sobota, 30 listopada 2019

DZIADY TEATR POLSKI



DZIADY Adama Mickiewicza w Teatrze Polskim w Warszawie w reżyserii Janusza Wiśniewskiego wzbudziły ogromne zainteresowanie, co spowodowało, że biletów w kasie teatru brakuje. Szczęśliwcy, którzy je mają, obejrzą dzieło wyraziste plastycznie, spójne. Autorskie. Ale uładzone, skromne, smutne, które nie rozsadza marazmu naszego współczesnego świata a tylko potwierdza jego status quo. Nie mierzy się z bogatą historią słynnych inscenizacji DZIADÓW ale tworzy własne imaginarium, wsobną reżysera kontynuację estetyki, ku rozpoznaniu i pokrzepieniu serc. Całość jest prezentacją zdegenerowanej, konformistycznej społeczności, złamanej, słabej młodości. Tylko zakończenie jest wzruszające, piękne, niesie nadzieję. Na wskroś przesiąknięte duchem romantycznym staje się światełkiem w mrocznym rzeczywistości tunelu, jedynym źródłem ratunku, potencjalnym drogowskazem. Bo wieje grozą, gdy tylko w sobie samym współczesny człowiek może szukać nadziei i siły.

DZIADY umiejscowione są w jednej scenografii: w przeciętnym domu/ łóżko metalowe, obrazy święte, dewocyjne, ołtarzyki kiczowate, krzesła, stoliki zużyte/, w zgrzebnej izbie, która jest najpierw kaplicą, potem więzieniem, celą, salonem czy pałacem. Jakby wszyscy bohaterowie byli przypisani do jednego miejsca, mimo różnego statusu, zmieniającego się czasu. Jakby byli na nie i na siebie samych, takimi jacy są, skazani.  Muzyka  Jerzego Satanowskiego, dyskretna, niepokojąca, na wskroś współczesna jest łącznikiem miedzy starym, odległym i nowym, bliskim nam światem. Tym wyczuwalnym intuicyjnie i tym bardzo realnym. Kostiumy, charakteryzacja, stylizacja sygnalizuje rolę i podkreśla wymowę postaci. Janusz Wiśniewski przedstawia własną ubogą, ale konsekwentną, domkniętą wizję dramatu Mickiewicza. 

Zaczyna się dziadami w kaplicy a finiszuje korowodem The Walking Dead kręcącymi się w kółko, w amoku czy we śnie, a może realnej niemożności, podobnej w nastroju sceny końcowej WESELA Wyspiańskiego. Reżyser nie proponuje terapii wstrząsowej, a łagodnie przebiegającą analizę  różnych stylów władzy, szukając w niej przyczyn i skutków wzlotów, klęsk i upadków jednostki i narodu. Chce zbadać, co Polakiem, Polakami rządzi, dlaczego brakuje następującym po sobie pokoleniom skuteczności działania, które przemieniłoby zwykłych zjadaczy chleba może nie w anioły a wystarczyłoby w osoby świadome, odpowiedzialne, zaangażowane. Obywatelskie. Nie tracące zapału, nie popadające w marazm, konformizm a sprawcze, silne w walce, twarde w życiu. Przedstawiana  jest władza przewodnika, nauczyciela/Guślarz/, analizowana  wiedza o władzy absolutnej /upiór Pana/, romantycznej władzy miłości/Gustaw/, tej zgodnej z wolą i mocą Boga/Konrad/, religijnej,  mistycznej /ksiądz Piotr/ i realnej, zła wcielonego, wyrosłego z diabelskiego nasienia/Senator/.

Guślarz jest jak ksiądz, który prowadzi swoją zdyscyplinowaną, podporządkowaną, posłuszną tradycji, obyczajowi, obrządkowi, rytuałowi trzódkę. Naucza o dobru i złu. Duchy dzieci, Zosi, Pana, Uciśnionego, Pokrzywdzonej to wizualizacja moralnego kanonu postępowania, którego znajomość i stosowanie pomaga uniknąć rozczarowań, porażek, klęsk i błędów, daje spokój, jest rytualnym oczyszczeniem. Oswajaniem się z życiem po śmierci. Oswajaniem śmierci za życia. Ta wiedza to background, podstawa, fundament po to, by dalej trwać, a trwać to znaczy walczyć, najlepiej w tej walce mieć władzę. Nad sobą, nad innymi, nad sytuacją. Władza otwiera możliwość przemiany, wyzwolenia, rośnięcia w siłę. Czynienia dobra a tylko wtedy daje szansę zwycięstwa nad złem czy po prostu umożliwia osiąganie wytyczonych celów.

Do izby wkracza więc grupa dzieci, sama niewinność, która ma skazę, bo za życia nie zaznała goryczy ni razu. Nie doświadczyła cierpienia, nie doceni więc szczęścia, nawet w niebie. Beztroskie dzieciństwo nie zahartuje, nie przygotuje do prawdziwego życia. Zosia, młoda, zwiewna, unosząca się prawie nad ziemią, choć na głowie nie ma wianka a przed nią baranka to kobiecość, która nie potrafi kochać, wyrzeka się miłości, jej konsekwencji. Odrzuca i rami tych, którzy ją kochają. Mając władzę nad własnymi wyborami, pozbawia się władzy nad innymi i żyje fałszywym życiem. Pan ma władzę ale psychopatyczną, egoistyczną, wyłącznie dla siebie. Pyszny, próżny, bezwzględny bezdusznie wykorzystuje słabszych.  To władza brutalna, wyniszczająca, krzywdząca. Zła władza absolutna. Dziadowskie rytuały, obrządek dziadowski,  bajki, przypowieści chronią pierwotny instynkt przetrwania, uczą życia, które ma znać  prawdziwe, wartościowe, twarde reguły. Przekazywane z pokolenia na pokolenie są obecne w każdym DZIADÓW bohaterze. Ukształtowały jego mentalność. Tłumaczą jego zachowanie.

Ksiądz Piotr jest profetyczną, mistyczną odmianą przewodnika, władzy boskiej. Salon Warszawski to zbiorowa odmiana złego Pana, nieśmiertelny wampiryzm gnuśności, konformizmu, braku odpowiedzialności elit. Słowa niosą bohaterów, nie bohaterowie słowa. Młodzi patrioci, to różne, mniej doskonałe Gustawa/Konrada kombinacje. Bezwolne, statyczne, uziemione gadające na próżno głowy. Wpadają w patriotyczną emfazę, biadolą, prawie płaczą, dekonstruują gloryfikację martyrologii, mit romantycznego patosu, sens, wagę patriotyzmu. Nic a nic się im nie wierzy.

