niedziela, 11 sierpnia 2013

Niebo kamienne nad nami pustka człowiecza w nas

9.08.2013 roku. Burza. Noc rozszalałego nieba. Żywiołu. Wściekłego, ciskającego gromami, uderzającego piorunami. Bijącego w ziemię, jakby chciało nią wstrząsnąć. A wdzierając się w jej materię, otworzyć, uwolnić, obudzić. Głównie nas, ludzi. Skamieniałe niebo pękło i ryknęło przeciwko zwróceniu się człowieka przeciwko sobie samemu. Sierpniowe niebo miotające żywiołem nieludzkiej siły, nadludzkiej walki. Rozszalałe niebo wali się nam na głowę. Atakuje nas. Pomrukuje, grzmi chmurne, zbuntowane. Jakby dawało sygnały wybuchami, dalekimi odgłosami wstrząsów i towarzyszącymi im błyskami. Niebo szaleje. Powstańcza Warszawa 1944 roku walczy.

Lecz my dziś nie walczymy. Nas współczesnych nic nie obchodzi, bo bezpiecznie schowaliśmy się w sobie i tak głęboko ukryci, odizolowani, trwamy poza czasem. My, odrażające, brudne i złe teraźniejsze wcielenia przeszłości. Wcielenia nas pożerające od środka i na nowo kształtujące. Determinujące kim i jacy jesteśmy. My, Zombie współczesne, zainfekowane, pogryzione przez Zombie z przeszłości. Obojętne, zdystansowane, niewzruszone. Przyczyna tego stanu rzeczy /wirus?, bakteria?, co innego? / nie jest znana. Dowiadujemy się, że nie może być wykryta, zidentyfikowana, zbadana. Nie wiemy, dlaczego ta infekcja złą przeszłością przenosi się z pokolenia na pokolenie. To pozostanie tajemnicą. Naszą skazą, przekleństwem, znamieniem śmierci. Złem wcielonym w pozornie żywym zewłoku. Niby żywi, niby umarli jesteśmy nośnikami śmierci . I jesteśmy sami sobie tego stanu winni. Poprzez przekleństwo, klątwę, stygmat historii. Przyzwolenie.

Niebo tężeje i uszczelnia się w przeszłości, i w teraźniejszości. Zamyka. Obecni na spektaklu "Kamienne niebo zamiast gwiazd" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego i dramaturgii Marcina Cecko widzowie, usadzeni jeden obok drugiego na widowni w otoczeniu eksponatów Muzeum Powstania Warszawskiego, zostali uwięzieni, zamknięci, dokładnie otuleni historią, spuścizną przeszłych pokoleń. Scenę oddzielono od widowni żelaznym , wysokim płotem. Nie wiadomo, kto przed kim ma być chroniony, kto komu zagraża. Kto kogo może zaatakować. Kto przed kim chce się bronić. My, Zombie współcześni, czy oni, Zombie z przeszłości. Bo wszystko czego się dowiadujemy o nas, o sobie jest złe, odrażające, paskudne. Śmierdzące, cuchnące, brudne. Ci widzowie, którym udaje się w końcu wymknąć, uciec, odchodzą złorzecząc. Pomrukują chmurnie, niespokojnie, złowrogo. 

A przecież nie ma się na co oburzać, o co obrażać, na co gniewać. Prawda zawsze jest okrutna, bolesna, trudna. Widocznie stała się dla niektórych nie do zniesienia, nie do wytrzymania, nie do zaakceptowania. Zombie uciekają na miasto. Na żer.

A na spektaklu czujemy, że czas nie ma znaczenia. Nie jest istotny. Jakby go nie było albo jakby stanął w miejscu. Bo akcja ciągle dzieje się w innym momencie historycznym. Wężykiem przeplata tkankę życia i śmierci łącząc pokolenia. Te same osoby grają różne role w różnym czasie. To ciągłość, stałość, konsekwencja. Czas nie ma wpływu na historię, ważne , co jest w nas, ludziach. To my jesteśmy nośnikiem informacji, genotypu Polaka, obywatela świata.

To ciało jest tym nośnikiem. Zainfekowane, skażone. Cała otoczka się zmienia. Gadżety, instrumentarium, ubrania, scenografia, język komunikacji. Cała nasza ludzka otulina się zmienia : polityka, ideologia, historia, świat. Ale to, co ma to ciało przekazać w czasie, jest ciągle takie samo. Nie zmienia się, nie ewoluuje, jest constans. Jest naszym przekleństwem. Jest naszym przeznaczeniem, znamieniem i skazą. Albo wyróżnikiem, znakiem szczególnym, naszym genetycznym kodem tożsamości Polaka.

To, co się wydarzyło w Powstaniu Warszawskim nie miało na nic wpływu. Nie miało sensu. Bo nie ma sensu umierać za ideę, za ojczyznę. Bo w istocie chodzi tylko o to, by przetrwać. Również dziś. Jednostka, społeczności, naród mimo całej technologii i maszynerii światowych zdobyczy, niby zmian oczywistych i postępowych, mimo niby potęgi demokracji, mocy prawa, deklaratywnego dobra, jest bezbronna i słaba. A kamienne niebo -niemożność, bezradność, ograniczoność- oddziela nas poszczególnych i zbiorowych przed prawem prawdziwego, żywego nieba z gwiazdami, punktami stałymi wszelkich wartości, cnót i zasad. Niby wolni jesteśmy uwięzieni, bez nadziei na ratunek. Niby mądrzy, jesteśmy głupi, bez wiary na zmianę. Niby uzbrojeni, jesteśmy całkowicie bezbronni. Skazani na zagładę. 

