środa, 31 maja 2023

ORFEUSZ AKADEMIA SZTUK TEATRALNYCH IM. STANISŁAWA WYSPIAŃSKIEGO W KRAKOWIE


ORFEUSZ, etiuda teatralna w reżyserii Anny Obszańskiej, jest metaforą przemocy związanej z nauką w szkole artystycznej, uprawianiem sztuki. Może nie wpisanej w koszty kariery lub z braku możliwości wyboru świadomie akceptowanej. Ta krótka pantomimiczna impresja ilustruje gwałt na ciele, na  psyche przyszłego artysty. Wyjątkowego artysty. Jest wpisywaniem traumy w jego podświadomość, pamięć, ciało. Hartowaniem lub kodowaniem autodestrukcji.

Wkraczając w mroczną  widownię widzimy obnażonego Orfeusza(Marek Bula) w pozycji embrionalnej w kałuży krwi jakby się właśnie narodził. Jest wykastrowany. Mężczyzna bez istotnej części samego siebie, bez Eurydyki jest tu zaledwie instrumentem, ubezwłasnowolnionym ego, przedmiotem. Uległym, słabym, bezwolnym ciałem. Byle sprzątacz(Aleksander Gałązka) może mu narzucić swoją wolę, na przykład ubrać w kostium, przypiąć szczudła. Okaleczone ciało pełza, wspina się, podpiera, by stanąć nie na własnych ale sztucznych nogach. Przychodzi mu to z wielkim trudem. Wtedy Orfeusz, tak się wydaje, jest już ponad wszystkimi, wszystkim. Po nauce chodzenia, pozbywa się metaforycznej artystycznej protezy. Na rusztowaniu, w kącie  siedzi dziecko, rysuje kredą na ścianie dziecinne obrazki. Tylko jest, może czeka. Orfeusz milczy do czasu gdy pojawia się mistrz nauczyciel(Bartek Cwaliński) i zaczyna się w języku włoskim lekcja śpiewu. Brutalna, agresywna, naznaczona przemocą. Żal nam Orfeusza, bo w stresie nic mu nie wychodzi, aria brzmi marnie. Pod presją nawet nie szukał swego indywidualnego wyrazu, interpretacji, bo było to zupełnie niemożliwe. Musiał podporządkować się despotycznemu nauczycielowi, być mu posłuszny. Nie był w stanie zareagować, sprzeciwić się. Próbował przymuszany nie swoją ekspresję wyrazić lecz tę oczekiwaną. Mimo że otwiera usta, to głos dziecka/kastrata wybrzmiewa. Wydaje się, że jest to wizualizacja trudu nauki, pokonywania siebie, kształtowania pod dyktando innych. Narodziny gwiazdy, świecącej sztucznym, obcym blaskiem. 

A co z fenomenem Orfeusza? Najwyraźniej nie był efektem jego własnego natchnienia, kunsztu, zdolności a wynikiem warsztatowej tresury, katorżniczego drylu, zniewolenia ciała i ducha.  Bo w następnym ujęciu Orfeusz jest uczony tańca przez trzy wściekłe Furie(wcześniej dziewczyny, Magdalena Malik, Agata Jędrzejczak, Agnieszka Ferenc, rozciągały się, napinały mięśnie w rozgrzewce). Najpierw one- agresywne, apodyktyczne, silne -nim kierują, później on powtarza gesty, ruchy, układy. Włącza się, przejmuje inicjatywę. Jakby uczeń z nauczycielkami razem ćwiczyli w siłowni do utraty tchu, do upadłego. Dopóty Orfeusz nie nabierze biegłości, wprawy, perfekcyjnie nie opanuje materii gatunku. 

W końcu Orfeusz zdejmuje z wysokości rusztowania dziecko, chwyta je w ramiona i razem idą przed siebie trzymając się za ręce. Artysta tylko otwiera usta, a ono śpiewa. Tak naprawdę jest sam ze sobą tylko. Ze swoją sztuką, którą miał sprawować władzę nad ludźmi mógłby osiągnąć, co zapragnie. Mógł z premedytacją pozbyć się Eurydyki, bo to wydaje się takie łatwe, takie proste(wystarczyło obejrzeć się za siebie, spojrzeć na żonę), a cierpienie, tęsknota za ukochaną oraz poczucie straty i winy zawsze będzie już mu towarzyszyć i uszlachetni, wzmocni jego sztukę, stanie się jej inspiracją. Artysta musi być wolny, niezależny, cierpiący. Zbędni będą nauczyciele, przewodnicy, Eurydyka. Wszystko będzie miał w sobie więc tylko w siebie będzie wpatrzony. Nie będzie potrzebował  już nikogo. Kompletny. Potężny i dumny. Narcystyczny, samotny opanował wszystkie arkana sztuki. Mimo że rozwinął się, ukształtował i będzie duszami, wolą ludzką zarządzał, niósłby w sobie traumę przez całe życie, nie tylko zawodowe. 

