ŚMIERĆ PIĘKNYCH SAREN jest wzruszająca. Piękna. Zdarza się w bajkowej, prawdziwej choć odrealnionej scenerii. W atmosferze zagrożenia. Bo zwierzęta umierając ratują życie ludziom, ojciec ryzykując życie daje szansę przetrwania swoim synom. Jest po latach opowieścią wspomnieniem, aktem twórczym, uzdrawiającym w zmaganiu z chorobą psychiczną najmłodszego z nich. Przywracaną do życia chwilą szczęścia z przeszłości.
Natura, sztuka, życie i poczucie humoru to eliksir przetrwania, recepta na depresję i smętki, antidotum na zło tego świata. Traktowanie tego, co nas doświadcza, siebie i wszystkiego wokół z przymrużeniem oka, dystansem, lekko, właśnie dlatego, że jest śmiertelnie poważnie, trudno i nieznośnie to wyjątkowy sposób radzenia sobie z niesprawiedliwym, okrutnym losem. Rozczarowuje ten byt na ziemi, nie spełnia marzeń, nie pozwala osiągać celów. Mocno dotyka, sprawdza wolę i wytrzymałość. A jednocześnie daje siłę, by trwać. Po prostu żyć. Pracować. Kochać. Dbać o rodzinę. Walczyć. Marzyć. Normalnie. Bez zbytniego wnikania w istotę rzeczy. Bez rozdrapywania ran, dramatycznych gestów, rozstrzygnięć, scen. Psychologicznych konstrukcji, analiz, głębi. Pogoda ducha, optymistyczne nastawienie, zdanie się na opatrzność po tym, gdy zrobi się wszytko, co można, by utrzymać się na powierzchni, by ratować siebie i najbliższych w okolicznościach zagrażających życiu, w opresji rozczarowania, wypalenia powoduje, że ciężar egzystencji nie przygniata a uwalnia, daje wytchnienie i siłę. Poetyczne ballady Jaromira Nohavicy pięknie śpiewane przez Piotra Sieradzkiego, Monikę Chrzątkowską i Ewę Tucholską nastrajają refleksyjnie, puentują sceny. Snują swoją opowieść podskórnie dramatyczną. Mocną, przejmującą, bolesną.
Gdy wchodzimy na widownię, dostrzegamy młodego skulonego w kłębek mężczyznę w białej piżamie leżącego na białym, szpitalnym łóżku. Miejsce to połączone jest ze sceną długim podestem pępowiną. Dominuje biel przełamująca, rozświetlająca klaustrofobiczną przestrzeń. Ta biel działa jak światło symbolicznie łączące z przeszłością, której projekcję obserwujemy na scenie. Czujemy, że minimalizm scenograficzny dookreśla prostotę, wyrazistość wspomnień dających radość, budujących na powrót siłę, przywracających nadzieję choremu. Poznajemy bohaterów, ich barwne, skromne, nieskomplikowane życie. Pracę ojca, biednego romantyka, utalentowanego komiwojażera Leona Poppera, jego hobby wędkarskie, hodowlane oraz marzenia o własnym interesie. Jego platoniczną miłość do żony szefa, który pragnie, by sławny malarz namalował jej portret. Ten nie chce przyjąć zamówienia, bo obiekt go nie zadowala. Matkę czułą, mądrą, skromną i wyrozumiałą, dbającą o rodzinę, marzącą bezskutecznie o wakacjach we Włoszech. Szczęśliwe dzieciństwo, biedne ale pełne rodzicielskiej troski i starania. Zwyczajne życie uwikłane w okrutną wojnę a po jej zakończeniu w zmianę ustroju politycznego na system komunistyczny, pełen nadziei i gorzkich rozczarowań/rasowe opresje/. Bo jest to opowieść o losach żydowskich Czechów. Doświadczonych prześladowaniem, holokaustem, głodem i strachem. A jednak walczących śmiechem poprzez łzy. Z pasją, samozaparciem, determinacją, uporem. O miłość, szczęście, zaspokojenie pragnień, spełnienie marzeń, o przeżycie. O lepszy los.
Spektakl jest lekki, wesoły, dowcipny. Czuły. Choć podszyty grozą. Daje jednak wytchnienie. Dobrze nastraja, mimo podskórnego smutku. Uczy, ile piękna, siły i energii ma do zaoferowania proste, zwykłe, choć doświadczające mocno życie. I ludzie, przecież niedoskonali, nieidealni ale których się kocha, bo i oni kochają w sposób niewyszukany, zwyczajny, codzienny. Wykonujący swe obowiązki najlepiej jak potrafią, na ile talent i możliwości im pozwalają. Ale starający się, czuli, nieobojętni. Nie jak systemy opresji, ideologie i historyczne światowe wydarzenia, które ich mocno doświadczają.
Brawo Teatr Żydowski! To kolejne ważne, mądre, budujące widza przedstawienie w repertuarze. Doskonale zagrane, pomysłowo wystawione. Gdzie forma nie przytłacza a uwalnia, podkreśla, sugeruje w skrócie scenicznym całe skrywane poemata o postaciach, ich motywacjach, kontekście wydarzeń. Rozwijając je w piękną przypowieść o niezwyczajnym działaniu życia zwyczajnych ludzi.
ŚMIERĆ PIĘKNYCH SAREN
Autor: Ota Pavel
Tłumaczenie: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Reżyseria, inscenizacja, aranżacja scenograficzna i ruch sceniczny: Jan Szurmiej
Adaptacja: Paweł Szumiec
Opracowanie muzyczne: Teresa Wroń
Obsada:
Piotr Chomik-Vratislav Nechleba (sławny malarz, profesor Akademii), Znudzona żona, Przedstawiciel firmy krawieckiej „Meindl-Meceles”, Hostessa firmy Elektrolux, Służba doktora Jakubczyka, Esesman
Monika Chrząstowska-Irma (żona Franciszka Koralika), Sarna
Henryk Reicher-Tatuś (Leon Popper)
Piotr Sierecki-Ota
Monika Soszka-Chłopka z miotłą, Hostessa firmy Elektrolux, Służba doktora Jakubczyka, Esesman
Dawid Szurmiej-Doktor Jakubczyk, Karol Kowarzyk (dobosz), Pan Szczodry, Venegreen (prezydent towarzystwa Elektrolux, Szwed), Sędzia na wystawie królików
Ewa Tucholska-Mamusia (Herminia Popper)
Marek Węglarski-Franciszek Koralik (Dyrektor Generalny firmy Elektrolux), Karol Proszek (przewoźnik)
Premiera: 30.09.2015
czwartek, 3 grudnia 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz