sobota, 30 grudnia 2023

CZEGO NIE WIDAĆ TEATR WYBRZEŻE


Minęło sporo czasu, kiedy widziałam spektakl CZEGO NIE WIDAĆ Teatru Wybrzeże i nadal o nim myślę. Nie znajduję wytłumaczenia, dlaczego ta komedia mnie aż tak bardzo zirytowała, w ogóle nie śmieszyła. Przecież tematem jest teatr, którym się interesuję. Przecież reżyseruje Jan Klata, którego praca mnie ciekawi. Może wcale nie ma znaczenia dla mnie, czego nie widać w procesie przygotowywania spektaklu(scena z próby generalnej), tego, co się dzieje na zapleczu podczas grania przedstawienia, czy już w jego regularnym przebiegu. Różnice pomiędzy tymi trzema bytami nie są duże. Panuje męczący chaos, dominuje landrynkowy kicz, wylewa się ze sceny nieznośna lekkość banału. A jednak...

Widzowie obserwując, co się dzieje na scenie, w gruncie rzeczy podglądają, a sztuka ta daje do tego okazję aż trzykrotnie. Pierwszą jest próba generalna, która jest jeszcze work in progress; wiele można zmienić, poprawić, przećwiczyć. Dopracować. Tu obserwuje się  wpadki, pomyłki, powtórki. Można podejrzeć, jak reżyser pracuje z aktorami, twórcami, z jakiego powodu coś się zmienia, ulepsza, wydłuża czy skraca. Można przekonać się jak bardzo nerwowy jest to moment, jak bardzo stresujący i w jaki sposób sobie wszyscy z napięciem przedpremierowym radzą. Czy są do grania swych ról przygotowani. Czy wpadają w panikę, krzyczą, wrzeszczą, wściekają się. Za chwilę premiera spektaklu  pod tytułem CO WIDAĆ a wszystko się rozpada. Ciągle jest w powijakach. Ułomna. Niedopracowana.

Backstage pobudza wyobraźnię. Tego, co się tam dzieje, zazwyczaj nie widać. Ale nie w tym spektaklu. Akcja na zapleczu toczy się wartko. Prywatne miesza się z teatralnym i może się wydać bardziej interesujące niż sama sztuka. Bebechy  podskórnego życia, podtekstów, napięć, emocji, interpersonalnych stają są tu pierwszoplanowe. Panuje nerwowa atmosfera, przytłacza galimatias towarzysko-zawodowych relacji. Słychać pogłos fragmentów tekstu, hałas trzaskających z impetem drzwi, żywe reakcje widowni, której oczywiście nie widzimy.  Aż trudno uwierzyć, że w takich warunkach przedstawienie może być grane.

Trzecia odsłona to zwykły przebieg spektaklu w trakcie tournee. Tym razem widać jeszcze bardziej nonszalancką, niechlujną grę aktorską, pozbawioną dyscypliny, wszelkiej kontroli. Wszystko się rozjeżdża, wali, każdy gra ot, tak, bez zwracania uwagi na innych. Trudno znieść  po raz trzeci brzmienia tekstu infantylnej farsy, obserwowanie banalnych bohaterów, ich idiotycznych póz, tyrad, lapsusów, bezładnie toczącej się akcji w słodkiej scenografii( ściana różowo-białej tapety), wytrzymywać hałas raz po raz trzaskających otwieranych- zamykanych gwałtownie jedenastu par(?!) drzwi. Zastanawianie się, kto zjadł sardynki. Co się stało, że zniknęły. Ale  w tej  części Katarzyna Figura ma mistrzowskie wejście. Gdyby wszyscy od początku tak grali, to CZEGO NIE WIDAĆ  byłoby aż nadto widoczne!

Może chodzi Klacie o absurdalność rzeczywistości, w której gramy kiepskie role byle jak z byle kim-zmanierowani, znudzeni, zepsuci. Może chodzi o chaos powszedniości, bylejakości, miernoty, który infekuje tak bardzo, tak głęboko, że nawet farsa staje się swoją ostrą karykaturą.  Co dopiero prawdziwe życie.  Brak czasu, pieniędzy, umiejętności, harmonii, zrozumienia, profesjonalizmu, sensu jest tu supergwiazdą. Jej wcielenia superbohaterem. Nie widać tego, co istotne, ważne, niebezpieczne. Jak te obrazy Rosji, Putina, wojny, nadciągającej katastrofy przemykające przez scenę niepostrzeżenie (wyświetlane wideo, żołnierz w pełnym rynsztunku wyruszający do boju), jakby pochodziły z innego porządku, obcego świata. Jak wszelki kryzys, bo nie tylko w teatrze tym spektaklem jest on mocno ilustrowany. Jak aktorzy (w kostiumach stylizowanych na więzienne pasiaki w swej roli zamknięci i w ostatniej części spektaklu we wzorze tapety, czy wszyscy ludzie, którzy biegają bezładnie, uwięzieni w kieracie absurdalnej rzeczywistości, w rolach sobie obcych, narzuconych, niechcianych.  Całkowicie rozśrodkowani, zagubieni, niezdolni do wspólnej gry,  do współdziałania, co przyniosłoby sukces. W tym sensie jest to ostra krytyka cywilizacji Zachodu, która przyspiesza w swym pędzie, galopuje na oślep, zapętla się coraz bardziej i bardziej (jak w filmie CZYŻ NIE DOBIJA SIĘ KONI? S.Pollacka, TANGO Z.Rybczyńskiego, WESELE A.Wajdy), zmierzając nie wiedzieć do czego, gubiąc po drodze wszystko, co najważniejsze. Godność, cel, złoty róg. Człowieczeństwo.

Rezygnacja z dostrzegania i mierzenia się z prawdą, udawanie, że jej się nie widzi lub o niej nie wie, prowadzi do degradacji. To, co się wypiera, co lekceważy albo na co się przymyka świadome/nieświadomie oczy do klęski. Co ludzi nie obchodzi z najróżniejszych powodów a co jest ważne, istotne, decyduje, by zrozumieć całokształt zjawiska/wydarzeń/życia, wniknąć głębiej, zobaczyć szerzej, przeżyć intensywniej funduje upadek. Wybiera się przyznanie do akceptacji chaosu  dla wygodnego uzasadnienia bierności, wycofania. Bo wiedza wymusza zaangażowanie, zajęcie stanowiska, wykonanie pracy. Rodzi sprzeciw wobec absurdów, miałkości egzystencji i głupoty ludzkiej. Uzasadnione są więc w tym wypadku pytania: Z czego się śmiejecie? Z samych siebie? Przede wszystkim z mentalności serfujących na fali lekkości bytu; łatwego znieczulenia, przyjemnego funu, bezbolesnego samozadowolenia. 

Wspomnienie tego spektaklu nadal budzi we mnie mieszane uczucia, bo zakleja usta słodyczą landrynki(scenografia, kostiumy, kołowrót scenicznej narracji), budzi niezdrowy apetyt na nieosiągalne sardynki. Każe szukać  w mętliku scenicznym, co funduje światu w potrzebie, w kryzysie wyhodowana na głodzie  konsumpcji bezsilność, poczucie niepewności (z niezliczoną ilością wejść-wyjść awaryjnych), usiłująca za wszelką cenę, tego co trzeba nie zobaczyć, nie zrobić, nie powiedzieć. Co widać. Do bólu widać!




fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

niedziela, 17 grudnia 2023

MATKA I DZIECKO TEATR WARSAWY

 

Spektakl Teatru WARSawy MATKA I DZIECKO autorstwa Jona Fossego( Nobel 2023) w reżyserii Adama Sajnuka opowiada o przypadku rodzica, który porzuca swoje dziecko i nie utrzymuje, bo nie szuka, z nim kontaktu. Konfrontuje i obnaża-łącząc na mgnienie dwa byty równoległe, które bliskie biologicznie są tak naprawdę sobie obce-wielką samotność, brak relacji, więzi, uczuć, które są wynikiem świadomej decyzji kobiety pragnącej żyć na własnych warunkach, w wolności, swobodzie, niezależności. Ucieka ona od rodziny, porzuca miejsce urodzenia, odrzuca świat wartości, jaki reprezentuje, bo go nie akceptuje. Obraz prowokuje rozważania o tym, jak to jest możliwe, że  dojrzałe osoby, biologiczna matka i dorosły syn, nie mają sobie nic do powiedzenia, nie potrafią być ze sobą. Spotkanie jest więc krótkie, nie prowadzi do zmiany czegokolwiek. Przeszłości nie można zmienić, przyszłości nie ma w czym zakotwiczyć. Może tak naprawdę chodziło o to, że się oboje zobaczyli, przez chwilę byli razem.  Warto podkreślić, że z inicjatywy syna.

On, doskonale wykształcony(dwa fakultety: z filozofii i literatury), wychowany przez cudownych, ciepłych dziadków i ojca, który założył kolejną rodzinę, emanuje siłą spokoju, opanowania, pewności siebie. Cokolwiek czuje i myśli, doskonale to ukrywa. Ona, piękna, wyemancypowana kobieta sukcesu, z żelazną konsekwencją realizująca swój plan kariery i życia, jest emocjonalnie jego przeciwieństwem. Spotyka się ogień z wodą. Maciej Czerklański, statyczny w swej posturze, w postawie niewzruszony jak skała, jest synem, który już samą obecnością wywołuje w matce niepokój, zdenerwowanie, prowokuje wspomnienia, spowiedź, wyjaśnienia, irytujące zachowanie. Matka Kamilli Baar, elegancka, wyzywająca, na wskroś nowoczesna kobieta, nie do końca panuje nad sytuacją. Broni się jakby była oskarżana, zachowuje się wyzywająco. Dobitnie podkreśla motywacje swoich decyzji, mocno uzasadnia nieustępliwość w realizacji dokonanych wyborów. Może wydać się, że mimo wszystko jest słaba, żałosna, paradoksalnie przegrana. Miota się na  krwistym dywanie, czerwienią pełzającym wysoko po ścianie, raz po raz układa kwiaty w wazonie, sięga ciągle po papierosa, zakłada i zdejmuje okulary, nerwowo pije whisky, kompulsywnie je banana, poprawia makijaż, tańczy, ni stąd ni zowąd się opala przy kwarcówce. Wszystko po to, by zagadać niepokój, zagłuszyć dotykające ją poczucie winy, ukryć zmieszanie. Na próżno i niepotrzebnie. Syn ją rozumie, akceptuje, nie musi wybaczać. Zrobił to, czego ona nigdy nie zrobiła; odwiedził ją, bo chciał ją tylko zobaczyć. Gdy spotykają się oboje są już dojrzali. Syn doskonale ukrywa swoje emocje. Matka przeciwnie, nie jest w stanie. Można odnieść wrażenie, że dziecko sprawdza, że nie potrzebuje matki, ona, że nie potrafi być z synem. Oboje-tak bardzo nie znający siebie-są bardzo bliscy sobie. Wychowani przez tych samych ludzi, w tradycyjnej rodzinie, są silni, wolni, każde idzie własną drogą. Potrafią znieść wszystko.

Spektakl uzmysławia, jak łatwo można usunąć drugiego człowieka- nawet tego krew z krwi, kość z kości, zakładamy, że nową wersję lepszego a może nawet najlepszego siebie(dziecko)- z własnego życia i niekoniecznie chodzi o usunięcie ciąży. Wystarczy wyjechać, zerwać kontakt, odciąć się. Jakby ta najgłębiej zakodowana obecność miłości, przynależności w sercu, pamięci, genach mogła być do cna wymazana. Do jakiego poziomu rozumienia, do jakiej intensywności czucia redukuje się odpowiedzialność za drugiego człowieka, by być pewnym tego, że inaczej nie można postąpić? Chyba tylko wtedy, gdy się wie na pewno, że samemu się mu zagraża, bo będąc z nim w znienawidzonym miejscu, narzuconym stylu życia, doprowadzi się go do destrukcji. Być może to jest taki przypadek. Matka dokonuje aborcji całej przeszłości: rodzinnej, rodzicielskiej, stylu życia, miejsca, w którym się wychowywała, bo to ją niszczyło i unieszczęśliwiało. Nie mogła być pewna, że się jej uda nowe, inne, wspaniałe życie ale zaryzykowała, podjęła decyzję i w niej trwała. Przerażające jest jednak, gdy się pomyśli, że zafundowała dziecku to od czego sama uciekła. To był naprawdę dramatyczny wybór, bo stanowił olbrzymie obciążenie. Być może sądziła, że w dorosłym życiu syn, podobnie jak ona też będzie w stanie zrobić, co zechce. Wybierze dobre dla siebie życie. 

Czy to spotkanie matki z synem się udało? Na pewno było sprawdzianem. Samo w sobie postawiło matkę w stan oskarżenia. Zanurzyło w morzu wątpliwości. Jeszcze raz, gdy zamierzone cele w życiu osiągnęła, pokazało, że i tak wszystko się dokonało a ona po chwili, już w samotności, otrząsnęła z siebie emocje, zrzuciła napięcie i zapatrzona w panoramę tętniącego życiem miasta, paląc papierosa, uspokoiła się. Wyciszyła. Była znów kobietą, nie matką. Syn odszedł, jak winny odchodzić dzieci w świat-już dorosłe, skazane na samodzielne kształtowanie swego życia. Gdy ostatecznie odcięły pępowinę łączącą je z rodzicami, głównie matką. 

W swej sztuce Jon Fosse, dzięki precyzyjnej reżyserii Adama Sajnuka, powściągliwej ale wymownej scenografii i kostiumom Katarzyny Adamczyk, budującej nastrój muzyce Michała Lamży, sugestywnemu światłu Dariusza Adamskiego dowodzi, że co  na pierwszy rzut oka wydaje się różne, szalone, dziwne, tak naprawdę jest takie samo, normalne, proste. Autor i twórcy spektaklu sugerują, że obojętność, obcość, wycofanie jest maską niepokoju, lęku, miłości. Pokazują, że każdy stanowi samotny byt, tworzy wsobny świat skazany wyłącznie na wiarę w siebie. A to, co najważniejsze jest niewypowiedzialne. Dlatego tytułem jest MATKA i DZIECKO. Cokolwiek zdarza się, jedno ma wpływ na drugie, każde żyje w drugim, jest w niepojęty sposób nierozerwalną- czasem cudowną, czasem przeklętą, nigdy jednoznaczną - jednią. 


MATKA I DZIECKO  JON FOSSE

Reżyseria: Adam Sajnuk
Scenografia i kostiumy: Katarzyna Adamczyk
Opracowanie muzyczne: Michał Lamża
Światło: Dariusz Adamski
Tłumacz: Halina Thylwe

Obsada:
Kamilla BAAR
Maciej CZERKLAŃSKI

Zdjęcia: Sara Niedźwiecka

piątek, 15 grudnia 2023

POLOWANIE NA OSY.HISTORIA NA ŚMIERĆ I ŻYCIE TEATR STUDIO

Na początku było bestialskie morderstwo 22-letniej Jolanty Brzozowskiej, dokonane podczas napadu rabunkowego przez troje ludzi o cztery lata od niej młodszych, później proces sądowy, który skazał ich na dożywocie. Spektakl POLOWANIE NA OSY. HISTORIA NA ŚMIERĆ I ŻYCIE wyreżyserowany przez Natalię Korczakowską z dramaturgią Marcina Cecko w Teatrze Studio w Warszawie, oparty na faktach( książka Wojciecha Tochmana HISTORIA NA ŚMIERĆ I ŻYCIE) przedstawia przebieg i okoliczności zbrodni oraz skutki dla Moniki Osińskiej, które uznaje za niesprawiedliwe, bezduszne, nieludzkie. Oddając głos jednemu z katów, bierze go w obronę, kwestionując zasadność wyroku sądowego, upominając się dla niej o godne traktowanie, wyraża zdanie, że dożywocie dla młodych ludzi jest krzywdzące. Więcej, poprzez tytuł upomina się o przypadki temu podobne, sugerując, że historia Moniki Osińskiej nie jest przypadkowa, nie jest jednostkowa. Wizualizuje zderzenie jednostki z systemem, jej przegraną. Bez przebaczenia.

Właściwie nic nie dowiadujemy się o ofierze poza opisem maltretowania jej ciała przez troje oprawców, którzy, jak twierdzą, przyszli tylko ukraść pieniądze na studniówkę, bez zamiaru mordowania ze szczególnym okrucieństwem. Jolanta wykorzystana jest we wzruszającej scenie, gdy złamana więziennym życiem Osa przytula się do niej w pozycji embrionalnej. Obie stapiają się w jednię-ofiarę traktowaną bez litości, z zimną krwią.  Obie stają  się w niej  bolesnym wyrzutem, mocnym oskarżeniem tych, którzy do tego dramatu dopuścili. 

Spektakl zajmuje się nie przyczynami, które doprowadziły do zbrodni Jolanty, tylko po jej morderstwie zbiorową zbrodnią na Osie. Krytykuje media, które manipulują informacją szukając sensacji w celu podniesienia oglądalności, stygmatyzuje kuzyna ofiary, który okazał się hochsztaplerem, oskarża wymiar sprawiedliwości o brak niezawisłości, niezależności, bezstronności w sprawie obiektywnego wyjaśnienia zbrodni i wymierzenia sprawiedliwej kary, obrońcę wchodzącego w rolę prokuratora, opresyjną służbę penitencjarną, nieskuteczny proces resocjalizacji, bezduszną, pozorowaną opiekę psychologiczną(kompletnie nieprofesjonalna psycholożka), opinię publiczną żądną krwi a nie prawdy. Podkreśla znaczenie nieobecnego ojca, podporządkowanej mu prymitywnej matki. Sztuka dowodzi ich winy za skazanie Osy na dożywocie, na wieczną samotność, bo zawsze była sama. Przeprowadza dowód na to, że nie chodziło o sprawiedliwość ale o zemstę. 

Twórcy konsekwentnie wykluczają jej udział własny w zbrodni. Jakby była ubezwłasnowolniona mentalnie. To ciekawe, że wszyscy są tu winni, a ona, choć się przyznaje, postrzegana jest jako ofiara złego wychowania, systemu edukacji, ignorowania przez rodzinę, szkołę, znajomych, instytucje. Wychodzi na to, że zawsze biernie uczestniczyła w nie swoim życiu. Jednak, jeśli życie jest wartością samą w sobie, to ona nadal żyła, a Jola, na której złamał się kij bejsbolowy oprawcy, okaleczona z wieloma ranami ciętymi, z podciętym gardłem, dławiąc się własną krwią umarła. Ale przecież jej cierpienie nie trwało dwadzieścia siedem lat z opcją na dożywocie. Właściwie Jola cierpiała krótko, a Osa długo. To jest rzeczywiście głęboko niesprawiedliwe. Krzywdzące. 

Spektakl jest sprawnie wyreżyserowany. Imponuje bogactwem efektów specjalnych, elektroniki, pomysłów inscenizacyjnych adekwatnie wizualizujących zamęt komunikacyjny, chaos informacyjny towarzyszący procesowi przedstawiania okoliczności i następstw zbrodni. Z jednej strony umożliwia celne, wyraziste  sformułowanie komunikatu, z drugiej, paradoksalnie, różnorodnością użytych środków kradnie uwagę swą atrakcyjnością, może odciągać uwagę od prezentowanych treści.  (multimedia Marka Kozakiewicza, sztuczna inteligencja, gry video, telewizja, rap The Blu Mantic & L.Ø.V. Music Group), Funkcjonalna,  pomysłowa scenografia i kostiumy Marka Adamskiego tworzą idealny kontekst dla przedstawianej akcji. Prawie całą scenę zajmuje metalowa klatka, metafora świata Osy, synonim uwięzienia, opresji, kary. Jakby całe życie głównej bohaterki toczyło się pod dyktando konieczności, na które nie miała wpływu.  Olbrzymie ekrany po obu stronach sceny służą do projekcji live, pozwalających na skadrowane zbliżenia, czyniąc rzeczywistość wyolbrzymioną, przerysowaną, rozsadzoną ukrytymi motywami, intencjami, wymową. Jakby technologia prowadziła własne śledztwo, akcentowała to, co sama uważa za ważne. Podobnie wykorzystana jest ogromna ściana- konstrukcja  znajdująca się za klatką, na szczycie której też toczy się akcja, podkreślając treści o tym, co obiektywnie-nieuchronne, nieuniknione, niewzruszone- bo narzucone z góry. Multimedia z różnych perspektyw uzupełniają sceniczną narrację, w dużej mierze dominują, w swej ekspansji narzucają swój punkt widzenia. 

Aktorstwo w tym spektaklu jest ważnym atutem walki sztuki o stawianą w nim tezę. Bardzo przekonujący jest Bartosz Porczyk grający demonicznego obrońcę wchodzącego w rolę prokuratora, perwersyjnego macho prezentera telewizyjnego, stosującego mobbing i molestowanie seksualne wobec swej asystentki, tu Mai Pankiewicz, doskonałego tancerza w choreografii Ramony Nagabczyńskiej i Karoliny Kraczkowskiej. Fascynujący jest ten lapidarny, dramatyczny duet Bartosza Porczyka i Wiktorii Kruszczyńskiej w klatce więziennej. Dominika Ostałowska cudownie aktorsko kreuje wybitną reporterkę Lidię Ostałowską- zaangażowaną, współczującą, ciepłą, profesjonalną. Ewelina Żak zmanierowaną, gwiazdorzącą Senatorkę czy gwałconą żonę, kobietę zdesperowaną, przerażoną więźniarkę. Genialnie oziębła psycholożka Sonii Roszczuk w aparycji, ekspresji ciała i ducha mrozi swą bezdusznością, agresją profesjonalizmu wymierzonego przeciw swojej pacjentce. Idealnie wpisuje się w chordę społeczności otumanionej głodem sensacji, zemsty, odwetu, która poczuła krew. Wiktoria Kruszczyńska, debiutująca w tej sztuce rolą Osy, gra postać zagubioną, wycofaną, zaskoczoną wszystkim, czego doświadcza, w całkowitej opozycji do kreowanej w portrecie medialnym, sądowym wyrachowanej, przebiegłej, okrutnej przywódczyni kolegów-zabójców, która skazana została na dożywocie. Obserwujemy w spektaklu nieszczęsne dziecko, nieświadome swej winy, siebie samej. Samotne, zagubione, skrzywdzone.  W końcu uznaje swoją winę, zastrzegając, że dwadzieścia pięć lat więzienia to wystarczająca kara. Daniel Dobosz w roli szwagra Jolanty to obleśny typ, starający się zbić jak największy kapitał na tej zbrodni. Skutecznie manipuluje, z uporem podjudza, napastliwie atakuje. Świetnie wizualizuje ślepą na prawdę zemstę. Podobne pobudki prezentuje jasnowidz Roba Wasiewicza stosujący swoje czary mary. Każda postać w swych intencjach gra na siebie, nie bacząc na sprawiedliwość. Z zaciekłością prezentuje swój punktem widzenia, z uporem narzuca swoją narrację.


Właściwie obserwujemy w teatrze przeprowadzenie dowodu na to, że wyrok dożywocia, szczególnie dla osób nieletnich, jest niesprawiedliwy, nieludzki. Czy słusznie? Oczywiście podkreśla się dobitnie, że Osa czuje się winna, że inni też tak uważają, ale kwestionują zasadność dożywocia. Rozwodzą się nad katuszami, jakie przychodzi skazanej przeżywać w więzieniu. Sugerują, że kara jest niewspółmierna do popełnionego czynu. Nadal nie wyjaśniono jednak, dlaczego zachowywała się z taką obojętnością w czasie zbrodni, mimo, że odtworzona jest wizja lokalna, a Osa po więzieniu chodzi z kijem bejsbolowym, co dowodzi, że to co się stało, odcisnęło na niej głębokie piętno. Nic nie zrobiła; ani nie powstrzymywała bezpośredniego zabójcy, ani nie wezwała pomocy, wydała ukradzione pieniądze na ubranie, poszła jak nigdy nic na studniówkę. Widziała przecież maltretowaną, dobijaną brutalnie, niewiele od niej starszą ofiarę. Skąd te psychopatyczne odruchy, niezrozumiałe zachowanie, nie wiadomo. Nie dowiemy się.

Po obejrzeniu spektaklu rodzi się pytanie, czy aby po kilku dekadach od prawdziwych wydarzeń  nie jest on przewodem dowodowym, tym razem sztuki, opowiadającym się za skazaną, paradoksalnie, perfekcyjnie skonstruowaną, poprzez emocje nadal działającą agitacją. Bo przecież nie manipulacją. Zachwiane są w sztuce proporcje w przedstawieniu i uwiarygodnieniu przyczyn oraz okoliczności zbrodni, tak bestialskiej, spontanicznej, okrutnej oraz jej równie niesprawiedliwych, jak dowodzą twórcy, dla Osy skutkach. W momencie zbrodni, życie Joli się zakończyło a los Osy ostatecznie dokonał. To czyn o tym decyduje. Czyn jest miarą właściwą nie indywidualne spekulacje, oceny, odczucia. Spektakl natomiast całkowicie zajmuje się tym, co i dlaczego dzieje się po zbrodni. Czy jest to właściwe, słuszne i sprawiedliwe. Otóż oczywiście nie jest, bo zło, które się dokonało jest aktem założycielskim konsekwencji, jakie by nie były. Intencje twórców spektaklu są, jak sądzę, zbieżne z konstatacją Trumana Capote, autora Z ZIMNĄ KRWIĄ, ale też Krzysztofa Kieślowskiego, reżysera filmu KRÓTKI FILM O ZABIJANIU, którzy swą sztuką walczyli z karą śmierci. Ich dzieła podobnie dotyczą niezrozumiałej zbrodni, jej potworności, braku głębszych motywacji morderców, surowości  wyroku sądu, bezduszności instytucji, oczekiwań opinii społecznych, które wymierzają niewspółmiernie nieludzką karę za dokonany nieludzki czyn-zrównują wyrok z czynem. Dotyczą więc rozważań o tym, że zbrodnia rodzi zbrodnię. Zło skutkuje złem. Bo osąd żywych-zamordowani milczą, ani nie oskarżają, ani nie bronią- nie jest miłosierny. Nawet zrozumiawszy, co się stało, nikt nie wybacza winy, nie rezygnuje z surowej kary (oko za oko,..., śmierć za śmierć). Nie daje kolejnej szansy, bo ofiary od swych oprawców też jej nie otrzymały. W przypadku zabójstwa Joli Brzozowskiej funduje winnym dożywotnie piekło. Piekło, które dotyka również tych, którzy o nim wiedzą i są w stanie sprawić, by się ponownie gdzieś, kiedyś nie powtórzyło. Co jest słusznym ale jednak utopijnym marzeniem. Chcemy do końca wierzyć, że dobro, nawet w największym zbrodniarzu, zwycięży, doprowadzi do jego przemiany, poprawy. Nie chcemy zrezygnować z myśli, że człowiek może być do cna zły. W tej postawie też może przejawiać się pycha. Bo oto uznaje ona, że okazując litość, miłosierdzie, poradzi sobie z konsekwencjami takich decyzji. I gdy więzień wychodzi na przepustkę/zwolnienie warunkowe i znów bestialsko zabija, wlicza to w koszty swej wielkoduszności. Ofiary się już nie liczą, bo nie cierpią, nie żyją. Ma znaczenie to, co żyje, bo nadal pozostaje głównym bohaterem, ważnym rozgrywającym i rozgrywanym. Demokracja, praworządność nauczyła nas, że ci, którzy dorośli do niej, zrozumieją, wybaczą katom i wchłoną cały ból ofiary. Pogodzą się z jej nieistotnością. Bo liczą się żywi, żywi. Ci, którzy nadal mają czas, motyw, sposobność i środki. 

Spektakl w sposób mądry, ale też bardzo atrakcyjny, otwiera ważną dyskusję. Czy ją podejmiemy?

Osa wyszła z więzienia warunkowo, w końcu dostała szansę. Miała złego obrońcę. Można sobie wyobrazić, że w Stanach na pewno dobry prawnik, świetnie opłacony, najlepiej z renomowanej kancelarii, by ją uratował. Nie dopuściłby do wydania tak surowego wyroku. Strategia obrony wpłynęłaby na media a one na opinię publiczną. Zbrodnia miała miejsce  w Polsce w latach 90-tych. I, niestety, dziś w XXI wieku, nadal poluje się na Osy. Historii na śmierć i życie nie widać końca.

POLOWANIE NA OSY. HISTORIA NA ŚMIERĆ I ŻYCIE

Adaptacja tekstu: Natalia Korczakowska i Marcin Cecko
Reżyseria: Natalia Korczakowska
Dramaturgia: Marcin Cecko
Scenografię i kostiumy: Marek Adamski
Multimedia: Marek Kozakiewicz
Operatorzy kamer: Gloria Grünig i Janusz Szymański
Animacje: Marcin Kosakowski
Muzyka: The Blu Mantic & L.O.V. Music Group. 
Reżyseria świateŁ: Bartosz Nalazek
Choreografia: Ramona Nagabczyńska i Karolina Kraczkowska.

Obsada: Daniel Dobosz, Wiktoria Kruszczyńska, Dominika Ostałowska, Maja Pankiewicz, Bartosz Porczyk, Halina Rasiakówna (nagranie), Sonia Roszczuk, The Blu Mantic, Rob Wasiewicz i Ewelina Żak.

Prapremiera spektaklu - 24 listopada 2023

Fot. Tomasz Ostrowski

sobota, 9 grudnia 2023

STREAM TR WARSZAWA

 

W tym spektaklu widzowie umiejscowieni są w epicentrum przestrzeni teatralnej. Dowolnie mogą zwracać się w kierunku tego, co chcą obserwować, za czym podążać, w czym uczestniczyć. Na dwóch przeciwstawnych ekranach ale też wokół obecnych toczy się akcja, nie zawsze symultanicznie. Jakby świat teatralnej narracji krążył po orbitach, współistniejąc w różnym czasie, miejscu. Każdy sam decyduje, co chce wybrać, na czym skupi uwagę. Może zainteresuje go nie tylko temat, problem, sytuacja, co uniwersalne, stałe, ważne a co zmienne, nieuchwytne, ulotne w czuciu, relacji, kontakcie, języku komunikacji. Zrozumie treści wyrażone poprzez ciało i duszę uwikłane we własne potrzeby, ograniczenia, marzenia. Dostrzeże rolę działającego na nie czasu. Doceni mit zakorzeniony w streamie współczesnej  ekspresji.

Wszystko jest w ruchu, świat, człowiek w nim się zmienia a jednak nadal podlega prawom natury. Matka + córka= więź pierwotna, chłopak + dziewczyna= relacja -przetrwanie, życie + śmierć=przemijanie to punkty stałe. Demeter z Kore powtarzają te same rytuały dorastania, dojrzewania, życia już bez siebie: matka wchodzi w okres starości, czas choroby, prowadzącej do nieuniknionej śmierci, córka zrywa z dziecięctwem, usamodzielnia się, żyje po swojemu. Tęsknota Demeter za Kore i jej lęk o dziecko to odwieczny syndrom pustego gniazda, trudności z emocjonalnym pogodzeniem się z sytuacją gdy dziecko musi odejść, usamodzielnić się, odnaleźć swoje miejsce. Zmaganie się Kore z życiem prowadzi do klęski, bo jej  wirtualna egzystencja jest jałowa, miłość prawdziwa z mężczyzną, kochającym tylko siebie Narcyzem, niemożliwa. Brakuje w nim sensu, treści i zakotwiczenia gdy jedynym dowodem na istnienie jest wirtualna rzeczywistość, multimedialna przestrzeń a ludzie stają się awatarami. Tak więc otrzymujemy krytyczną wizję współczesnego świata. Strumień świadomości przepuszczony przez pryzmat zachodzących zmian.

Aktorsko spektakl jest bezbłędny. Ciepła, czuła, wzruszająca Maria Maj przedstawia nam Demeter, boginię płodności i figurę kobiety i matki, tracącą kontakt i kontrolę nad dzieckiem, które nie daje sobie rady, nieuchronnie zmierza ku samobójstwu. Aktorka przedstawia nam osobę głęboko nieszczęśliwą, bo zmiany, czas pozbawia ją wszystkiego-urody, zdrowia, szczęścia-skazują na samotność w najtrudniejszym okresie życia, starości. Maria Byczkowska w roli Kore, charakteryzuje funkcjonowanie i formatowanie  młodych ludzi przez życie w społeczności rzeczywistości wirtualnej, instynktownie tęskniącej za naturą. Mateusz Górski to współczesny Narcyz. Nie tylko mężczyzna ale i człowiek skoncentrowany egoistycznie na sobie. To typ egotyczny niezdrowo zafascynowany śmiercią.

Katarzyna Minkowska kreuje napięcie pomiędzy światem rodzicielskiej miłości i troski, który odchodzi a światem dzieci mającym się dopiero rozwinąć(Demeter, Kore), pomiędzy pragnieniem miłości bliźniego swego a miłością własną (Kore, Narcyz)- w każdym przypadkach są to egzystencje samotne i martwe. Bez przyszłości. Ten rozziew pomiędzy potrzebami a tym, co może się spełnić ma wymiar dramatyczny. Zacierają się granice kanoniczne wyznaczone przez kodeksy moralne, estetyczne, prawne, unieważniają wartości tradycyjne, które kultywuje dom, rodzina, wiara, zrywają relacje uczuciowe, emocjonalne, rodzinne, bo ważna jest akceptacja nie bliskich, znanych sobie osób a anonimowych internautów, nie wymierne życie a stworzona narracja-fantazja w sieci, nie prawda a iluzja. Reżyserka, która jest autorką scenografii i tekstu sugeruje, że wszyscy znajdujemy się w streamie czasu, wszelkich zmian, w procesie adaptacji do nowej rzeczywistości, która stawia więcej pytań niż daje satysfakcjonujących odpowiedzi. Rozpad starego świata nie gwarantuje szczęścia w nowej wspaniałej rzeczywistości. Raczej obnaża meandry ewolucji mentalnej, mielizny społecznościowego stylu życia w przestrzeni wirtualnej, pułapki nowinek technologicznych. Bardzo bolesnych, bardzo trudnych do zaakceptowania. Bo człowiek uwięziony między mitem a rzeczywistością, wbrew oczekiwaniom, paradoksalnie zanurzony w pełnej wolności, może przestać mieć na cokolwiek wpływ. Smutna to konstatacja, tragiczna perspektywa, dramatyczny koniec. Jak testament Kore, jak ostatni obraz spektaklu, gdy Demeter -w żałobie po córce, umierająca, samotna- pozostaje w (grobowca)  pustej przestrzeni jedynie w towarzystwie pluszowych zabawek.



STREAM
Twórcy i twórczynie:
reżyseria, scenografia i tekst: Katarzyna Minkowska
tekst i dramaturgia: Tomasz Walesiak
muzyka: Wojciech Frycz
dramaturgia ruchu: Aneta Jankowska
kostiumy i scenografia: Julita Goździk
asystent scenografki: Łukasz Mleczak
video: Agata Rucińska
koncepcja i wykonanie ciała Demeter i popiersia Kore: Agnieszka Adamska i Julita Goździk

Obsada: Martyna Byczkowska (Kore), Mateusz Górski (Narcyz), Natalia Kalita (Epione), Maria Maj (Demeter), Paweł Tomaszewski (Hades)
.
Debiut TR
Spektakl powstał w ramach nagrody Debiut TR, powołanej w 2015 roku. Wyróżnienie przyznawane jest co roku na Forum Młodej Reżyserii, organizowanym przez Akademię Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie.


fot. materiał teatru, Maciej Jaźwiecki

sobota, 2 grudnia 2023

OPOWIEŚCI NIEMORALNE TEATR POWSZECHNY W WARSZAWIE



OPOWIEŚCI NIEMORALNE w reżyserii Jakuba Skrzywanka, trzy obrazy-rozważania-stylizacje dotyczące sfery seksualnej człowieka, bardziej potrzeb jego ciała, ale przecież chcąc, nie chcąc i ducha, w efekcie relacji międzyludzkich i relacji człowieka z naturą, prowadzą do konstatacji, że tak naprawdę wszyscy pragniemy tego samego. Jakkolwiek przejawia się dążenie do poczucia szczęścia, spełnienia, zaspokojenia, chodzi ciągle o to samo: o bliskość, czułość, kontakt. O marzenie przeżywania trudno definiowalnej więzi, która jest mocna, szczera i prawdziwa. Autentyczna. Bo najważniejsze jest, gdy znajdujemy w drugim człowieku siebie. Dlatego go kochamy, dla niego się poświęcamy, razem z nim jesteśmy. Istotne jest, by poznać i zrozumieć siebie w innym, obcym, wykluczonym. Ale prawda jest o wiele bardziej skomplikowana. Tęsknimy po wieczność za nieosiągalnym ideałem a zaspokajamy się płytką namiastką. Moralność bywa kontrowersyjna, gdy za tarczą słusznej poprawności jest do szpiku kości zepsuta, boleśnie niemoralna.

Trzy historie -o tradycyjnym systemie (dom, kościół), idei wolności(sprawa Polańskiego) i powrotu do raju utraconego (symbioza z naturą) -są niemoralne, bo człowiek/świat w nich tak naprawdę wykorzystuje, gwałci, zniewala. Odrzuca świadomość, że robi to sam sobie, ignoruje fakt, że niszczy siebie, bo czynienie krzywdy jest destrukcyjne. Życie to gra sprzecznych potrzeb, interesów, wartości, nie wszystko jest takie, jakim się wydaje, człowiek niesie w sobie wzniosłe dobro i obłudne zło, ma czułą duszę i materialne ciało. Czy jest to młoda dziewczyna(Ewa= córka, Samanta Geimer,=ofiara Polańskiego), żona( mąż się nią znudził ), ksiądz(spowiedź dziewczyny go podnieca, domaga się intymnych szczegółów, wywiera silną presję), własne ciało(masturbacja), przyroda (drzewa, rośliny) wygrywa przemoc.  

Pierwsza część to obraz klasycznej rodziny w uścisku norm religijnych. Klaustrofobiczny, duszny dom fasadowo kościelny, święty to bezpieczny, pruderyjny, szorstki mikroświat próbujący narzucać ludziom niewzruszalne ramy presji systemów moralnych. Funduje wstyd, wzmaga poczucie winy. Uniemożliwia szczęście, radość, szczerość w relacjach. Dowodzi, że trzymanie się sztywnych zasad jest niemożliwe. Tu rządzi patriarchat, siła instytucjonalnych norm i zasad. Ta opowieść sceniczna inspirowana jest powieścią  DZIEJE GRZECHU Stefana Żeromskiego i jej ekranizacją Waleriana Borowczyka.



Druga opowieść BESTIA, rekonstrukcja  wydarzeń z 1977 roku oparta na materiałach procesowych w sprawie gwałtu Samanty Geimer przez Romana Polańskiego, demaskuje potworność wykorzystywania nieletnich, łatwość krzywdzenia dla zaspokajania chuci, zachcianki, perwersji. Akt seksualny to czysta pornografia w cywilizowanym, kulturotwórczym, przesiąkniętym chaosem świecie. Historia podejmuje temat bezwstydu, braku odpowiedzialności, kary. Bagatelizowania konsekwencji. Pokazując sferę seksualną człowieka z perspektywy absolutnej wolności dowodzi, że nie jest on w stanie zaspokoić swoich naturalnych potrzeb. Wolność nie rozwiązuje problemu samotności, cierpienia, Jeśli seks kojarzy się tylko i wyłącznie z cielesnością, jest wypreparowanym aktem brania nie zrekompensuje deficytów emocjonalnych, uczuciowych i duchowych. Człowiek staje się synonimem przedmiotu z krótkim, często jednorazowym okresem przydatności. Obiektem, który można co najwyżej traktować instrumentalnie, bezdusznie. Wolno nań zapolować, użyć go, by natychmiast odrzucić, zapomnieć. Przerażające jest to, że z gruntu niemoralne zachowanie nadal próbuje się usprawiedliwiać, bagatelizować, tłumaczyć. Manipulacyjnie dowodząc, że właściwie nic się nie stało.

Trzeci obraz GOTO-WYSPA MIŁOŚCI wizualizuje całkowitą alienację i wynaturzenie człowieka, paradoksalnie na łonie natury. Akcja dzieje się na wyspie, na powrót w Raju Utraconym, gdzie człowiek zaspokaja swoje potrzeby wyłącznie poprzez kontakt z przyrodą. Społeczność jest zatomizowana, poddaje się rytmowi eko otoczenia, jedynie bio relacji. Człowiek człowiekowi w ogóle nie jest potrzebny. Staje nagi wobec siebie i świata, bezwstydny i wyzwolony, nie może być już bardziej sam. Bez człowieczeństwa, norm i zasad, cywilizacji wyposażony jest tylko w instynkt. Czyni sam siebie integralną częścią przyrody, świata ale prymitywny, obojętny pozostaje wobec siebie i tego świata całkowicie bezbronny i słaby. Przybyły na wyspę nowy jej mieszkaniec, zapoznawszy się z tym nowym wspaniałym uniwersum, próbuje zrozumieć czego tak naprawdę chce, na czym mu zależy, czego mu brakuje. Pożąda tego, co wyparł i od czego się uwolnił. Rozdarty pomiędzy pragnieniem a spełnieniem, cierpi. Wiecznie rozczarowany, niezaspokojony, egocentryczny. Samotny.

Niemoralność człowieka wynika z czynienia krzywdy, nieważne czy nieświadomie czy z premedytacją. Gdy  ruguje siebie z drugiego człowieka, kimkolwiek by ten człowiek był czy ze świata, jakim by ten świat nie był. Niemoralność świata wynika z czynienia krzywdy człowiekowi, gdy w imię dobra, piękna, prawdy słuszności kastruje jego wolną wolę, nie ufa mu i restrykcyjnie wyznacza granice, definiuje co jest właściwe a co nie i bezwzględnie swe prawa egzekwuje. Gdy człowiek nie potrafi się w nim odnaleźć i ocalić a świat nie chce go zrozumieć i się zmienić. 


Spektakl jest interesujący, bardzo dobrze wyreżyserowany przez Jakuba Skrzywanka. Czytelny scenariusz, którego współautorem jest reżyser, i konsekwentna dramaturgia Weroniki Murek, trójdzielna scenografia i reżyseria światła Agaty Skwarczyńskiej, pomysłowe kostiumy, szczególnie przezroczyste z pierwszej części spektaklu,  Joanny Hawrot, sugestywna, odważna choreografia Agnieszki Kryst oraz wideo Ioanna Marii i muzyka Konstantego Usenki wraz z równą grą całego składu aktorskiego spektaklu: Aleksandrą Bożek, Arkadiuszem Brykalskim, Michałem Czachorem, Grzegorzem Falkowskim, Andrzejem Kłakiem, Natalią Lange, Marią Robaszkiewicz tworzą opowieść o hipokryzji moralności. O jej dwuznaczności, nieskuteczności zarówno w aspekcie prawnym, jak i ludzkim. Warto się nad tym zastanowić. Wniknąć w temat głębiej. Poprzez historyczne doświadczenie ludzkości, poprzez naturę i potrzeby indywidualnego człowieka. Jak czyni to ten spektakl. Jak czyni to bohater Arkadiusza Brykalskiego w ostatniej scenie. Powodzenia:) 


OPOWIEŚCI NIEMORALNE
reżyseria – Jakub Skrzywanek
scenariusz – Weronika Murek, Jakub Skrzywanek
dramaturgia – Weronika Murek
scenografia i reżyseria światła – Agata Skwarczyńska
kostiumy – Joanna Hawrot
choreografia – Agnieszka Kryst
reżyseria wideo – Ioann Maria
muzyka – Konstanty Usenko
konsultantki scen intymnych – Agnieszka Róż i Jewgienia Aleksandrowa
asystentka reżysera – Karolina Kowalczyk


obsada – Aleksandra Bożek, Arkadiusz Brykalski, Michał Czachor, Grzegorz Falkowski, Andrzej Kłak, Natalia Lange, Maria Robaszkiewicz

***

konsultacje prawne – kancelaria DotLaw

w scenariuszu wykorzystano fragment książki „Seks w wielkim lesie. Botaniczny przewodnik dla kochanków na łonie przyrody” autorstwa Łukasza Łuczaja

fot.: Magda Hueckel