Formatowany w opresyjnym systemie nauki, mobbingu w pracy talent złamanego, pokonanego, słabego Orfeusza nie mógłby się rozwinąć, zaistnieć. Chyba że jako uczeń odporny na opresyjny system, zniósłby wszystko w myśl zasady: co nas nie zabije, to nas wzmocni i dopiero wolny, silny, uodporniony realizowałby się jako artysta. Inaczej zawsze ktoś inny, nie on sam, będzie poprzez niego kreował. Moderował nim głosem z offu. Jego sztuka będzie odtwórcza nie twórcza, zniewolona nie zniewalająca. A taki Orfeusz nigdy nie będzie tym ORFEUSZEM, o którym zawsze myślimy, którego z mitu znamy.


ORFEUSZ

TWÓRCY:
Autorka i reżyserka: Anna Obszańska Rocznik ‘96. Studentka IV roku Wydziału Reżyserii Dramatu oraz absolwentka Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. W roku 2017 była stypendystką prestiżowego Folkwang Universitat der Kunst w Essen (Niemcy). Występowała w spektaklu dyplomowym „CPH4” w choreografii Jacka Łumińskiego oraz „Hen. O końcu” w reżyserii Macieja Podstawnego. Aktorka oraz asystentka reżyserki Magdaleny Miklasz przy spektaklu „Piotruś Pan i Jakub Hak” (Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie). Jako choreografka współpracowała z Maciejem Podstawnym, Piotrem Pacześniakiem oraz Szymonem Kaczmarkiem. Laureatka Nagrody Głównej 12. Forum Młodej Reżyserii, nagrody ZASP dla najlepszej reżyserki oraz nagrody Rezydencji Scena Nowe Sytuacje w Teatrze Współczesnym w Szczecinie.


OBSADA:
Marek Bula, Aleksander Gałązka, Bartek Cwaliński, Magdalena Malik, Agata Jędrzejczak, Agnieszka Ferenc

📷Radosław Mroczek

poniedziałek, 29 maja 2023

1989 TEATR IM. JULIUSZA SŁOWACKIEGO W KRAKOWIE /GDAŃSKI TEATR SZEKSPIROWSKI



Nie pamiętam spektaklu, który budziłby tyle emocji u widzów, wywoływał tak gwałtowne reakcje, wyzwalał szczery entuzjazm i głęboką aprobatę. Oklaskiwano każdą piosenkę, scenę,  perfekcyjne wykonanie partii tanecznych. Gdy się skończył, owacje na stojąco bardzo długo nie gasły. Musical wygenerował ogromną energię. Czuło się jej wielką siłę, pozytywną moc. Niechętnie opuszczano widownię.

Malkontenci, którzy nie dostrzegają w tym spektaklu głębokiej analizy wielkiej przemiany swoich czasów, mylą się. Bo artyści z niezwykłą pasją odpowiadają na pytanie, jaki świat sami jesteśmy w stanie stworzyć, bez względu na to, kim jesteśmy: robotnikami czy inteligentami, politykami czy ich wyborcami, mężami czy żonami, dojrzałymi czy młodymi ludźmi. Jak ważny jest kontekst. Jak ważne jest współdziałanie, solidarność, dialog. W sposób niezwykle atrakcyjny opisują go, przedstawiają, analizują, a co najważniejsze puentują: po prostu nie przerywajmy dialogu, twórzmy pozytywny mit, budujmy nie burzmy, ocalmy najważniejsze. Ale pomijają zło, destrukcję totalitaryzmu, piętno PRL-u,  walki, koszty transformacji, co jest odczuwalne do dzisiaj. Ogrywają je żartem, gagiem, groteską. Uznają jedynie za przywarę, konieczność, oczywistą niedoskonałość. Spektakl nie ma wstrząsnąć okrutnym dramatem ale być kolejnym pokrzepieniem serc, ducha piorunująco działającym na emocje. Jest tym ciepełkiem, które przymyka oko na ostrą krytykę, na pobłażanie poważnym błędom i wypaczeniom, które skutkują do dziś i osłabiają nas jako naród. Nie dotyka tematu ciemnej strony mocy systemu socjalistycznego, narzuconego narodowi z zewnątrz siłą, mentalną ruinę jego substancji, moralne spustoszenie i degradację. Jakby to nie był komplementarny temat. Jakby zakładano, że wszyscy o tym doskonale wiedzą. Nie wygenerowała ta sztuka gorzkiego smaku zwycięstwa, które spowodowałoby, że byłoby tym cenniejsze. Co 

Patrzymy na świat scenicznego rap musicalu przez różowe okulary, świat pogrążony w cudownym rytmie radosnych przemian, eksplodujący nadzieją w tonacji spełnionych marzeń o wolności, samostanowieniu i niepodległości indywidualnej i zbiorowej, w nastroju realizujących się tęsknot o nowym wspaniałym systemie, który nareszcie pozwoli swobodnie kształtować siebie, jaki i otwarcie, odpowiedzialnie, mądrze wpływać na otoczenie. Bez upodlenia, poniżenia, kamuflażu. A więc godnie, dostatnio, aktywnie żyć. Dziś, z perspektywy ponad trzydziestu lat wiemy, że topimy się w tej utopii. Spektakl przed tym przestrzega, nie wprost ale punktuje słabe punkty przemian, podprogowo
alarmuje. Wtedy sprzeczności się dogadały, przypiły zgodę przy okrągłym stole wódką. Czy dziś konsensus jest możliwy?