Ta sztuka nie ma znaczenia, bo nic nie zmieni. Tylko zaistnieje. Przez moment.
To Powstanie nie ma znaczenia, bo nic nie zmieniło. Tylko zaistniało. Przez bolesny moment.
My, nasze życie nie ma znaczenia, bo nic nie możemy zmienić. Tylko istniejemy. Przez moment.
Jakbyśmy nie mieli możliwości wyboru. Nam się tylko wydaje, że coś możemy. A to jest tylko iluzją, mrzonką, pobożnym życzeniem. Mamoną, marzeniem. W istocie przekleństwem i zmorą. Horrorem Zombie, który kroczy przez czas unieważniając go. Który jest karykaturą człowieczeństwa. Bo realizuje swoją wiarę w nieśmiertelność poprzez wynaturzenie istoty rzeczy.

Nie mamy na nic wpływu. Nic nie zmienimy. Nie damy rady, bo nie dajemy. Wszystko, co się zmienia jest iluzją zmian. Bo zmiany są po to, by nic, co do zasady, się nie zmieniło. A pozostaje marność. Strzęp wartości. Strzęp człowieka i człowieczeństwa. Strzęp wszelkiego pozoru. I znikąd nadziei.

Istniejemy w żałosnym stanie ciała bez ducha. Rozumu bez myśli. W stanie brudnego, cuchnącego, rozkładającego się ciała pozbawionego Boga, honoru i ojczyzny. Braku nieba z gwiazdami. Bo skamieniało, utwardziło się i uszczelniło, chcąc nas pogrzebać, zetrzeć na pył marny i nieszkodliwy, bo bezwolny, nie mający na nic wpływu. Niewola, zwyrodnienie, wynaturzenie. Zakleszczenie w czasie i miejscu. Zapętlenie w historii. Spirala śmierci. 

Jesteśmy motłochem, bydłem, niedorżniętą watahą. Nie wierzycie? Włączcie telewizor.
Jesteśmy zahukaną, głodną nacją żrącą szczaw po rowach. Nie wierzycie? Otwórzcie internet.
Możemy być Zombie według Garbaczewskiego i Cecko. Nie wierzycie? Pójdźcie na spektakl.
Zobaczycie niebo kamienne nad wami. Puste, nieme, agresywne. Zamiast gwiazd.

PS Wiem, że to, co zobaczycie, wydawać się będzie prymitywne, bełkotliwe, płytkie, powierzchowne, rozpasane wulgaryzmem i obsceną. Obce, odpychające i nieatrakcyjne. Nowe i nierozpoznane. Wiem, że ta rzeczywistość sceniczna Garbaczewskiego i Cecko jawi się chaosem. Ale czy to nie chaos był na świata początku? Tak i ten nasz współczesny świat jest chaosem. Pokazanym w spektaklu. Ale jeśli tylko spróbujecie go przeżyć, przemówi do was intencją, myślą, zamiarem, próbą artystów, którym nie jesteśmy obojętni. Jeżeli mówią do nas nieskładnie, jakby Pan Bóg myśli i języki im pomieszał, bądźmy mądrzejsi, cierpliwi i dociekliwi. Zawsze coś się przebije, odsłoni, przemówi językiem sztuki. Zawsze coś się ostanie, choćby to był bunt. Bo sztuka jest potęgą. I niełatwo ją zniszczyć, dobić, unieważnić. Zależy jej na nas. Bo my bez niej, ona bez nas by nie istniała. Rozbijmy to niebo kamienne nad nami, by przebić się do gwiazd, do moralnego, ludzkiego i boskiego porządku w nas i w świecie szalonym. Jest o czym myśleć, jest o czym rozmawiać, jest po co żyć, jest po co chodzić do teatru. Nawet do tego, wydawać by się mogło, najbardziej uwierającego, drażniącego, najbardziej nam wrogiego.


KAMIENNE NIEBO ZAMIAST GWIAZD

Przedstawienie jest wspólnym projektem Muzeum Powstania Warszawskiego i Nowego Teatru.

Reżyseria: Krzysztof Garbaczewski
Tekst i dramaturgia: Marcin Cecko
Video: Robert Mleczko / Marek Kozakiewicz
Kostiumy: Svenja Gassen
Muzyka: Julia Marcell
Scenografia: Krzysztof Garbaczewski / Jan Strumiłło
Światło: Jacqueline Sobiszewski
Asystent reżysera: Radosław Mirski
Producentka: Małgorzata Kozioł
Występują: Justyna Białowąs, Dominika Biernat, Tomasz Bazan, Sebastian Łach, Grażyna Misiorowska, Marta Ojrzyńska, Sebastian Pawlak, Paweł Smagała, Andrzej Szeremeta, Justyna Wasilewska, Krzysztof Zarzecki, Agnieszka Żulewska.

Muzeum Powstania Warszawskiego od 2006 roku, co roku, z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego - 1 sierpnia o północy, organizuje premiery spektakli teatralnych o tematyce powstańczej.
 Jan Klata wystawił "Triumf Woli", w którym pokazał powstanie oczami nazistów. Paweł Passini w "Hamlet 44" przeniósł akcję szekspirowskiego dramatu w czasy wojny. W 2011 Michał Zadara wyreżyserował "Awanturę warszawską. Waszyngton-Moskwa-Londyn" i wykorzystał w niej dokumenty wysyłane przez Winstona Churchilla, Józefa Stalina, Franklina Roosevelta, polskich dowódców, a także korespondencję pomiędzy dyplomatami. Rok temu widzowie obejrzeli "Powstanie" w reżyserii Radosława Rychcika, z aktorami Teatru Dramatycznego w Warszawie.


Źródło: www.nowyteatr.org, www.1944.pl, oprac. Lucyna Szura; 22.07.2013


0 komentarze:

Prześlij komentarz