czwartek, 20 listopada 2014

SKUTKI UBOCZNE TEATR TELEWIZJI


Oto w spektaklu  poznajemy artystę i dzieło-jego życie. Małe rewolucje, do których doprowadza i zwycięża. Małe radości, którymi obdarza ludzi swymi fotografiami, swoją pracą. Artysta skupiony na sobie i tym co robi gubi tych, którzy go kochają, są mu wierni i oddani. Nie dba o nich, nie pamięta ważnych momentów ze wspólnego życia. Nie poświęca im swego czasu. Podporządkowuje wszystko i wszystkich swoim celom, swoim projektom, swojemu życiu. Stylowi i poziomowi tego życia jakie on sam wybrał, na jaki go stać. Działa zawsze w słusznej sprawie, wyznaje słuszne zasady moralne, stosuje je w pracy i życiu. Jest lojalny, uczciwy, prawy. Prawda ponad wszystko. Bezkompromisowość, ależ owszem. Upór, ależ tak. Inaczej nie byłby skuteczny, inaczej by nie osiągał celu. Reszta świata dostosowuje się do niego. Akceptuje go cicho i bezwarunkowo. Darzy uczuciem, oddaniem. A wszystko to dzieje się w sposób naturalny, oczywisty, niepostrzeżenie.


A jednak skutkiem ubocznym charakteru i wyborów życiowych artysty jest dysfunkcja emocjonalna w przyjaźni i miłości. Jego dziećmi są jego dzieła. W istocie egoistyczne podejście do życia wyklucza udział innych ludzi w jego życiu. Dlatego żona czuje się zawsze samotna. Akceptuje to przez 15 lat. Jednak w końcu odchodzi. Przyjaciel bez wzajemności darzy go uczuciem przyjaźni. Żadnej bliższej relacji, więzi nie jest w stanie nawiązać, rozwijać, podtrzymywać. Skupiony na sobie, na pracy nie dba o to wcale. Nie czuje potrzeby. Nie widzi związku. Nie dostrzega swego dystansu, oziębłości emocjonalnej. Wszystko w formie deklaracji, nie w czynie. Zgrabnie oddziela swoją rację zawodową od sentymentalnej potrzeby bliskości, czułości. I uzasadnia ją górnolotnie. Jak Kopciuszek oddziela, co dla niego niezbędne od tego, co go obciąża. Konsekwentnie eliminuje zbędne obciążenia, choć nie wygląda to drastycznie a wręcz przeciwnie. Gładko układa sobie życie. Wszystko gra. Nie ma pieniędzy, ale ma tak być. Deklarowane wartości na to nie pozwalają. Do czasu.

Fotografik potrafi uchwycić w swych pracach istotę rzeczy, ten moment najprawdziwszej prawdy, to właściwe ujęcie piękna a jednocześnie jest zupełnie obojętny wobec obiektu, którego używa i pozostawia go samemu sobie po zakończeniu pracy. Zimny, zdystansowany, nieczuły. Artysta, który doskonale wyczuwa wartość i siłę tego, co chce wydobyć i utrwalić na zdjęciu. Wykazujący wrażliwość szczególną. Wrażliwość niewrażliwą. Nie współczującą, nie uczestniczącą w cierpieniu, bólu, w życiu tych, którzy są na pewno dla niego ważni i którzy są wykorzystywani w procesie tworzenia. Działa jak chłodny obserwator, metodyczny naukowiec a nie czuły artysta. Doskonale oddzieliła się w nim ta wrażliwość artysty od wrażliwości człowieka. Są jak dobro ze złem w jednym. Ma tą właściwość, dyspozycję psychiczną, która pozwala mu traktować obiekt pracy przedmiotowo a nie podmiotowo. A to wyklucza zaangażowanie uczuciowe, emocjonalne. Dlatego jest obojętny na uczucia innych. Wykorzystuje je, używa ich ale nie odwzajemnia. Liczy się projekt, praca. Efekt. I jest świadomy, że jest dobry  w tym, co robi. Choć bez zadęcia, bez poczucia wyższości. Mimo pozorów poprawności postawy, działania jednak wydaje się być niekompletny, ułomny. Czuły i wrażliwy na sprawy ogółu/ludzkość/, obojętny na czułość i wrażliwość szczegółu/żona, przyjaciel, ludzie, z którymi pracuje/.

Najpierw poznajemy go jako artystę z dekalogiem postępowania. Pozytywny, budujący, poprawny. Po czym widzimy go przy pracy, wyjątkowo dla pieniędzy, ale w zbożnym celu/finansowanie pobytu teścia  w zakładzie dla chorych na Alzheimera/. Z czasem ujawniają się skutki uboczne bycia prawdziwym artystą poddanego próbie. Konstrukcja psychologiczna postaci, dysfunkcja uczuciowa, emocjonalna, która z jednej strony umożliwia mu pracę i sukcesy w tej pracy a z drugiej generuje koszty dla tych, którzy go kochają, cenią. Ujawniają prawdziwego człowieka, jakim jest naprawdę.

