wtorek, 8 marca 2016

DOM KOBIET TEATR TELEWIZJI

Scena ze spektaklu (fot. TVP)


DOM KOBIET Zofii Nałkowskiej, opowiadający o życiu kobiet zdefiniowanym przez świat mężczyzn, w telewizyjnej inscenizacji i adaptacji Jerzego Saniewskiego jest niewątpliwie nadal współczesny/od premiery minęło ponad 85 lat/. Jakby nic się nie zmieniło co do zasady w  naturze człowieka, w relacjach międzyludzkich: pomiędzy kobietami, w związkach kobiety i mężczyzny/małżeńskich, pozamałżeńskich i innych/. Niewątpliwie nastąpiło podwyższenie poziomu akceptacji wychylania się poza normę. Trudno nas dziś czymś zaskoczyć, zaszokować. Dostęp do informacji, otwartość z jaką się o problemach interpersonalnych rozmawia w przestrzeni rodzinnej  i publicznej jest nieograniczony. Jesteśmy wszyscy bez wyjątku bardziej tolerancyjni, lepiej wykształceni, doświadczeni i przygotowani do życia. Jesteśmy bardziej świadomi i odpowiedzialni za siebie i innych. I niezależni pod każdym innym względem. To, co kiedyś było wyjątkiem, dziś staje się normą. Nie dziwi przekraczanie granic, otwartość, szczerość mówienia o sprawach najbardziej nawet intymnych. Element skandalu nie działa, przestrzeń tabu się kurczy. Co niewątpliwie wpływa na różnice w postrzeganiu tej sztuki kiedyś i dziś.  Ale może jesteśmy zawsze tak samo bezbronni wobec działania miłości. Tak samo jej spragnieni w ucieczce przed samotnością, że aż gotowe na wszytko. Nawet na dobrowolne ubezwłasnowolnienie. Tym bardziej DOM KOBIET jest potrzebny, ważny. Już ex post, gdy obiekt miłości przekształca się w zombie. 

Spektakl pokazuje, jak trudno ze sobą rozmawiać, z jakim wysiłkiem przychodzi kobietom pomagać sobie nawzajem, jak bardzo dużo wymaga to starań, nieustępliwości i sprytu, umiejętności prowadzenia rozmowy, mądrości, doświadczenia życiowego, wyczucia  i empatii. Ile miłości cierpliwej potrzeba, by można było  zacząć pytać, drążyć,roztrząsać, co tak naprawdę każdą z kobiet dręczy, co boli. I chronić ją, gdy trzeba. Nawet przed samą sobą. A to, że każda wymaga odrębnego, specyficznego podejścia, ze względu na jej charakter, cechy osobowe, spuściznę życia rodzinnego z okresu małżeństwa, to oczywiste. Nie ma jednego szablonu pomagającego w rozpoznawaniu i rozwiązywaniu problemów. Każda z bohaterek spektaklu jest nośnikiem specyficznego bólu, mającego inne źródło pochodzenia: poczucia straty, okaleczenia, traumy, nieszczęścia. Rzadziej nadmiaru, częściej niedostatku bliskości, czułości, zrozumienia z kochanym, najbliższym sobie człowiekiem. 

To lekcja życia, chwila prawdy o funkcjonowaniu związku, ustalanych zasad przez małżonków, relacji, zależności, podległości, hierarchii. Tego, co można, co trzeba i w jakim zakresie. Rejestr powinności i zaniechań.  A wszytko dotyczy albo okresu wspólnego życia małżeńskiego albo relacji pomiędzy kobietami i tego, ile dla siebie znaczą, co mogą zrobić. Jak może pomóc jedna drugiej. Czy są w stanie taką pomoc udzielić lub ją przyjąć.

Adaptacja sztuki ma wymiar współczesny. Osadzona jest w naturalnych warunkach domu rodzinnego z ogródkiem, prawdziwym wyposażeniem wnętrz, co tworzy specyficzny klimat autentyczności, wiarygodności, bliskości. Wprowadza niewymuszoną swobodę. Buduje nastrój bezpiecznej przystani, specyficznego,wyjątkowego miejsca pozwalającego wrócić do równowagi, przetrwać najgorszy moment kryzysu, uzyskać pomoc i wsparcie.  Pozwala też szczerze mówić, co się myśli, czuje i wie. Pozwala milczeć. Dojrzewać do przerwania milczenia. To tu dochodzi do porozumienia, wyznania prawdy, oczyszczenia. To ważne, że te kobiety mają swoje miejsce na ziemi, gdzie czują się u siebie swobodne i wolne. Bezpieczne.

Bo w tym wypadku są uwięzione przeszłością. Ograniczone bagażem emocjonalnych okaleczeń, skaz, ran, traum zafundowanych własnym wyborem, własnym kompromisem ze światem, rezygnacją z siebie. Zawierzeniu deklaracji uczuć, akceptacji podziału obowiązków w związku.

Względność wszelkich ocen i wyborów i stan kryzysu wynika z tego, co jest nie wyjaśnione, ukrywane, nieznane a ma swoje źródło w przeszłości.  W tym, co było, bo to skutkuje na to, co jest. Choć mężczyzny  już nie ma, bo nie żyje, odszedł do innej kobiety, to więź  z nim jest nadal bardzo mocna a nawet mocniejsza, a jego obecność w życiu kobiety intensywniejsza niż dawniej. Piotr, odszedł do innej. I otwarcie o tym mówił, i choć myślał zapewne, że prawda  mniej boli, to nie przewidział, że równie mocno może krzywdzić. Uczciwość, szczerość nie gwarantuje znieczulenia. Krzysztof, zmarł i tajemnicę zabrał, jak się mu wydawało, do grobu. Kłamał, oszukiwał, zdradzał żonę i kochankę, dzieci z obu związków myśląc, że mu się upiecze i kłamstwo mniejsze zadaje cierpienie  niż prawda. Obaj robili, co chcieli, podporządkowując sobie świat na własnych tylko warunkach, w zgodzie z własnymi potrzebami. Życie jest krótkie i jedno tylko, a elementy je wypełniające i organizujące mogą się zmieniać. Kobiety traktowane instrumentalnie to jego części wymienne. Nowy model, świeża krew. Kolejny podbój, nowy świat męskich wrażeń i wyzwań.  

Kobiety są wykorzystywane lub dają się wykorzystywać, akceptują swój los. Oszukiwane, ufne niczego się nie uczą na błędach. A gdy jest już na wszytko za późno, obwiniają się, dręczą, mają wyrzuty sumienia, poczucie winy, straty i porażki. Ponoszą jeszcze większą odpowiedzialność za dzieci, rodzinę. Oczekuje się od nich, same stawiają sobie niebotyczne wymagania radzenia sobie. Z emocjami, finansami, pracą i domem, wychowywaniem dzieci, z organizacją swojego życia i szczęścia. W sobie tylko szukają przyczyny klęski. Wydrążone, wypalone wewnętrznie, niepewne siebie, własnej wartości, obciążone ponad miarę chorują, są w depresji, próbują popełnić samobójstwo. Ciągle uzależnione od tych, którzy przez całe życie byli nieobecni, oziębli, a po śmierci jeszcze bardziej wiążą, uzależniają i prześladują, nie pozwalają się od siebie uwolnić. Męskie, niewidoczne duchy krążą po domu pośród kobiet jak cerbery ich pamięci, zobowiązań. Wrośnięci latami tresury, obowiązku i powinności, podporządkowania nie uwalniają swych kobiet, nadal je więżą. Wpisani we wspomnienia, spuściznę wspólnego czasu, są surowymi dozorcami męskiej własności. 

Porzucone żony, wdowy i kochanki, ich dzieci  nie są doskonałe, mają wady i słabości. Jedna jest zła na drugą/Tekla na Julię/ . Nie może jej wybaczyć, jak się jej wydaje, łatwiejszego, bardziej komfortowego życia z dobrym mężem. Córka powtarza błędy matki i nie może wyzwolić się z toksycznego związku/Ewa/. Jakby nie można było uciec. A wybicie na niepodległość, życie bez świata męskiego wydaje się niemożliwe. Jednak w spektaklu kobiety mogą liczyć wzajemnie na siebie, na kobiecą solidarność, pomoc i wsparcie. Ćwiczą się w samoobronie, bo nawet po śmierci ich mężczyzn, prawda o nich z trudem się uwalnia. Kobiety bardzo są od nich uzależnione. Jakby ich rozum zawsze był wygaszony, w uśpieniu. Mężczyźni robią nadal, co chcą. Bezkarnie, bez poczucia winy. 

Krzysztof prowadził podwójne życie. Cynicznie wykorzystywał miłość i przywiązanie do siebie żony, kochanki, dzieci z obu związków. Oszukiwał, kłamał, mataczył. Był łajdakiem, podłym człowiekiem, choć nikt kompletnie się tego nie domyślał. Albo te kobiety były naiwne, głupie i bezwolne, albo się bały konfrontacji i samodzielności. Nic nie zauważyć, nie egzekwować, nie rozmawiać, dawać się zwodzić, to albo nieprawdopodobna miłość albo głupota zniewolona przez strach. Joanna po jego śmierci męża cierpi w dwójnasób, jakby dopiero wtedy dawała sobie prawo do wyrażania uczuć, wołania o pomoc swoim stanem depresyjnym, próbą samobójczą. Nie może uwolnić się od poczucia winy, wyrzutów sumienia, które w niej rosną i ukrywają prawdziwy powód jej cierpienia.  Traktowanie jej przez męża, pragnienie bliskości, jakiś wielki brak  czegoś w związku, doprowadził ją do zdrady męża i zatajenie tego. Jakby siebie w ogóle nie znali, mąż i żona, nie szanowali.  To żadna miłość a chory związek. Tyle tylko, że to ona ponosi tego skutki, nie daje sobie rady. Kiedy nieoczekiwanie w domu kobiet pojawia się Ewa, nieślubna córka męża Joanny, dotąd idealnego wzoru męża i ojca wymiar prawdy się poszerza. Wszystko jest inne niż się wydawało. A konkretne problemy trzeba rozwiązać jak najszybciej. Bo żyć trzeba dalej. Choć jest wykoślawione bulimią Julii, poczuciem niesprawiedliwości losu Tekli, wstrząsem prawdy o mężu, niej samej w związku Joanny, próbującej chronić córkę Marii, a nawet osaczoną przez mężczyznę Ewę, której solidarnie kobiety oferują pomoc, czuwającą nad wszystkimi mądrą i doświadczoną Celiną.

Anna Polony, Celina Bełska, seniorka rodu, z wyrozumiałością i cierpliwością rozmawia ze wszystkimi, można na nią zawsze liczyć. To wcielenie miłości i mądrości. Cierpliwości. Cudowna, pogodzona z życiem kobieta. Julia Danuty Stenki i Maria Joanny Szczepkowskiej, jej owdowiałe córki, dwie wnuczki Joanna Mai Ostaszewskiej i Róża oraz Tekla Marii Pakulnis tworzą wielopokoleniowy przekrój mikro społeczności, rodzinną grupę terapeutyczną . Każda o innym usposobieniu, każda na swój indywidualny sposób przeżywa osobiste tragedie. Szukają u siebie zrozumienia, ciepła i psychicznego wsparcia, akceptacji. Widać, jak bardzo emocjonalne są kobiety, nadwrażliwe, jak łatwo je skrzywdzić, rozzłościć, sprowokować. Ile w nich przez lata narosło goryczy, żalu, poczucia straconego czasu z powodu roztrwonienia sił, zdrowia, siebie. Tego kim mogłyby być. Jak niemożliwym jest samodzielne pozbycie się skorupy przeszłości, która więzi i uniemożliwia normalne życie. Miłość jest dla nich najważniejsza i w jej imieniu są w stanie wiele znieść, wiele wycierpieć, poświęcić. Ale je osaczyła, ograniczyła, zniszczyła. Bo zbyt łatwo przychodziło mężczyznom je wykorzystywać, manipulować nimi, uzależniać od siebie. Za ich przyzwoleniem. Wydaje się, że powrót do normalności nie jest łatwym procesem, trudno jest się poznać, nauczyć i poprawiać siebie . Trudno jest się na nowo stwarzać, zwłaszcza, że brakuje pomysłu jak tego dokonać. Nie sposób kobietom zrozumieć, jakim naprawdę było ich dotychczasowe życie, całkowicie podporządkowane, uzależnione od kochanego przez nie mężczyzny i czy to ostatecznie miało sens. Kiedy naturalną rzeczą były decyzje o kompromisach w imię miłości i wspólnego dobra. Brak trzeźwego spojrzenia, bo przecież miłość jest ślepa sprawia, że poradzenie sobie samej wydaje się niemożliwe.

 „Człowiek żyje obok drugiego lata całe i nic o nim nie wie. Żyje między najbliższymi jak w ciemności...”. Ale chyba tylko na własne życzenie, zgodnie z dokonanym wyborem. Świadomością możliwych konsekwencji. Jeśli jest w stanie zaakceptować swoją samotność. Jeśli da przyzwolenie na ubezwłasnowolnienie ducha i ciała. Jeśli wyrzeknie się dążenia do zbliżenia do prawdy. To oczywiste, że każdy z nas jest kosmosem nieprzeniknionym dla siebie i innych. Tak do samego końca, ale czujny obserwator, cierpliwy badacz, kochający człowiek wie, zna, a jeśli nie, chce poznać naturę obiektu swojego uczucia. Bo i siebie wtedy poznaje i zgłębia, przeglądając się w nim, sprawdzając.

Wspaniałe aktorki, wszystkie bez wyjątku, w sposób mistrzowski budują pełne, głębokie, złożone portrety psychologiczne kobiet doświadczonych przez mężczyzn, ich życie, upływający czas, przemijanie, ich słabość i samotność w walce o przetrwanie.  Potrafią być okrutne, bezwzględne dla siebie nawzajem, bardzo krytyczne. Ale i czułe, współczujące, pomocne, kochające mądrze. Rozumieją, że mogą liczyć na siebie, na rodzinę. W tym Domu Kobiet.

To bardzo życiowa sztuka. Bliska nam wszystkim. Czuła, ciepła, życzliwa. Nieobojętna na trudny los kobiet. Te też nie są bez winy. Spragnione miłości bezwarunkowo, na wieki wieków kochają. I w amoku uczucia coraz konsekwentniej niepostrzeżenie zapominają o sobie. Jakby ich miłość miała wartość nadrzędną. Nietykalną, świętą. Nie potrzebowała wzajemności. Ale to kłamstwo. Nie walczy o prawdę, przeczuwany niepokój grzecznie zamiata pod dywan, ale ten porządek zaordynowany i dyscyplinowany przez dominujących mężczyzn jest podstępny. Miłość toksyczna. Nie tylko wyzwala ale i więzi. Nie sposób wszystkiego kontrolować. Nie sposób wszystko przewidzieć. A brak umiaru w jednostronnym poświęceniu się zarówno doskonałemu mężowi, jak i zabezpieczeniu świętego spokojowi za wszelką cenę, dla utrzymania związku jest  niszczący, doprowadza do problemów o skali i wadze przekraczającej możliwości pomocy samej sobie. Dlatego DOM KOBIET jest tak ważny. Solidarność, miłość, opieka, zrozumienie innych. A miłość z nich wszystkich jest najważniejsza.

PS. No dobrze, nie do końca zgadzam się, że reżyseria zachowawcza/że niby tylko kijki do nordic walking, telefon komórkowy, i co jeszcze?, aha, samochód to atrybuty współczesności/, jakaś porażona tradycją. Mogłaby się wybić na niepodległość nowoczesności w czystej, bo przecież nie dziewiczej, formie. Tak bardzo potrzebujemy kontekstu super tu i teraz/IKEA lifestyle/. Zwłaszcza, że i tak dokonywano skrótów, itd. Ale tak to jest gdy chce się być w zgodzie ze wszystkimi, pozyskać jak najwięcej. Niczego, broń Boże, nie stracić. Moim zdaniem, nie jest źle, a nawet jest dobrze. Potrafimy przecież doskonale rozwijać indywidualnie, z własnego i innych doświadczenia, poruszone w spektaklu wątki.

