niedziela, 30 listopada 2014

TRAMWAJ ZWANY POŻĄDANIEM NATIONAL THEATRE LIVE




Po raz kolejny obejrzałam w Multikinie spektakl transmitowany do polskich kin w ramach   National Theatre Live. To jasne, że wolałabym być w teatrze w Londynie ale nie żałuję. Gdy nie ma możliwości /odległość, koszty, czas, język/, ten filmowy kontakt ze sztuką teatralną jest równie ważny. Inaczej przepadłby dla mnie na zawsze, byłby niedostępny, poza zasięgiem. Rozważania na temat, czy oglądać transmisje teatralne czy nie, jest, moim zdaniem, bezprzedmiotowy. Liczy się ogląd. Zawłaszczenie dla siebie sztuki. To, co w nas pozostaje i co dla nas znaczy. 


Równie dobrze można by  kwestionować 61 letni dorobek Teatru Telewizji. W kinie mamy olbrzymi ekran, dający złudzenie naturalnych wymiarów scenę. Ekran telewizora jest mały, znikomy w porównaniu z przestrzenią teatralną. To namiastka. W realu to ja jestem okiem kamery, reżyserem tv, operatorem kamery rejestrującym w pamięci obraz przekazu scenicznego. Realizacja i reżyseria filmowa narzuca nam punkt widzenia. Dodatkowo interpretuje selekcjonując obraz. Ale nadal jest to teatr. Dobrze, że jest. I to nieprawda, że te substytuty teatralne są mniej ważne. Nieprawdą jest też stwierdzenie, że widzowie nie pójdą do teatru żywego. Ogląd filmowy, telewizyjny rozbudza apetyty. Przyciąga uwagę. Wzmaga ciekawość. Rozszerza pole widzenia, rozumienia, przeżywania. To działa. Zauważam coraz większy  udział widzów, rosnące  zainteresowanie emisjami kinowymi, telewizyjnymi. W teatrach też widownia jest pełna. Nadkomplety częste. Chodzimy do teatru, chodzimy na teatr do kina, oglądamy Teatr Telewizji nawet trzy, cztery razy w tygodniu. Im szersza będzie oferta, tym lepiej. Im więcej możliwości, tym bogatszy, zróżnicowany repertuar. Niech nas od przybytku głowa nie boli. Niech nie obraża czy oburza nas szansa dostępu do sztuki. Jaka by nie była. Ocenę pozostawmy krytykom i widzom. Ale obejrzeć zawsze warto. Nie obśmiewajmy, nie deprecjonujmy alternatywnych form kontaktu z teatrem. Nie wybrzydzajmy, nie upierajmy się, że jeśli teatr, to tylko i wyłącznie bezpośrednie, żywe, realne tu i teraz. 

Mówi się o tym, że spektakl teatralny żyje krótko. Za każdym razem jest inny, emanuje różnym natężeniem energii. Akcenty mogą się zmieniać, gra aktorska, sceny, ich ujęcie. To wszystko prawda. Teatr to ciało żywe. Ale trzeba też pamiętać, że widz nie jest w stanie być na każdym przedstawieniu, by uczestniczyć w tych zmianach, przeobrażeniach. Dostaje zawsze, nawet jeśli jest wielokrotnie na tej samej sztuce, obraz cząstkowy, na dany dzień,wieczór z całego życia spektaklu, od premiery do pożegnania z tytułem. Rejestracja pozwala wracać do dzieła skończonego, zamkniętego. W jakimś szczególnym momencie jego ujęcia. Ale czy nie sięgamy wielokrotnie po ulubione książki, filmy? Można wracać więc i do teatru. I tak możliwe jest za każdym razem odnajdywanie nowych treści, interpretacji, znaczeń. Bo to my się zmieniamy, nasz punkt widzenia i rozumienia, zarówno samego życia jak i sztuki. 

W londyńskim TRAMWAJU ZWANYM POŻĄDANIEM jedzie głównie jedna pasażerka, Gillian Anderson. Reszta jest komplementarna. To ona dominuje, narzuca bieg zdarzeń, tworzy gorącą, duszącą atmosferę. Sobą wypełnia a w końcu rozsadza przestrzeń. Zagadana, mówiąca do siebie, do wszystkich, do nas na jednym męczącym, monotonnie brzmiącym tonie zaciska pętlę. Mówienie trzyma ją przy życiu, buduje sytuacje uzasadniające jej rację stanu, ujawnia prawdziwe i zmyślane motywacje,  pozorne i realne działania, iluzje przemieszane z faktami. Słowotok ją ratuje i gubi. Podkręcany alkoholem, podkręcany słabnącą wolą życia. Jest orężem, objawem choroby, od którego ginie. Pozostaje w pamięci pulsujący podskórną frustracją, desperacją monolog wewnętrzny skierowany do wyimaginowanego odbiorcy. Bo nikt, kto jest obok niej, nie może , nie chce, nie jest w stanie jej pomóc. Oglądamy ostatni zryw cierpiącej duszy i zużytego ciała do życia poza zasięgiem. Blanche sama umieszcza się w smudze cienia. Otumaniona staje na skraju możliwości, na krawędzi akceptowania, na ostrzu wytrzymałości a jej nieustające mówienie to jedyny sposób dowodu na istnienie. Bo Blanche płonęła zawsze ogniem pożądania podtrzymującym ją przy życiu. Ale nie zaspokajała pragnienia miłości. Poczucie winy i niespełnienia doprowadził ją do samotności topionej w alkoholu, znieczulaniu przygodnym seksem. Alkoholizm z seksoholizmem to zabójcza mieszanka. Szczególnie dla kobiet. Im się nie wybacza. Nie traktuje ulgowo. Nie daje kolejnej szansy.

Wszystko jest skończone, zanim się zaczęło. Szaleństwo budowane krok po kroku przez błędnie podejmowane decyzje. Decyzje uwolnienia  impulsu, emocji, uczuć. Co się nie udaje, przynosi klęskę po klęsce. Doprowadza w końcu do usunięcia, wykluczenia, przegranej. Stanley Kowalski, rewers Blanche- równie niezrównoważony, szalony, głośny, apodyktyczny, brutalny, podporządkowujący sobie wszystko i wszystkich na swoich warunkach- zwycięża. Dzika, nieokiełznana żywiołowość, męska fizyczna siła. Mroczny przedmiot pożądania. Kobiet i mężczyzn. To on daje życie, zarabia na życie, uzasadnia sens życia. Ostatecznie rządzi, pozwala przetrwać. Pozostali są tłem, kontekstem, uzupełnieniem. Blanche jest tym ciałem obcym, który musi zgwałcić, wyeliminować, bo przeszkadza mu żyć po swojemu. Za bardzo mu przypomina siebie. Jest zwierciadłem, w którym się przegląda. Wyrzutem i zarzutem. Dyskomfortem. Przeciwnikiem. Balastem. Zawalidrogą. Mężczyzna za każdym razem zgarnia całą pulę, kobieta traci wszystko.

W sztuce Gillian Anderson aktorsko zwycięża. Na koniec trudno ją znieść. Ma się jej dość. Chce się od niej uwolnić. Razem z całą resztą pragnie się ją odrzucić. Tak, jak problem, którego nie można rozwiązać. Ból, który trudno zaakceptować. Ciężko wypracowaną porażkę, którą nie sposób obrócić w sukces szczęśliwego zakończenia. Odrzucamy, co nie jest w stanie zadbać o siebie samego, co ciągle przypomina nas samych, co paraliżuje normalne życie i infekuje je bakcylem  zepsucia, słabości, niemożności. Pragnienie spokoju silniejsze jest od pożądania miłości niemożliwego do spełnienia. Dla Blanche pobyt u siostry jest stacją końcową, dla Stanleya kolejną. Ona zakończyła podróż, on wysiadł na przystanku Blanche, by za chwilę ruszyć dalej i dalej. 

Blanche wsiadła do tramwaju zwanego pożądaniem w wieku 16-tu lat, kiedy opuściła dom idąc za miłością do  chłopaka w jej wieku, który okazał się gejem. Podążała za nim dalej do żywego dotknięta, boleśnie zraniona, w poczuciu zawodu, winy i niespełnienia aż w końcu powiedziała mu zazdrosna w złości, że się nim brzydzi i kolejną jej stacją było jego samobójstwo. Podążała dalej w poszukiwaniu miłości, którą straciła, a wina w niej i żal rósł w miarę kumulacji kolejnych pomyłek. Coraz bardziej pożądała, straceńczo  łaknęła miłości. Zawiedziona, znalazła się w ślepym zaułku niespełnienia. Obciążona koniecznością opieki swoją rodziną, zmagała się samotnie z bólem, cierpieniem, stratą najbliższych jej osób, skazana na porażkę. Całkowicie niezaradna życiowo, finansowo niewydolna, miotająca się w pułapce niemożności, piękna i młoda ale samotna kobieta przegrywa. Nie daje rady. Zawodzi. Niszczy siebie. I ma tego świadomość. Z takim bagażem, garbem negatywnych doświadczeń, emocji, na skraju wyczerpania, trafia do swojej siostry. To jej kolejny przystanek. I tu zaczyna się kolejna walka, sama czuje, że ostatnia, szaleńczego pożądania, podkręcanego alkoholem i wyczerpującą się wolą życia o przetrwanie. To przystanek końcowy. Bo inni ludzie, bliscy czy dalecy, kierują się tym samym, równie niezaspokojonym głodem miłości i trwania. Ale tylko silniejszy, bardziej bezwzględny, brutalny, działający z dziką siłą prymitywnego instynktu przetrwa. I ci, którzy są mu potrzebni, niezbędni, bliscy. Reszta musi odejść. Za wszelka cenę.




TRAMWAJ ZWANY POŻĄDANIEM
The Young Vic Theatre

Autor: Tennessee Williams
Reżyseria: Benedict Andrews
W roli Blanche DuBois: Gillian Anderson 
W roli Stanleya Kowalskiego: Ben Foster 
W roli Stelli Kowalski: Vanessa Kirby 
Zobacz zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=dwf4X6O-EPM
Więcej informacji (w tym pełna obsada): http://ntlive.nationaltheatre.org.uk/productions/ntlout7-a-streetcar-named-desire
czas trwania: ok. 195 min. + ok. 20 min. materiałów dodatkowych (wywiady, reportaże).

0 komentarze:

Prześlij komentarz