wtorek, 22 marca 2016

ZNAK JONASZA PASSINI FESTIWAL GORZKIE ŻALE



Gdy wkracza się w przestrzeń spektaklu Pawła Passiniego ZNAK JONASZA doświadcza się wrażenia kruchości, fragmentaryczności, symboliki. Wielkiego skrótu, uproszczenia, sygnału, znaku, którego kształt, dźwięk i barwa ma się rozwinąć w każdym z nas. Z aktorami przemierzamy drogę, która ma nas wspólnie zbliżyć do tajemnicy. Odnowić jej niejednoznaczność. Wychodzimy z przestrzeni miru domowego, wkraczamy w zarys wnętrza umownej wielkiej Jonaszowej ryby, by dotrzeć do wejścia grobu Pańskiego. Stanąć twarzą w twarz z Archaniołem, który zapyta: "KOGO SZUKACIE?" Jakbyśmy mieli szansę przejść na drugą stronę życia. Tym razem obiecanego, wiecznego. Wiemy, że dotykamy czegoś nieuchwytnego, niepoznawalnego do końca, niemożliwego do wyjaśnienia.

Człowiek ma naturę głęboko nieufną, krnąbrną. A jeśli styka się z tajemnicą, która wykracza poza empiryczne rozumienie, co ma miejsce w przypadku wiary, sprawy się zawsze komplikują. Potrzebuje dowodu, osobistego doświadczenia, chce swój palec Tomaszowy włożyć głęboko w ranę Chrystusa, by upewniwszy się namacalnie wszystkimi zmysłami  nie mieć żadnych wątpliwości. Jest przy tym ślepy na znaki, które Bóg nieustannie czyni w jego życiu ale i obojętny jest wobec obietnicy zmartwychwstania, perspektywy życia wiecznego, które wiara swym przesłaniem niesie. Nie chce się podporządkować, poddać, być posłuszny. Nie potrafi odpuścić swojej pewności siebie, wydaje się mu, że wie na pewno lepiej i ma na pewno rację. A prawda jest po jego stronie. Smutne jest, gdy ludzie mądrzy, uczeni /tak, jak np.faryzeusze/ domagają się znaku, dowodu aby podważyć autorytet Zbawiciela.

W wypadku zmartwychwstania jedynym znakiem danym ludziom była historia proroka Jonasza połkniętego przez rybę, który po trzech dniach i trzech nocach, jak później w przypadku Chrystusa, dzięki woli Boga, pokonał śmierć i narodził się znów dla świata, dla ludzi, by wypełnić mógł swoją misję zbawiania. Jezusowe wyjście z otchłani /wnętrzności/ śmierci miało ostatecznie skłonić człowieka do wiary i zmiany jego życia. Jonasz sprzeciwiał się woli bożej. W ciemnym, nieprzyjaznym brzuchu ryby dokonywała się pod przymusem jego przemiana. Z krnąbrnego, upartego człowieka, któremu nie podobała się decyzja Boga, by miłosiernie wybaczyć grzechy mieszkańcom Niniwy, narodził się wierny, posłuszny sługa boży. Człowiek, który w końcu podporządkowuje się Bogu, pozwala się mu prowadzić.

Człowiek ma też naturę dziecinnie ufną. Taka była społeczność Niniwy, która przyjęła proste, jasne słowo boże ogłoszone przez Jonasza. I niewykształcony lud układający dziadowskie pieśni. I Marie były takim przykładem bezwarunkowej miłości i oddania. Od początku wierzyły. Naiwnie, instynktownie, prosto. Matka bezwarunkowo. Nie znaczy to, że nie wątpiły, że wszytko rozumiały. Wszystko wiedziały.Obserwacja męki Chrystusa, mającej charakter wyjątkowo cielesny, brutalny, jednak musiała nimi wstrząsnąć, spowodować cierpienie, Jego śmierć wywołać poczucie straty i buntu. Paradoksalnie wiedza, obraz kaźni stały w sprzeczności z przekonaniem, że znały Boga. Bóg sam przecież by się uratował, dlaczego musiał cierpieć, umrzeć? I tu mogła się wkraść wątpliwość, nasunąć się mogła myśl, że sytuacja je przerosła. Osamotnione musiały z tym zamętem w myślach i uczuciach radzić sobie same. Matka wiedziała, że Jezus jest Bogiem. Już od zwiastowania. Musiała przeżyć, najbardziej chyba boleśnie ze wszystkich, jego drogę krzyżową, kaźń i śmierć. Dla niej to był moment największej próby. Publiczne zakatowanie niewinnego dziecka na śmierć. I dziecka swego i swego Boga. Jak bez wiary można to przyjąć, znieść, przeżyć?

W tym kontekście  zestawienie przez Pawła Passiniego w spektaklu ZNAK JONASZA fragmentów Księgi Jonasza z XIII-wiecznym tekstem pt. „Visitatio sepulchri” /„Nawiedzenie Grobu”/, dramatem liturgicznym opowiadającym o tym, jak Maria Magdalena, Maria Jakubowa i Maria Salome poszły do grobu Jezusa, by namaścić Go olejkami, zgodnie z tradycją i powinnością, staje się znaczące. Wśród nich nie było Jego matki. Czwartej Marii, wydawać się może, że najważniejszej. Gdzie była, co robiła? Co czuła i myślała? Nie sposób sobie tego wyobrazić. Mogła się czuć, jakby przestała istnieć. Wszystko się dokonało.

Marie słyszały, że nauczyciel zapowiedział swoje zmartwychwstanie, ale nie wiedziały, ani nie wyobrażały sobie, jak to nastąpi i co tak naprawdę miał na myśli. Jeśli wybrały się do grobu to znaczy, że nie do końca uwierzyły w zapowiedź zmartwychwstania. Może wierzyły ale chciały się naocznie o tym przekonać. Na pewno chciały go opłakać, pomodlić się, znaleźć w modlitwie pocieszenie a ponieważ upłynęły już trzy dni od momentu śmierci i ciało mogło się już rozkładać i cuchnąć, wzięły wonności. Bo gdyby jednak słowo ciałem się na powrót nie stało, byłyby na to przygotowane. Kogo szukały? Człowieka czy Boga? Na pewno kogoś im bardzo bliskiego.

Czekały na to trzy dni i trzy noce w niepewności, pomiędzy nadzieją a zwątpieniem, pragnieniem wzmocnienia wiary a dotychczasowym doświadczeniem. Po złożeniu Jezusa do grobu nie mogły natychmiast wypełnić obowiązku wobec zmarłego. Było ciemno, było za późno, zaczynał się szabat. Obserwujemy, jak spędzają czas w domu, jak przygotowują się do święta, przebierają, jedzą. Jak zamknięte są same w sobie z całym obciążeniem przeżyć, doznań, wstrząsających obrazów i myśli po golgocie. Choć na zewnątrz wygląda to tak, jakby się nic kompletnie nie stało. Tylko matka Maryja jednak bezgłośnie krzyczy.

I zanim raniutko trzy Marie pójdą w swej misji wypełniania obowiązku, upewnienia się w tym, co tak naprawdę się stało, każda w swym monologu, bardzo ekspresyjnym, dynamicznym, dramatycznie wypowiada całą swoją mękę walki wewnętrznej. Ze sobą, z Bogiem, z tym, czego doświadczyły. Jakby w kobietach, przecież tak ufnych i oddanych swemu nauczycielowi, osobie spokrewnionej, bliskiej, też kłębiły się wątpliwości. Jakby Jego świat zderzał się z ich mentalnym światem. Jedna nie chce zmiany, cierpienia, tej próby. Odrzuca ją, buntuje się, nie rozumie, nie widzi sensu. Nie chce przyjąć, tego co się wydarzyło, zaburza jej to dotychczasowy porządek. Mówi:"NIE WTRĄCAJ SIĘ", powtarza do Boga, do siebie:"NIE PRZESZKADZAJ". Druga krzyczy:"TO MNIE NIE OBCHODZI" , bo nie przyjmuje do wiadomości słów Boga, przeciwna jest im, jej argumenty z Jego się rozmijają i odrzuca je krzycząc:"NIE MÓW MI". Idąc do grobu, przechodzą przez szkielet ryby, wieloryba. Stąpają po ziarnie. Z grobu wracają niosąc całun ułożony w kształcie zawiniątka z dzieckiem. Rozkładają go jak obrus na stole. Przebierają się z szat białych, żałobnych w codzienne ubrania. Pozostawiają nas z zadawanym im przez oświetlonego strumieniem ostrego światła Anioła JONASZA z powracającym pytaniem:"KOGO SZUKACIE?"

Paweł Passini komponuje swój teatr nastroju z tekstu, muzyki, śpiewu. Performansu, improwizacji. Używa materii pochodzącej z różnych porządków, światów, obszarów. Przeplata to co boskie z tym, co ludzkie i zwierzęce. Niskie z wysokim, proste ze złożonym, naturalne z rozmyślnie stworzonym. Chrześcijaństwo z judaizmem, teksty biblijne ze współcześnie napisanymi przez Artura Pałygę. U Passiniego Archanioł porusza kamień groty, by człowiek rzucił nim w innym czasie, innym miejscu Żydowi w okno, w witrynę sklepu zwiastując okres holokaustu.  Pieśni dziadowskie śpiewane przez Jacka Hałasa przygrywającego sobie na lirze korbowej wybrzmiewają obok anielsko wykonywanych przez chór, zderzają się ze zjawiskowym śpiewem Justyny Antoniak czy z muzyką skomponowaną z dźwięków wydawanych przez wieloryby.  Tak bardzo chcemy się wszyscy skomunikować, porozumieć. Może sięgając do źródła prostego słowa, dźwięku, obrazu, kompozycji sztuka wywoła zadumę, refleksję, doprowadzi do przeżycia mistycznego. Podobnie jak stało się z ludem Niniwy. Jonasz, mimo usilnych starań, nie użył słów porywających, hipnotyzujących, magicznych. Prosto wyrażały prawdę, którą ludzie o sobie samych dobrze znali. Bez sprzeciwu, targów, buntu przyjęli ostrzeżenie, potraktowali je poważnie, poprawili się, zmienili. I to był ten cud, tajemnica działania wiary, znak Jonasza, który w rozwinięciu słów Jezusa: "Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli" jest prostym przekazem dla potomnych. Ludzie sami dla siebie muszą na nowo ciągle definiować KOGO SZUKAJĄ swoją obecnością przy grobie pańskim. Czy w czasie gorzkich żali w teatrze. Może tylko samych siebie szukają, bo chcą zobaczyć siebie w perspektywie prawdy, nadziei i miłości. Wiary lub braku wiary. Stworzeni na obraz i podobieństwo Boga wolną wolą decydują o swym losie i przeznaczeniu, doskonale wiedząc, że są sami dla siebie największą przeszkodą w nawiązaniu kontaktu ze światem, z Bogiem.

W czasie spotkania ze sztuką Pawła Passiniego czujemy, że teatr nie zastąpi roli kościoła. Nie wyręczy go. Ale w sposób naturalny sztuka otwiera się na wszystkich -wierzących i niewierzących-w świecie, w czasie wypieranej duchowości, religii i pozwala przypomnieć człowiekowi, że składa się on nie tylko z materii ale i z ducha. A równowaga pomiędzy nimi jest szansą na szczęście, na ocalenie. Akceptacja złotym środkiem prowadzącym do oczywistego celu.

Oglądanie sztuki w pięknej, olbrzymiej przestrzeni Studia Polskiego Radia im.Witolda Lutosławskiego pokazuje, że warunki bardziej kameralne, mniej komfortowe na pewno pomogłoby widzowi bardziej skutecznie wniknąć w przestrzeń emocjonalną spektaklu. Jak jest w przypadku spektaklu THE HIDEOUT/KRYJÓWKA. Tak pozostał bezpieczny, zdystansowany, obok. Czuł się wygodnie jak w niebie.

ZNAK JONASZA
reżyseria: Paweł Passini
scenariusz: Artur Pałyga
muzyka: Jacek Hałas
kostiumy i scenografia: El Bruzda
reżyseria światła: Damian Bakalarz

występują: Justyna Antoniak, Mariusz Bonaszewski, Klaudia Cygoń, Paweł Janyst, Natalia Maczyta, Beata Passini, Elżbieta Rojek oraz Chór Centrum Myśli Jana Pawła II

Spektakl powstaje w wyniku koprodukcji neTTheatre/Centrum Kultury w Lublinie z Festiwalem Gorzkie Żale/Centrum Myśli Jana Pawła II oraz Programem 2 Polskiego Radia

zdj. mat. teatru

11 komentarzy:

  1. „Znak Jonasza” jest moim trzecim spotkaniem z reżyserem Pawłem Passinim poświęconym tematyce biblijnej. Podczas Festiwalu Sztuki Mimu w 2010 roku Wrocławski Teatr Pantomimy wystąpił ze spektaklem „Tryptyk Osąd” w reżyserii Jerzego Kaliny, Pawła Passiniego i Leszka Mądzika. Natomiast 4 lata później reżyser zaprezentował w Instytucie Teatralnym „Tragedię człowieka” Imre Madacha z okazji wydania poematu w nowym przekładzie. Wszystkie te wydarzenia udowodniły, że Passini znalazł właściwy, piękny i zrozumiały język, aby snuć opowieść o wielkich wydarzeniach w dziejach ludzkości.

    Wystawiony w ramach festiwalu Gorzkie Żale „Znak Jonasza” obnażył moją niewiedzę na temat faktów opisanych w Nowym Testamencie. Zmusił do refleksji i szukania odpowiedzi, jakby był ojcem rekolekcjonistą. Festiwal spełnił swoje zadanie!
    KK

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tak myślę o spektaklach Pawła Passiniego. Są szczególne, autorskie, głębokie. Rekolekcje w teatrze? Jeśli tak mają wyglądać, to nie mam nic przeciwko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rekolekcje teatralne? Pomysł dobry, choć stary jak świat. Pojęcie "katharsis" zawdzięczamy antykowi.

      Usuń
    2. Ciekawe jedynie czemu w tych rekolekcjach miały służyć nagości trzech Marii i ich, a także Matki Boskiej, koszmarne konwulsje. Ciekawa byłam kiedy nastąpi pełny streap tease.

      Usuń
    3. Szkoda, że nie możemy zapytać reżysera. Ciekawe, co ma na ten temat do powiedzenia. Może przy okazji, może będzie okazja. Sytuacje graniczne obnażają. Zarówno bezpośrednich uczestników zdarzeń, jak i ich komentatorów, interpretatorów. Mnie nagość nie przeszkadza w sztuce, w teatrze. Aktorka była w tym wypadku młoda, piękna, sytuacja bardzo cielesna. Chrześcijan nie razi obnażony, zmaltretowany, umęczony Jezus. Nie protestują przeciw Jego nagości, dosłownej cielesności i drastycznej wizualizacji męki w miejscach publicznych, dostępnych dla dzieci. Maria wykonuje jakiś szalony taniec rozpaczy, zatraca się, szaleje. To zdzieranie z siebie ubrania wygląda dramatycznie, rozumiem, jeśli może się wydać dziwne. Z rozpaczy wyrywamy sobie włosy z głowy, siwiejemy w jedną noc, robimy różne dziwne inne rzeczy. Dziwne,że prawie całkowita nagość Boga nas nie dziwi i nie oburza, nie wywołuje sprzeciwu. Nagość kobiet, która nas zaskakuje, tak.

      Usuń
    4. Nie widziałam ani nagości, ani konwulsji. Aktorki okutane w stroje z epoki? Wtedy w spektaklu grałby przede wszystkim kostium.
      KK

      Usuń
    5. wolałbym teatralną biesiadę...

      Usuń
    6. Może ktoś podchwyci temat. I zrealizuje go ku uciesze widzów, którzy rozrywki szukają. Ale przecież są sztuki śpiewane w Teatrze Polskim/ANDA/, w Ateneum/RÓBMY SWOJE/, nawet w Narodowym/FORTEPIAN PIJANY/, Teatr 6.piętro/też piosenki Młynarskiego/. Choć to nie biesiady oczywiście.

      Usuń
  3. Nie wiem, skąd u dorosłych ludzi bierze się taka drażliwość i czujność strażnika moralności w odniesieniu do nagości. Aktor gra, ciało jest jego instrumentem. Oczywiście musi to mieć sens, uzasadnienie. W tym wypadku nie chodzi o prawdę historyczną czy kwestię prawdopodobieństwa takiego zachowania, bo jesteśmy w teatrze i interesują nas możliwe stany emocjonalne bohaterów. Ale nagość w teatrze wywołuje duże emocje, bo to nie jest dzieło plastyczne/rzeźba,rysunek,obraz/, tekst, który do niej nawiązuje ale żywe ciało, które widz widzi, obserwuje, podgląda. Może czuje się nieswojo, zażenowany, bo nagość to nadal temat tabu/tajemnica, wstyd, intymność/. A już się wydawało, że nic co ludzkie nie jest nam obce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimo że, spektakl bardzo mi się podobał, muszę wyrazić się krytycznie na temat oprawy muzycznej. Chór, który przebywał na scenie przez cały czas trwania przedstawienia, był głównie obserwatorem wydarzeń. Wykonał może 2-3 pieśni, w tym jedną po angielsku. Dlaczego ta pieśń i dlaczego śpiewana po angielsku? Bez sensu. Chyba, że jest jakiś ukryty sens ;-D
    KK

    OdpowiedzUsuń
  5. Chór anielski stał i stał, i przyglądał się tej kontrowersyjnej dla widzów nagości.Śpiewem łączyła się ziemia/pieśni dziadowskie/, woda/dźwięki wielorybów/ i niebo/chór/. Wszystko jednoczyło się w potrzebie wzmocnienia wagi tajemnicy zmartwychwstania.

    OdpowiedzUsuń