środa, 15 kwietnia 2015

TATO PAŁYGA BOGAJEWSKA TEATR BAGATELA


To historia rodzinnych relacji w betonowym PRL-u z punktu widzenia dorosłego mężczyzny, który patrząc wstecz rozlicza się ze światem dzieciństwa, wystawia rachunek krzywd rodzicom. O tyle ciekawa, że pokazuje skrzywdzone dziecko bezwzględnie kochające swojego ojca oprawcę. Człowieka zwyczajnego, prostego żołnierza, który popełnia błędy wychowawcze. Z bolesnymi tego konsekwencjami.  

Ojciec umiera, trauma dzieciństwa nigdy. Żywi się wspomnieniem, żeruje na słabości charakteru. Zwłaszcza gdy wiemy, ze nic nie można już zmienić, przeprogramować, skasować z pamięci. Seans dziecinnych lęków i strachów, zagrożeń i upokorzeń nie słabnie na intensywności. Nie da się zlekceważyć. Zapomnieć. Wyprzeć. Krwawi niewidoczna rana wyrzutem słabego chłopca wobec silnego mężczyzny. Syna wobec ojca. Dziecka wobec dorosłego. 

I ten przeklęty krąg dziedziczenia błędów, grzechów rodziców. Przenoszenia je na następne pokolenia. Dziedziczenia. Mimo, że chce się od nich uwolnić. Pragnie je wyeliminować. Rodziców sobie nie wybieramy, ale już ich postawy powielamy. Wbrew sobie. I o tym wiemy. I jak się za to nienawidzimy. Jak bardzo mamy o to do siebie pretensję. Czujemy rozczarowanie. Gorzki smak porażki. Bo trudno schematy zachowań zmienić. Unieważnić. Jaki ojciec, taki syn. Jak ojciec traktuje matkę, inne kobiety, tak i syn nawet w dorosłym, świadomym już życiu. Zbyt duża intensywność potrzeb uczuciowych, opiekuńczych, egzystencjalnych, przypisana jest dzieciństwu, by można było zignorować jego doświadczenie. Matryca osobowości wypala się schematem wypracowanym przez środowisko, w którym się wychowuje, dorasta, żyje. Straconych zachodów rodzicielskiej miłości nigdy się już nie uzupełni, nie nadrobi. Nie zadośćuczyni. Czasu bez ojca. Niedostatku uczuć. Szorstkości relacji i braku zrozumienia. Traum. I wielu odcieni nierozpoznanych przyczyn niezawinionych dziecięcych cierpień.

Ta wiwisekcja dzieciństwa nie epatuje bólem, cierpieniem, dewiacją czy skrzywieniem psychicznym. Przemocą domową. Jest zwyczajnym doświadczeniem, bolesnym ale nie degradującym całkowicie. Jest próbą zrozumienia, przepracowania, oswojenia, uporania się z problemem małego dziecka w dorosłym człowieku. By nie popełnić samemu błędu. Ale jest to niemożliwe, bo w pewnym sensie nikt nie przygotowuje nas metodycznie, merytorycznie do roli ojca, matki, dziecka. Uczymy się od najbliższych. Na bieżąco. Naturalnie od urodzenia. Zaskoczeni sytuacją, pod przymusem, przez przypadek, zbieg okoliczności. Czasem wbrew woli, predyspozycjom, chęciom. A nawet wbrew naturze. Ze społecznym formatowaniem zachowań środowiska, w jakim się żyje. Z tym, co wypada, co nie. Jakie są oczekiwania i presja otoczenia. Czasów, w jakich przyszło dorastać.

Tu  widzimy szczególne  nieprzygotowanie rodziców, ich niedojrzałość. Nieumiejętność wchodzenia w rolę ojca.  Nieporadność, lęk matki w samodzielnym działaniu, w sprzeciwianiu się mężowi. Bo matka, to matka. Słaba kobieta, głupia, podporządkowana całkowicie, bezwarunkowo mężczyźnie. Spętana miłością, powinnością, poczuciem niższości. Religią i wychowaniem. Przekonaniem, ze nie może być inaczej, bo nie ma na to społecznego przyzwolenia. Ubezwłasnowolniona mentalnie i finansowo. Dlatego tak łatwo nią pomiatać, tak bezceremonialnie poniżać. Pomijać. Lekceważyć. Niedostatecznie wykształconą manipulować. Przy akceptującym milczeniu otoczenia. Matka Polka umęczona, oddana rodzinie, podporządkowana. Żyjąca nie swoim życiem. Dla innych.