Gustaw wizualizuje władzę nad człowiekiem miłości romantycznej. Nieżyciowej, unieszczęśliwiającej, zabójczej. Bez żadnej przyszłości. Młodzieniec ma szczęście, dokonuje się w nim przemiana, staje się Konradem. Jednak to wariant Gustawa równie słaby, chory, tragiczny. Nie znajdując siły w miłości ludzkiej, szuka jej w miłości Boga do człowieka, nie w swojej do Boga. Tym razem też czuje się oszukany, zlekceważony, zawiedziony. Odtrącony. Nie szuka przyczyny w sobie samym.  Tylko inni go zawodzą. On pozostaje bez poczucia winy. Władza Konrada, niedoświadczonej młodości, jest niepewna, słaba, jedynie deklaratywna. Zalękniona. Szukając wsparcia boskiego planu, ingerencji jego przewodnictwa szybko się jej zapał wyczerpuje, potencjał zużywa, nadzieja umiera. Nadal nic nie może, nic nie znaczy. Konrad, po pozornej przemianie, bankrutuje banalny, nieważny, zagubiony. Taka jest rola Jakuba Kordasa.

Dopiero władza Senatora jest realna, sprawcza, silna. Dynamiczna. Choć to i diabelskie, i boskie, i ludzkie wcielenie. Demiurg.Okrutnie brutalny. Podszyty lękami, przeczuciami zagrożeń. Fantastyczna kreacja Krzysztofa Kwiatkowskiego perfekcyjnie ją uwiarygadnia. Niesie fascynację i grozę. Energetyczną pewność siebie postaci. Pana życia i śmierci.  Sytuacji. Potrafi nie tyle znieść, co zignorować wymierzony ból zadany ofiarom. Senator pokazuje złożoność figury władzy, która musi za wszelką cenę osiągnąć zamierzony cel. I jest perfidnie, nieludzko skuteczna.

Jedynie Ksiądz Piotr, wspaniale grany przez Wojciecha Komasę, może się z nim skonfrontować, jego postawie przeciwstawić. Ma tę moc, która przekonuje i narzuca wolę. Jest w stanie zło Senatora  powstrzymać mocą  wiary, osobowości, argumentów. Lecz bardziej przynależy naturze Boga niż ludzi. Jest zbyt dobry, czysty, niewinny. Zbyt stary. To Senator Kwiatkowskiego ma cechy kojarzące się ze sprawnym, skutecznym przywództwem. Dzisiejszym cynicznym politykom podobny.

Spektakl angażuje bardzo duży zespół aktorski, wypracowuje jednolity stylistycznie obraz, pozwala przyjrzeć się obliczom władzy, jej bankructwom, z bliska. Nie linkuje bezpośrednio do współczesności ale w swej wymowie niewątpliwie nawiązuje z nią kontakt. Forma nie zaskakuje, nie bulwersuje. Jest od dawna przez widzów znających twórczość reżysera oswojona. Efekty pirotechniczne Tomasza Pałasza dla jednych będą efektownym zaskoczeniem dla drugich zbędnym/cyrkowym?/udziwnieniem. Choreografia Emila Wesołowskiego jest ciekawa, choć ustawienie wielu aktorów przodem do widowni, patrzenie w jej oczy nadto męczące a ustatycznienie postaci skutkujące brakiem gry niewymowne, nieznaczące. Po prostu archaiczne, uciążliwe, nudne. Jakby zabrakło intuicji, inwencji. Wewnętrznego żaru. Lub do roli przekonania. Wypowiadane monotonnie, na wyciszeniu emocjonalnym teksty o bohaterstwie, patriotyzmie, martyrologii, wydaje się, celowo, z rozmysłem je unieważnia, pozbawia mocy, znaczenia.  Ostatecznie reżyser każe szukać siły, wiary, nadziei, miłości w sobie samym. Marna to pociecha. Słaba jednostka, rozśrodkowana, nienormatywna, niereformowalna i naród zatwardziały jak lawa, drepczący bez końca w kółko to materia ludzka bez przyszłości, człowieczeństwo pozbawione głębi.

DZIADY ADAM MICKIEWICZ
Reżyseria, scenografia i kostiumy, reżyseria światła: Janusz Wiśniewski
Muzyka: Jerzy Satanowski
Choreografia: Emil Wesołowski
Charakteryzacja: Dorota Sabak
Efekty pirotechniczne: Tomasz Pałasz
Asystent scenografa - Jolanta Gałązka
Asystent kostiumografa - Grażyna Piworowicz
Inspicjent, asystent reżysera - Katarzyna Bocianiak
Asystent reżysera, producent wykonawczy - Anna Wachowiak

OBSADA:
(w kolejności pojawiania się na scenie):
GUBERNATOROWA – Ewa Makomaska
SOWIETNIKOWA – Marta Alaborska
KSIĘŻNA – Anna Cieślak
KOLLESKI REGESTRATOR – Dominik Łoś
PUŁKOWNIK – Adam Biedrzycki
GUBERNATOR – Andrzej Glazer (gościnnie)

GUŚLARZ – Jan Janga Tomaszewski (gościnnie)
WIDMO ZŁEGO PANA (cz. II) / SOWIETNIK (cz. III) – Marcin Jędrzejewski
KRUK – Piotr Sędkowski (gościnnie)
SOWA – Zofia Domalik (gościnnie)
DZIEWCZYNA – Ewelina Szostkowa (gościnnie)
GUSTAW-KONRAD – Jakub Kordas (gościnnie)

KSIĄDZ – Maciej Wierzbicki (gościnnie)
ANIOŁ STRÓŻ – Marta Kurzak
ARCHANIOŁ – Anna Borowiec (gościnnie)
ARCHANIOŁ – Jadwiga Jankowska-Cieślak (gościnnie)

JAN SOBOLEWSKI – Fabian Kocięcki (gościnnie)
KSIĄDZ LWOWICZ – Sebastian Ryś (gościnnie)
ADOLF – Paweł Krucz
TOMASZ ZAN – Michał Podsiadło (gościnnie)
ŻEGOTA – Antoni Paradowski (gościnnie)
KAPRAL – Andrzej Danieluk (gościnnie)

BELZEBUB – Szymon Kuśmider
DIABEŁ – Michał Barczak (gościnnie)
DIABEŁ – Cezary Łepek (gościnnie)
SENATOR – Krzysztof Kwiatkowski

ZENON NIEMOJEWSKI – Maksymilian Rogacki
JENERAŁ – Tadeusz Wojtych (gościnnie)
DAMA – Marta Dąbrowska
DAMA – Halina Rowicka (gościnnie)
FRANCUZ – Sławomir Głazek (gościnnie)
LITERAT – Marcin Bubółka
DUCH – Henryk Łapiński (gościnnie)

DOKTOR – Krzysztof Kumor (gościnnie)
SEKRETARZ – Michał Breitenwald (gościnnie)
PELIKAN – Marek Bocianiak (gościnnie)
BAJKOW – Katarzyna Skarżanka (gościnnie)
PANI ROLLISON – Ewa Domańska
KMITOWA – Daria Polunina (gościnnie)
KSIĄDZ PIOTR – Wiesław Komasa (gościnnie)