Ale zarówno wtedy, jak i dzisiaj nic nie jest doskonałe. Wiedzą o tym twórcy spektaklu. Podkreślają jednak, by nie gubić  istoty pozytywnych zmian, nie zapominać o tym, co jest/było bezcenne: siła ludzkiej solidarności, która góry przenosi, zmienia świat na lepsze. Spektakl udowadnia, że niedoskonałość nie jest przeszkodą a może być atutem w osiąganiu celów, że różnice paradoksalnie mogą uwidaczniać to co jest wspólne. Nie chodzi więc o to, by celebrować klęski, martyrologię, całe nieszczęście socjalizmu, walki o wolność-choć o tym koniecznie trzeba pamiętać-ale o to, czego nas ten okres nauczył, jakim jest źródłem siły, wiedzy o nas jako narodzie rok 1989-ty. A o tym, wydaje się, zapomnieliśmy-egoistyczni, podzieleni, zacietrzewieni w postawie agresywnej konfrontacji, każdy oczywiście w swojej najsłuszniejszej racji. 

Spektakl wskrzesza tę siłę- sztuce przypisaną- fatalną: entuzjazm, pasję, nadzieję, która tak euforystycznie udziela się natychmiast publiczności. Inteligentne, celne, proste teksty wykonane w dynamicznej choreografii, szalonym młodzieńczym tempie działają jak życiodajne tsunami, któremu nie są w stanie oprzeć się widzowie. Obecni są gotowi, by śpiewać  Kaczmarskiego RUNĄ MURY, czy jak w 1968 po spektaklu DZIADY Dejmka, wyjść na ulicę. Jest potencjał, który znów rozejdzie się po domach, wypali do cna w indywidualnej walce o przetrwanie. Nie znajdzie wzmocnienia na ulicy, nie znajdzie współcześnie wrośniętych w mądrość współczesnego ludu charyzmatycznych przywódców. 

Czy mury, kolejne mury runą, najpierw w każdym z nas? Wejrzyjmy w siebie.  Zmierzmy się z tym, co niesie nasz obecny czas. Nie wystarczy przyklasnąć artystom, pozwolić unieść się chwili. To byłoby łatwe, płytkie, proste. Sztuka daje nam szansę, wskazuje cel, kierunek. Wskrzesza ogień. Czy potrafimy go w sobie zachować, wzmocnić, wzniecać?  By spalił wątpliwości, słabość, egoizm a rozszerzał w nas prawdy, woli walki o lepszego siebie, świat światło. Pozwólmy na to. Już nie raz się udało, choćby w roku 1989-tym. Należy szukać tego, co łączy, nie dzieli. Wywyższać pozytywne, poniżać negatywne. Rozwiązywać problemy, nie je pomnażać. Zakopywać doły niechęci, pogardy, hejtu. Zresztą chyba każdy sam dobrze wie, jak wyrywać rosnącym murom ciągle odrastające zęby krat, by samowolnie nie znaleźć się w zacietrzewienia, nienawiści, agresji pułapce.

1989 to spektakl doskonały realizacyjnie w każdym szczególe. Wyreżyserowany perfekcyjnie przez Katarzynę Szyngierę według znakomitego pomysłu Marcina Napiórkowskiego, który napisał interesujący scenariusz z Mirosławem Wlekłym, nie byłby tak atrakcyjny scenicznie gdyby nie muzyka skomponowana przez Andrzeja „Webber” Mikosza wykonywana na żywo przez zespół muzyczny w składzie: Piotr Bolanowski (Instrumenty klawiszowe), Jasiek Kusek (Bas), Jarosław Pakuszyński (Elektronika), Wojciech Długosz (Perkusja, Kierownictwo muzyczne), dynamiczną choreografię Mileny Czarnik, kostiumy Arka Ślesińskiego, światło Pauliny Góral.       
Należałoby wymienić każdego z twórców, artystów, wykonawców, by oddać im należny szacunek za to, co nim stworzyli w trudnym rap musicalu gatunku  o tematyce historycznej, politycznej, socjologicznej. Z perspektywy nas współczesnych. To zadanie bardzo trudne stworzyć dzieło tak jednolite, mocne, spójne. Porywające i dynamiczne. Na najwyższym poziomie artystycznym. Mimo że trąci Bareją, kabaretem, nie rezygnuje z tonu krytycznego, dotyczącego głównych architektów zmian systemowych: Lecha Wałęsy(Rafał Szumera), Jacka Kuronia(Marcin Czarnik), Władysława Frasyniuka(Mateusz Bieryt), politycznych, podkreśla rolę kobiet, ich  życie, postawę, perspektywę- wplata w narrację historię Danuty Wałęsy(Karolina Kazoń), Gai Kuroń (Magdalena Osińska), Krystyny Frasyniuk (Agnieszka Kościelniak), jej córki (Julia Latosińska), Henryki Krzywonos(Dominika Feiglewicz), Anny Walentynowicz(Małgorzata Majerska), Aliny Pieńkowskiej (Karolina Kamińska)innych kobiet, nie gubi ich ważnego, osobistego głosu, wsobnego spojrzenia. Aktorsko, wokalnie, tanecznie porywających, doskonałych.

