wtorek, 17 listopada 2015

O ŻONACH ZŁYCH I DOBRYCH TEATR TELEWIZJI

Scena ze spektaklu (fot. TVP)

W czasach gdy związki małżeńskie przekształcają się w partnerskie a singlowanie jest jak serfowanie w relacjach międzyludzkich, kategorie żon złych i dobrych wydają się anachroniczne. A jednak wiele obserwacji  psychologicznych charakterów, postaw i zachowań postaci w sztuce O ŻONACH ZŁYCH I DOBRYCH Adolfa Nowaczyńskiego jest aktualnych. Błędy w postępowaniu z partnerem, zaspokajanie własnych tylko potrzeb, zachcianek, fanaberii, skupienie się wyłącznie na sobie, na pracy, wykluczanie partnera ze swego życia mogą być również dziś przyczyną rozpadu więzi, ale skorygowane choćby po obejrzeniu tego spektaklu, pozwolą go naprawić, pomogą mu wrócić do równowagi. Może się zdarzyć, że, jak bohaterowie w sztuce, nie widzimy jeszcze problemu a ten od długiego czasu narasta. Dobrze, gdy można jeszcze coś zrobić,  zwłaszcza gdy sprawy nie zaszły za daleko, a miłość całkowicie nie wygasła. Tak, budowanie lub odbudowywanie, nawet z ruin, związku możliwe jest tylko i wyłącznie na wzajemnym, głębokim uczuciu. Miłość jest najważniejsza. Samotne brylowanie przez życie nie jest tak cudowne, jak nam się wydaje, ani tak proste, jak chcielibyśmy, by było. Zwłaszcza gdy prowadzi się razem gospodarstwo rolne, dba o wspólny interes, ma dzieci. We dwoje można więcej zrobić, dalej, wyżej zajść. A co nas nie rozłączy, to wzmocni. A wyjątki tylko potwierdzają regułę.

Ciekawe, że w sztuce to kobieta, żona odpowiada za stan związku i najwięcej może zrobić, by przywrócone zostały poprawne relacje, spokój, obopólne zadowolenie i indywidualny rozwój każdego. To kobieta walczy, korzysta z rad kobiet od siebie starszych, mądrzejszych, bardziej doświadczonych. To ona nie on inicjuje zmiany, poprawę. Wyraża chęć spróbowania raz jeszcze. Wspólne życie oznacza wspólne działanie. Wspieranie się. Zauważanie jeden drugiego. Walkę o siebie nawzajem. Wiele tu obserwacji praktycznych, łatwych do zastosowania. Nie jest to poradnik skomplikowany. A z czułością, poczuciem humoru, przymrużeniem oka pokazuje i uczy co i jak zrobić, by osiągnąć stan pożądany, stabilny, satysfakcjonujący. Nie jest proste uznać swój błąd, próbować go naprawić, walczyć o partnera, bo łatwiej zrezygnować, odpuścić, wycofać się, robić tylko swoje dla siebie czy nawet się rozstać. Sztuka mówi, że nie warto, bo zawsze jest jakiś sposób, by osiągnąć cel; zbudować udany związek, a jeśli się sypie, uratować go. By nie doprowadzić do kompromitacji, ośmieszenia, rozwodu, upadku.

Cóż z tego, że sztukę autor umiejscowił na wsi, wokół ziemiańskiej rodziny, jeśli ogniskują się tu dzisiejszym podobne problemy zakochanych w sobie małżonków. Ale trzeba podkreślić, że wszelka naprawa związku nie jest możliwa, gdy śladu miłości już nie ma. Choćby we wspomnieniach, chwilach wzajemnej fascynacji, nadal tlącego się pożądania,  wspólnych zainteresowaniach, celach działania, pracy. Musi być coś, co nadal przyciąga do siebie partnerów, małżonków, co nadal ich łączy i daje nadzieję, że powrót do przywrócenia równowagi się uda.

Komedia w lekki sposób opowiada o poważnych sprawach. Koncentruje się na początku kłopotów małżeńskich. Kiedy wszystko można jeszcze ocalić. I to jest jej atut. Bo często tę fazę wstępną rozpadu się przegapia, nie widzi popełnianych błędów, nie czuje się winnym. Dobra wola, chęć szczera, pozytywne nastawienie, właściwa ocena sytuacji mogą dokonać cudów. By nie zaprzepaścić najważniejszego; miłości, życia razem, walki o wspólne cele. Ale czasem potrzeba działania zespołowego, wspomagania rodziny, przyjaciół. Niezbędne jest dostrzeżenie swoich błędów, przyznanie się do winy, mocne postanowienie poprawy. Czasem trzeba zastosować fortel, podstęp, kobiece sztuczki, by na powrót zainteresować partnera sobą.Takie dobre rady, mini szkolenie jak przetrwać w związku, daje sztuka Adolfa Nowaczyńskiego. Jest dowodem na to, że miłość na każdym swym etapie zaawansowania, w różnym czasie i okolicznościach, sytuacji psychologicznej, społecznej, wiekowej za każdym razem jest inna. Ale działa! Uszczęśliwia, daje poczucie bezpieczeństwa, umożliwia rozwój i prowadzi do sukcesu, osiągania wspólnych celów.

Tak więc na kłopoty małżeńskie nie kozetka u psychoanalityka a teatr. Dobry, dowcipny, zabawny. Świetnie zagrany. Solidnie wyreżyserowany. Przeglądanie się w teatralnym lustrze jest o wiele mniej bolesne od rozdrapywania ran u najlepszego nawet specjalisty. Naprawdę.

Na pewno są złe i dobre żony, partnerki ale też źli i dobrzy mężowie, partnerzy. Najważniejsze, by się udało  uratować związek, ocalić miłość a wszystko inne wróci do równowagi, prędzej czy później się uda. To bardzo pozytywne, optymistyczne przesłanie sztuki. Budujące. Bo nic nie jest dane raz na zawsze, o uczucie trzeba dbać, związek pielęgnować. Być czujnym, wrażliwym, surowym jego i siebie obserwatorem. I nie bać się wysiłku naprawy, gdy coś się wali, psuje, rozłazi, bo to samo życie sprawdza, testuje, nas wypróbowuje.

Ale i tak z tego wszystkiego najważniejsza jest miłość. O niej to jest sztuka.

O ŻONACH ZŁYCH I DOBRYCH

Autor: Adolf Nowaczyński
Reżyseria: Barbara Borys-Damięcka
Scenografia i kostiumy: Tatiana Kwiatkowska

Obsada: Agnieszka Kotulanka (Żaneta Firley), Marian Opania (Hrabia Maciej), Alina Janowska (Pani Melsztyńska), Gustaw Lutkiewicz (Dionizy Melsztyński), Edward Dziewoński (Ksiądz kanonik Jackowski), Ewa Błaszczyk (Daisy Firley), Marek Bargiełowski (Hrabia Habdank), Grażyna Barszczewska (Dora Staroświęcka), Krzysztof Kowalewski (Doktor Staroświęcki), Witold Pyrkosz (Profesor Gasztołd-Gineykowicz), Agnieszka Pilaszewska (Stefa), Cezary Morawski (Fruś Firley), Joanna Jędryka (Rena Mrozicka), Stanisław Brudny (Leon).

premiera 1993r.
fot.http://www.teatrtelewizji.tvp.pl/22353011/o-zonach-zlych-i-dobrych

http://gazetawarszawska.eu/2012/09/22/adolf-nowaczynski/

0 komentarze:

Prześlij komentarz