czwartek, 10 marca 2016

WIOSNA TEATR STUDIO

Wiosna

WIOSNA to zapowiedź odrodzenia, nadzieja zmartwychwstania, szansa przezwyciężenia pesymizmu, marazmu, przygnębienia. Początek nowego cyklu, zapętlenia w czasie i przestrzeni, na nowo przeżywania starego porządku rzeczy, weryfikacja stanów świadomości i lęków starych jak świat, na jawie i we śnie, w marzeniu, w monologu wewnętrznym człowieka, który toczy każdy z nas.

Obserwujemy na scenie fatalne splątanie życia i śmierci, udręczenie lękiem przed życiem i śmiercią. Bo bohaterowie pragną żyć zgodnie z własnej wyobrażeniem, wypierają życie jakie mają, ciągle oscylują pomiędzy niemożnością spełnienia a wyobrażeniem o tym spełnieniu. Nie zadowalają się tym, co jest. Uciekają w pijaństwo, sny, marzenia, pragnienia, powroty do przeszłości, wyimki ze sztuk teatralnych Czechowa aby się zdefiniować a za chwilę tylko bardziej jeszcze udręczyć. Co jest prawdą, co urojeniem? Może życie jest snem?

A człowiek wymyka się prostym, jasnym, przejrzystym opisom. Nie da się wbić w jeden szablon, jeśli w ogóle chcemy go zrozumieć. Jeśli chcemy poznać jego stan świadomości, czucia w perspektywie czasu, okoliczności, miejsca. Zwłaszcza, że spekuluje, co by było gdyby wiódł życie alternatywne. Czy byłby szczęśliwszy, wybrany przez kochaną kobietę, spełniony, zdrowy, żywy. Bo może jednak nie.

To w takim rozbiciu osobowości obserwujemy bohatera sztuki. Gra go jednocześnie Łukasz i Marcin. Cała przestrzeń teatralna podzielona jest na dwie sceny, dwie widownie i dwa spektakle. Początek i koniec sztuki jest wspólny, otwarty dla wszystkich ale ostatecznie można być tylko po jednej stronie rzeczywistości teatralnej, drugi spektakl toczy się obok w bliźniaczej scenografii, z prawdopodobnie bliźniaczym tekstem, inaczej tylko zredagowanym. Tak, byśmy byli, jak bohaterowie, tu i teraz, a tam po drugiej stronie swoim wyobrażeniem, projekcją, przeszłością. Docierają do nas zza ściany strzępy wypowiedzi, hałasy, głosy, fragmenty zdań. Czasem takich samych jak po naszej stronie. Aktorzy są raz tu, raz tam. I tylko Łukasz i Marcin na początku i końcu razem mówią ten sam tekst, by w środku akcji już nie zmieniać sceny. Wychwytujemy nastrój, emocje sceny bliźniaczej. Podglądamy ją swoją wyobraźnią, ciekawością. Podsłuchujemy, chcąc za wszelką cenę wiedzieć, co tam się dzieje. Wiemy, że ma to wpływ na to, co ma miejsce po naszej, bardziej rozpoznanej przestrzeni spektaklu. Pozostają domysły i brak pewności, spekulacje a w naszych głowach ich rozwinięcia, dopowiedzenia. Jak u bohaterów sztuki, którzy podobnie podróżują w czasie, w alternatywne zdarzenia. Bo słychać głosy bohaterów, którzy są raz tu, raz tam, tekst się czasem zlewa z tu i tam wypowiadanym. Jest jakaś wspólnota nierozerwalna, połączenie pomiędzy tymi dwoma światami. Więź nie tylko bliźniacza ale i syjamska.

Ten prosty ale pomysłowy scenograficzny zabieg formalny jest inspirujący. Dla konstrukcji spektaklu, jego bohaterów i dla widzów. Odsłania różne poziomy tego samego zjawiska. Pokazuje różne przykłady przenikania się rzeczywistości w czasie, który wdziera się jeden w drugi kreując ten wyimaginowany, upragniony, wyidealizowany. Do czego przyczynia się sam tekst sztuki, jego konstrukcja, zapożyczenia, pętle. Konsekwentny, prawdziwy misz masz. Oczywisty i tajemniczy jednocześnie. Przewidywalny i świeży. Zbudowany z elementów znanych, daje nowe wzruszenie. Jeśli się wyda komu nudny, namolny, niezrozumiały, wtórny, naciągany, jego rzecz. Mnie intryguje i pozostawia z niezdrową może ciekawością, co jest po drugiej stronie ściany=lustra/Alicja../=za drzwiami w zasłyszanej w dzieciństwie bajce, których zakazano otwierać. Bohater toczy grę ze sobą samym. Ja,widz, toczę grę podobną.

Może ta dychotomia jest własnie głównym tematem dla autora i reżysera poszukującego odpowiedzi na pytanie w jaki sposób roztrząsanie wątków z przeszłości w alternatywnym kształcie nas zmienia, czy może zmieniać. Może więzi w bezsilności, braku działania, pokazując słabości, ograniczenia /mentalne, charakterologiczne, osobowe/, na które mamy i nie mamy wpływu. Jak nasz wybór kształtuje nasz los, naszą jego ocenę. Jak wpływa na poczucie klęski lub sukcesu. Jak przeszłość, czas dokonany ściera się z teraźniejszym stanem rzeczywistości? To też określa punkt w jakim się jest faktycznie. I kim się jest w istocie dla siebie, innych i świata.

Może jednak nie chcę sprawdzić, co jest po drugiej stronie sceny. Pozostanę z tajemnicą, przeczuciem, własnym wyobrażeniem. Coś mi podpowiada, że tam jest to samo tylko w innej konfiguracji, bo człowiek jest tym kim jest, świat jest taki jaki jest. Co do istoty swej się nie zmienia. Historia się powtarza, choć akcenty mogą być gdzie indziej. A w człowieku zawsze  prędzej czy później rodzi się to pragnienie, by siebie i świat poprawiać, a że trzeba, to kolejna oczywistość. Męczymy się w poplątaniu tego, co było i nadal w nas zalega z tym co chcielibyśmy, by było. A to, co mogłoby być i tak nie ma znaczenia, bo nigdy nie zaistnieje. Przeglądamy się w innych ludziach podglądając ich, analizując, spekulując. Chcielibyśmy żyć ich życiem swoim pragnieniem, swoją miłością, potrzebą zmiany i sukcesu gdy jest im lepiej, gdy mają, osiągają to, co my chcielibyśmy mieć. Bo gdy jest odwrotnie cieszymy się, podle a może tylko po ludzku, że nimi nie jesteśmy. Nie ma to znaczenia, bo to nas nie zmieni. Ale pokazuje naszą naturę-wiecznie niezadowoloną, wiecznie niespokojną, stale poszukującą-w istocie miotającą się między czasem dokonanym a  wyobrażeniem wybicia się na całkowitą niepodległość wolnego wyboru i chęci samodzielnego wpływania na swój los. A jednak życie jest snem. W symbolice podświadomości, w bezsilności, w niewoli samouwięzienia.

Konstrukcja spektaklu doskonale to pokazuje, a aktorzy wywiązują się z tego zadania bez zarzutu. Są naturalni, są wiecznymi archetypami bohaterów WUJASZKA WANI. I to też jest dobry pomysł, by całą nadbudowę myśli i doświadczenia reżysera-tematy niełatwe do nazwania, pokazania, tak by były wiarygodne, sensowne- wkomponować w konstrukcję dobrze widzom znaną, jasną, czytelną. Mamy więc nie tylko ciekawą, świeżą, interesująco zaaranżowaną scenicznie interpretację sztuki Antoniego Czechowa, niewątpliwe skojarzenie z twórczością Iwana Wyrypajewa w tym przepracowywaniu tego samego zdarzenia z różnych punktów widzenia, z różnej perspektywy czasowej ale i wybrzmienie monologów wewnętrznych człowieka, jego dywagacji, skojarzeń, całego bagażu mentalnego splątania. Wizualizacja duszy udręczonej ciągłym rozpamiętywaniem, analizą co było, jak jest, co by było gdyby, porównywaniem siebie z innymi, lękiem przed śmiercią, przed nieznanym, wyrzuty sumienia z powodu lęku przed procesem i fizjologią umierania, bólu egzystencjalnego wynikającego z tego co w nas zwierzęce, pierwotne, naturalne a niedostatecznie ludzkie.

A więc Łukasz może jest wujaszkiem Wanią, rozdartym między powinnością a niespełnieniem i wynikającym z tego rozczarowaniem przybierającym ostrą fazę buntu, załamania, rezygnacji. Ale jest tym, który przeżył. Jest, który jest /również dla 1/2 publiczności/. Cała reszta jest niewyraźna, dociera do nas szczątkowo, zaciekawia, intryguje ale niedostępna umiera. W istocie jednia jest poza zasięgiem. Przeszłość jest martwa, choć ciągle w naszym wspomnieniu powraca.  Jątrzy, niepokoi, budzi emocje i wyobraźnię. Niezaspokojone pragnienie jest martwe ale pamięć o nim boli. Niespełniona miłość jest martwa  ale myśl o niej powoduje, że człowiek cierpi. I cała wyimaginowana spekulacja jest martwa, ale jakże rozbudza nadzieję! Ale i przeszłość i pragnienie, i miłość była. Potencjalnie była. W myśli, w wyobrażeniu, we śnie, w zasięgu możliwości. Na swój sposób zaistniała. Nie jest tym, co konkretnie się wydarzyło ale w istotny sposób wyjaśnia nam dlaczego jesteśmy jacy jesteśmy. Bo dopiero w kontraście, w porównaniu, w zestawieniu, całokształcie ujawnia się istota rzeczy, człowiecza właściwość i natura. Chyba, że pozostanie tajemnicą nie do wyjaśnienia. Poza zasięgiem poznania, rozumienia. Ale ta tajemnica też jest ważna. Też jest dopełnieniem całości.

Monika, może Helena z Czechowa , żona Marcina, jest porównana do królowej pszczół, która eliminuje konkurentki, przeciwniczki, by zdobyć samców  a następnie ich uśmiercić. Kochała, teraz jest zimna, jak lód nieczuła, niezdolna do prawdziwej miłości. Antoni, wypisz wymaluj z Czechowa, ale przecież może nie, jest lekarzem, który traci swoich pacjentów, umierając go osłabiają, jego motywację do życia. Są mu obojętni, drażnią go, tak mówi. W istocie to on sam ich spycha w swoją obojętność, pogardę, bo inaczej by przez swoją bezsilność wobec marności, brudu świata zginął. Praca go męczy. Nic dziwnego, brak sensu, brak sukcesów jest depresyjna. To człowiek, który mówi o sobie, że duszy nie ma, jednak w dżungli amazońskiej sadzi drzewa realizując swój plan ocalenia świata. Czuły dla roślin, nieczuły dla ludzi w efekcie stara się ratować siebie. Pije, mówi, że kocha ale tak naprawdę kocha tylko wcielenia piękna, nie je same. I nie kocha Mai/Sonię u Czechowa/, nie dba o nią, ledwie zauważa. Choć wie, że ona kocha go i jest do niego przywiązana. Jednak każe ją swoją obojętnością i karmi się jej cierpieniem odrzucenia. W Monice kocha jej fizyczne piękno, bo cóż jeszcze innego? Piękno samo w sobie, wysublimowane. Nianię Czechowa tu zastępuje mężczyzna. Jest prawdziwie ludzki, normalny, nieskomplikowany. Ciepły i czuły, uczynny żyje życiem innych ludzi. Dla nich i dla obowiązków, w wiecznym ruchu, pośpiechu, pracy. Stary ale pełen zdrowej witalności, w przeciwieństwie do innych. Maja jak pszczółka, uwija się, krząta. Dogadza ludziom, pielęgnuje rośliny. Jak one naturalna, delikatna, żyje z dnia na dzień. Można jej nie kochać? Może chciałaby być Moniką. W niej się przegląda, jej potrzebuje. Uwięziona w swym położeniu, żyje pracą. Oszukana, odtrącona nie marzy. Tłumi pragnienie miłości,wypiera  możliwość zmiany.

Reszta postaci jest dla Łukasza wizualizującą się przyczyną, kontekstem, uzupełnieniem rozumienia jego bytu. Wyjaśnieniem jego stanu świadomości i uczuć. Jego kondycji. Fascynacji i obsesji. Porównywaniem lepszej i gorszej wersji życia, w kontekście wolnej i zniewolonej woli, możliwości i zakresu wolnego wyboru. Rozziewem pomiędzy pragnieniem a spełnieniem.  Sprawdzaniem indywidualnego wpływu na swoje życie i innych. Zderzeniem natury człowieka z naturą przyrody/tu: pies, uprawiane rośliny, sadzenie drzew, hodowla pszczół/. I wzajemnie. Każda postać ujawnia swoją naturę w kontekście sytuacji, zdarzeń, postaw pozostałych osób. Śmierć kończy wszystko: wieczne tęsknoty, pragnienia, lęki. Dla tych, którzy odeszli. Ale też nic nie zmienia dla tych, którzy zostali. Wszystko zastaje po staremu. Majątek nie sprzedany, każdy z bohaterów na swoim miejscu, w swojej koleinie życia, zgodnie z rytmem przyrody. I tylko wiosna obudziła stare nadzieje.

Moreira tworzy dla nas w teatrze joyce'owski strumień świadomości. Pięknie, prosto tworzy. Choć domyślam się, że nie było to wcale takie proste. Próbuje skonstruować całość. Ogarnąć wszystko. Uchwycić ginącą nadzieję. Nie pozwolić jej umrzeć. I widzi ją w wiośnie. Rytmie natury, oczywistości jej praw narzucających obowiązki. Trwania aż do wyczerpania. A my z zainteresowaniem słuchamy, podsłuchujemy, kompozycję obrazów scenicznych oglądamy, podglądamy. Przeglądamy się w innych. W czasie przeszłym. W bycie alternatywnym. Kradniemy te urywki, skrawki, błyski cudzego istnienia i dokonujemy projekcji siebie. Wracamy do przeszłości, chcąc przywołać wszystko utracone. To, co nieznane nas pociąga, fascynuje i powoduje, że wyolbrzymiamy jego znaczenie. Nadajemy mu większą rangę, niż ma w istocie. Budzi naszą ciekawość, co tak naprawdę dzieje się po drugiej stronie rzeczywistości przedstawianej, wydumanej, wyobrażonej, wykreowanej. Co kryje się za płotem, ścianą, tym, co nam zasłania, nie pozwala zobaczyć do końca dotknąć, przeżyć całokształtu.

To nie jest najłatwiejszy spektakl w oglądaniu.  Wymaga skupienia. Ale daje też satysfakcję. Budzi ciekawość. Pozwala się przyjrzeć sobie. Bezpiecznie, z dystansu. Poczuć nadciągającą wiosnę. Zapach, smaki, kolory nadziei.


WIOSNA

Tekst i reżyseria:Leonardo Moreira
Asystentka reżysera: Aura Cunha
Muzyka:Marcelo Pellegrini
Scenografia i reżyseria światła: Marisa Bentivegna
Kostiumy: Chris Aizner

Obsada: Monika Krzywkowska, Marta Juras, Marcin Bosak, Łukasz Simlat, Stanisław Brudny, Antoni Pawlicki/gościnnie/

Premiera 04/03/2016

fot.: Krzysztof Bieliński


0 komentarze:

Prześlij komentarz