Spektakl łączy walkę o dobro ogółu z indywidualną walką o przetrwanie, sprawy wzniosłe, idee wysokie z radościami i tragediami prywatnymi, rodzinnymi, codziennymi, to, co rodzi się na ulicach z nastrojem trudu życia domowego, głośne bohaterstwo mężczyzn i ciche, niewidoczne żon, matek, kobiet pracujących. Łączy tych, którzy doświadczyli czasów PRL-u i tych, którzy znają je tylko z opowieści dziadków, rodziców, przekazów historycznych. Czy jest możliwy międzypokoleniowy dialog o tym ważnym i trudnym okresie walki o wolność, czy możliwe jest wzajemne zrozumienie gdy świat, języki komunikacji, mentalność tak szybko się zmieniają? Dzisiejsza realna ocena tego kontaktu jest negatywna- jesteśmy wrogo podzieleni, ekstremalnie rozśrodkowani, zatomizowani z nowymi systemami wartości, hierarchiami potrzeb, ambicji, priorytetami celów. Może sztuka przerwie impas, może stworzy pozytywny mit, przywróci jedność różnorodności, nadzieję. W cudowny sposób przemówi do wszystkich. 1989,  spektakl Teatru Słowackiego w Krakowie i Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, to dobry krok w tym kierunku. Początek. 

1989
Reżyseria: Katarzyna Szyngiera
Pomysł: Marcin Napiórkowski
Muzyka: Andrzej "Webber" Mikosz
Scenariusz: Marcin Napiórkowski, Katarzyna Szyngiera, Mirosław Wlekły
Teksty piosenek i szkice linii wokalnych: Marcin Napiórkowski. Redakcja rapów i tekst utworu "Debata" i "Porozmawiajmy": Patryk "Bober" Bobrek
Tekst utworu "Olo, game changer": Patryk "Bober" Bobrek, Antoni Sztaba
Tekst utworu "A co jeśli wygramy?": Adam "Łona" Zieliński
Partie wokalne: Mateusz Bieryt
Choreografia: Barbara Olech
Scenografia: Milena Czarnik

Kostiumy: Arek Ślesiński
Światło: Paulina Góral
Asystent reżyserki i choreografki, przygotowanie wokalne: Wojciech Dolatowski
Asystentka kostiumografa: Daria Stefania Krawczyk
Konsultacje wokalne: Klaudia Rabiega
Reżyseria dźwięku: Tomasz Dziedzic
Efekty kaskaderskie: Tadeusz Widomski
Inspicjent i asystent reżyserki: Bartłomiej Oskarbski
Producent: Izabella Oleś, Melania Szymerowska

ZESPÓŁ MUZYCZNY: Piotr Bolanowski (Instrumenty klawiszowe), Jasiek Kusek (Bas), Jarosław Pakuszyński (Elektronika), Wojciech Długosz (Perkusja, Kierownictwo muzyczne)

OBSADA: Karolina Kazoń (Danusia), Rafał Szumera (Lechu), Katarzyna Zawiślak-Dolny / Agnieszka Kościelniak (Krysia), Mateusz Bieryt (Władek), Magdalena Osińska (Gaja), Marcin Czarnik (Jacek), Daniel Malchar (Bogdan), Karolina Kamińska (Alina), Dominika Feiglewicz (Henryka), Małgorzata Majerska (Anna), Julia Latosińska (Zofia,Topola, córka Władka), Rafał Dziwisz (Generał, Nazista), Dominik Stroka (Premier, Sekretarz, Minister), Antoni Sztaba (Aram, Aleksander, Wrona), Wojciech Dolatowski (Jerzy, Wrona, Działacz związkowy, Profesor), Bartosz Bandura (Wrona, Profesor), Paulina Narożnik, Dasha Melekh


Produkcja: Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie | Gdański Teatr Szekspirowski



fot.: Bartek Barczyk

niedziela, 28 maja 2023

MINUTA W CIEMNOŚCI AKADEMIA TEATRALNA W WARSZAWIE

Spektakl MINUTA W CIEMNOŚCI podejmuje temat śmierci; jak ją traktujemy, przeżywamy, co dzieje się z ciałem gdy jest już martwe. To wszystko rozpatrywane jest z punktu widzenia młodości, bo występuje młoda aktorka, Agnieszka Sawicka, bo użyte są dziecinne rekwizyty dla ilustracji metafor lęków, wizji, wyobrażeń.  Trudno dociec, co jest głównym celem rozważań, bo na pewno nie poczucie straty, nie obawa przed bólem, cierpieniem umierania, nie wściekłość, że nie ma się na nieunikniony scenariusz życia i śmierci wpływu. Wydaje się, że przemyka w tym obrazie problem natury akceptacji dla naturalnego rozkładu ciała, bo kojarzy się z uczuciem wstrętu, z obrzydzeniem.

Kobieta, Ewa, po stracie mężczyzny, Adama, narzeczonego a może męża,  nie może sobie poradzić z nieestetycznym procesem rozpadu ciała, pochłanianiem go jak padliny przez robaki, bakterie, grzyby, owady, wirusy. Śmierć pożerana przez życie fascynuje ją najbardziej. Na tym się skupia, to sobie tłumaczy, wyjaśnia, drąży. Nieustanny obieg materii i przepływ energii, który całkowicie unicestwia ciało przez kanibalizm życia jest najwidoczniej dla niej przerażający. Nie ma mowy o duszy, o powidoku człowieka w pamięci tych, którzy go znali. Ważna jest tylko materia, jej wartość, jej energia. Człowieka ciało jako pokarm w obiegu biologicznego przetrwania.

