poniedziałek, 13 października 2025
sobota, 11 października 2025
CIAŁO/UMYSŁ 2025 : RAY Scottish Dance Theatre (Szkocja)
Taniec wyraża to, co pozostaje poza dźwiękiem, istnieje obok słów. Jest działaniem poprzez ciało. Ruchem, gestem, mimiką tworzy dynamikę emocji, buduje siłę nastroju, wysyła komunikat, nawiązuje więź. Spektakl RAY Scottish Dance Theatre/Meytal Blanaru ze Szkocji pokazany na Festiwalu Ciało/Umysł 2025, uruchamia w widzu ciekawość rodzącej się relacji pomiędzy nim a tancerzami, poszukuje źródła jej pochodzenia, trwania, znaczenia. I choć każdy, zarówno performer, jak i widz tworzy własną interpretację tego, co widzi i czego doświadcza, musi przyznać, że jest ona możliwa dzięki wzajemnej otwartości i szczerości budującej zaufanie. Scena i widownia jednoczą się. Obecność tancerza mówi: daję ci/ przekazuję/dzielę się tym, co wypływa z mej istoty, a ty, widzu, jesteś gotowy/oczekujesz to przyjąć/odwzajemnić/nieść dalej. To porozumienie bez słów jest impulsem naturalnym, samoistnym i instynktownym, który ma źródło w potrzebie bliskości, czułości, współodczuwania. Dzielenia się. Obdarowywania.
Choreografia Meytal Blanaru powstała we współpracy z performerami indywidualizuje każdego bohatera. A jednak wyraziście podkreśla to międzyludzkie przyciąganie, które koi, przynosi ulgę, przywraca sens budowania więzi, w nawiązywaniu i kształtowaniu relacji między ludźmi. Odnosi się do pierwotnych skłonności i potrzeb człowieka, który tylko we wspólnocie jest w stanie przeżywać przyjaźń, miłość, szczęście, wolność i doświadczać poczucia bezpieczeństwa. Zamysł układów choreograficznych polega na uruchamianiu tego, co jest uśpione, wyparte, zagłuszone albo wymuszone przez sytuację (pandemia). W sposób naturalny, subtelny, delikatny łagodzi obawy, przełamuje bariery, burzy granice. Liczy na reakcje spontaniczne. Ćwiczy umiejętność spojrzenia na siebie i innych ludzi z humorem i życzliwością pozwalającą nie traktować się wzajemnie zbyt serio i akceptować się takimi, jakimi jesteśmy.
Publiczność reagowała na próby nawiązania z nią kontaktu najpierw ostrożnie, później z coraz większą śmiałością, a w końcu sama inicjowała działanie. Ale i zachęta ze strony performerów była stonowana, ostrożna, pozbawiona agresji, prowokacji, kontrowersji. Jasna i czytelna - budziła ciekawość. Przy czym technika tańca, sam układ choreograficzny nie dominował, nie odwracał uwagi od tego, co było w działaniu scenicznym najważniejsze. Przekaz koncentrował się na cielesności coraz bardziej zaangażowanej w przemianę mowy ciała (ruch, kontakt wzrokowy, gest, dotyk, uścisk). To układ (mikro sceniczne narracje taneczne) sygnalizował stan ducha tancerza/tancerzy, generował udzielającą się widzom energię, emocje. Co w efekcie w sposób prosty, niewymuszony umożliwiało porozumienie.
Spektakl był ekscytującym spotkaniem ze sztuką, która działa bezpośrednio, nie epatuje instrumentami, którymi dysponuje (np. metoda Feldenkraisa, techniki ruchu, zwanej FATHOM HIGH), bo zależy jej na żywym, szczerym, autentycznym kontakcie człowieka z człowiekiem. Jakby uczył od podstaw. Jakby krok po kroku pokazywał jak budować relacje i przypominał skąd pochodzi potrzeba ich nawiązywania, podtrzymywania, rozwoju. Udowadniał, że nie jest to skomplikowane czy trudne i daje wiele radości. Szczególnie w ciężkich czasach ważne jest otwarcie na drugiego człowieka, okazywanie mu życzliwości, otaczanie go troską, poświęcanie mu uwagi. Czasem niewiele trzeba, by nawiązać z nim kontakt, stworzyć więź. Wystarczy dać mu swój czas, swój uśmiech, swój uścisk. Siebie.
RAY
Koncepcja i reżyseria: Meytal Blanaru
Premiera: 04.2022, Dundee, Szkocja
sobota, 27 września 2025
ŻAR TEATR POLONIA
Tu nie było niespodzianek. ŻAR Christophera Hamptona na podstawie prozy Sándora Máraiego w reżyserii Jana Englerta to teatr w klasycznym, szlachetnym, solidnym stylu. Głęboko psychologiczny tekst o męskiej przyjaźni Henryka i Konrada, ich miłości do kobiety marzeń, Krystyny, o gwałtownych namiętnościach, niegasnącym pożądaniu, uwodzeniu i zdradzie, ukrytych intencjach i motywacjach wyrażony przez mistrzowskie aktorstwo Jana Englerta (Henryk), Mai Komorowskiej (Nini) i Daniela Olbrychskiego (Konrad), w anturażu nobliwego rodzinnego domu Henryka i w stonowanych, ale eleganckich kostiumach gwarantuje unikatowy seans teatralny. Jest niezwykłym doświadczeniem. Dla jednych sztuka będzie intelektualną rozprawą, dla innych kontaktem ze światem, którego zasady, wartości, tok myślenia i postępowania już się wyczerpały i dzisiaj nie mają zastosowania. A jednak wydaje się, że dla artystów ta archaiczna treść i adekwatna dla niej forma, są nadal bardzo ważne. Bohaterowie prowadzą rozmowę, która niczego nie wyjaśni i nie doprowadzi do konkretnych wniosków. Tak naprawdę nic się nie zmieni, spotkanie mogłoby się nie odbyć, ale pozwala odkryć wewnętrzny świat bohaterów, kontekst i konsekwencje moralnych wyborów a więc prześledzić proces kształtowania się ich rozumienia siebie, ludzi i świata. Umożliwia poznanie charakteru długotrwałej silnej więzi, która zrodziła się jeszcze w dzieciństwie Henryka i Konrada i zaważyła na ich całym życiu. Sztuka przypomina, że każdy człowiek ma własną mapę wspomnień, komponuje zawsze indywidualną, bardzo skomplikowaną wersję zdarzeń, sam wypracowuje obraz kim jest i jacy są ludzie, z którymi tworzy relacje.