JUSTYN POL – Tomasz Marczyński (gościnnie)
STAROSTA – Jacek Różański (gościnnie)
BESTUŻEW – Krystian Modzelewski
oraz
CÓRKA SOWIETNIKOWEJ – Weronika Wrzos/Julia Giejbatow
NARZECZONA BAJKOWA – Karolina Kozielska /Aleksandra Skraba
NIEDŹWIEDŹ/ ŻOŁNIERZ ROSYJSKI – Marek Wilkowski
ŻOŁNIERZ ROSYJSKI – Ireneusz Blanc
ŻOŁNIERZ ROSYJSKI – Jacek Stefaniak
ŻOŁNIERZ ROSYJSKI – Wojciech Zygmunt
JÓZIO i RÓZIA – Pola Giejbatow,
Kalina Victoria Paprocka, Stanisław Błaszczyszyn, Liam Culbreth,
Jakub Matusiak, Iwo Rajski, Platon Shtykh, Marcel Sikora

Premiera: 22 listopada 2019r.
Fot. Krzysztof Buczek

niedziela, 24 listopada 2019

MEIN KAMPF TEATR POWSZECHNY


Adaptacja teatralna MEIN KAMPF Adolfa Hitlera, ideologicznego przewodnika, biblii zła XX-wiecznej Europy to prowokacyjne studium, wydawać by się mogło, niewinnej przyczyny ewoluującej w nieobliczalny długofalowy skutek. Wizualizuje początek końca ludzkiej niewinności, niemożność odkupienia czy zmartwychwstania, rehabilitacji człowieczeństwa. Nieśmiertelne źródło antysemityzmu, praprzyczynę faszyzmu. Totalitaryzmu. Staje się przestrogą przed niepostrzeżonym powrotem tego, co się całkowicie skompromitowało. A jest podstępne, nośne, mogące przekonać każdego. 

Utrzymana w jednoznacznej tonacji black&white pierwsza część spektaklu przechodzi w cielistość obrzydliwie konsumpcyjnego zezwierzęcenia /żarcie, pieprzenie, uwięzienie/ części drugiej. Wstęp jest dosadny, obsceniczny, mocny/gadające do widowni żeńska i męska dupa/. Ciąg dalszy metodycznie ilustracyjny, cyniczny. Młodość Adolfa Hitlera, rodzina/obiad z przejmującą sceną jedzących kartofle, krytykujących polityków, mieszczaństwo, sztukę, obyczaje/, religia/obraz Matki Boskiej zamalowywany białą farbą/, zasady postępowania, kodeks uzasadniający ideologię faszystowską, antysemityzm, eugenikę, propaganda /filmy Leni Riefenstahl, tekst wypowiadany przez Arkadiusza Brykalskiego/, papierowe maski Jarosława Kaczyńskiego, Donalda Tuska, Angeli Merkel, Donalda Trumpa, papieża Franciszka w parodii opery Wagnera, jak we współczesnym kabarecie o poprawności politycznej, pedofilii w kościele, stosunku do imigrantów i uchodźców, łączą przeszłość z teraźniejszością. Gotowość polityków do populizmu, manipulowania opinią publiczną. Zakończenie bezkompromisowo przedstawia ludzkość w fazie dzikiego rozpasania. Tak reżyser Jakub Skrzywanek wraz z twórcami spektaklu widzą apogeum triumfu woli przeciętnego człowieka jakim był Adolf Hitler, kontinuum banalności zła, jakie swą działalnością rozpętał. 

Udało się w tym spektaklu wykorzystać autentyczny, do niedawna zakazany tekst dla budowy sugestywnych scen, mających zilustrować proces uzasadniający rozbudzanie, instytualizowanie nastrojów nacjonalistycznych, działanie machiny totalitarnej. Przeorywanie umysłów zwykłych ludzi i zaszczepianie w nich jedynej słusznej idei, myśli, racji, wartości. Formatowanie społeczności. Podporządkowywanie jednostki narodowi. Zmuszanie jej do posłuszeństwa. W każdym miejscu i czasie zachodzą podobne działania tych, którzy mają władzę zdobytą w demokratycznych wyborach. Wykorzystujących język agresywnej lub utajonej nienawiści.  

Aktorzy radzą sobie doskonale z interpretacją trudnej materii mało atrakcyjnego, pozbawionego dramaturgii tekstu. Udowadniają, jak łatwo, jak niepostrzeżenie można się znaleźć po stronie zła, które, jeśli mu na to pozwoli, wygrywa, prędzej czy później niszczy wszystko. Klara Bielawka wygłasza w domu przy obiedzie długi monolog o antysemityzmie. Arkadiusz Brykalski porusza temat propagandy w służbie idei. Mamadu Goo Ba, Senegalczyk z pochodzenia, łamaną polszczyzną, przejmująco mówi tekstem Mein Kampf o populizmie. 

Do niedawna nikt nie pomyślałby nawet o wykorzystaniu słów samego Adolfa Hitlera, by świadczyły przeciw niemu. Słów, które stały się ciałem. I mieszkały między nami, ludźmi. I potencjalnie w nas nadal przyczajone mieszkają. Sceny końcowe ilustrują dobitnie jak bardzo są niebezpieczne, nieśmiertelne. Obrzydliwe prymitywne. I jak potwornie potworne. 



MEIN KAMPF Adolf Hitler
reżyseria: Jakub Skrzywanek
dramaturgia: Grzegorz Niziołek
scenografia i kostiumy: Agata Skwarczyńska
muzyka: Karol Nepelski
ruch: Agnieszka Kryst
wideo: Magda Mosiewicz
asystentka scenografki: Karolina Srpkowá
inspicjentka: Barbara Sadowska
obsada: Mamadou Góo Bâ, Klara Bielawka, Aleksandra Bożek, Arkadiusz Brykalski, Natalia Łągiewczyk, Oskar Stoczyński


fot. Magda Hueckel

wtorek, 19 listopada 2019

NIEPODLEGLI COLLEGIUM NOBILIUM


O spektaklu dyplomowym studentów IV roku Kierunku Aktorstwo Akademii Teatralnej w Warszawie, NIEPODLEGLI, w reżyserii Piotra Ratajczaka można i trzeba powiedzieć wszystko, co najlepsze. Jest atrakcyjny wizualnie i interesujący tematycznie. Spójny stylistycznie i konsekwentny dramaturgicznie/. Komplementarny w użytych środkach wyrazu. Bardzo energetycznie zagrany. Ten szyk, ten tembr, błysk w oku, temperament i siła młodości, niespożyte pokłady energii, opowiadanie całym sobą natychmiast komunikuje się, podbija serce publiczności. Czaruje ją i uwodzi. Być może przekona o tym, jak blisko współczesnym do bohaterów. A może jak daleko. Jak po stu latach od czasu wydarzeń, o których opowiada, trzeba toczyć podobne boje o życie w zgodzie z samym sobą, o możliwość wyboru, indywidualną wolność i zbiorową niepodległość.

