piątek, 13 listopada 2015

LUSTRO LESZEK MĄDZIK SCENA PLASTYCZNA KUL


Leszek Mądzik konfrontuje nas, widzów, z niezwykłym lustrem. Udostępnia senną wizję, wyczarowuje nastrój tajemniczy, maluje świat magiczny, wydobywając go z pozornego niebytu, z absolutnej, fizycznie odczuwalnej ciemności, z podświadomości budzącej się we śnie. Uwalnia mroczną stronę mocy wypieraną przez światło dzienne zakłamujące istotę rzeczy. Światło, które zazwyczaj rozprasza, dekoncentruje, moderuje, prowadzi gdzie chce penetrując każdy zakątek rzeczywistości, wypierając każdą niejasność, wieloznaczność, niekonsekwencję. Paradoksalnie pokazując wszystko ukrywa świat wewnętrznych motywacji, presji działania i czucia. W pełnym świetle widzimy kształt kompozycji prześwietlony i zamaskowany jednocześnie. Widzimy zewnętrzną, widzialną powłokę rzeczywistości. Domyślamy się, że wiele zasłania, kryje, więzi.

Tu światło pochodzi z jądra ciemności. Sięga do głębi po rewers tego, co zrozumiałe, oczywiste, widzialne. Odbija go w lustrze wrażliwości bytów indywidualnych, anonimowych obserwatorów. Sugestywnie, intensywnie, plastycznie. Emocjonalnie. Jakby było wsobnym wydobywającym się ze środka negatywem- bytu wewnętrznego- człowieka. Tego, co nieoczywiste, urojone, upragnione. Tego, co może być przeczuciem. Tak, tu światło emanuje z wnętrza. Od środka płynie wolą zaistnienia. Jesteśmy po drugiej stronie lutra. Mrocznej, intymnej, tajemniczej, ukrywanej. Rządzącej się zasadami snu, gdy nie wiemy, bo nie rozumiemy dlaczego właśnie takie a nie inne obrazy nam się ujawniają. Czujemy, że mają sens, wiemy, że mają uzasadnienie. Ale logika ich zaistnienia pozostaje dla nas ukryta, jest poza zasięgiem. Nie jest najważniejsza. Fascynuje nas to, co widzimy, co czujemy.  Bo uwodzi niezwykłością, zaskakuje kompozycją, łączy niewidoczną więzią bliskości, istotności, czaru. Dotykania jaźnią tego, co żyje w ukryciu, poza świadomością, w marzeniu, w pragnieniu. Jak najcenniejszy skarb, najcięższy wstyd, największy strach, przerażające przeczucie.

Prześwietlenie widzów w strefie widowni ostrym, agresywnym światłem wypala w nas cały obraz, z którym przybyliśmy na spektakl. Wyjaławia nas, oczyszcza, przygotowuje na to, co ma nadejść. Ciemność absolutna sceny, głęboka, gęsta, nieprzenikniona, która napiera, intensywnieje, wdziera się w końcu w głąb ciała, wnika do jaźni. Dusi i więzi. Jest ciężarem, pułapką, stanem niebytu, zawieszenia. Unieważnia indywidualne. Resetuje. Usypia. Nastraja, wyostrza zmysły. Wymusza stan gotowości. Oczekiwania. Wyzwala chęć uwolnienia. Zaistnienia. Ucieczki.

I wtedy rodzi się światło i zaczyna wydobywać z niebytu kształty, figury, sytuacje. Komponuje minimalistycznie. Opowiada emocjonalnie. Ujawnia. Stwarza. Niczym demiurg steruje, nastraja, narzuca. Łagodnie, subtelnie, delikatnie. Maluje krajobraz wewnętrzny sugestywny, nostalgiczny, magnetyczny. Który się niepostrzeżenie przybliża, oddala. Rośnie i maleje. Napiera i dystansuje. Śpimy na jawie i śnimy zahipnotyzowani.

Stany podświadome-ruchome obrazy- przeobrażające się w zwolnionym tempie, dopełniane transową muzyką, słowami Brunona Schulza ilustrują żądzę, głód zaspokajania uczuć niemożliwych, intensywne przeczucie nieszczęścia. Wypieraną świadomość noszenia masek, wielu na raz, prowadzonych gier, pełnionych funkcji, grania ról. Nie jest to drastyczne wprost ale bolesne podprogowo. Jakbyśmy mogli być prawdziwym sobą tylko we śnie. Tylko wtedy żyjemy naprawdę. Postępujemy, jak chcemy. Bez konsekwencji, bez winy i kary. Widzialny świat narzuca nam powłokę; sztuczny, krępujący, umowny kaftan społecznego bezpieczeństwa.  I tylko sen pozwala nam wejrzeć w głąb lustra, by dotknąć istoty siebie, by czuć się dobrze, naturalnie, swobodnie.

To portret wielokrotnej, niejednoznacznej interpretacji. Wrażenia, projekcji, działania pamięci. Niepotrzebne byłyby obrazy, gdyby słowa potrafiły oddać tę wieloznaczność widzenia i czucia stanu rzeczy. Uczciwości spojrzenia. Potrzebne są wszystkie zmysły w procesie dochodzenia do prawdy. Ale czy sen jest prawdą ostateczną? Raczej dopełnieniem, rewirem intymnym, zakamuflowanym. Ale jednocześnie fascynującym, intensywnym i wyjątkowym przeżyciem!

Taki jest teatr Leszka Mądzika. Nawet jeśli stosuje repetycje. Ale czy nie śnimy tych samych snów po wielokroć? Czy kolejne sny nie bywają ciągiem dalszym, rozwinięciem, inną konfiguracją pamiętanych, dobrze znanych majaków, fantazji, projekcji, wizji? W tym teatrze śnimy z oczami szeroko otwartymi, z uczuciem przeżywania snu na jawie. To niezwykłe uczucie. Niezwykłe. Są takie sny, jest taki teatr. Jest surrealistyczna, senna twórczość Brunona Schulza.


fot. Krzysztof Kuzko
" Jak wyglądam? Czasem widzę się w lustrze.
Rzecz dziwna, śmieszna i bolesna! Wstyd wyznać.
Nie widzę się nigdy en face, twarzą w twarz.
Ale trochę głębiej, trochę dalej stoję tam
w głębi lustra nieco z boku,
nieco profilem, stoję zamyślony i patrzę w bok.

Stoję tam nieruchomo patrząc w bok, nieco w tył za siebie.
Nasze spojrzenia przestały się spotykać. Gdy się poruszę,
i on się porusza, ale na wpół w tył odwrócony,
jakby o mnie nie wiedział,
jakby zaszedł poza wiele luster
i nie mógł już Powrócić."
Bruno Schulz, :" Samotność", 1937

LUSTRO 
SCENA PLASTYCZNA KUL
Scenariusz, reżyseria i scenografia - Leszek Mądzik
Muzyka - Piotr Klimek

Fragment "Samotności" Brunona Schulza - czyta Jerzy Radziwiłowicz

Udział biorą: Katarzyna Lisek, Sylwia Wikiera, Kamil Dec, Robert Frączek, Karol Furmanek, Maciej Mazur,Tomasz Nowak, Szymon Zygma

0 komentarze:

Prześlij komentarz