Spotkanie starych przyjaciół wciąga i fascynuje widzów od pierwszych chwil, bo swoim niespiesznym przebiegiem umożliwia wniknięcie w głąb natury ludzkiej. Uzmysławia, że życie w dzisiejszym świecie, który się nieustannie zmienia, który wymusza coraz to bardziej uproszczone schematy działań, procedury zachowań, komunikaty językowe, nadal jest skomplikowane, ale jego instrukcja obsługi stała się banalnie zerojedynkowa. Płytka, powierzchowna, bezrefleksyjna. Niewiele osób analizuje postępowanie, roztrząsa reakcje, chce zrozumieć decyzje najbliższych, jak czyni to Henryk, który przez ponad 40 lat, dzień po dniu, wspomina, zastanawia się i szuka odpowiedzi na nurtujące go pytania, bo pragnie poznać prawdę, a więc chce zrozumieć i ostatecznie zaakceptować wszystko, czego w życiu doświadczył. Zadaje więc często pytanie "dlaczego". Tworzy ostatecznie własną wersję wydarzeń. Konrad nie zdradza swojej. Pamiętnik Krystyny przedstawia zapewne jej punkt widzenia, ale go nie poznamy. Nini też sugeruje pewne fakty (ostatnie słowa Krystyny), których nie sposób zweryfikować. A każdy widz może indywidualnie interpretować zachowania bohaterów, ich intencje, bo nic nie jest ostatecznie dookreślone czy potwierdzone ponad wszelką wątpliwość.
Henryk podkreśla, że istotny jest język, który decyduje o skuteczności komunikacji międzyludzkiej. W życiu chodzi o prawdę, nie o fakty, które są tylko jej częścią. Liczy się tylko ona, ale aby móc ją poznać, trzeba zgłębić intencje, które są motorem postępowania i wpływają na ludzkie losy. Panowie doskonale znają intencje, które nimi kierują. Dawno wypracowali swój kod rozumienia świata i ludzi dzięki doświadczeniu, obserwacji, wzorom i radom najbliższych (ojca, matki). I nie mylą się co do tego, że napędem wszelkiego działania, sensu życia jest podtrzymywanie pasji, sprawiającej, że chce się żyć, chce się ciągle jej doświadczać. Henryk lubi swój dom rodzinny, pasjonuje go myślistwo, wystarcza mu wiejskie życie. Konrad trwa, ale całe życie doskonalił swój kunszt wirtuoza. Nini to wzór opiekunki, która dba o Henryka i jego dobro - wyczuwa się, że gotowa jest dla niego nawet skłamać. Krystyna pozostaje ideałem żony, kochanki, kobiety pięknej, pożądanej i szukającej podniet - umiera krótko po niespodziewanym wyjeździe Konrada.
I tak podczas spokojnej rozmowy, a właściwie dzięki monologowi Henryka przy pasywnej postawie Konrada, odsłaniana jest tajemnica istnienia. Prowadzona jest klasyczna lekcja przetrwania i rozwoju osobowego. Z wielką klasą i maestrią. Henryk Jana Englerta, na zewnątrz opanowany, rzeczowy potrafi powściągać bardzo silne emocje, które przez ponad 40 lat nie pozwalały mu zapomnieć o zdradzie najbliższego przyjaciela i żony. Ciągle bada naturę związku z nimi. Nie okazuje złości, nie wybucha gniewem, a wspomina, wyjaśnia, uzasadnia, pyta. Z determinacją, ale i wstydliwie. Szuka w obecności i reakcjach Konrada potwierdzenia swoich przypuszczeń, a może tylko chodzi mu o to, by mógł być wysłuchany. Docieka intencji, ale one do końca pozostają niezgłębione, niejednoznaczne, tajemnicze. Podobnie jak pozostali, nie rozstrzyga, nie osądza i się nie skarży. Konrad Daniela Olbrychskiego komunikuje swoje emocje głównie poprzez mowę ciała. Taktowny, zdystansowany, milczący wyraża napięcie wiercąc się w fotelu, sięgając po alkohol. Nini Mai Komorowskiej skupiona na Henryku z delikatną, subtelną czułością okazuje mu wierne oddanie. Poświęciła mu całe życie. Jak najwierniejszy przyjaciel, uważna na potrzeby swojego dziecka matka, kochający, troskliwy, czuły człowiek. Do końca chce go chronić i o niego dbać, szanując kim jest i co przeżył. Jest wzruszająco dobra.
Każdy bohater inspiruje drugiego w sposób twórczy. Przyczynia się do jego rozwoju. Wydaje się w procesie poszukiwania prawdy ważny, a nawet niezbędny. Humanizm tej sztuki polega na tym, że odkrywa ona wagę więzi międzyludzkich, które czynią bohaterów lepszymi, bez względu na trudne do pojęcia zachowania (wyjazd Konrada bez wyjaśnień, bez pożegnania, jego milczenie przez ponad 40 lat), uczucia (romans Krystyny i Konrada), sytuacje (incydent na polowaniu). Ale poznanie prawdy, czy choćby przybliżanie się do niej - mozolne, uporczywe, trudne - zawsze jest tego warte.
Tak, to bardzo dobra sztuka. Po mistrzowsku zagrana. Obejrzyjcie koniecznie. Powodzenia.
ŻAR Christopher Hampton
według Sándora MáraiegoReżyseria: Jan Englert
Tłumaczenie: Elżbieta Woźniak
Scenografia: Wojciech Stefaniak
Kostiumy: Zuzanna Markiewicz
Asystentka ds. scenografii i kostiumów: Małgorzata Domańska
Reżyseria światła: Waldemar Zatorski
Opracowanie muzyczne i realizacja dźwięku: Tatiana Czabańska–La Naia
Producent wykonawczy: Rafał Rossa
Obsada:
Maja Komorowska/Anna Seniuk, Jan Englert, Daniel Olbrychski
niedziela, 21 września 2025
ANIOŁY W WARSZAWIE TEATR DRAMATYCZNY
ANIOŁY W WARSZAWIE
Reżyseria: Wojciech Faruga
Tekst i dramaturgia: Julia Holewińska
Scenografia, kostiumy, reżyseria świateł: Katarzyna Borkowska
Muzyka: Radosław Duda
Choreografia: Bartłomiej Gąsior
Voice coach: Jarek Sacharski
Konsultacje wokalne: Jakub Szyperski
Trenerka głosu, konsultantka wokalna i muzyczna: Paulina Mączka-Michota
Asystent reżysera: Jan Wawrzyniec Tuźnik
Asystentka scenografki i kostiumografki: Kinga Kostoń - Hayatullah
Obsada: Waldemar Barwiński / Piotr Siwkiewicz, Marcin Bosak, Katarzyna Herman / Anita Sokołowska, Anna Gajewska, Damian Kwiatkowski (gościnnie), Małgorzata Niemirska, Konrad Szymański, Anna Szymańczyk, Paweł Tomaszewski, Helena Urbańska, Agnieszka Wosińska, Łukasz Wójcik, Jan Sałasiński (AT)
Fot. Karolina Jóźwiak
niedziela, 7 września 2025
TRZASK PRASK TR Warszawa
Cieszy, że temat współczesny - kondycja młodego, nieprzygotowanego do życia sfrustrowanego, samotnego, kompletnie pogubionego pokolenia - zostaje podjęty przez TR w Warszawa w spektaklu TRZASK PRASK wyreżyserowanym przez Krzysztofa Zyguckiego na podstawie DWÓCH POWIEŚCI RUCHU Mateusza Górniaka.
Oglądamy obraz z pozoru nieciekawy, nudny, banalny. Opowiadany o niczym przez nikogo. Na pierwszy rzut oka dotyczy marginesu zjawiska degradacji mentalnej, pustki światopoglądowej, depresji prowadzącej do braku rozpoznania świata, zagubienia w nim, bo bohaterom brakuje orientacji, bo wszelki ich tok myślenia i działania wygenerowany jest przez fikcję (ulubiony gatunek filmu) i narkotyki (koło ratunkowe). A to przecież samo życie powinno koić, przywracać równowagę, dawać poczucie bezpieczeństwa i spełnienia. Wywoływać euforię. Bohaterowie intuicyjnie wiedzą, czego pragną, ale nie znajdują sposobu, by to osiągnąć. Wyobrażają sobie, że można porzucić dotychczasowe życie, zerwać wiążące ich z nim relacje, więzi i po prostu wyruszyć w świat w poszukiwaniu swojego miejsca na świecie - najlepiej w lesie wybudować drewnianą chatkę. Definiują czym jest dla nich miłość, szczęście, przyjemność. Marzenie o spokoju, ciszy, odizolowaniu się od pędu wymagającej wysiłku i walki rzeczywistości przesłania im absurdalność tego pomysłu. Wizja utopii jest ostatnią deską ratunku, która jednak niczego nie zmieni, gdy człowiek w sobie samym niesie spuściznę przeszłości i paraliżującą działanie udrękę życia. Jedynie Strażak afirmuje ludzi jakimi są oraz rzeczywistość, w której żyje. Potrafi się przystosować i czerpać z tego, co ma (praca, basen, dziewczyna), siłę i radość.
W efekcie sztuka przedstawia wyraźny, mocny, wywołujący empatię portret młodzieży wkraczającej w dorosłe życie. Do bólu zdesperowanej, zdezorientowanej, samotnej. Poruszającej się w pustostanie wartości, idei, pomysłów na siebie, swoje życie, w chaosie komunikacyjnym, traktującej ludzi instrumentalnie. Bohaterowie bez zakotwiczenia społecznego błądzą w poszukiwaniu poczucia bezpieczeństwa i spokoju, harmonii i równowagi. Są bezbronni i bezsilni Instynkt zmuszający ich do ucieczki od cywilizacji, która niszczy i alienuje, jest jedynym impulsem możliwego ratunku. Ale ten bunt okresu przejścia i poszukiwań wydaje się być tragiczny, bo pozbawiony przyszłości, która realnie mogłaby ocalić. W swej wymowie sztuka obarcza winą nie młodych ludzi, a wrogi świat, który ich brutalnie wyzyskuje, ciężko doświadcza i nie uczy, jak winni się bronić, walczyć, przystosowywać, bo młodzi nie wiedzą jak przejąć inicjatywę. W pewnym sensie są produktem świata, w którym żyją - ostatecznie nieszczęśliwym, niespokojnym, od początku straumatyzowanym, skrzywdzonym, sfrustrowanym.
Spektakl zaczyna się, co znamienne, od ilustracji braku komunikacji przejawiającej się w języku. Ten mętlik dźwięko -naśladowczy jest niezrozumiały, obcy, chory. Jak sytuacja młodych. Pozostaje wierzyć, że rozpoczyna proces narodzin nowego człowieka, lepszego życia, odzyskiwanie nadziei na spełnienie -odkrycie swego miejsca na świecie, które zapewni spokój i ukojenie - ocalenie od chaosu, zgiełku, opresji. Jeśli tylko nie będzie to nowe - wynik świadomego tym razem wyboru - więzienie. Pozostaje odpowiedź na stawiane tu pytanie: uciekać przed światem, jaki jest, czy się z nim zmierzyć i walczyć? Losy bohaterów wskazują, że w ich przypadku ta konfrontacja z rzeczywistością już się odbyła i doświadczeni jej skutkami, chcąc się ratować, uciekają w nieznane. Uciekają na oślep z jednego nieszczęścia w kolejne. Zmierzając ku katastrofie.
Obraz teatralnego wyrazu nie byłby tak ciekawy, intrygujący i ważny gdyby nie udana adaptacja i sprawcza dramaturgia Wery Makowskx, kreatywna choreografia Magdaleny Kaweckiej, czy adekwatna do tematu, czasu i miejsc scenografia, kostiumy, światło i wideo Julii Furdyny i Zofii Tomalskiej oraz muzyka Joanny Szczęsnowicz. Projekt nie byłby tak interesujący bez wspaniałej dyspozycji aktorskiej zespołu TR Warszawa, która pozwala odzwierciedlić w sposób wiarygodny pokoleniowe zagubienie, rozchwianie emocjonalne, niepewność osób poszukujących rozwiązań swoich problemów, potrzebujących wsparcia i pomocy. Inga Chmurzyńska, Jan Dravnel, Monika Frajczyk, Damian Sosnowski, Filip Zaręba rozumieją i z powodzeniem wspomagają reżysera, Krzysztofa Zyguckiego, który doskonale poradził sobie z tematem trudnej i bolesnej współczesności, z którą mierzą się młodzi ludzie. A jak spojrzy się szerzej, tak naprawdę nie tylko młodzi. Bo wydaje się, że będąc w kryzysie łatwo przychodzi zerwać z dotychczasowym życiem -trzask prask i jest po wszystkim. W istocie jest to instynktowny odruch, desperacka reakcja, nieprzewidywalna w skutkach decyzja. Chęć zmiany, pragnienie przetrwania.
