografia i lalki: Jan Polewka
Skrzypce: Weronika Weiss
Muzyka do piosenek: Grzegorz Turnau, Jerzy Wysocki
Aranżacje: Paweł Piątek

Aktorzy Teatru Lalka:
Michał Burbo, Beata Dudo-Perzyna, Roman Holc, Agnieszkka Mazurek, Wojciech Pałęcki, Anna Parusiło-pużyńska, Wojciech Słupiński.

Tancerze Białego Teatru Tańca
Beniamin Citkowski, Naomi Citriniti, Weronika Weiss/skrzypce/
premiera:15 marca 2018

Przedstawienie jest współprodukcją Teatru Lalka i Festiwalu Nowe Epifanie
zdjęcie: plakat Teatru LALKA autorstwa Weroniki Karwowskiej, fotografia Teatru Lalka

wtorek, 13 marca 2018

SPAKOWANI, CZYLI SKRÓCONA HISTORIA O TYM, KTO CZEGO NIE ZABRAŁ DWORZEC GDAŃSKI TEATR ŻYDOWSKI

Marzec w Polsce ma gorzki smak wstydu i bólu. Poczucia straty. Poczucia winy. Poczucia doznania niezawinionej krzywdy. Każdy-wygnańcy, sprawcy, ci, co pozostali, dzieci przymusowych imigrantów, osoby nie mające nic z tymi wydarzeniami wspólnego-inaczej, z własnej perspektywy. Rana się nie zabliźnia. Wyrządzone zło wrasta w następne pokolenia. Nie daje spokoju. Grozi. Majaczy. Jątrzy. Odradza się. Odbija się hańbą na honorze, wybrzmiewa nieustającym echem pytania o człowieczeństwo.  Ważne, by nie pozostał wyrazem bezsilności wobec historii, która swoim wymiarem i skalą przerasta indywidualne możliwości rozumienia, czucia, reagowania. Dzięki zgromadzonym na Dworcu Gdańskim 8 marca o godzinie 12-tej i sztuce Agaty Dudy-Gracz, tak się nie stało. Jakby to wspólne przeżywanie, wspominanie było dotykaniem prawdy. Oswajaniem traumy. Lekcją pokory. Nauką empatii. Zaklętą w działaniach, odruchach ludzkich naturalnych, podstawowych, najprostszych drogą  prowadząca do rozumienia, pojednania, wybaczenia.

Spektakl SPAKOWANI, CZYLI SKRÓCONA HISTORIA O TYM, KTO CZEGO NIE ZABRAŁ odbył się na Dworcu Gdańskim w Warszawie 50 lat po wydarzeniach, które doprowadziły do wyjazdu z Polski kilkunastu tysięcy Polaków żydowskiego pochodzenia, w miejscu, skąd wyganiani, zmuszani do emigracji, uchodźstwa opuszczali swoją ojczyznę.  Dla Żydów była to cezura, konieczność, która odmieniła ich życie. Marzec 68 miał miejsce tylko w Polsce, spektakl odbył się tylko raz. Można było jednak odnieść wrażenie, że ten alegoryczny, zamknięty historycznie exodus trwa od zawsze, jest powracającym koszmarem, potencjalnie  powtarzalną raz po raz rzeczywistością. W sposób naturalny widzowie obserwujący grających aktorów, którzy nieśli walizki, przedmioty, sprzęty, wszystko, co było dla wyjeżdżających najważniejsze, stali się jednią. Nawet ci, którzy nie mogli podejść bliżej i z daleka, z wysoka patrzyli na to, co się dzieje, wydali  się być oczywistym dopełnieniem całej narracji, nawiązującej bezpośrednio do prawdziwych wydarzeń.


Agata Duda-Gracz  podkreśliła bardzo indywidualny, szczególnie intymny, mocny emocjonalnie wymiar wypędzenia. I choć skupiła się tylko na reprezentacji osób opuszczających Polskę/ z biletem w jedną stronę, bez obywatelstwa, bez paszportów, bez pieniędzy/ i nie przedstawiła politycznego kontekstu wydarzeń, to dała odczuć, że "tu więcej zostawili niż mieli". Co jest oskarżeniem nie do obrony.  Co jest krzywdą nie do zadośćuczynienia. Co jest stratą niepowetowaną. Mimo, że aktorzy grający uchodźców uśmiechają się, wydają się być radośni, pogodzeni z losem. W nowych ojczyznach-nie prześladowani, nie napiętnowani, choć z traumą, poczuciem krzywdy, tęsknotą za bliskimi pozostawionymi w Polsce- rozpoczynali nowe życie, rozwijali się, osiągali sukcesy, mieli szansę spokojnie, normalnie żyć. 

To, co ogranicza informacyjnie w tym spektaklu jest jednocześnie jego atutem, siłą. Pokazanie poprzez osobistą, lapidarną relację bohaterów, co i dlaczego wzięli w nieznane, pokazało, jak wiele musieli zostawić. Całe bogactwo nieśli w sobie. Wszystko, co najważniejsze. Zostawili przeszłość. Majątek. Przyjaciół, znajomych, rodziny. Agata Duda-Gracz słusznie wybrała artystycznie, próbując wywołać w widzu emocjonalną burzę uczuć, prowokując myślowy ferment. Doprowadziła do tego, że każdy mógł poczuć się wypędzającym i wejść w rolę wypędzonego. Każdy mógł odnieść wrażenie, że obraz ten ma charakter cykliczny, uniwersalny, bo historia i ludzie, którzy ją tworzą, fundują powtórki kolejnym pokoleniom. Można było poczuć istotę i ogrom skutków tego, co się historycznie w takich sytuacjach czuje i wydarza.

W tym spektaklu ci, którzy musieli wyjechać z Polski w wyniku wydarzeń marcowych, stali się alegoryczną grupą. Reprezentacją przymusowo przesiedlanych, wywożonych, wykorzenionych, wypędzonych w różnym czasie i miejscu. W rumorze, chaosie, błocie, pośpiechu, zaskoczeniu, niedowierzaniu, że dzieje się, co się dzieje. Mogących wziąć ze sobą ograniczoną bardzo ilość przedmiotów, rzeczy. Głównie tych, z którymi byli emocjonalnie związani, które miały dla nich wartość sentymentalną. Mógł to być stół, przy którym siadała rodzina od kilkudziesięciu lat, firanki, przez które widać świat znany, lepszy, piękniejszy, koń na biegunach, na którym jeździł ojciec, syn i będą jeździły w przyszłości jego dzieci, pościel, listy, książki, obrusy, krzesła, drzwi, bo całego domu nie da się wziąć ze sobą. Wszystko to symbole, nośniki rodzinnych historii, łączniki z przeszłością, dotychczasowym życiem, z najbliższymi ludźmi.

Ogromne wrażenie robił końcowy obraz placu z porzuconymi rzeczami. Bez ludzi. Wydawał się być symbolicznym miejscem po nagłym, gwałtownym, przymusowym opuszczeniu przez nich domu, ulicy, dworca, rampy kolejowej obozu koncentracyjnego, gdzie bagaże, rzeczy osobiste, nie sprzątnięte jeszcze, znaczyły ślad tej ostatniej drogi.  



Agata Duda-Gracz w swych medialnych wypowiedziach podkreślała, że zależy jej na tym, by widzowie mogli poczuć, chcieli zrozumieć, "..co traci człowiek, który wypędza swojego sąsiada w imię spraw, jakie uważa za ważne." Powiedziała:" Chcę wypędzić z Polski Polaków. A w tej wyrwie, jaka pozostaje po wypędzonych, chcę osadzić nasze przedstawienie".* Czy tak się stało? Każdy obecny na spektaklu musi odpowiedzieć sobie sam. Każdy, kto nie był na spektaklu również. Od takich pytań nie ma ucieczki. Nie można ich odpędzić, wypędzić, unieważnić. Są niezbywalną częścią nas samych. Naszej wspólnej historii. Przeszłej, teraźniejszej i przyszłej.

Spektakl pokazuje pośrednio, subtelnie, podprogowo, że indywidualnie cierpimy, zbiorowo się poddajemy, będąc pod presją konieczności przetrwania. W tej mierze nigdy nie ma jednomyślności. Wszyscy jesteśmy ofiarami słabości, która nie zawsze  jest łatwym, prostym wytłumaczeniem wyboru  braku oporu, buntu, przeciwdziałania. Potem, gdy zazwyczaj jest już na wszystko za późno, cierpimy. Kajamy się. Przepraszamy. I wchodzimy w stare koleiny błędów i zaniechań. Historia kołem się toczy, jakbyśmy nie byli w stanie nic się z niej nauczyć, nie potrafili wyciągać wniosków. Dziś chyba nikt nie ma prawa naiwnie twierdzić, że jest niewinny, czysty a wyrządzane zło, wypadkowy obraz świata go nie obciąża, nie dotyczy, nie obchodzi. Bo sam wpływa na rzeczywistość, czy chce tego czy nie. Brak reakcji jest też akcją. Niesie informację o postawie, o czynie lub bierności. Działaniu lub zaniechaniu działania. I rodzi określone, wymierne konsekwencje.

Marzec 68 ma kontekst antysemicki. Nieludzki. Człowiek człowiekowi, Polak Polakowi zgotował niechciany los.  I w tej mierze jest haniebny. Nie do wybaczenia. Czy winni zostali osądzeni, ponieśli karę? O tym spektakl milczy, tej sfery nie dotyka. To w naszych sercach uruchamia osąd. Upomina się o sprawiedliwość. Domaga zadośćuczynienia.  Zmusza do pamiętania i uporczywej pracy nad tym, by nigdy i nigdzie się już nie powtórzył.


SPAKOWANI, CZYLI SKRÓCONA HISTORIA O TYM, KTO CZEGO NIE ZABRAŁ


Scenariusz i reżyseria: Agata Duda-Gracz
Ruch sceniczny: Tomasz Wesołowski
Muzyka na żywo: Łukasz Wójcik

Wystąpią:
Aktorzy Teatru Żydowskiego: Piotr Chomik, Monika Chrząstowska, Ewa Dąbrowska, Ewa Greś, Genady Iskhakov, Ryszard Kluge, Grzegorz Kulikowski, Paulina Lombarowicz, Małgorzata Majewska, Katarzyna Post, Joanna Przybyłowska, Henryk Rajfer, Izabella Rzeszowska, Wanda Siemaszko, Piotr Sierecki, Monika Soszka, Barbara Szeliga, Alina Świdowska, Ewa Tucholska, Wojciech Wiliński, Maciej Winkler, Ernestyna Winnicka,

Aktorzy gościnni: Renia Gosławska, Katarzyna Janekowicz, Katarzyna Kurdej, Mateusz Ławrynowicz, Bartek Nowicki, Paweł Palcat, Elżbieta Romanowska, Oskar Stoczyński, Emose Uhumwango,

Studenci Akademii Teatralnej:

- kierunek aktorstwo dramatyczne: Vanessa Aleksander, Karol Biskup, Aleksandra Boroń, Kamila Brodacka, Marcin Franc, Katarzyna Gałązka, Jakub Gąsowski, Aleksander Kaźmierczak, Jakub Kordas, Małgorzata Kozłowska, Klaudia Kulinicz, Szymon Owczarek, Zuzanna Saporznikow, Marta Sutor, Maja Szopa, Monika Szwajnos, Konrad Szymański

- kierunek wokalno-aktorski: Magdalena Howorska, Piotr Janusz, Mikołaj Kłosiewicz, Aleksandra Lechocińska, Robert Mróz, Błażej Stencel, Karolina Szeptycka, Julia Szewczyk, Paulina Wróblewska.

TEATR ŻYDOWSKI

Warszawa, Dworzec Gdański, 8.03.2018 o godz.12.00

*https://kultura.onet.pl/wiadomosci/agata-duda-gracz-chce-wypedzic-z-polski-polakow/xgcptp7
https://vod.tvp.pl/video/pegaz,07032018,36015794

Zdjęcia: plakat i kolorowe zdjęcia Teatr Żydowski, czarno-białe Tomasz Ostrowski/http://photo-oto.com//

poniedziałek, 12 marca 2018

IL TRESPOLO TUTORE COLLEGIUM NOBILIUM


Mamy szczęście, mamy możliwość obejrzenia i wysłuchania IL TRESPOLO TUTORE w COLLEGIUM NOBILIUM. Ta barokowa opera buffa/komiczna/, napisana przez Allesandro Stradellę, wykonana została po raz pierwszy w wersji oryginalnej po roku 1679 za sprawą INSTYTUTU OPERY: Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza, Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina, Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Reżyser Paweł Paszta realizuje ją jako część praktyczną swojej pracy doktorskiej w Akademii Teatralnej pod opieką dr. hab. Jarosława Kiliana a od strony muzycznej dr. prof. Artura Stefanowicza. Dyryguje Andrea De Carlo, który od wielu lat bada twórczość Allesandro Stradelli i jest jej wytrawnym znawcą. Sprawnie poprowadził młodych muzyków z Uniwersytetu Muzycznego.

Fabuła libretta to w zasadzie zabawna i prosta farsa w swej strukturze i kształcie oparta na komedii dell'arte. Częste pomyłki, przypadkowe, zaskakujące spotkania,  komiczne sytuacje, zestawienie kontrastujących charakterów bohaterów, zamiana płci doskonale wyostrzają znakomite, bogate plastycznie, kolorowe kostiumy Marty Kodeniec i sugestywna, adekwatna do nich charakteryzacja Anny Sawickiej oraz sugerowany jarmarczny czy cyrkowy anturaż /podest=arena, kurtyna= zasłona w tle/stworzony scenograficznie przez Macieja Krajewskiego. Zabiegi te budują przyjemną atmosferę, tworzą zabawny nastrój, podkręcają dramaturgiczne napięcie. I sprawiają, że operowe opowiadanie o perypetiach miłosnych bohaterów nie trąci myszką. Pokazane z dystansem, z przymrużeniem oka, poczuciem humoru bawi i wzrusza. Mimo wszelkich aluzji, dwuznaczności, podtekstów szczerze, młodzieńczo, wiarygodnie wybrzmiewa. Błazenada, konwencja łagodziła ostrość prawd życiowych, obłaskawiała ślepy los, ciepło, pobłażliwie charakteryzuje bohaterów.

Ale przede wszystkim miłość uszlachetniała tu prozę życia, osładzała jego mordęgę, oswajała przypadkowość, paradoksalność. Uwznioślała niedoskonałego człowieka, który w swej nieporadności, ułomności z trudem wyraża swoje prawdziwe uczucia, z wielkim wysiłkiem walczy o wzajemność, zainteresowanie, spełnienie. I mimo porażek, wynikających z błędnych wyborów,  stosowanych środków, które srodze zawodzą, próbuje nadal zdobyć wybrańca. Skupiała na tym, co najważniejsze-wydobywała i wyrażała głos wewnętrznego piękna, dobra, niewinności, płynący z głębi duszy, prostego serca, swojej natury.

W operze najważniejsza jest muzyka i popisy wokalne śpiewaków. Te nie zawodzą. Zdumiewają melodyjnością, kunsztem i energią. Wykonawcy zaskakują doskonałą grą aktorską, kondycją, sprawnością. Urocza, delikatna, piękna jest wstydliwa ponad miarę niewinnie subtelna Artemisia Pauliny Tuzińskiej,  która nie potrafi skutecznie wyznać uczuć swojemu opiekunowi, Trespolo Andrzeja Lenarta, człowiekowi mało atrakcyjnemu, znacznie od niej starszemu, którego kocha raczej jak ojca, choć sobie tego nie uświadamia. Artemisia wzrusza, zaskakuje, pięknie daje nam poznać śpiewem skalę przeżywanych uczuć. Na szczęście, o paradoksie!, Trespolo  kocha bez wzajemności intrygującą, drapieżną, wyrazistą Despinę Marty Huptaś.  Najbardziej znacząco zwraca uwagę zakochany w Artemisii czarujący, liryczny Nino Rafała Tomkiewicza.  Przejmujący, zdolny kontratenor- raz zabawny, beztroski Arlekin, na koniec smutny, tragiczny Pierrot. Przechodzący zdumiewającą osobowościową metamorfozę Ciro Magdaleny Pikuły/kobieta grająca rolę męską/ i bardzo ciekawa, pełna pretensji do korzystania z uroków życia niania Simona, grana brawurowo przez Mikołaja Zgódkę/mężczyzna w roli żeńskiej/ sprawiają, że tożsamości bohaterów są nieoczywiste, narracja jest przewrotna, intrygująca, niejednoznaczna i znajomo współczesna.

Miesza się w tym spektaklu wysokie z niskim. Godzi, współistnieje. Przenika. Daje do zrozumienia, że takie jest życie, świat, człowiek. Losy jego. Reżyser Paweł Paszta doskonale podkreślił te sprzeczności, które się w swej istocie dopełniają: iluzję i real, scenę i kulisy, aktorów asystujących obok występujących, smutek i radość, młodość i starość, miłość i powinność, nowoczesność i tradycję, przygotowania do wystawienia opery i jej ostateczny kształt sceniczny. Dzięki zbiorowej symbiozie artystycznej, zjednoczeniu sił twórczych pięknie na powrót zaistniała ta zapomniana na tak długo opera. Szkoda, że tak krótko będzie wykonywana w Collegium Nobilium. Śpieszcie się ją zobaczyć, bo bardzo jest udana, zabawna. Pieczołowicie, profesjonalnie przygotowana, z młodzieńczą fantazją i werwą wykonana. Emocjonuje i elektryzuje zachęcając do głębszego zainteresowania sztuką operową.  Przekonajcie się osobiście. Powodzenia:)


IL TRESPOLO TUTORE

Dyrygent - Andrea De Carlo
Reżyseria - Paweł Paszta (AT)
Scenografia - Maciej Krajewski (ASP)
Oprawa graficzna - Maja Żurawiecka (ASP)
Kostiumy - Marta Kodeniec
Charakteryzacja - Anna Sawicka
Tłumaczenie libretta - Katarzyna Otczyk-Marcelli
Opieka artystyczna - prof. dr Ryszard Peryt ,dr hab. Artur Stefanowicz
Przygotowanie solistów - dr hab. prof UMFC Anna Radziejewska, dr hab. Artur Stefanowicz
Opieka scenograficzna - dr hab. prof. ASP Paweł Dobrzycki

OBSADA:

Trespolo: Andrzej Lenart / Dawid Janowiak
Artemisia: Milena Lange / Paulina Tuzińska
Ciro: Magdalena Pikuła / Anna Parysz
Nino: Weronika Rabek / Rafał Tomkiewicz
Simona: Paweł Kowalewski / Mikołaj Zgódka – gościnnie
Despina: Agnieszka Grala / Marta Huptas

Orkiestra Instrumentów Historycznych Zakładu Muzyki Dawnej UMFC i goście:

Skrzypce I - Marcin Laskowski – gościnnie
Skrzypce II - Alicja Dziczek – UMFC
Wiolonczela - Agnieszka Grzeczka – gościnnie
Viola da gamba - Justyna Rekść-Raubo – gościnnie
Kontrabas - Anna Bator – UMFC
Teorba - Filip Zieliński – AM Poznań
Harfa - Julia Łopuszyńska – UMFC
Klawesyn - Lilianna Stawarz (09,10,16,17,18.03), Krzysztof Garstka (13, 14.03) – UMFC
Pozytyw - Barbara Brzezińska – UMFC

PREMIERA: 9.03.2018

zdjęcia :Magdalena Kuć

środa, 7 marca 2018

NIEZWYCIĘŻONY TEATR 6.PIĘTRO


Teatr 6.piętro zaprasza nas tym spektaklem do strefy komfortu. Po raz kolejny. Jeszcze zanim rozpocznie się spektakl wyrafinowanie prosta scenografia przyciąga, uwodzi, przykuwa uwagę. Później olbrzymia, nowoczesna, prawie pusta przestrzeń czerni przełamywana jest akcentami znaczących barw, które podkreślają nastrój, tworzą atmosferę. Tło, kontekst, komentarz. Raz jest to mieszkanie, innym razem sugestia więzienia/patrz zdjęcie/, odzwierciedlenie stanów emocjonalnych, uczuciowych, psychicznych bohaterów. Jakby otoczenie stwarzało a nie tylko określało człowieka. Kostiumy są konsekwentnym tej strategii rozwinięciem. Doskonale charakteryzują bohaterów.

Poznajemy dwie pary: Emily (Agnieszka Grochowska) i Oliver (Bartłomiej Topa) oraz Alan (Szymon Bobrowski) i Dawn (Aleksandra Popławska), które są jak awers i rewers statusu społecznego, finansowego, przekonań religijnych, politycznych, światopoglądu, mentalności pokolenia wieku średniego. Tego, które jest najbardziej produktywne i twórcze, które decyduje o swoim życiu, ma wpływ na losy kraju, miejsca, w którym żyje, ba, świata całego. Pokazane są relacje małżeńskie, inne związki międzyludzkie  i badane jest zagadnienie współistnienia, porozumienia i dialogu, a nawet przyjaźni pomiędzy ludźmi, którzy różnią się między sobą pod każdym względem.

W spójnej inscenizacji wyreżyserowanej sprawnie przez Eugeniusza Korina nie czuje się na szczęście, że jest to skromna, kameralna komedia. Rozbudowana przestrzennie, wielowątkowa narracja wnikliwie bada człowieka we współczesnym świecie. Pozwala go dobrze poznać, zrozumieć, ocenić. Umożliwia widzowi wyciągnąć wnioski również co do jego miejsca, położenia, stosunku do ludzi, również tych zupełnie innych, obcych mu czy nieznanych. Sztuka daje widzom doskonały materiał do przemyśleń na temat życia, jakie sami wiodą, relacji z najbliższymi, jakie tworzą. Proponuje rozważyć fundamentalne problemy, konkretne postawy. Stawia diagnozy. Ale otwiera też przestrzenie, daje argumenty, proponuje rozwiązania mogące być początkiem działania pozwalającego normalnie, po ludzku współistnieć, mimo istotnych a nawet skrajnych różnic. Pokazuje ostatecznie co ludzi łączy, nawet jeśli wszystko ich dzieli. Słusznie mówi o tym, że zawsze można znaleźć punkty wspólne, płaszczyznę porozumienia. W tym wypadku jest to, między innymi, problem radzenia sobie ze stratą dziecka. Chęć niesienia pomocy, współodczuwanie wynikające z empatii zbliża do siebie obie pary, czyni je sobie bliskimi.

Sztuka ilustruje bogato, że świat jest absurdalny, życie nieprzewidywalne, los kapryśny i zmienny a fortuna kołem się toczy. Izolowanie się, ucieczka, bez względu na przyczynę czy zaistniałą sytuację, nie rozwiąże żadnego problemu. Człowiek potrzebuje drugiego człowieka. Sam sobie nigdy nie poradzi. Doprowadzenie widza do konstatacji, że obecność w życiu innych ludzi/bliskich czy obcych/, kontakt z nimi i poznanie oparte na szacunku i zrozumieniu, czynieniu dobra, ratuje ich, pomaga im, jest bezcenna.

I jest to piękne przesłanie. Szczególnie dziś, w dobie zarządzania strachem przed tym, co inne, obce, niezrozumiałe, bo niepoznane. Sztuka dowodzi, że nawet  to, co jest takie samo, bardzo sobie bliskie  i wydawać by się mogło oswojone, zrozumiałe, bo poznane też stawia człowieka w sytuacji kryzysowej, bez wyjścia. Czasami bezradność wobec bólu, cierpienia drugiego człowieka onieśmiela,  wyczerpuje arsenał środków, sposobów pomocy, paraliżuje. Szczególnie widać to w relacjach między scenicznymi małżonkami, czy między pokoleniami/teściowa Emily/. Ale trzeba uporczywie walczyć, walczyć do końca. NIEZWYCIĘŻONY to nie tylko nazwa legendarnego brytyjskiego lotniskowca, ale też imię kota Alana. Tak naprawdę niezwyciężony jest zawsze człowiek, mimo tego kim jest i co go w życiu spotyka, który kocha miłością płynącą prosto z serca. Bezwarunkowo, zawsze i wszędzie, w każdej sytuacji i w każdych warunkach. To stara jak świat prawda, ale tak łatwo przychodzi człowiekowi o niej zapomnieć, stracić ja z pola widzenia. Dobrze, że teatr, sztuka nam o tym przypomina. Bardzo dobrze.

Spektakl pokazuje bardzo dokładnie sytuację człowieka współczesnego. Nie banalizuje go, nie spłyca, nie ośmiesza. Pieczołowicie uzasadnia złożoność problematyki. Wiarygodnie ją osadza w realiach, solidnie argumentuje, dokładnie charakteryzuje bohaterów. Korzysta z kontrastu, opozycji, powtórzeń. Nie unika tajemnicy, sprzeczności. Dzięki temu myśli są czytelne, postawy zrozumiałe, sytuacje rozpoznawalne, jasne.  Mimo, że sztuka porusza trudne sprawy, nie przytłacza nimi. Daje pole do popisu aktorom. Ich postaci zmieniają się, rozwijają, są złożone, niejednoznaczne. Widzowie mają szansę się  pośmiać, ale i poważnie pomyśleć. Mogą zastanowić się nad kondycją swego człowieczeństwa. Bez smutku, bez wyrzutów sumienia.


NIEZWYCIĘŻONY  TORBEN BETTS
reżyseria - Eugeniusz Korin
scenografia - Marcin Pietuch
kostiumy - Dorota Williams
tłumaczenie tekstu - Małgorzata Semil
projekcje - Marcin Kot Bastkowski
konsultacja muzyczna - Tomasz Szymuś
konsultacja ruchu scenicznego - Anna Głogowska

obsada:
Emily - Agnieszka Grochowska
Oliver - Bartłomiej Topa
Dawn - Aleksandra Popławska
Alan - Szymon Bobrowski

zdjęcie:materiał teatru

wtorek, 6 marca 2018

SPOWIEDŹ MOTYLA ATENEUM


Ten spektakl zanurza nas w świat dzieciństwa, dojrzewania, zmagania. Uwodzi czarem baśni, poezji, muzyki wyrażonej plastycznym jej wymiarem. Pociągającym i przerażającym. Pięknym i groźnym. Ciekawym i tajemniczym. Gdzie dominuje ambiwalencja, króluje afirmacja życia. Czas odkrywania, badania, doświadczania. Bólu i ukojenia. Nauki radzenia sobie ze stratą, żałobą, śmiercią.  Czas przejścia- od tego co nieznane do tego co musi się zaakceptować, od czasu dzieciństwa do czasu dorosłości.

Inspiracją sztuki Julii Kijowskiej i Wojtka Farugi był pamiętnik 14-letniego Janusza Korczaka, młodzieńca w okresie budzenia się refleksji nad życiem i śmiercią, sensem wszystkiego. Delikatne, subtelne przemyślenia pokazywały wrażliwość  już nie dziecka, jeszcze nie dorosłego człowieka. Uchwyciły pierwsze trudne doświadczenie egzystencjalne po śmierci babci. Ten proces myślowy, który zastanawia się nad istotą wszystkiego, co człowieka dotyczy, dotyka, jest z nim związane, ale  też prowadzi do rozważań  nad fizycznością i duchowością, upływającym czasem, wykorzystaniem tego, co się otrzymuje w darze. Sztuka sytuuje mentalność młodego człowieka w punkcie, z którego rusza lawina ważnych, fundamentalnych pytań, pozwalających kształtować samoświadomość, pobudzających wyobraźnię, wyzwalających wrażliwość, co pływa na określanie, definiowanie siebie w życiu i świecie. Najpierw jest kontakt, zderzenie z tym, co jest nieznane, obce , później następuje poznawanie i oswajanie nowego stanu emocjonalnego, tak by na przyszłość mieć punkt odniesienia, który nie będzie osłabiał a wzmacniał.

Młodzieńca gra Julia Kijowska, opanowana, skupiona, zamknięta, tak ucharakteryzowana i ubrana, że łączy swoją osobą cechy żeńskie i męskie, tą ambiwalencję płciową właściwą dla 14-latka. Obok niej gra na gitarze młody mężczyzna. Otaczają ją dziewczynki, które są dziecięcym żywiołem, temperamentem, ciekawością. Może tez reprezentacją dzieci, które Korczak znał, wychowywał, uczył. Z którą pozostał do końca. To one na koniec sztuki dominują, przejmują kontrole nad światem. Julia Kijowska owinięta jest przez nie folią i wygląda jak poczwarka uwieziona w kokonie. Żywioł dziecięcy ma siłę sprawczą, niewinność i czystość. On będzie napędem dalszego życia, tego w przyszłości. Zawsze i wszędzie. Mimo cierpienia, bólu i śmierci. Mimo bezsensu życia. Natura eksploduje witalności siłą. Podobnie jak młodość. Jest też moc odradzania w sztuce zaklęta. Dlatego każdy jej przejaw wzmacnia i buduje, zawsze coś człowiekowi ważnego ofiarowuje.

Treści spektaklu są wypowiedziane, wyśpiewane poetycznym tekstem. Kolorową, baśniową, malarską scenografią odwołująca się do  obrazów Henry’ego Dargera. Opowiadają stany emocjonalne, ilustrują to, co się w młodzieńcu kłębiło, ważyło, wartościowało. Rosło. Maskowało. Ujawniało. Było zabójczym rajem, złudnie bezpieczną krainą piękna, dobra i spokoju. Pozornie miejscem naturalnym, ogrodem szczęśliwym. Podstępnym azylem dla ciała i ducha. Domem rodzinnym, z którego z biegiem lat, z biegiem dni człowiek wyrasta a staje się nim świat cały. Pojedyncze, nieliczne kwiaty z żałobnej wiązanki rozrastają się w łąkę, zasłaniającą horyzont, łączą ziemię i niebo, a śmierć bliskiej osoby urasta do hekatomby niewinnych, wojennych ofiar. Tak się przechodzi od rozumienia doświadczenia indywidualnego do zbiorowego. Postrzegania szczegółu, który przenika całą naturę świata, nigdy nie jest jednoznaczny.

Sztuka ta ma wymiar uniwersalny, ponadczasowy. Interdyscyplinarny. Przyjęła formę, która scala w teatrze spektakl, performans, koncert. Odwołuje się do wszystkich. Pokazuje proces dojrzewania człowieka. Wykorzystuje doświadczenie indywidualne i je uogólnia, poszerza, pogłębia. Działa na zmysły. Staje się opowieścią o życiu i śmierci. Dla każdego. Jest spowiedzią motyla z punktu widzenia człowieka, jak jest spowiedzią człowieka z punktu widzenia świata.

SPOWIEDŹ MOTYLA
na podstawie młodzieńczego pamiętnika Janusza Korczaka, obrazów Henry’ego Dargera oraz tekstów Julii Kijowskiej i Wojciecha Farugi
reżyseria: Julia Kijowska,Wojciech Faruga
muzyka: Radek Łukasiewicz
songi: Julia Kijowska
scenografia: Wojciech Faruga
kostiumy: Agnieszka Zawadzka, OUTFIT FORMAT
ruch sceniczny, opieka pedagogiczna: Damian Kwiatkowski
instalacja wideo: Ada Rączka

obsada: Julia Kijowska, Radek Łukaszewicz oraz Julia Dominiak/Ola Pławecka, Zuzanna Garbolińska/Alicja Kabulska, Julia Komorowska/Lena Malinowska, Helena Kaźmierowska/Uma Zając, Julia Mikołajczyk/Ewa Wierzbicka, Lena Florkowska/Nina Balcerak, Karolina Niewiadomska/Konstancja Oleszczuk, Zuzanna Polichnowska/Luiza Pusz, Józefina Kowalska/Marta Ziętek, Helena Lang/Natalia Pniewska-Przygodzka

premiera: 5.10.2017

DOBRY WOJAK SZWEJK IDZIE NA WOJNĘ OCH-TEATR

WOJAK SZWEJK to zwykły, szeregowy żołnierz, swój chłop. Wesołek, gawędziarz. Kompan do bitki i wypitki. Idealny podwładny. Archetyp zdrowego rozsądku, wcielenie mądrości ludowej pozwalającej trwać na dobre i na złe. Szwejk poczuciem humoru oswaja egzystencjalne lęki a praktyczne podejście do życia i jego beztroski, pogodny charakter pozwalają mu wyjść zwycięsko z każdej opresji, pogodzić się z losem, zdystansować się do tego, co go spotyka. Zagaduje kłopoty, obśmiewa problemy, ujawnia i rozbraja wszelkie absurdy. Nie sposób przychodzi stwierdzić w jakiej mierze jest to gra, świadome, metodyczne działanie, a w jakiej odruchowa, instynktowna reakcja, taki naturalny styl bycia. W każdym razie taktyka Szwejka doskonale maskuje jego strategię przetrwania. Wykorzystuje stare jak świat sposoby radzenia sobie z tym, co niesie nieprzewidywalne do końca życie, czym często zaskakują nieobliczalni ludzie. Szwejk jest dobrze przygotowany, ma niekończący się arsenał opowieści, anegdot, przypowieści, przypadków, osób, zdarzeń, historii, które przywołuje adekwatnie do zaistniałych wydarzeń, w jakich sam bezpośrednio uczestniczy. Przecież wcześniej ktoś inny już je już przeżył, ich doświadczył, poradził sobie. W każdym razie pomagają mu zawsze. Odwracają uwagę od niego samego, pokazują, że nie jest wyjątkiem tylko typowym przypadkiem, jakich wiele. Nie on pierwszy nie ostatni, który musi stawić czoło wyzwaniom. A jeśli jemu się udaje, uda się być może i każdemu z nas.

Zbigniew Zamachowski jest Szwejkiem doskonałym. Ma warunki, by grać tę postać. Przystaje do czytelniczych wyobrażeń, które kształtuje Jaroslav Hašek. Sprytny, zabawny, zaradny, dobroduszny przemyka przez życie, w końcu idzie na wojnę. Daje się poznać jako cywil, aresztant, pacjent, więzień, żołnierz. Ciągle mówi, opowiada, a nawet śpiewa. Jak na osła, bałwana, idiotę, bo tak o sobie samym mówi/" Ja jestem idiota z urzędu"/ i na takiego się kreuje, radzi sobie świetnie. Jakby taki status pozwalał mu na więcej. A priori szufladkował, usprawiedliwiał, nie pozwalał na ocenę. Zamachowski nie jest już młodzieniaszkiem, nie ma i nie gra postaci niewinnej, czystej, beztroskiej. Ten wiek widoczny w rysach twarzy, w oczach aktora dodaje głębi, powagi. Sprawia, że nie traktujemy Szwejka zbyt lekko, pobłażliwie, płytko. Zbliża się wojna, czas walki, okrucieństwa, katastrofy. I w teatrze widzimy jakby antycypujący krajobraz po niej- kompletną pustkę. Poza wielofunkcyjnym starym fotelem dentystycznym na kółkach, licznymi prostymi lampami zawieszonymi pod sufitem, klatką z kanarkiem  kotem scenę wypełniają tylko pojawiające się postaci bohaterów w pięknych kostiumach, co jest zasługą scenografki i kostiumologa Jagny Janickiej. Doskonały jest Krzysztof Dracz jako Kapelan Katz, intrygujący Mirosław Kropielnicki jako Porucznik Lukasz, wyciszony Michał Zieliński jako Pan Radca oraz zmysłowa, piękna, seksowna Milena Suszyńska w roli Pięknej Kate. 

To nie jest dramatyczna lecz groteskowa, komiczna adaptacja. Raczej bawi i śmieszy niż daje do myślenia, choć dotyczy poważnych tematów: państwa, władzy, wojny. Bohaterowie są wyraziści: lekko, skrótowo nakreśleni, karykaturalnie zagrani. Ruch sceniczny Leszka Bzdyla jeszcze to wyostrza, podkreśla. Spektakl mimo wszystko daje wytchnienie, niesie nadzieję. Zwłaszcza, że dobrze z góry wiemy, jak to wszystko się skończy. 


DOBRY WOJAK SZWEJK IDZIE NA WOJNĘ 
Jaroslav Hašek

Przekład: Paweł Hulka-Laskowski
Adaptacja i reżyseria: Andrzej Domalik
Scenografia i kostiumy: Jagna Janicka
Światło: Katarzyna Łuszczyk
Muzyka: Mateusz Dębski
Ruch sceniczny: Leszek Bzdyl
Asystent scenografa i kostiumologa:Małgorzata Domańska
Producent wykonawczy i asystent reżysera:Alicja Przerazińska

Obsada:
Zbigniew Zamachowski (aktor Teatru Narodowego), Milena Suszyńska (aktorka Teatru Narodowego), Marcin Bubółka, Krzysztof Dracz, Mirosław Kropielnicki, Henryk Simon, Michał Zieliński

premiera: 27 czerwca 2017

zdjęcie: Kasia Chmura-Cegiełkowska

poniedziałek, 5 marca 2018

RETURN TO THE VOICE TEATR PIEŚŃ KOZŁA FESTIWAL NOWE EPIFANIE 2018



Kościół Wszystkich Świętych w Warszawie w mroźny, zimowy wieczór podczas Festiwalu Nowe Epifanie 2018 stworzył nastrój dla poznania bardzo starych, rdzennie szkockich pieśni. Umożliwił przybliżenie odległej a jednak jakby znanej każdemu kultury, religijności, mistycznej strony natury ludzkiej.  Stał się idealnym miejscem przywrócenia i wybrzmienia głosu emocjonalnej duchowości, twardej materii życia. Skupił artystów i słuchaczy na współodczuwaniu. Poza miejscem, poza czasem. Jakby ukazywał piękno,  prawdę, dobro w samej istocie natury rzeczy. Pozwolił dotknąć niedotykalnego. U źródła. Bez zbędnego balastu nadmiernej formy, obciążającej kwietyzmem treści. Dźwięk, jego melodyka i brzmienie pozostały nieskalane, czyste. Z głębi uczuć popłynęły bezpośrednio z serca do serca.  Od wykonawców do widzów, słuchaczy.



Spektakl ten jest szansą na odbycie transcendentalnej podróży.  Jest powrotem do głosu, dźwięku, informacji pierwotnej. Niezakłóconej, niezdeformowanej, niezmanipulowanej. Wybrzmiało w nim to, co w człowieku- uwięzionym pomiędzy niebem a ziemią, dobrem a złem, materią a duchowością- gra i śpiewa. Co w nim naprawdę jest. Przy tym wyzwala się ogromna siła uwalniająca to, czego pragnie, co przeżywa i co chce wyrazić. Jakby człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo boskie, udowadniał, że mimo wszystko jest dobry, silny, mądry. Szlachetny, godny, wzniosły. Zaradny, zdolny, twórczy. I wystarczy wrócić, sięgnąć po moc drzemiącą w nim samym, by można było każde zło, cierpienie, udrękę życia i śmierci, każde ograniczenie pokonać. Wystarczy poczuć, wsłuchać się w ten wewnętrzny głoś, pozwolić mu się wydobyć, wybrzmieć, zaistnieć. Ale trzeba go też zrozumieć. Nie wystarczy samo czucie. Może wtedy pojawi się myśl, że życie polega na czynie, zmaganiu się z nim a nie na unikaniu, wypieraniu, zaprzeczaniu. Ważne jest, by podejmować wyzwania i próbować je rozwiązywać, a nie poddawać się, rejterować, wycofywać.


A wszystko zaczęło się w 2012 roku w momencie zaproszenia Teatru Pieśń Kozła po sukcesie PIEŚNI LEARA do stworzenia dzieła na temat szkockiej tożsamości narodowej i poszukiwania przez artystów nie turystycznej, powszechnie znanej, popularnej a prawdziwej muzyki szkockiej. Dopiero żywy, bezpośredni kontakt ze starymi ludźmi, dostęp do pieśni, poematów, archiwalnych nagrań zgromadzonych w Archiwum Muzyki Szkockiej w Edynburgu, wypracowanie nowych aranżacji zgromadzonego materiału pozwoliło artystom stworzyć oratorium RETURN TO THE VOICE. Prace trwały dwa lata ale efekt jest oszałamiający. Przejmujący. Uniwersalny.

Spektakl wydaje się być wpisany w estetykę religijną. Artyści ubrani na czarno, kobiety owinięte ciepłymi, beżowymi szalami, zdają się poruszać powściągliwie, znacząco, jak figury na średniowiecznych obrazach. Cała moc zaklęta jest w splątanym brzmieniu indywidualnych i zbiorowych, chóralnych pieśni. Nie zawsze zsynchronizowanych, co nadaje im charakter dynamicznego dyskursu, sporu, przekonywania się, droczenia. Uzupełniania, komentowania. Opóźnione chóralne powtórzenia solówek powracają echem jednostkowych wyznań, opowieści, lamentów. Oto indywidualne doświadczenie przeradza się w zbiorową mądrość.  Oto zbiorowość wzmacnia jednostkę, potwierdza to, co ona czuje i myśli. Bogactwo formy zaklęte jest w różnorodności aranżacji. Każda pieśń jest inna. Ma nie tylko wyjątkową treść ale i oprawę ilustrującą stany uczuciowe, emocjonalne, duchowe. Można nie znać języka, w jakim wykonywane są pieśni/język gaelicki/ i celnie odczytywać emocje, nastrój, kontekst jaki niosą. Nie bez znaczenia jest akompaniament muzyczny/organy, dudy, ligawka/. Minimalne środki wyrazu są atutem tej teatralnej wypowiedzi. Redukcja ją oczyszcza, uszlachetnia, uwzniośla. Sublimuje. Skupia widzów uwagę.


Prawdziwa sztuka niesie oczyszczenie, daje wzmocnienie, buduje nadzieję. Sięga po to w człowieku, co jest w nim wartościowe, dobre, godne. Utwierdza w przekonaniu, że jest w stanie pokonać przeciwności losu, własne słabości, niepowodzenia, porażki, klęski. RETURN TO THE VOICE przywraca wiarę w moc teatru. Potęgę sztuki, która ma źródło w człowieku, jego wymiarze materialnym i duchowym. Boskim. Wystarczy sięgnąć w głąb. Powrócić do siebie. Do swej istoty i dać jej głos. On zawsze komunikuje, łączy, dzieli, wyraża, znaczy.



RETURN TO THE VOICE

reżyseria: Grzegorz Bral
muzyka: Maciej Rychły, Jean-Claude Aquaviva

obsada: Agnieszka Przekupień, Rhianna Compton, Julianna Habel – Bloodgood, Natalia Voskoboynikova, Monika Drylenny Kaatz, Rafał Habel – Bloodgood, Volodymyr AndrushchakOlga Kunicka, Michał Rudaś, Henry McGrath, Maciej Rychły, Sebastian Mach,
Peyman Sichiani


prowadzenie chóru: Lilianna Krych

premiera polska: 19.12.2014

zdjęcie pierwsze: Teatr Pieśń Kozła