Przenosimy się do dwudziestolecia międzywojennego, po odzyskaniu niepodległości przez Polskę po ponad stu latach zaborów. Doskonały tekst Piotra Rowickiego buduje klimat, nastrój tego okresu poprzez charakterystyki pojawiających się w spektaklu postaci. Ich historie. Nie są to tylko osoby doskonale wszystkim znane/Piłsudski, Narutowicz/, czy mniej znane/Rita Gorgonowa, Zofia Krzywicka/, ale też takie, o których wielu z nas usłyszy po raz pierwszy/Stefan Ossowiecki, Jadwiga Morozowska-Toeplitz/. Czyni to akcję niezwykle bogatą, dynamiczną, mocno absorbująca. Inspirującą. Co ciekawe, udaje się artystom odmitologizować historię, pogłębić biografie bohaterów. Pokazać kompletne życiorysy nad wyraz lapidarnie. Wszystko jest tu bowiem zakomunikowane, zilustrowane doskonałą grą, charakteryzacją. Domknięte, dopowiedziane do końca. Bez zbędnych słów, dygresji, przeładowania formą, bez męczącego patosu, uniesienia. Postdramatycznego harakiri. Abstrakcyjnego udziwnienia. W wykluczającym nudę tempie. Trzeba przyznać w morderczo imponującym tempie. Zwłaszcza, że wystąpienia indywidualne zawsze są osadzone w zbiorowym kontekście ruchu, ilustracyjnym układzie choreograficznym. Plany są wibrujące, dynamiczne, żywe. W przestrzeni mrocznej, rozjaśnianej światłem, błyskiem złotych schodów. Bo scenografia jest oszczędna, podobnie stylizowane na lata 20-te, 30-te ale czarne sukienki pań, czarne garnitury panów/dzieło Katarzyny Sobolewskiej/.

Tak naprawdę bohaterem jest tu wymarzona, upragniona, wywalczona wolność. Duma z niej i wielka radość. Determinacja. Płynąca z niej siła. A także młoda niepodległość. Jej kruchość, niejednoznaczność, złożony charakter. Awers i rewers. Jasne i ciemne strony. Ale ta głęboko wewnętrzna, wypływająca z istoty, potrzeby, pragnienia każdego człowieka. Każda inna, wsobna, odrębna. Na równi z pozostałymi jej odmianami ważna. Co istotne, naznaczona odpowiedzialnością, ceniona bez względu na konsekwencje, ciągle podsycana, pielęgnowana. Nieugięta i nieustępliwa. Jakby wszyscy bohaterowie mieli świadomość, że nie zastała im dana raz na zawsze i trzeba o nią dbać, ciągle o nią, w jej imieniu walczyć. Jakby też wszyscy doskonale wiedzieli, że nie jest im dana z zewnątrz, tylko ma źródło w nich samych. I może być buntownicza, antysystemowa, w opozycji do hipokryzji, konwenansu, odwiecznie narzucanych zasad moralnych. To uczucie wolności, możliwości życia w zgodzie z samym sobą jest upajające. Daje moc do działania i znoszenia wszelkich ciosów.

Wartością tego spektaklu jest siła harmonijnie skomponowanego teatralnego obrazu. Jego bogactwo, różnorodność. Sugestywność intensywnej, zwięzłej formy. Możliwość zaprezentowania przygotowania warsztatowego młodych ludzi, ich energii, potencjału poprzez grę w solówkach i scenach zbiorowych. Ale też odbrązowienie międzywojnia poprzez odejście od gloryfikowania wojny, patosu patriotyzmu, pokazanie złożoności losów ludzkich, kontrastów, stopnia skomplikowania tego okresu. Walkę z jego stereotypowym rozumieniem. Przybliżenie atmosfery towarzyszącej odzyskaniu niepodległości, otwarcie na możliwości zmian, rozwoju, realizacji marzeń, planów, karier. Nietracenie z oczu obszarów zacofania, biedy, zapóźnień. Instytucjonalnego i mentalnego chaosu oraz walkę z nim. Podkreślanie eskalującego antysemityzmu, pomruków nacjonalizmu, groźby nazizmu. Przeczucia nadciągającej kolejnej wojny.

Minęło ponad sto lat a my dziś nadal walczymy o emancypację, otwarte, empatyczne, szczere serca, wolne umysły nie bojące się nikogo i niczego. "Może za sto lat będzie lepiej"...Wątpię, ale może. Nadzieja umiera ostatnia.:)

NIEPODLEGLI
Reżyseria: Piotr Ratajczak
Scenografia i kostiumy: Katarzyna Sobolewska
Opracowanie muzyczne: Piotr Ratajczak
Scenariusz: Piotr Rowicki
Dramaturgia: Joanna Kowalska
Ruch sceniczny: Arkadiusz Buszko
Asystent reżysera:Adriana Pietrukaniec
Autorstwo sceny "Ina Benita": Maria Marcinkiewicz-Górna

Obsada:

Dorota Bzdyla - Irena Krzywicka
Kaja Kozłowska - Zofia Stryjeńska
Jowita Kropiewnicka - Maria Morska
Malwina Laska - Jadwiga Morozowska - Toeplitz
Barbara Liberek - Ina Benita
Katarzyna Obidzińska - Maria Kwaśniewska,
Arina Piskovskaya - Rita Gorgonowa
Jędrzej Hycnar- Eligiusz Niewiadomski
Piotr Kramer - Stanisław Szukalski
Damian Mirga - Gabriel Narutowicz
Bartosz Włodarczyk - Stefan Ossowiecki
Konrad Żygadło - Tadeusz Boy-Żeleński, Bolesław Piasecki

Premiera: 9 listopada 2019 r.

Spektakl dyplomowy studentów IV roku Kierunku Aktorstwo.

fot. Bartek Warzecha





































poniedziałek, 11 listopada 2019

HIERARCHIA POTRZEB BACKA TEATER w Göteborgu SZWECJA


HIERARCHIA POTRZEB, spektakl Backa Teater z Göteborga w Szwecji, ma formę performatywnego eksperymentu, którego przeprowadzenie uzmysławia, że pogrążeni jesteśmy w chaosie. Scena, otoczona ze wszystkich stron publicznością jest prawie pusta. W centrum stoi krzesło, obok roślina w doniczce. Nad nimi wiszą  ekrany, na których wyświetlane są w czasie trwania spektaklu bieżące ujęcia kamery, filmy nakręcone wcześniej, przedstawiające spotkanie ze znajomymi z Syrii, którzy są aktorami bez teatru, gdzieś poza granicami konkretnego miejsca i czasu. Obrazy nakładają się na siebie, przenikają się. Unieważniają granice miejsca, znoszą pojęcie czasu.  Świat jest teatrem, teatr światem, w którym wszystko się zrelatywizowało, nikt na nic nie ma wpływu, synonimy są antonimami, a największa potrzebą, nadzieją, koniecznością jest nawiązanie, podtrzymanie, zachowanie kontaktu człowieka z człowiekiem, człowieka z naturą, rzeczywistości z iluzją. Człowieka ze sztuką, sztuki z publicznością. Życia ze śmiercią i śmierci z życiem. Realiów wojny z realiami pokoju. Nie czujemy się bezpieczni, bo tkwimy w ciągłym konflikcie, w permanentnej wojnie. By przetrwać, gotowi być musimy do nieustannego rozpoznawania nowych sytuacji, przystosowywania się do nich. Co i tak nie gwarantuje osiągnięcia celów, nie rozwiązuje problemów. Nigdy nie można  mieć pewności, że ocalimy siebie, świat. Pragnienie przenika się z usiłowaniem spełnienia ale najważniejszy jest sam proces, samo działanie. Powinniśmy być przygotowani- ale nie jesteśmy, nigdy nie będziemy- zarówno do walki o życie, jak i do walki ze śmiercią. Zazwyczaj sytuacje kryzysowe nas zaskakują, trzeba improwizować, szybko reagować, dawać sobie radę. Poruszamy się po spirali cyklicznych powtórzeń. Zataczamy koło historii, by zacząć wszystko od nowa. Od podstaw. Od początku.