TRZASK PRASK
reżyseria: Krzysztof Zyguckiadaptacja i dramaturgia: Wera Makowskx
scenografia, kostiumy, światło, wideo: Julia Furdyna, Zofia Tomalska
choreografia: Magdalena Kawecka
muzyka: Joanna Szczęsnowicz
asystentka reżysera: Alicja Zalewska
inspicjent: Piotr Piotrowicz
kierowniczka produkcji: Aleksandra Szklarczyk
obsada: Inga Chmurzyńska, Jan Dravnel, Monika Frajczyk, Damian Sosnowski, Filip Zaręba
Spektakl współfinansowany przez Akademię Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie w ramach programu Fundusz na Start
premiera: 27.06.2025

piątek, 20 czerwca 2025
KOBIETA SAMOTNA TEATR POWSZECHNY W WARSZAWIE MALTA FESTIVAL
Anna Smolar znów reżyseruje w Teatrze Powszechnym w Warszawie! Tym razem wzięła na warsztat temat z filmu Agnieszki Holland KOBIETA SAMOTNA i wraz z Natalią Fiedorczuk napisała scenariusz spektaklu. Podejmuje w nim problem statusu Ireny, kobiety wykształconej, opuszczonej przez męża, który nie płaci alimentów. Może liczyć wyłącznie na siebie, w związku z czym zmuszona jest ciężko pracować, by utrzymać siebie i syna, którego sama wychowuje. Nikt jej nie pomaga a jednak każdy czegoś od niej chce i nieustannie wymaga coraz więcej. Głównej bohaterce, granej wspaniale przez Annę Ilczuk, permanentnie brakuje wszystkiego: pieniędzy, mieszkania, czasu, również na odpoczynek. Balansuje na skraju wyczerpania fizycznego i psychicznego. Jest w sytuacji bez wyjścia, coraz bardziej bezsilna, zdesperowana, wyalienowana. Kumulacja niefortunnych wydarzeń -konieczność wyprowadzki z wynajmowanego mieszkania do matki - emerytki, której niezbędna jest jej pomoc, brak stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa socjalnego, wynikający z braku pieniędzy, fundują jej ciężkie życie. Egzystencję na wariackich papierach. To musi skończyć się źle.
Irena jest kobietą samotną, ale mimo ogromnych trudności pogodną, uczynną, zaradną. Nie opuszcza jej poczucie humoru. Nie traci wiary w to, że jej los w końcu się poprawi. Jest w niej coś niewymownie ciepłego, spontanicznie czułego, zaskakująco zwariowanego, co powoduje, że wzbudza życzliwość, sympatię, przyciąga uwagę. Harda, zadziorna, dumna jest ofiarą, a to wzbudza nieprzychylne dla niej i jej dziecka nastawienie. Ludzie boją się, że mogą wpaść w podobne tarapaty. Bo kłopoty, jakich doświadcza, fundują ciężkie czasy i system eliminujący słabych. W istocie otoczenie pogrąża Irenę i piętnuje. W końcu wyklucza, marginalizuje, niszczy. Po szarży z pistoletem kobieta trafia do więzienia. Otoczenie jest wrogie, roszczeniowe, nawet pomagając jej poniża i upokarza ją i syna. To nie ona sama, lecz jej sytuacja budzi lęk w ludziach, asekuracyjne zachowanie, niechęć i pasywną wrogość. Znajomi, rodzice w szkole, nauczyciele, pracodawcy nie są przygotowani na angażowanie się w pomoc potrzebującym. Niewidzialna ręka agresywnego kapitalizmu również ich dotyka, bo z czasem okazuje się, że mają podobne kłopoty jak Irena - wpadają w analogiczne korkociągi eskalujących problemów.
Najboleśniejszym problemem i troską jest dziecko, które przecież nie na własne życzenie znalazło się w tym tyglu porażek, klęsk, decyzji dorosłych. Boguś nie ma ojca, bo ten uciekł, porzucił żonę i syna. Matki nie ma, bo nieustannie zapracowana jest nieobecna i przemęczona. Babcia to babcia, żyje w innym świecie, jest zajęta sobą, nie jest ani autorytetem, ani wychowawcą. Szkoła to miejsce opresji, stygmatyzacji i wykluczenia. Samotna matka to samotny syn, który od urodzenia wchłania w siebie nienawiść świata, by stwierdzić, że życie jest puste, okrutne, pozbawione złudzeń i nadziei. Swoją duchową alienację Boguś komunikuje rapem znakomitej Ryfy Ri oraz dojrzałym, ostrym slamem Natalii Fiedorczuk. Jego ekspresja ciała uruchamiana przez działania otoczenia jest najcięższym oskarżeniem świata dorosłych. Boguś jest niewinną ofiarą, ale i wytresowanym przez system zbuntowanym, bezlitosnym mścicielem, który w zemście może odpłacić światu pięknym za nadobne - obojętnością, oziębłością, cierpieniem. I to jest to zagrożenie wygenerowane przez ludzkość przeciwko jej przyszłości - jak głaz zawieszony nad sceną, ten z MELODRAMATU jest antycypacją nieszczęścia, a nawet zgłady.
Doskonale zagrany przez aktorów Teatru Powszechnego spektakl Anny Smolar harmonijnie łączy realizm, który jest namacalnym, konkretnym, rozpoznającym problemy dowodem na to, jaka jest prawda, z metaforą, która na podstawie opisu rzeczywistości sublimuje potencjalne niebezpieczeństwa. To kolejna analiza błędów i wynaturzeń systemowych, które zdemaskowane, można wyeliminować i uczynić świat znośniejszym. Jeśli będzie świadomość, sposobność i wola. KOBIETA SAMOTNA rozszerzając tematy MELODRAMATU, jest zapowiedzią wielkiej samotności, która rozsadza i niszczy strukturę społeczną i rodzi bezradność wobec wymogów świata, w którym nadal bezdusznie rządzi kapitał, władza i koneksje - siła skutecznie zarządzająca strachem przed napiętnowaniem i degradacją. Nieważne czy widzialną, czy niewidzialną. Nieważne czy słuszną, czy w swojej słuszności fatalną.
KOBIETA SAMOTNA
reżyseria – Anna Smolarscenariusz – Natalia Fiedorczuk, Anna Smolar
wiersze i slam – Natalia Fiedorczuk
rap Bogusia – Ryfa Ri
współpraca koncepcyjna – Agata Sikora
monologi i dialogi – Natalia Fiedorczuk, Ryfa Ri, Anna Smolar, Michał Czachor, Anna Ilczuk, Karolina Adamczyk, Julian Świeżewski, Natalia Lange, Maria Robaszkiewicz, Oskar Stoczyński
scenografia i kostiumy – Anna Met
muzyka – Jan Duszyński
choreografia – Ryfa Ri
reżyseria świateł – Rafał Paradowski
asystentka reżyserki – Barbara Bendyk
asystentka scenografki – Radosława Niezgoda
inspicjent – Zuzanna Rucińska
konsultacja prawna – Monika Płatek
konsultacja merytoryczna – Feminoteka
obsada:
Michał Czachor – Krzysiek
Anna Ilczuk – Irena
Natalia Lange – Renata
Maria Robaszkiewicz – Wanda
Oskar Stoczyński – Jacek
Julian Świeżewski – Jędrek
Ryfa Ri – Boguś
Klara Bielawka (zastępstwo za Karolinę Adamczyk w dniach 18, 21-22 czerwca) – Milena
czwartek, 12 czerwca 2025
45. WST: JA TEŻ CHCĘ NAUCZYĆ SIĘ ZABIJAĆ LUDZI, PROSZĘ POMÓŻCIE MI, CZYLI PRZEMOC JEST TEŻ OKEJ AKADEMIA SZTUK TEATRALNYCH IM. STANISŁAWA WYSPIAŃSKIEGO W KRAKOWIE
Sytuacja Maxa Nowotarskiego nie jest prosta. Jest artystą. Brakuje mu pewności, czy jest gotowy do pełnienia służby wojskowej. Analizuje swoje dzieciństwo i okres dorastania pod kątem własnych predyspozycji, postawy i reakcji wobec agresji jego rówieśników. I choć nie uciekał przed konfrontacją, to nigdy nie był w stanie się bronić, ani atakować, zawsze unikał stosowania przemocy. Nie oddawał ciosów, nie był w stanie uderzyć przeciwnika w twarz. Wybierał bierną postawę wiedząc, że przegra, zostanie dotkliwie pobity i będzie publicznie upokorzony. W wieku dorosłym, na scenie, też nie umie zmusić się do stosowania przemocy. W bokserskim sparingu przede wszystkim się broni i choć stara się atakować wiemy, że to pyrrusowe zwycięstwo. Nie potrafi wykonać wyroku sądu wojskowego: mimo rozkazu nie zastrzelił Rosjanina skazanego na śmierć. Jakby dowodził, że nie można nauczyć się zabijania, gdy nie leży to w naturze człowieka. Nie sposób mu pomóc, ponieważ nie jest on w stanie wyzwolić w sobie agresji, nie umie czy też nie chce podjąć walki. Zdaje sobie sprawę z kompromitującego poziomu wiedzy zwyczajnych Rosjan o Ukrainie, jej statusie i prawie do suwerenności, co naocznie dowodzą rozmowy przeprowadzone z nimi w sieci podczas spektaklu. Internauci rosyjscy są zastraszeni, choć butni i pewni siebie. Powtarzają zmanipulowane putinowskie opinie, argumenty, oskarżenia. Nie można z nimi dyskutować, ani spierać się, czy dogadywać. Tłumaczyć im, co się dzieje naprawdę. Już po kilku bardzo krótkich rozmowach wiadomo, co myślą i czują. Przeprogramowanie ich mentalności nie wydaje się możliwe. Nie wzbudzają agresji lecz bezradność wobec ich otumanienia medialną propagandą. Misja walki Maxa na tym polu okazała się bezskuteczna.
Maxa Nowotarskiego interesuje też obojętność Zachodu wobec tego, co się dzieje w jego ojczyźnie, ale też niechęć młodzieży w krajach europejskich do służby wojskowej, do jej udziału w konfliktach zbrojnych. Twierdzi, że postęp technologiczny jest tak szybki, a użycie broni masowego rażenia skuteczne, że wojna wydaje się abstrakcją dla znudzonych, zblazowanych młodych ludzi. Bogactwo rozleniwia, powoduje osłabienie morale. Nikt nie chce umierać za ojczyznę, czy w obronie wartości patriotycznych, zwłaszcza gdy uważa się za obywatela świata. A jeśli młody człowiek nie chce tego w swoim kraju, to tym bardziej nie chce pomagać czynnie Ukrainie.
Max Nowotarski nie jest zabójcą. Już wie, że nikt nie jest w stanie mu pomóc - ani Zachód, ani jego kreatywne działanie, którym chciałby nakłonić społeczeństwo rosyjskie do zakończenia wojny, ani trenerzy, symulacje, czy szkolenie wojskowe. Mimo racji uzasadniających stosowanie przemocy, która dla niego, zarówno w czasach pokoju, jak i podczas wojny, nie jest okey. Powiedzenie:" chcesz pokoju, szykuj się do wojny" nie dotyczy wszystkich. Niektórzy będą zawsze jej ofiarami - zresztą nie ze swojej winy. Można im tylko pomóc w odkryciu, że nie są zabójcami i mogą w jakiś inny sposób angażować się w przywracanie pokoju. Muszą go tylko poszukać. Muszą działać. Maxowi Nowotarskiemu udało się. Robi to, co umie najlepiej - tworzy. Walczy swoją sztuką. Trudno jednak powiedzieć, czy to mu wystarcza.
JA TEŻ CHCĘ NAUCZYĆ SIĘ ZABIJAĆ LUDZI, PROSZĘ POMÓŻCIE MI, CZYLI PRZEMOC JEST TEŻ OKEJ
reżyseria, scenariusz: Max Nowotarskiobsada:
Max Nowotarski, Michał Dudkowski, Leonard Koterski, Krzysztof MaraśkiewiczMax Nowotarski urodził się w 1994 roku w ukraińskiej Winnicy Studiował teatrologię na uniwersytetach w Pradze, Frankfurcie i Wiedniu oraz reżyserię teatralną w JAMU w Brnie i w AST w Krakowie w ramach Programu Erasmus+. "Łączy w swojej pracy osobiste doświadczenia z głęboką analizą kultury europejskiej, oferując widzom przestrzeń do konfrontacji z najtrudniejszymi pytaniami współczesności."*
niedziela, 8 czerwca 2025
45.WST: MEDEA'S CHILDREN NTGent
autor: Kaatje De Geest
reżyseria: Milo Rau
scenografia: ruimtevaarders (Karolien De Schepper, Christophe Engels)
rekwizyty: Joris Soenen
kostiumy: Jo De Visscher
reżyseria świateł: Dennis Diels
video: Moritz von Dungern
muzyka: Elia Rediger
coaching aktorski: Peter Seynaeve/Lien Wildemeersch
wskazówki dla dzieci: Dirk Crommelinck
produkcja: NTGent
koprodukcja: Wiener Festwochen, La Biennale de Venezia, ITA - Internationaal Theater Amsterdam, Tandem - Scène nationale (Arras Douai)
obsada:
Peter Seynaeve/Lien Wildemeersch, Anna Matthys/Juliette Debackere, Emma Van de Casteele/Ella Brennan, Jade Versluys/Bernice Van Walleghem, Gabriël El Houari/Aiko Benaouisse, Sanne De Waele/Helena Van de Casteele, Vik Neirinck/Elias Maes
Fot. Karolina Jóźwiak
czwartek, 5 czerwca 2025
45.WST: CHŁOPKI. OPOWIEŚĆ O NAS I NASZYCH BABKACH TEATR H.MODRZEJEWSKIEJ W LEGNICY
Jędrzej Piaskowski i Hubert Sulima wypracowali własny, rozpoznawalny styl. Korzystają ze znanej literatury i interpretują ją w groteskowy, ironiczny, karykaturalny sposób. Tym razem bazują na książce „Chłopki. Opowieść o nas i naszych babkach” Joanny Kuciel-Frydryszak. Teatralny obraz ma ciepłą barwę (scenografia, światło), komediowy klimat (tekst), tonujący nastrój (uspokajająca muzyka) - jakby niewinną, czułą otulinę. Artyści odzierają prześmiewczo warstwa po warstwie maskujące prawdę kamuflaże. Ich spektakl obnaża stereotypowy charakter problemów, zjawisk, ról społecznych. Ale artyści ostatecznie działają bezboleśnie i łagodnie. Rozładowują napięcie zabawnym tekstem, sceniczną sytuacją, charakterystyką bohaterów - w tym wypadku kobiet, a właściwie chłopek. Bo jest to opowieść o nas i naszych babkach. Ostatecznie osiągają zamierzony efekt - dekonstruują stereotypy, dokonują krytyki, sięgają do źródła i neutralizują bez wstrząsu patos, wzniosłość, zło. Odbrązawiają. Dowodzą, jak trudno je wyplenić, bo przechodzi z pokolenia na pokolenie w innej formie, w innym kontekście. Można odnieść wrażenie, że banalizują poważne tematy, spłycają je i obśmiewają, ale wywołane komedianctwem rozbawienie widzów zmienia się w poważną refleksję. Pojawia się smutek cierpienia, umęczenia, prawdy, który trzeba przyjąć i przeżyć.
W spektaklu CHŁOPKI.OPOWIEŚĆ O NAS I NASZYCH BABKACH - mężczyźni (repliki transwestytów z filmów Almodovara) przebrani za kobiety adaptują się w wymuszonej sytuacją rzeczywistości. Firma DżemWar przechodząca rebranding zatrudnia tylko kobiety i panowie chcąc pracować muszą się przystosować (czytaj: przebrać). I to jest ironia losu, bo kobiety dziedziczą z pokolenie na pokolenie stereotyp niewolnicy patriarchatu i to je, niestety, stygmatyzuje na zawsze. Mężczyźni z konieczności w roli kobiet to czysta ironia mściwego losu wyrównująca rachunki krzywd. Tak więc pomieszanie męskości z kobiecością w tym spektaklu nie jest pustym gestem, ma głęboki sens. Dezorientuje i osłania. Chroni i maskuje. Pozwala dostosować się i przetrwać. Przezwyciężyć postrzeganie ludzi poprzez ich płciowość. Ostatecznie pozostaje osoba. Niejednoznaczna, nieprzenikniona jak nigdy dotąd. W wydaniu light z wewnętrzną tajemnicą, niespodzianką, wielowątkową narracją. I tym czymś niepokojącym - w rdzeniu bolesnym, cierpiącym, groźnym, uzbrojonym w ciernie nie dające spokoju, wytchnienia, poczucia bezpieczeństwa-wynikającym z krzywdy, niskiej samooceny, braku pewności siebie, kompleksów, wstydu, chęci odwetu, zemsty.
Sedno poruszanych spraw jest prawdą, ale jej estetyczne wrażenie myli i rozsadza mogący wynikać z niego patos i powagę. Gwarantuje to metafora ironii i sarkazmu. To, co powinno wzbudzać przerażenie, uniesienie, rozrzewnienie potraktowane w sztuce Piaskowskiego i Sulimy prześmiewczo, komediowo, pastiszowo ledwie dotyka zawartą w przekazie krytyką. Okazuje się w istocie nieszkodliwe, błahe, nieważne. Można z tym żyć. Każda postać ubrana w charakterystyczny dla siebie kostium skrzętnie skrywa traumę, ma drugie, trzecie, kolejne dno, od którego nie może odbić się na niepodległość. Ostatecznie markuje, że się udało. Komunikuje, że oficjalnie jest dobrze. Przedstawia się to dramatycznie. Gra aktorska, charakteryzacja, kostiumy, losy bohaterek sprawiają, że od pierwszych chwil spektaklu wierzy się im, współczuje i do końca je lubi. Może dlatego, że ich historie są znane, przepracowane i przekazywane z pokolenia na pokolenie. Może dlatego, że szybko rozumie się konwencję narracji. W efekcie spektakl dowodzi, że niewiele się zmieniło. Nadal istnieje hierarchia, wynikająca z niej przemoc, wyzysk, upokorzenie. Uruchamiają się podobne zachowania wspólnotowe. Kobiety nękają te same lęki, unoszą te same marzenia. Z tą może różnicą, że w podobnym stopniu dotyczą też mężczyzn. Tylko kontekst jest inny i jego forma. Poza tym nic więcej.
Mam wątpliwości, czy niektóre historie powinny być przedstawione w kabaretowym wydaniu, czy nie budzą przez to niesmaku. Czy nie przekraczają granicy zdrowego rozsądku wyśmiewając obyczajowość chłopów, wielodzietność rodzin, proste wiejskie życie. Przywołana w sztuce rodzina Ulmów i ukrywani przez nich Żydzi, zostali brutalnie zamordowani. Czy była to krytyka poświęcenia, brania odpowiedzialności za innych ludzi, krytyka głupoty ryzykowania życiem swoim i siedmiorga dzieci? Śmiać się z tego trudno.
Spektakl cofa się historycznie w czasie, ale i w głąb genotypów statusu i ról życiowych kobiet. Zdaje się, że bezboleśnie. Godzi opiekunkę Ukrainkę i Babcię Helenę, która przeżyła rzeź w konflikcie polsko-ukraińskim. Na wesoło do zażenowania. Bo paradoksalnie tym, co w końcu zrównuje, godzi i jednoczy wszystkich - resetuje przeszłość, neutralizuje traumy, pozwala zapomnieć o zaprzeszłych problemach, pretensjach, o tym, co dzieli i skłóca - jest wojna, sygnalizowana w ostatniej scenie spektaklu, jako naczelny regulator relacji międzyludzkich. Wojna wyzwala strach i przerażenie, pogrąża w ciemnościach, burzy poczucie bezpieczeństwa. Unieważnia dotychczasowe życie, doświadcza złem, mimo płynących ze sceny pocieszeń, że są zapasy jedzenia i picia, a więc nie jest aż tak źle, jak się wydaje.
Mimo poważnego zakończenia jest to zabawne przedstawienie wiecznie żywej mentalności folwarcznej, która dewastuje osobowości, łamie kręgosłupy moralne, nie pozwala się rozwijać, gnębi, ciemięży, ogranicza (biologia, układ społeczny, polityka, religia a na ich służbie wiara, nadzieja, miłość). Kaliber i zakres wynaturzeń jest nadal aktualny i można przypuszczać, że w przyszłości zaadoptuje się na pewno. Temat wyzysku i ciemiężenia już nie tylko kobiet, ale w ogóle ludzi nie umrze. Ma się dobrze teraz i na wieki wieków, amen. Zmiana nie wydaje się być możliwa. Nadal - jak w sztuce - wystarczy tylko się przebrać, ukryć, udawać. Przystosować. I choć w środku dusza z bólu wyje, to jest to sprawdzony sposób na przetrwanie. Dla kobiet i mężczyzn. Dla każdego.
CHŁOPKI. OPOWIEŚĆ O NAS I NASZYCH BABKACH
autor: Hubert Sulima
reżyseria: Jędrzej Piaskowski
dramaturgia i tekst: Hubert Sulima
koncepcja: Jędrzej Piaskowski i Hubert Sulima
scenografia: Anna Maria Karczmarska i Mikołaj Małek
reżyseria światła: Klaudyna Schubert
kostiumy: Rafał Domagała
muzyka: Jacek Sotomski
asystent scenografów: Kacper Łyszczarz
inspicjent i sufler: Jolanta Naczyńska
obsada:
Anita Poddębniak, Małgorzata Urbańska, Jakub Stefaniak, Daria Bogdan, Paweł Palcat, Arkadiusz Jaskot, Zuza Motorniuk, Magda Biegańska, Anna Sienicka, Łukasz Kucharzewski, Aleksandra Listwan, Arkadiusz Jaskot
Fot.: Karolina Jóźwiak
niedziela, 1 czerwca 2025
45.WST: TĘSKNIĘ ZA DOMEM TEATR POWSZECHNY IM. J.KOCHANOWSKIEGO W RADOMIU
TĘSKNIĘ ZA DOMEM
koncepcja i reżyseria: Radosław B. Maciągscenografia, światło, kostiumy: Dominika Nikiel
ruch sceniczny: Karolina Rentflejsz
opracowanie muzyczne: Tomasz Kucharczyk
wokal: Natalia Samojlik
inspicjentka: Magdalena Boduła
obsada: Izabela Brejtkop (Mama), Iwona Pieniążek (Babcia), Natalia Samojlik (Elka), Piotr Kondrat (Tata), Filip Łannik (Maciek), Mateusz Paluch (Sylwek)
fot. Natalia Kabanow/mat. organizatora
sobota, 31 maja 2025
45.WST: CZUJĘ WSTYD, ŻYJĄC W TAKIM ŚWIECIE TEATR IM.ALEKSANDRA FREDRY W GNIEŹNIE
CZUJĘ WSTYD, ŻYJĄC W TAKIM ŚWIECIE, spektakl wyreżyserowany przez Wiktora Rubina i Jolantę Janiczak, w opowiadanej historii o Stanisławie Przybyszewskiej porusza istotne aspekty życia artysty, procesu twórczego, promocji i handlu sztuką oraz wynagrodzenia za nią, co umożliwia utrzymanie i dalszą pracę. Oczywiście cały wysiłek ogniskować się winien w uznaniu świata i ostatecznie uzyskaniu statusu nieśmiertelności, zapewnionej twórcy przez jego dzieło.
Tekst Jolanty Janiczak balansuje pomiędzy tym, co materialne i pozamaterialne, twórcze i destrukcyjne. Żeby przetrwać, pracować, szczególnie w pełnej wolności, potrzebne są środki albo empatyczna, stała pomoc otoczenia. Nie sposób tę pomoc przyjąć, gdy proces twórczy, jak w przypadku Przybyszewskiej, wyzwalany był przez cierpienie, samoudręczenie, samotność, które z czasem eskalowały. Doprowadziły ją do choroby, szaleństwa, obłędu. Do śmierci.