Fabuła sztuki pokazuje złożoność tego konstruktu w konfrontacji z postępowaniem i wyborami pozostałych bohaterów/głównie żony i przyjaciela artysty/. W kontraście. W niuansie. W szczególe. W kontekście współczesnego życia i jego dylematów, problemów. Egzystencjalnych wyborów przy braku etycznych  i prawnych regulacji.  Obserwujemy jednostkę w kotle spraw świata. Widzimy, co może zrobić i jak ją traktują  potężne koncerny przemysłowe/tu farmaceutyczne wprowadzające lek na rynek/.  Przy czym przekaz jest niejednoznaczny i subtelny, złożony i bolesny. Prawda nie jest prosta. Piękno oczywiste. A słuszność tylko po jednej stronie. Skutki uboczne funkcjonowania jednostki w świecie , wykuwania sobie w nim losu nie zawsze są dostatecznie widoczne czy do zniesienia. Ale są i mogą być zabójcze. Jeśli jesteśmy ich świadomi, mamy możliwość wyboru. Możliwość zmiany swego losu i losu innych ludzi.

Przy okazji oglądu tej sztuki i portretu artysty pomyślałam o fotografiku Kevinie Carterze, który nie miał dystansu emocjonalnego do sytuacji i ludzi, których fotografował. Nie oddzielił pracy od życia. Nie poradził sobie z presją okrucieństw wojny i problemów głodu. Nie poradził sobie z etycznymi ocenami  opinii publicznej jego pracy. Skutkiem było samobójstwo. Mimo sukcesów artystycznych/nagroda Pulitzera/, mimo że zrobił wszystko, co była w stanie zrobić samotnie jednostka w walce ze światem o ujawnienie prawdy. Zdjęcia dziewczynki z sępem niczego nie zmieniły na lepsze, na trwale. Pozostały dokumentem bezsilności człowieka, całej ludzkości. Wyrzutem sumienia. Prawdą nie do przeżycia. Dziecko zmarło. Artysta też. Co we mnie umiera gdy na te zdjęcia patrzę? Bo umiera na pewno. Na początek nadzieja, choć powinna umrzeć ostatnia.

I jeszcze jeden przykład; małżeństwo Wojciecha i Grażyny Jagielskich. Dziennikarz, reporter wojenny zbierający informacje i przekazujący je z samego środka konfliktów i jego żona, która przyznała się publicznie w swej książce do przerażającego lęku o jego życie, który doprowadził ją do silnej depresji. Mąż potrafił znaleźć rozwiązanie, by pomóc żonie i pozostał przy niej. Zrezygnował z wyjazdów i skoncentrował się na pracy pisarskiej związanej z tym, co do tej pory zawodowo robił. Udowodnił, że wszystko jest możliwe, każde rozwiązanie do zaakceptowania aby ratować tych, których się jest w stanie ocalić. Których się kocha. I za których się jest odpowiedzialnym. Jeden ocalony człowiek, wymagający jego troski, okazał się równie ważny, co walka dochodzenia do prawdy świata i ratowania tego świata dla całej ludzkości. To na pewno była trudna decyzja. Piekielnie trudna, ale piękna.

Bohater naszej sztuki bezboleśnie zrezygnował z walki o przyjaźń kolegi z młodości, miłości żony. Nawet nie pomyślał, że mógłby coś zrobić, wykonać jakiś gest, jakiś ruch. Nie poszedł nawet na pogrzeb teścia, choć deklarował, że go lubił a my wiemy, że wykorzystał do swojej małej rewolucji, walki o ratunek ludzkości. W sposób bezrefleksyjny z wojującego artysty przeszedł na stronę przeciwnika, z którym walczył. Sprzedał się nie widząc w tym nic złego, niezgodnego ze swym kodeksem etycznym. Wywalczył coś dla ludzkości ale stracił ludzi, którzy go podziwiali i kochali. Nic nie był w stanie im dać; ani bliskości, ani miłości, ani czasu. Pozostał sam na posterunku wyboru. Ale można by powiedzieć, że zawsze są jakieś koszty, straty. Jakieś skutki uboczne.


źródło:http://przemekczuba.blox.pl/2012/12/Kevin-Carter.html

NAGRODA FESTIWALU "DWA TEATRY-SOPOT 2014"
SZTUKA DOSTĘPNA JEST W NINATECE

http://www.teatrtelewizji.tvp.pl/kalendarium/artykul/skutki-uboczne_17491490/
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kevin_Carter

0 komentarze:

Prześlij komentarz