Chcielibyśmy wiedzieć kim jesteśmy, gdzie jesteśmy, jakie jest nasze przeznaczenie ale odkrycie tego jest bardzo trudne a rezultat nieostateczny, nieoczywisty, płynny. Musimy grać różne role. Rozpoznać sytuacje, siebie, świat. Hierarchie potrzeb, wartości. Wszystko redefiniować, Dobrze byłoby wiedzieć czego się chce, w jakim punkcie się jest, dokąd się dąży. Priorytetem wydaje się codzienność, jej rytuały pozwalają przeżyć. Jednak równie ważny jest szerszy kontekst, który nadaje jej sens, wartość, daje szansę skupienia się na tym, co najważniejsze.

Hierarchia dotyczy potrzeb fundamentalnych, podstawowych, niezbywalnych. By móc żyć, by godnie umierać. Potrzebne jest silne poczucie tożsamości, wolności/w Syrii za wypowiadanie słowa "wolność"grozi śmierć/, kreacji rzeczywistości, pisania dla niej scenariuszy, wcielania ich w życie, poczucie realnego, nie wirtualnego istnienia. Relacji z drugim człowiekiem, z naturą, z bogiem/nawet jeśli go nie ma/. Potrzeba kontaktu, która daje szansę dostępu do informacji, akceptacji, porozumienia. Przeprowadzenia dowodu na istnienie lub nieistnienie. Dla empatii, tolerancji, odpowiedzialności. Współtworzenia.

To istotne, że scena jest pusta, wyczyszczona, pozbawiona rodzajowości. Tym samym otwiera się na wszystko, a to, co się na niej pojawi staje się wyraziste, znaczące. Pojawiają się on/ ona, znajomy/nieznajomy, autor scenariusza Adel w sferze artystycznego ryzyka/ Josefin, która wkracza na scenę z widowni, strefy komfortu. Później dołączają do nich pozostałe osoby/publiczność/aktorzy, którzy również rezygnują z roli obserwatora, uczestniczą w toczącej się  narracji, współtworzą akcję. Wtrącają się, dyskutują, są niepokorni, aktywni. Grają i tańczą. Josefin jest widzem/aktorką/rośliną/ znów publicznością/znów aktorką/ ale też aniołem. Gra różne role. Jakie ma kompetencje? Czy ma papiery potwierdzające, że jest aktorką? Udowodnić to musi grając.  Przedstawia swoją pierwszą rolę. Sama więc deklaracja się nie liczy, dokumentacja ją legitymizująca też nie. Ostatecznie ważne zdaje się to kim człowiek jest, co potrafi, ile jest rzeczywiście wart. A jeśli tak jest można go ocenić, wycenić, uprzedmiotowić. Instrumentalnie, bezdusznie traktować. Pozbawiać godności, wolności, tożsamości. Gdy jest zbędny usuwać. Zabijać. Jak dziś ludność cywilną w Syrii. Josepin gra w końcu dyrektora teatru, decyduje, że nie wystawi w teatrze sztuki Adela. Cały wysiłek twórczy wydaje się być podjęty na próżno. Jedna decyzja, w której spotkały się aspiracje twórcy i rola producenta, który się musi liczyć z oczekiwaniami, potrzebami, gustami publiczności,  przesądziła o zwycięstwie konformizmu i fiasku kreacji. Czy rzeczywiście?

Dominuje w tym spektaklu iluzoryczność, wieloznaczność, niepewność. Podtrzymywany stan poddawania wszystkiego w wątpliwość. I nieustępliwe przedzieranie się przez kłamstwo do prawdy.  Dociekanie, kto panem jest, kto poddanym.  Kto ma władzę, kto jej pragnie. Poszukiwanie odpowiedzi an pytanie, jak powinny być kształtowane i wyważone relacje, w jaki sposób określona hierarchia potrzeb stron zależnych, bo każda ma swoją. Jak tworzą się, ścierają, wzajemnie  na siebie wpływają. Co ostatecznie znaczą.

Spektakl jest nie tylko o jednostce, świecie ale i o teatrze. Jego roli kształtowania świadomości, poszerzania pola porozumienia, otwartości, wyobraźni. Jest miejscem kontaktu, treningu, sprawdzania możliwości, poddawania w wątpliwość stereotypu, skostniałych struktur, archaicznych hierarchii potrzeb, systemów wartości. Ale sam w sobie też jest sposobem, formą komunikacji, propozycją nowego, innego, niestandardowego spojrzenia na świat, na człowieka. Ma odwagę podejmować ogromne ryzyko, eksperymentować, sprawdzać nowe pomysły. Tak jest i tym razem. Backa Teater kontynuując powstałą jeszcze w latach 70-tych metodę pisania tekstu sztuki w oparciu o szerokie konsultacje/różne grupy wiekowe i społeczne/ zadał pytanie: co byś zrobiła/zrobił, gdybyś mogła/mógł raz jeszcze przeżyć swoje życie?

Ale tak naprawdę, nie mieć znaczenie dla widza jak było na początku projektu, jaka jest tradycja danego teatru, intencje twórców, bo liczy się ostatecznie efekt sceniczny. To, co widz widzi, czuje i rozumie. W tym wypadku uderza kontrast pustej zupełnie sceny i całkowicie pełnej widowni. Przepływ energii, sygnałów, znaczeń pomiędzy tymi światami, które potencjalnie mają bardzo, bardzo wiele sobie do przekazania poza wszelkimi barierami. Granice nie istnieją, podziały są płynne. Można być czym się zechce, na przykład rośliną, aktorką, znajomą, aniołem, producentem, itd. Można być tym, który wkracza na scenę, choćby siłą własnej wyobraźni, można być hamulcowym procesu twórczego. Można przedrzeć się przez opadający na ludzi dach świata i tańczyć na nim. Można porażkę przekuć w sukces. Poniżenie w wywyższenie. Zniewolenie w wolność. O ile wystarczy sił, wyobraźni i otwartości, nawet podczas kataklizmu, w czasie wojny. Zawsze można zmienić hierarchię potrzeb. Widz ma prawo też nie rozumieć. Inaczej czuć, co innego słyszeć i widzieć. Samodzielnie interpretować. Na swój indywidualny sposób się wtrącać. By ogarnąć chaos w sobie, w otaczającym go świecie.  I to jest najważniejsze. To jest naprawdę piękne. W tej i w ogóle w sztuce. W teatrze.

Wizyta Backa Teater na zaproszenie Teatru Powszechnego, kontakt z jego spektaklem, pokazanym gościnnie w Nowym Teatrze, uświadamia potencjał teatru w rozpoznawaniu problemów współczesności. To szczery, bezpretensjonalny głos w dyskusji o roli sztuki w rozumieniu kondycji człowieka, otwarcia na niego, pokazywania mu w porozumieniu z nim nowej perspektywy, utwierdzenia w nim wiary w możliwość zmiany. Każdej zmiany.


HIERARCHIA POTRZEB
reżyseria: Mattias Andersson
tekst: Adel Darwish
dramaturgia: Stefan Åkesson
scenografia: Maja Kall
choreografia: Denny Hultén/Twisted Feet
kostiumy: Helena Arvidsson
kompozytorzy: Kristina Issa, Jonas Redig
dźwięk: Jonas Redig
światło i wideo: Tomas Fredriksson
charakteryzacja: Josefin Ekerås
asystentka reżysera: Felicia Stjärnsand
obsada: Adel Darwish, Rasmus Lindgren, Josefin Neldén, Ramtin Parvaneh
tancerze: Marcel Gomes, Aleksandra Jovic
ponadto w spektaklu występują: Nermin Asheti, Ali Ktit, Yafet Melake, Alieksander Okbatsion, Iman Rasho
we fragmentach wideo występują: Obay Alskoja, Milad Alsahwy, Ahmad Katrib, Lugen Skouzam, Diana Tayara, Noorvan Bourhan, George Eid

fot. Ola Kjelbye

http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/281888.html?fbclid=IwAR2D8Du6FK9IfzKtKpTANDDkWLoeYpHvBYKuZobXXXt5ZfzgiqK0jhDONvY

LETNICY TEATR NARODOWY



LETNICY, dramat Maksyma Gorkiego z 1904 roku analizujący portret zbiorowy inteligencji rosyjskiej,  stał się dla Macieja Prusa i zespołu Teatru Narodowego pretekstem do wiwisekcji inteligencji współczesnej. Głównie poprzez formę, która jest uproszczona, wysublimowana, symboliczna. Poza miejscem i ponad czasem. Z przemykającym walcem Dmitrija Szostakiewicza.  Obraz jest piękny, czysty, klarowny. Przechodzi od intensywnego realizmu charakterystyki postaci do uniwersalnego abstrakcjonizmu ich cieni. Jakby zamknięty w szklanej kuli, jakby obserwowany przez widzów przez okno weneckie  dowodzi, że diagnoza Gorkiego pozostaje aktualnym oskarżeniem.

Scenografia Jagny Janickiej- pozbawiona rodzajowości, przestrzenna, uwolniona od drobiazgów, szczegółów-otwiera się na nieskończoność, wybija na metaforyczność. Tworzy otulinę dla struktury mentalnej, która jest już martwa, bo wyczerpała już swój potencjał twórczy, sprawczy. Intelektualny i moralny. Uwodzący. Godny pożądania. Może być tylko obserwowana, kontemplowana, smakowana. Może stanowić punkt wyjścia dla krytycznych przemyśleń, estetycznych wrażeń, nostalgicznych podróży. Wyciągania profetycznych wniosków. Umieszczony w głębi sceny olbrzymi, wypełniający się emocjonalnymi barwami dla kolejnych scen, stanów psychicznych bohaterów ekran współtworzy emocje, dopełnia gorzką, bezkompromisową ocenę.  Co bezpłodne, nie zaowocuje. Co jałowe, winno zginąć. Co umarło, musi, odejść. Zwłaszcza, że samo sobą pogardza, jęcząc, bredząc, marudząc. Trzeba jeszcze tylko wszelkie śmieci, resztki, toksyczne szczątki zbędności uprzątnąć, pogrzebać. Wyrugować, pozbyć się, zniszczyć. Unieważnić.

Sztuka proponuje artystyczny materiał teatralny, z którego każdy ma szansę uszyć własny kostium. By go na sobie sprawdzić, by go na sobie przećwiczyć. Ten sceniczny-naturalny, w kolorze beżu, sepii, stylizowany na początek XX wieku sukni, garnituru przez Martynę Kander - tworzy paradoksalnie dystans, pozwala na chłodny osąd. Jedni zobaczą w nim przyczynę oczywistego przemijania, bolesnego wypalenia, naturalnego zużycia tego, co musi ustąpić miejsca nowemu, drudzy ponadczasową kolej rzeczy, która nie znosi pustki. Bo zawsze coś ją wypełni. Będzie istniało jakieś nieukształtowane, nieznane dalej, lepiej lub gorzej. Ale inteligencja, jako bardziej świadoma, wrażliwa, lepiej wykształcona warstwa społeczna, jest za każdy przyszły kształt rzeczywistości odpowiedzialna. W tym się też przejawia jej długofalowe znaczenie.

Maksym Gorki charakteryzuje swych bohaterów surowym psychologicznym opisem. Przemawia w nim zepsucie, egotyzm, nuda prowadząca do bezczynności i zaniechania. Inteligencja zredukowana jest do figur letników, niczego więcej. To ludzie, którzy zdolni są już tylko próżnować, korzystać z życia, własnej pozycji. Bezproduktywni, interesowni, bez znaczenia, bo nie mają na nic wpływu, lenią się, gnuśnieją, zajmują się wyłącznie sobą. Egotyczni, pyszni, próżni mężczyźni i ubezwłasnowolnione przez patriarchat  kobiety tańczą danse macabre. Oni, panowie i władcy, śmieszni w swej nieporadności, naiwności, wycofaniu budzą politowanie. One, adorowane, uwielbiane, cenione ale tak naprawdę ignorowane, obśmiewane, dezawuowane przez mężczyzn, nie mają szans na niezależność, wolność, szczęście. Wszyscy mają świadomość swego nędznego położenia, celnie dokonują samooceny ale nic z tego samobiczowania, samooskarżenia nie wyniknie. To marudzenie, jęczenie, narzekanie  jest użalaniem się nad sobą. Bezradni wobec własnej niemożności  mogą tylko spocząć na laurach, żyć w pustce, samotności, rozśrodkowaniu.  Warwara, kobieta, która głośno, otwarcie, szczerze formułuje konkretne zarzuty, jest tej bezsilności inteligencji najsilniejszym akordem.  Desperackim, sfrustrowanym, silnie emocjonalnym. Histerycznym. Niczego to nie zmieni, na wszystko jest już za późno więc letnikom, którzy szukają tylko spokoju, wystarczy sił, by po kres trwać. Nadal się męczyć, nienawidzić, zadręczać.