DOM KOBIET
Autor: Zofia Nałkowska
Reżyseria i adaptacja: Wiesław Saniewski
Zdjęcia: Witold Adamek
Scenografia: Arkadiusz Kośmider
Kostiumy: Dorota Roqueplo

Obsada: Anna Polony (Celina), Joanna Szczepkowska (Maria), Danuta Stenka (Julia), Maria Pakulnis (Tekla), Maja Ostaszewska (Joanna), Joanna Kulig (Róża), Małgorzata Potocka (Zofia), Katarzyna Sawczuk (Ewa)

 PREMIERA 7.03.2016, TVP1, godz. 20.25
zdjęcie: http://www.teatrtelewizji.tvp.pl/24229696/dom-kobiet

4 komentarze:

  1. Trafiłam na ifo o tym teatrze tv w dniu kobiet i tak sobie pomyślałam, że choć temat wart potraktowania, szczególnie w tak doskonałej formie, to dzień kobiet w żadnym wypadku nie jest najlepszym dniem, na zmierzeniem się z akurat takimi prawdami o życiu. Proszę wybaczyć, ale z chęcią wrócę, tyle, że innego dnia (może mężczyzn:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko problem jest z tymi powtórkami. Nie wiadomo kiedy i czy w ogóle będą. Okazję trzeba chwytać w lot. Ja zawsze cierpię, jak mi coś umyka. Temat spektaklu złożony, przedstawia trudne sytuacje, przykre doświadczenia, traumatyczne przeżycia. Ale przecież ważne. Cieszyć się należy, że w ogóle tak kobiecy temat podjęto i pokazano. Smutne jest, że w takim dniu tak przygnębiający, smutny.:):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę sobie, że bohaterki dramatu wcale nie były takie święte i uduchowione, jak je Oko Widza maluje. Normalne babki, nasze koleżanki, siostry, sąsiadki…

    Nałkowska bardzo subtelnie porusza temat pieniędzy w rodzinie – rządzi ten, kto je ma. Z rozmów dowiadujemy się, że Maria wyszła za mąż za namową matki za człowieka, którego nie kochała, zapewne ze względów materialnych. Julia wolała prowadzić wygodne życie u boku zdradzającego ją męża niż dociekać prawdy. Krzysztof zaharowywał się na śmierć, aby utrzymać dwie rodziny. Tekla ma wyrzuty sumienia, że nie miała środków na leczenie chorego męża.
    Prawdziwym rodzynkiem jest Ewa Łasztówna żyjąca w nieformalnym związku z żonatym mężczyzną. W rozmowie z Joanną relacjonuje swoją sytuację wykrzykując: „to jest bogacz”, „tu nie mowy o małżeństwie”! Bidula ;D

    Nałkowska wkłada w usta babki Celiny (w tej roli znakomita Anna Polony ) słowa mówiące o niemożności poznania drugiego człowieka i zrozumienia motywów jego postępowania. Dlatego nigdy nie dowiemy się, czy Ewa jest wyrachowana, czy zwyczajnie nieszczęśliwie zakochana.

    Cieszę się, że w niewielkiej roli mogłam zobaczyć Małgorzatę Potocką, moim zdaniem, za mało wykorzystaną aktorkę.
    KK

    OdpowiedzUsuń
  4. NOBODY'S PERFECT! Życie jest skomplikowane. Małżeństwo z rozsądku takie złe, bo może z czasem pojawić się prawdziwa miłość. Żal mi a jednocześnie podziwiam takie osoby jak babcia/Anna Polony/, bo wie o życiu wszytko i musi powściągać emocje, by spokojnie brylować w tym morzu nieszczęścia i ratować każdą. To nie jest łatwe, bo z najbliższymi rozmawia się najtrudniej.Pomoc też nie jest łatwa. Bo dzieci, wnuki nie chcą słuchać. Matki są zupełnie bezradne, co widać.

    OdpowiedzUsuń