Monodram w reżyserii Ewy Galicy akcentuje fizjologię rozpadu, na którą człowiek nie ma wpływu, a przecież chciałby mieć władzę nad wszystkim, chciałby kontrolować i decydować również o tym, co się z jego ciałem będzie działo po śmierci. To jest dla niego ważne. Dlatego Agnieszka Sawicka z obrzydzeniem myśli o swoim ciele pochłanianym przez zwierzęta, insekty, wirusy. Chce być pogrzebana w szczelnie zalutowanej, metalowej trumnie. Nie rozważa ich spalenia. Ogień pewnie też jest tym żywiołem, częścią natury, który źle się kojarzy, ma wymiar traumatyczny, drastyczny, niewłaściwy. W tym kontekście spotkanie Człowieka Rozumnego i Żuka Grabarza uzmysławia niegasnącą megalomanię człowieka, jego brak pokory, pychę i pewność, że uda mu się narzucić innym swój punkt widzenia, choćby był dziecinny, naiwny, płytki, opowiedziany jak bajka bez puenty.

Przewód myślowy, który miałby przekonać o konieczności "zdefiniowania nowej praktycznej etyki, która obejmie nie tylko człowieka, ale także inne byty" pod hasłem posthumanizmu w tym ujęciu scenicznym nie wydaje się przekonujący.

Scenografia zredukowana jest do minimum. Składa się z kilku krzeseł, parawanu służącego też jako ekran, oznakowanego pojemnika czy lodówki/?/ z informacją, by jej nie otwierać. Grę wspomagają proste rekwizyty, tj. kilku żuków -plastikowych zabawek, ubrania Adama, torba z IKEI i lalkarskie gadżety Jedyny kostium to czarna sukienka Ewy i maska owada. Twórcy wykorzystują wideo, przenosząc widzów na ulicę, w świat przyrody-rewir życia owadów, wirusów, grzybów-  grabarzy, sprzątaczy, przetwarzaczy martwej materii. Cóż z tego - utkana z tych elementów-argumentów materia teatralna nie jest zajmująca, zabawna ale dziecinnie banalna, nudna. To nie minuta a spektakl cały pogrążył nas w ciemności.

MINUTA W CIEMNOŚCI 

Scenariusz i reżyseria: Ewa Galica
Projekcje: Ania Ryń, Ewa Galica
Scenografia: Agnieszka Sawicka
Reżyseria światła: Mária Bačová
Muzyka: Ida Górczyńska
Głosy z offu: Agnieszka Sawicka, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik
Montaż dźwięku: Kacper Broniarz
Współpraca choreograficzna: Andrzej Michalski

OBSADA:
Agnieszka Sawicka


MIŁA ROBÓTKA TEATR IM. A. FREDRY W GNIEŹNIE


MIŁA ROBÓTKA, spektakl performatywny Teatru im. Fredry w Gnieźnie w reżyserii Agnieszki Jakimiak, dotyczy ciała, seksualności, wolności ekspresji płciowej. To powinien być nośny temat, bardzo atrakcyjny, nawet skandalizujący news teatralny. Tymczasem nie budzi emocji, nie wnosi nic nowego. Nie bulwersuje, nie obraża, nie wywołuje wypieków na twarzy, ani-bądźmy w temacie-umysłu erekcji. Reżyserii  jakby nie było, konstrukcja sztuki jest chaotyczna, ujęcie omawianych wątków anachroniczne, bo opisują sytuacje od dawna znane, prezentują treści zaprzeszłe. Kontakt z publicznością jest udany, bo widzowie są już przyzwyczajeni do interakcji z aktorami(np. czytanie listów pisanych przez czytelników do magazynu „Cats” przez wybrane przez aktorów osoby z widowni, częstowanie publiczności niby mlekiem z piersi jednej z aktorek). Nikt nie unika brania udziału w proponowanych  rolach i wypada to nad wyraz dobrze. Atutem jest scenografia. Włochaty dywan z olbrzymią waginą, do której wkłada w pewnym momencie aktor głowę  robi wrażenie. Podobnie uzupełniające sceniczną narrację wstawki wideo z widokiem obnażonych ciał na łonie natury (leśnej), z udziałem owoców, kwiatów, roślin w roli erotycznych gadżetów są mocne, wymowne, celne. I moment, w którym ekran zostaje usunięty a oczom widzów ukazuje się widownia z erotycznie czerwonymi krzesłami, wśród których buszują gołe ciała ludzkie, zapada w pamięć, bo jest tak wyrazisty plastycznie. To przeniesienie golizny z natury do kultury jest full of fun. Ze sceny widzowie, bo tu  są umieszczeni, obserwują na widowni wizualizacje siebie: naturalnych, swobodnych, bezwstydnych. Uwolnionych od wszelkich ograniczeń, kanonów, norm. 

W spektaklu jest mowa o historii naturalizmu, świerszczykach, pornografii i prawa do jej rozpowszechniania w latach 90-tych. O aborcji, roli kościoła, prawa, edukacji, wychowania, nowej obyczajowości w kształtowaniu seksualności.  Wspomina się Polską Partię Erotyczną. Stawiane jest pytanie ilustrowane stosownymi zdjęciami(martwe ciała ofiar wojennych kontra zdjęcia z pism erotycznych), co jest bardziej niemoralne: wojna czy pornografia? Pojawia się  postać Larry'ego Flinta, Jerzego Urbana. Bezpruderyjnie aktorzy rozbierają się, prowokują, omawiają trudne kwestie dotyczące sfery seksualnej. Rozbrajają tematy tabu w tym temacie. Ujawniają erotyczne potrzeby i fantazje. Ale jakby z niemałą dozą zażenowania, powściągliwości, wstydu, co czyni ich grę nie do końca wiarygodną. Jasną.

Spektakl głównie ma wartość edukacyjną, historyczną. Konstytuuje otwartość na erotyzm, seksualność. Opowiada się za prawem kobiet do decydowania o swoim ciele. Porusza jednak wszystko co jest powszechnie znane, przypomina o czym wszyscy wiedzą.  Widzowie oswojeni są z podjętymi tematami, z obecnością gołego ciała w teatrze. Dziś jesteśmy wszyscy już zupełnie gdzie indziej. Poruszamy się po bardziej złożonej rzeczywistości potrzeb i fantazji. Brakuje w spektaklu aspektu bieżących problemów związanych z dostępnością do pornografii w sieci, ze zmianą zachowań seksualnych. A szkoda. Brakuje nerwu dramatycznego. Wielka szkoda. Pozostaje puszysty dywan. Włochate fantazje,  kosmate myśli. Miła robótka.


MIŁA ROBÓTKA

Reżyseria: Agnieszka Jakimiak
Scenariusz (inspirowany książką Ewy Stusińskiej MIŁA ROBÓTKA, Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity) i dramaturgia: Agnieszka Jakimiak, Mateusz Atman
Scenografia, wideo, światła: Mateusz Atman
Muzyka: Łukasz Jędrzejczak
Choreografia: Oskar Malinowski
Kostiumy: Julia Postuszna
Inspicjentka: Jolanta Skawina

OBSADA:
Kamila Banasiak, Zuzanna Czerniejewska-Stube, Paweł Dobek (gościnnie), Michał Karczewski

Koprodukcja Festiwal Łódź Czterech Kultur

piątek, 26 maja 2023

SPARTAKUS.MIŁOŚĆ W CZASACH ZARAZY TEATR WSPÓŁCZESNY W SZCZECINIE


SPARTAKUS.MIŁOŚĆ W CZASACH ZARAZY Jakuba Skrzywanka to głęboko poruszający spektakl ze względu na temat i formę;  dotyczy przerażającego poziomu psychiatrii dziecięcej w Polsce, której naprawa nie wydaje się w ogóle możliwa, co jest zdumiewające, przygnębiające, smutne. Obraz powstał na faktach, na podstawie reportażu  MIŁOŚĆ W CZASACH ZARAZY Jakuba Schwertnera, który ukazał się na łamach Onet.pl., książki SZRAMY. JAK PSYCHOSYSTEM NISZCZY NASZE DZIECI Jakuba Schwertnera i Witolda Beresia oraz reportażu Jakuba Schwertnera pod tytułem PIŻAMKI. 
 
Już zanim zacznie się spektakl, przykuwa uwagę scenografia Daniela Rycharskiego : w przestrzeni białych ścian zainstalowano metalowe boksy dla bydła czy trzody chlewnej, wyścielono podłogę słomą. Stoliki, krzesła, pozostałe szpitalne rekwizyty są jakby nieistotne, banalne, można pomyśleć, że wstydliwie wpisane w rzeczywistość sceniczną. Trzeba przyznać, że zaburzone proporcje między tym co zwierzęce a co ludzkie są adekwatne. Podobnie jak między pierwszą, szpitalną, monochromatyczną, a drugą, weselną, kolorową, tęczową, dynamiczną częścią przedstawienia. Proporcje są perfekcyjnie wyważone i zgodne z wagą i rozwinięciem tematyki oraz przesłaniem sztuki, która po części pesymistycznej, depresyjnej, ma być optymistyczna, radosna, dająca nadzieję. To zakończenie jest bardzo mądre, bo nie pozostawia widza w stuporze osłupienia wobec niezaprzeczalnej zapaści służby zdrowia ale wskazuje rozwiązanie, kierunek zmian, które winny nastąpić w każdym człowieku, w społeczeństwie, by nie dopuszczono do takiego zezwierzęcenia relacji pacjent-lekarz, słaba jednostka-niewydolny system w XXI wieku w centrum Europy. 

Reżyser oparł swoją wypowiedź teatralną na faktach, których źródłem są reportaże. Jego spektakl jest kolejną dramatyczną próbą  dotarcia do świadomości opinii publicznej, przywrócenia normalności. Wskazuje, że przyczyną wynaturzenia systemu jest archaiczny, zasklepiony sposób myślenia o różnorodności tożsamości płciowej, brak zmian w diagnostyce i leczeniu medycyny psychiatrycznej, brak środków finansowych i dobrze przygotowanego do wykonywania zawodu zaplecza pielęgniarskiego, lekarskiego, terapeutycznego. Wszystkiego jest za mało, na niewłaściwym poziomie profesjonalizmu. Ludzkiego ludzi traktowania, szczególnie tych bezbronnych, niewinnych, słabych -dzieci. Uderza bezduszność, beznadziejność sytuacji, która niszczy, zabija, upodla. Degeneruje relacje międzyludzkie, doprowadza do śmierci samobójczych bardzo młodych ludzi. 

Wszystko tu dziwi, poraża, przygnębia ale i w sposób przewrotny zachwyca. Skrzywanek wypracowuje silnie odczuwaną powściągliwość, surowość i jednoznaczność wymowy formy. Wiadomo, po której jest stronie i ku niej nas natychmiast swą teatralną wypowiedzią kieruje. Widz ma poczuć dojmujące zagubienie, ból, samotność potrzebujących pomocy dzieci, zmęczenie, desperację, cierpienie rodziców, którzy nie widzą wyjścia z beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazły ich dzieci, frustrację, zmęczenie, bezduszność, brutalne traktowanie przez lekarzy, pielęgniarzy, pielęgniarki. Jakby pacjenci byli tylko "chodowani" dla cierpienia, do śmierci. Wiodącym doznaniem jest szok. Paraliżująca świadomość, że nic nie można zrobić, bo system jest chory; nie leczy, nie pomaga ale konstytuuje krzywdę ludzką, krzywdę najsłabszych, niewinnych, najmłodszych, co jest nie do pojęcia, zaakceptowania. Co jest okrutne. 

SPARTAKUS.MIŁOŚĆ W CZASACH ZARAZY, opowieść o miłości, chorobie, leczeniu młodych ludzi w warunkach urągających człowieczeństwu, o miłości rodziców nie będących w stanie pomóc swoim dzieciom, o braku pomocy bliźniemu w potrzebie tych, którzy ślubują nie szkodzić a z premedytacją lub z braku możliwości szkodzą, jest szlachetnym aktem sztuki walczącej o godność, szacunek, tolerancję w życiu społecznym. O empatię. Więcej, spektakl we wspaniałym energetycznym, tęczowym finale wizualizuje marzenie, którego spełnienie zmieniłoby gruntownie sytuację psychiatrii dziecięcej, sytuację osób nienormatywnych. Warto ciągle próbować. Wszystko, co złe mogło się nigdy nie wydarzyć, mogło zakończyć się szczęśliwie. Byłoby cudownie, pięknie. Normalnie.

Jakub Skrzywanek(reżyseria, scenariusz, wideo) z Weroniką Murek(scenariusz, dramaturgia), Danielemm Rycharski(scenografia),  Natalią Mleczak(kostiumy), Karolem Nepelskim(muzyka), Aleksandrem Prowalińskim(reżyseria światła),  Agnieszką Kryst(choreografia), Krzysztofem Kuźnickim(wideo) z aktorami: Marią Dąbrowską, Adrianną Janowską-Moniuszko, Anną Januszewską, Krystyną Maksymowicz, Ewą Sobczak, Heleną Urbańską, Beatą Zygarlicką, Arkadiuszem Buszko, Robertem Gondkiem, Adamem Kuzycz-Berezowskim, Michałem Lewandowskim, Maciejem Litkowskim, Wiesławem Orłowskim, Przemysławem Walichem oraz grającymi na skrzypcach Piotrem Wicenciakiem lub Marią Kanarek przygotowali dla nas nowoczesny spektakl  interwencyjny, walczący treścią i formą, proponujący rozwiązanie przedstawianych problemów. Obraz działa na widza bez znieczulenia, emocjonalnie, mocno. Porusza sumienie, budzi wrażliwość. Społecznie ważny, artystycznie wielki. Szlachetny.



SPARTAKUS.MIŁOŚĆ W CZASACH ZARAZY
Na podstawie reportaży Janusza Schwertnera, materiałów dokumentalnych i wywiadów z pacjentami, rodzicami oraz medykami oddziałów psychiatrii dziecięcej w Polsce.

reżyseria: Jakub Skrzywanek
scenariusz: Weronika Murek i Jakub Skrzywanek
dramaturgia: Weronika Murek
scenografia: Daniel Rycharski
kostiumy: Natalia Mleczak
muzyka: Karol Nepelski
reżyseria światła: Aleksandr Prowaliński
choreografia: Agnieszka Kryst
wideo: Krzysztof Kuźnicki i Jakub Skrzywanek

obsada: Maria Dąbrowska, Adrianna Janowska-Moniuszko, Anna Januszewska, Krystyna Maksymowicz, Ewa Sobczak, Helena Urbańska, Beata Zygarlicka, Arkadiusz Buszko, Robert Gondek, Adam Kuzycz-Berezowski, Michał Lewandowski, Maciej Litkowski, Wiesław Orłowski, Przemysław Walich,
skrzypce: Piotr Wicenciak / Maria Kanarek

premiera: 13.05.2022

Spektakl powstał we współpracy ze stowarzyszeniem Lambda Szczecin w kwestii reprezentacji osób LGBT+, ekspertkami z dziedziny opieki suicydalnej i psychiatrii dziecięcej, Kołem Gospodyń Wiejskich ze wsi Stobno i studentkami Akademii Sztuki w Szczecinie.

fot. Piotr Nykowski

sobota, 6 maja 2023

SEN SREBRNY SALOMEI TEATR im. H. MODRZEJEWSKIEJ w LEGNICY


Minimalizm, powściągliwość i słowo dominuje w spektaklu SEN SREBRNY SALOMEI Teatru imienia Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, surowym, współczesnym obrazie scenicznym, rezygnującym z wizualnego kontekstu epoki, do której historii sięga, odrzucającym wszelki nadmiar, rugującym zbędne ozdobniki, wykluczającym koncentrowanie się na szczególe. Jakby sens zdarzeń, ludzkiego losu, wyrażony prostym, jasnym językiem, był najważniejszy, jakby istota dramatu miała wprost do nas dotrzeć, na wskroś  przeniknąć, mocno dotknąć, emocjonalnie wstrząsnąć. Zmienić? Kto wie... Dramat Juliusza Słowackiego napisany prawie 200 lat temu został przez Piotra Cieplaka obnażony, skrócony, uwspółcześniony. Jest przystępny, przejrzysty, zrozumiały. Opowiada historię ludzkiego losu, klas społecznych, narodu polskiego i ukraińskiego dramatu. W pomieszaniu srebrnych wizji, snów, przeczuć z grozą relacji międzyludzkich, kształtowanych przez politykę, gorejących namiętności życia. Wszystko co ziemskie, realnie doświadczane jest tak okrutne, do cna złe, pogmatwane, że wróżby, przepowiednie i widzenia pochodzące z siły ducha, z podświadomości, instynktu życia-pierwotnego, innego, lepszego świata- próbują oswoić człowieka z tym, co bestialskie, barbarzyńskie, nieludzkie a od człowieka pochodzi i niszczy.  Ważne jest, by odzyskać utraconą wolność i  zbrukaną godność, by w przyszłości się odrodzić. Istnieć. Wszystko jest możliwe. 

W tej wspaniale czytelnej, zrozumiałej, jasnej adaptacji Piotra Cieplaka, obleczonej przez Andrzeja Witkowskiego  we współczesny kostium i scenografię oddziałującą abstrakcyjnymi, mocnymi obrazami, podbijaną muzyką Pawła Czepułkowskiego, rola aktorów jest najważniejsza. Bogdan Grzeszczak jako Regimentarz, Magda Biegańska jako Salomea, Gabriela Fabian jako Księżniczka, Bartosz Bulanda jako Leon, syn Regimentarza, Paweł Wolak jako Sawa, Tomasz Lulek jako Gruszczyński oraz wszyscy pozostali swą grą przyciągają całą uwagę widzów, budują w nich żywą, intensywną, emocjonującą narrację. Angażują emocjonalnie bez reszty opowieścią o losach swych wyrazistych, fascynujących bohaterów. A już wydawało się, że język Słowackiego  nie przebije się do współczesnego widza. Oddzieli go od niego swą anachronicznością, złożoną konstrukcją, zawiłością. Drażniącym ornamentem, brzmieniem. Zdystansuje a nie przybliży. Uczyni obojętnym, nie pozwoli wejść w to polsko-ukraińskie z Rosją w tle jądro ciemności czy prześledzić splątane historie miłosne. A tak jest wszystko jasne: wyzysk i ucisk rodzi w końcu bunt(chłopi ukraińscy przeciw szlachcie polskiej), ten otwiera drzwi wszystkim zmorom historycznych zaszłości, daje początek fali przemocy, upust barbarzyńskiej zemście, okrucieństwu odwetu(panów na chłopach).  A wszystko to w wartkiej akcji, nie pozwalającym się nudzić tempie. W efekcie widz z wypiekami na twarzy śledzi thriller polityczny z wątkiem miłosnym. Bo historia jest przerażająca, sceny drastyczne, dramat z życia wzięty, tym bardziej angażujący,  działający na wyobraźnię. Zwłaszcza, że zarówno  tekst z przebiegiem wydarzeń, jak i nowoczesna spektaklu forma pozwala odczytywać dramat współcześnie, dostrzegać analogie. Sprawia, że jest dzisiejszemu widzowi bliski.

Piotr Cieplak to mistrz nowoczesnej adaptacji dzieł nieprzystępnych, starych. Na powrót przywraca im blask, znaczenie i ponadczasowość. Wielkość. Życie. Ogromne brawa!


SEN SREBRNY SALOMEI  JULIUSZ SŁOWACKI

reżyseria: Piotr Cieplak
scenografia i kostiumy: Andrzej Witkowski
muzyka: Paweł Czepułkowski
konsultacje dramaturgiczne: Robert Urbański
 
Obsada:
Pan Regimentarz Stempowski – Bogdan Grzeszczak
Leon, syn Regimentarza – Bartosz Bulanda
Semenko, kozak dworski – Mateusz Krzyk
Panna Salomea Gruszczyńska – Magda Biegańska
Księżniczka Wiśniowiecka – Gabriela Fabian
Anusia, służąca Księżniczki – Zuza Motorniuk
Sawa, kozak regimentarski – Paweł Wolak
Gruszczyński – Tomasz Lulek
Pafnucy – Jakub Stefaniak
Popadianki, Wernyhora – Joanna Gonschorek, Zuza Motorniuk
Kozak, Chłop – Mariusz Sikorski

Fot. Karol Budrewicz