Maciej Prus wyreżyserował piękny stylistycznie, zagrany z maestrią artystyczny monolit. Wykreował dzięki dziełu Maksyma Gorkiego archetyp bezpłodnej inteligencji w fazie rozczarowania, frustracji, wypalenia. Generację doskonale wykształconą, świadomą siebie, świata ale żyjącą po nic. Aktorzy grają bezbłędnie, wspaniale. Przejmująco. Budują duszny nastój marazmu, uwięzienia w beznadziejnej pustce. Polaryzują świat męski i żeński, eskalują jego niekompatybilność. Wyostrzają erozję uczuć, głębokie pęknięcia w relacjach, brak mocnych więzi, wzajemnego zrozumienia. Skutecznie kamuflowaną, niczym nieuzasadnioną, pozbawioną szacunku wyższość mężczyzn w stosunku do kobiet.

Każdy bohater zna swoje miejsce w ustalonej hierarchii, musi grać swoją rolę.  Przemykająca milcząco posągowa służąca Sasza/Zuzanna Saporznikow/nie zajmuje nikogo ale jest to obecność znacząca. Pochodzi z innego świata jak sprzątający po letnikach dozorcy/Jacek Mikołajczak, Grzegorz Kwiecień/, którzy nic dobrego nie mogą o nich powiedzieć. Wszystkie pozostałe kobiety chcą zaistnieć, przystosować się, mimo odmienności swej natury od narzuconej roli życiowej. Coś chcą udowodnić, coś znaczyć. Zademonstrować. Wrażliwa, zdolna Kaleria /ujmująca Anna Gryszkówna/ pisze prozą wiersze, konkuruje, chcąc nie chcąc, z literatem Szalimowem/Piotr Grabowski/.  Julia /intrygująca Michalina Łabacz/ jest niepokorną, flirtującą, szukającą wrażeń, wolności żoną Susłowa/pocieszny Krzysztof Stelmaszyk/. Gardzi mężem otwarcie i szczerze. Może sobie na to pozwolić, jest młoda i piękna. Ma adoratora Riumina/wow!Henryk Simon/. Inaczej niż Olga /wzruszająca Edyta Olszówka/, przede wszystkim matka, żona swego męża, doktora/znakomity Arkadiusz Janiczek/,  która jest zmęczona, wylękniona, zrezygnowana. Podporządkowana i bezwolna.Wycofana. Maria /wspaniała Beata Ścibakówna/ jest kobietą świadomą swej dojrzałości. Boi się szaleństwa miłości młodego mężczyzny Własa/Mateusz Rusin/, wyrzeka się swojej własnej do niego, choć bardzo pragnie kochać. Podejrzewa pułapkę, zasłania się swym wiekiem, niestosownością takiego związku. Brakuje jej odwagi, stanowczości, pewności siebie. Za to Warwara /doskonała Dominika Kluźniak/, najpierw opanowana, akceptująca swoje położenie, wybucha w końcu temperamentem wnikliwej obserwatorki, buntowniczej oskarżycielki. Robi inteligencji rachunek sumienia. Obnaża jej prawdziwą twarz, marną kondycję lecz mężczyźni, łącznie z Dwukropkiem/bezbłędny Mariusz Benoit/ solidarnie krytykę przyjmują z lekceważeniem, ironią. Zarówno zbyt opanowaną jak i zbyt emocjonalną Warwarę bezdusznie ignorują, skutecznie neutralizują. Niestety, ona sama wcześniej nie jest tak surowa w stosunku do siebie, nie potrafi być dla Olgi wyrozumiała, wielkoduszna. Jak mężczyźni nie wybacza, jest bezwzględna, stanowcza, zimna. Zdystansowana. Otrzymujemy tym samym pełny obraz inteligencji, letników, martwych intelektualnie, okaleczonych uczuciowo, bezwolnych, którzy wszelkie kryzysowe sytuacje zniosą, najtrudniejsze konflikty przeżyją ale pozostaną jedynie cieniem osób, którymi mogliby być, którymi winni być. Bez marzeń, pragnień, idei, żaru w sercu, zakompleksieni, niespełnieni snuć się będą po świecie niepotrzebni nikomu, samotni, zbędni. Rozczarowani i rozczarowujący.



LETNICY MAKSYM GORKI

reżyseria: Maciej Prus
przekład: Stanisław Brucz
scenografia: Jagna Janicka
kostiumy - Martyna Kander
reżyseria światła: Maciej Igielski
opracowanie muzyczne: Małgorzata Małaszko

Występują:
Anna Gryszkówna (Kaleria), Dominika Kluźniak (Warwara), Joanna Kwiatkowska-Zduń (Pani), Michalina Łabacz (Julia), Edyta Olszówka (Olga), Zuzanna Saporznikow (Sasza), Beata Ścibakówna (Maria), Mariusz Benoit (Dwukropek), Karol Dziuba (Zamysłow), Piotr Grabowski (Szalimow), Arkadiusz Janiczek (Dudakow), Grzegorz Kwiecień (Kropiłkin), Jacek Mikołajczak (Pustobajka), Kamil Mrożek (Siemion), Paweł Paprocki (Basow), Mateusz Rusin (Włas), Henryk Simon (Riumin), Krzysztof Stelmaszyk (Susłow) oraz gościnnie Marzena Gorska (Pani w żółtej sukience), Łukasz Borkowski (Pan w cylindrze) i Mateusz Kwiecień (Młodzieniec)

premiera: 9 listopada 2019

Fot. Maciej Landsberg, opr. graf. ELIPSY
https://narodowy.pl/repertuar,spektakle,398,letnicy.html
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/282129.html?fbclid=IwAR1V_3f8u91SQV_9hbze3og7u00hhPFSq9pkO6nSRY0FhTh7VGZLR_gK9vQ

niedziela, 3 listopada 2019

NÓWKA SZTUKA WYZWOLENIA Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy


Spektakl WYZWOLENIA Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy zaprasza widzów do przyjrzenia się sobie samym, Polakom, w przeciętnym polskim domu, którym jest mieszkanie w blokowisku, duszna, ciemna, klaustrofobiczna klitka pamiętająca jeszcze czasy PRL-u. Zużyte wyposażenie kuchni, przygnębiająca kiczowata meblościanka, kanapa, stolik, sztuczny kwiat w dużym pokoju, proste łóżko w sypialni, stary sprzęt AGD, czajnik z gwizdkiem, skromny prysznic i wc, mały balkon z zasuszonymi kwiatkami  wypełniają przestrzeń życiową "dwadzieścia kroków wzdłuż i wszerz", mentalny współczesny anturaż biedy, zastoju, marazmu. Oto Polska właśnie. Tu rodzi się pragnienie ucieczki, chęć zmiany. Wielkiej przewrotki. Wyzwolenia.

Nadciąga korowód Polaków szaraków, jak monolit, jednia, skała. Personifikacja polskości. Zbliża się do szkieletu tego, co winno być ogniskiem rodzinnym, schronieniem, ostoją a jest wrogą norą.  Pozbawiona ścian, okien straszy ale właśnie dlatego może pomóc otworzyć się na nowe. To nie miejsce ani przeszłość ale kim się jest, czego się chce, po co się żyje, dla kogo zdecyduje o przyszłości. Byt określa świadomość, historia fantasmagorie.  Źle, jeśli się utknęło. Gorzej, jeśli się nie wie co i jak robić, by mieć odwagę na zmianę.

Pierwsza część spektaklu to przedstawienie postaci, figur, póz typicznych, retorycznych. W mowie, ruchu i śpiewie. Cytatach. Formie komicznej. Lekkiej, prostej, ironicznej. Groteskowej. Celna charakterystyka wiecznej polskiej niemożności. Gęby. Pozy. Ubezwłasnowolnienia woli, braku działania. Obraz ograniczeń, udręczenia. Otumanienia. Ksenofobii, rasizmu, hipokryzji, uzależnienia od kościoła.

Druga część to status quo wyzwolenia poprzez samookreślenie. Ci sami aktorzy w roli Masek pytają, badają, sprawdzają Kobietę Obsadzoną jako Konrad, Magdalenę Drab, autorkę tekstu sztuki. Dokonują brutalnego przesłuchania. Stawiają konkretne zarzuty. Są natarczywe, dociekliwe, nieustępliwe. Bezwzględne. Zmuszają młodą kobietę do rezygnacji z frazesów, pustosłowia, sloganów, stereotypów, porzucenia barw ochronnych,  by dotrzeć do prawdy gdy padną słowa: "Posypałam się. Pogubiłam. Popadłam w patos. Poległam. Poraniłam się. Pogardzam kim popadnie...Ale odwaga to wszystko, co mam. Wszystko, co mam! Nie jestem lepsza. Warchoły to my! Warchoły to my! Ja nie chcę trzymać palca w dziurawym sercu!"  

W finale wracamy do początku. Korowód się zbliża do mieszkania, Polski, w którym/w której się nic nie zmieniło. To w Polakach, ich umysłach, sercach, wyobraźni, marzeniach najpierw musi pojawić się impuls przemiany.  Prawdziwe wyzwolenie. Czy odwagę przekują w czyn? Czy stanie się głównym orężem? Historia, jak zapętlające się sceny w tym spektaklu, lubi się, niestety, powtarzać.

Tekst Magdaleny Drab, reżyseria Piotra Cieplaka, ruch sceniczny Leszka Bzdyla, scenografia Andrzeja Witkowskiego, muzyka Pawła Czepułkowskiego i Michała Litwińca stworzyły przedstawienie pokazujące, jak silnie stare, zmurszałe, niezrozumiałe dziś treści, zachowania stadne, zakorzenione są w polskiej mentalności Jak trudno przychodzi się przyznać przed samym sobą, kim się naprawdę jest. Odwaga chyba nie wystarczy, to za mało, by cokolwiek w narodzie zmienić. Potrzeba  przekonywujących motywacji, potężnych stymulatorów, nowej narracji, strategii, wizji.
Nawiązanie do historii literatury poprzez przepisanie WYZWOLENIA Stanisława Wyspiańskiego jest kontynuacją, starym tropem, słuszną diagnozą, ale nie rewolucją. Przeglądamy się w tym obrazie, rozpoznajemy i, niestety,  dołączamy do korowodu wkraczającego do domu dwadzieścia kroków na dwadzieścia. Pociągają nas dobrze znane zapachy, odgłosy, idee, gdy nic sami nie jesteśmy w stanie wypracować, stworzyć. Choć tak bardzo się staramy, tak wiele mamy możliwości. Świat stoi przed nami otworem a my ciągle gnieździmy się, grzęźniemy w ciasnej, ograniczonej, gnuśnej mentalności. Nie wszyscyśmy jacy tacy. Ale ta garstka nie umie porwać milionów, nie potrafi. I to byłby dobry temat dla dramaturgii współczesnej. Wielki. Nie byle jaki.

Zespół Teatru Modrzejewskiej w Legnicy w partyturze scenicznej Magdaleny Drab i Piotra Cieplaka: Magda Skiba, Ewa Galusińska, Magda Biegańska, Zuza Motorniuk, Małgorzata Urbańska, Katarzyna Dworak, Małgorzata Patryn, Gabriela Fabian, Anita Poddębniak, Paweł Palcat, Bogdan Grzeszczak, Bartosz Bulanda, Robert Gulaczyk, Rafał Cieluch, Mateusz Krzyk gra, tańczy, śpiewa, performuje doskonale, bawi, wzrusza. Daje do myślenia. To, czy spowoduje widzów działanie, trudno przesądzić. Sztuka jest gładka, życie chropowate. Sztuka jest przewidywalna, życie nigdy. A gdy dochodzi czynnik ludzki, zachowawczy, zalękniony, podporządkowany, prognoza jest skomplikowana, nie do przewidzenia. Jak się od siebie samego uwolnić? Jak wyzwolić od niewidzialnych więzów? Nie chodzi już o to, by zwykłych zjadaczy chleba w anioły przerobić ale pozwolić im być, jakimi tylko zechcą. Tymczasem proces kształtowania jednostki, wychowania narodu, wtłaczania go do struktury o z góry określonym wymiarze, systemie wartości, z pozornie wolną wolą, samostanowieniem to cel każdego systemu.  On nie zrezygnuje z hodowli nowych żarliwych wyznawców, niewolników. Posługiwania się manipulacją, propagandą, nośną wizją.  Dlatego nie ma wyzwolenia. Nadziei. Bo kolejne wyzwolenie jest początkiem nowego zniewolenia.

WYZWOLENIA  MAGDALENA DRAB
reżyseria: Piotr Cieplak
scenografia: Andrzej Witkowski
ruch sceniczny: Leszek Bzdyl
muzyka: Paweł Czepułkowski i Michał Litwiniec
obsada:
Dekoracja/Maska 5 - Magda Skiba
Kobieta Obsadzona Jako Konrad - Magda Drab
Początek/Maska 8 - Ewa Galusińska
Tężyzna/Maska 7 - Magda Biegańska
Dystynkcja/ Maska 12 - Zuza Motorniuk
Sytość / Maska 10 - Małgorzata Urbańska
Łezka w kąciku/ Maska 6 - Katarzyna Dworak
Wróżba/Maska13 - Małgorzata Patryn
Cud / Maska 4 - Gabriela Fabian
Firanka/Maska 11 - Anita Poddębniak
i !/Maska 9 - Paweł Palcat
Aktor, który miał zostać obsadzony jako Konrad, ale tak się nie stało/ Maska 1 - Bogdan Grzeszczak
Krew/Maska 15 - Bartosz Bulanda
Struna / Maska 2 - Robert Gulaczyk
Reklamacja/Maska 3 - Rafał Cieluch
Dygot / Maska 14 - Mateusz Krzyk

data premiery:16 marca 2019

nagroda za najlepszy tekst 25. OKnWPSP