A przecież oczekiwania Przybyszewskiej wobec świata nie były wygórowane. Była piękna, młoda, zdolna, u progu kariery pisarskiej. Świat ją zawiódł. Sławny ojciec, Stanisław Przybyszewski, odrzucił, ignorował, nie kochał córki. Nie odpisywali na jej listy znani, a cenieni przez nią pisarze, szczególnie zależało jej na kontakcie z Tomaszem Mannem. Wydawnictwa mnie drukowały jej dzieła, teatry go nie wystawiały, jak tego oczekiwała. Czuła się niedoceniona, niechciana. Odkryła własny sposób na pobudzenie umysłu, natchnienia. Karmiła ducha, głodząc na śmierć ciało. Stan osłabienia fizycznego uruchamiał u niej wenę twórczą, ale z czasem budził też demony, majaki, halucynacje. W spektaklu pojawia się wymarzony ojciec, empatyczny, zatroskany, czuły opiekun - autorytet. Towarzyszy jej widmo Robespierre'a, który zawsze był jej inspiracją i fascynacją, idealnym bohaterem. Obecny jest zmarły mąż, początkujący niedoceniony artysta, który przedawkował w Paryżu morfinę. Nie opuszcza jej też nauczycielka Zofia, która mieszkała obok jej rozpadającego się baraku i do końca z poświęceniem i oddaniem się nią opiekowała. Jednak Przybyszewska traktuje ją obcesowo a nawet wrogo - jakby jej przeszkadzała, jakby jej nie potrzebowała. Rozczarowana, zgorzkniała, wściekła na siebie i cały świat traci kontakt z rzeczywistością. I choć jest wycieńczona, odrzuca wszelką pomoc.
Uparcie twierdzi, że czuje wstyd, żyjąc w zimnym, wrogim, bo obojętnym na nią i jej twórczość świecie. Głuchym na to, co ma mu do powiedzenia. Zrezygnowana, pozbawiona wszystkiego, co było dla niej ważne - dumna i bezkompromisowa - do końca pozostała wierna sobie, wybranej strategii twórczej. Zgorzkniała, rozżalona, w obłędzie odrzucała wszystko, co było materialne, zawodne, ulotne. Straciła urodę, godność, dobre imię i przekonana była, że to nie jej lecz świata wina. Gardząc nim, swym odejściem go ukarała. Miała zaledwie 34 lata i ważyła 30 kilogramów.
Spektakl redukuje świat do przestrzeni zimnej, pustej, nieprzyjaznej (scenografia i wideo Łukasz Surowiec). Biel wszędzie zalegającego śniegu, ekrany z obrazami płomieni - energetycznych, ale nie dających przecież ciepła, malutki, rozpadający się, zagracony barak sklecony z pustych okien, ogromny ekran, na którym wyświetlana jest lista potrzeb (zakupów) i rezygnacji (skreślone pozycje) wizualizuje materialny świat, w którym żyją bohaterowie- figury artystów a może też ludzie tacy sami jak my dzisiaj. Michał Czachor, występujący w spektaklu gościnnie, gra Stanisława Przybyszewskiego, który jest świadomy swojej kondycji artystycznej. Zna swoją wartość, korzysta ze sławy. Realnie ocenia rzeczywistość, twardo stoi na ziemi. Aktor ma niełatwe zadanie - jego bohater jest cyniczny i praktyczny, brutalny i czuły. Obecny i nieobecny. A jednak zawsze ujmujący i uroczy. Joanna Żurawska gra Przybyszewską na skraju załamania nerwowego, usilnie udowadniającą swoją krzywdę i stosunek do niej. Jest pobudzona, nerwowa, egzaltowana. Ciągle przekonuje samą siebie o słuszności swojego postępowania. Cierpiąca i czerpiąca z tego siłę. Jednocześnie świadoma znikomości swoich wysiłków. Aktorka gra całą sobą, szczerze, ekspresyjnie, czym wyzwala współczucie dla młodej kobiety i żal za tym, co mogła jeszcze napisać. Budzi zażenowanie, że ulegając systemowi, który nie potrafi ocalić tego, co najcenniejsze, wiedzie nas, ludzi, ku zagładzie. Jak Przybyszewska samą siebie.
CZUJĘ WSTYD, ŻYJĄC W TAKIM ŚWIECIE
reżyseria: Wiktor Rubintekst, współpraca reżyserska i dramaturgia: Jolanta Janiczak
scenografia i wideo: Łukasz Surowiec
kostiumy: Rafał Domagała
muzyka: Krzysztof Kaliski
reżyseria światła: Monika Stolarska
obsada: Kamila Banasiak, Joanna Żurawska, Michał Czachor (gościnnie), Maciej Hązła, Michał Karczewski
fot. D. Stube/ mat. organizatora
sobota, 24 maja 2025
45.WST: BĘDZIE TRZEBA, TO PÓJDĘ NA WOJNĘ TEATR DRAMATYCZNY, SCENA PRZODOWNIK
reżyseria, scenariusz: Magda Szpecht
dramaturgia, scenariusz, światło: Szymon Adamczak
scenografia, kostiumy, światło, wideo: Karolina Pawelczyk
materiał dokumentalny: współpracowniczka na froncie
współpraca wideo: Michał Rogulski
muzyka, udźwiękowienie: Krzysztof Kaliski
produkcja: Michał Rogulski ÆFEKT
kierowniczka produkcji: Lena Tworkowska
inspicjent: Julian Potrzebny
obsada: Agata Różycka
Fot. Karolina Jóźwiak
FESTIWAL NOWE EPIFANIE 2025: KOFMAN. PODWÓJNE WIĄZANIE NOWY TEATR
Sarah/Susanne, główna bohaterka spektaklu KOFMAN.PODWÓJNE WIĄZANIE utknęła. Z nie swojej winy znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Całe jej życie było walką, którą ostatecznie przegrała.
sceniczne opracowanie tekstu: Janusz Morgański, Monika Muskała
scenografia: Zbigniew Libera
muzyka: Wojtek Blecharz
reżyseria światła, zdjęcia do filmu: Marcin Koszałka
kostiumy: Katarzyna Kalwat, Saskia Hellmann
konsultacja choreograficzna: Igor Shugaleev
opracowanie architektoniczne koncepcji scenografii i jej realizacja wizualna: Saskia Hellmann
instrumentalistka: Kamila Wąsik-Janiak
obsada: Maria Maj, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Maja Ostaszewska, Jacek Poniedziałek oraz Alicja Strojek