Wakacje, urlop, wolny czas i swoboda. Relaks,
rozluźnienie, dystans i możliwości. Niewiele trzeba, by zasmakować czegoś
nowego, przegapionego, odpuszczonego, zaległego, nieplanowanego. Na co nawet
nie wiedząc czekamy. Na co nawet nie spodziewając się natkniemy.
Sztuka. Jaka by nie była. Gdzie by nie była. Ta, która
nas mija na ulicy. Zatrzymuje się na chwilę, by spojrzeć nam głęboko w jaźń
naszą uziemioną codziennością. Ta, która przybywa na plażę, w plener. Z
przestrzenią krajobrazów otwierających nas na nowe. Doznania, głębie, szczyty, bezkresy,
nieskończoność perspektyw. Ta, która uwięziona w murach teatru, w muzeach, salach
i salonach wszelkich – festiwalowych, cyklicznych, sezonowych, gościnnych - czeka
na nas cierpliwie, z nadzieją. Gotowa na wszystko. Na każde każdego spotkanie.
Przywołuje nas, nęci, kusi, przyciąga. Oto jestem, mówi.
Wszystko się może zdarzyć. Jeśli sztuce w letnim przyodziewku, w letnim klimacie pozwolimy zaprosić się do tańca. Jeśli damy się poprowadzić, przytulić. Jeśli zawirujemy w derwiszowym tańcu, który uniesie poza ponad w kierunku nieba gwieździstego nad nami, przywracając porządek prawa wszelkiego w nas. Przysposabiając nas na powrót do dnia świstaka.
0 komentarze:
Prześlij komentarz