Strach syna przed gniewem cholerycznego  tyrana ojca zderza się ze strachem nieporadnego, niepokojącego się rodzica o to, że jego dziecko jest niedoskonałe, ułomne. I słabe, bojaźliwe, nadwrażliwe, bo nie mogące się przeciwstawić fizycznej sile ojca, nie da sobie w przyszłości rady. Furia potwora psychicznie molestująca, gwałcąca poczucie bezpieczeństwa. Tresura ośmieszaniem, zastraszaniem, krzykiem łamie wolę sprzeciwu słabszego, bezbronnego dziecka. Czyni spustoszenie surowym traktowaniem. Powściągliwość uczuciowa  jest niezrozumiałą karą. Nieprzystępność rodzica. Okrucieństwo. Niezrozumienie. Toporność, ordynarność, prostactwo, zwykła, codzienna nieporadność i brak przygotowania i doświadczenia ojca potęgują poczucie winy dziecka. Które cierpi i kocha. I tęskni z poczuciem winy, niespełnieniem, nienasyceniem, którego do końca nie rozumie. Nie pozwoli dziecku nigdy dorosnąć. Odciąć się od przeszłości. W dorosłym już mężczyźnie zamieszkiwać będzie nadal wylękniony, spragniony bliskości z ojcem chłopiec.

To niesprawiedliwa walka, nierówna, skazująca dziecko na porażkę. Bo cały ciężar konsekwencji postępowania rodziców spada na dzieci. A te pragną miłości, troski, uczucia, zrozumienia od tych, którzy nie potrafią zaspokoić tych podstawowych potrzeb i jednocześnie cierpią czując się winnym. Bezradność wobec sytuacji kumuluje się. Bezradni są rodzice wobec wyzwań wychowawczych, bezradne są dzieci wobec problemów, których nie rozumieją i które je przerastają. To poczucie niemocy wobec  traumy dzieciństwa, która nie odstępuje ofiary przez całe życie wzbudza współczucie. Pewien rodzaj empatii. Może najważniejsze jest to, że usprawiedliwiamy rodziców, w końcu widzimy jacy byli, są i dlaczego a mimo wszystko akceptujemy ich i w irracjonalnym marzeniu, że nas zrozumieją, przytulą, pokochają, jak my ich kochamy. Im większy rozziew pomiędzy prawdą a oczekiwaniem, tym większa wzbiera potrzeba zaspokojenia tego, czego się nie dostało w dostatecznej intensywności we właściwym czasie. Dla wybaczenia. Zadośćuczynienia. Przywrócenia spokoju. Oddania właściwej miary rzeczom, ludzkim zachowaniom.

Ten teatr syntetycznie pokazuje atmosferę PRL-u. Kontekst wydarzeń. Życie rodziny. I nie jest to tylko obraz czarny, asfaltowy, mroczny. A więc nie jest jednoznacznie to dom zły. Tylko niedoskonały ułomnością , nieprzygotowaniem jego mieszkańców. Gdzie dorosły ze swoim dzieckiem dojrzewa do roli mu przypisanej. I popełnia karygodne błędy. I nie naprawia ich. A brnie dalej czyniąc spustoszenia we wzajemnych relacjach.

To spektakl solidny dramaturgicznie,  choreograficznie dopracowany, poprawnie zagrany, gdzie aktorzy grają na instrumentach, śpiewają. Dowcipnie, z dystansem. W realiach socjalizmu, w środowisku wojskowego drylu, z elementami trillera psychologicznego, co doskonale podkreśla światło, scenografia i kostiumy. Rodzinna drama. Ku przestrodze, ku nauce czułego, uważnego wychowania. Wychowywania siebie nawzajem. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz