By Chiharu Shiota Artwork
To cudowne uczucie, kiedy siedzi się na pełnej widowni w oczekiwaniu na wydarzenie teatralne, które winno nas zaskoczyć, zadowolić, rozbawić. Nie przewidujemy porażki, rozczarowania. Bo Gogol to pewniak. Klasyka, która śpiewa nam w sercu i głowie znanym tekstem, jasnym przekazem.
A tu, drogi widzu, w Teatrze Studio, wszystko się komplikuje choć paradoksalnie scenicznie upraszcza. Nikołaj Kolada tak bardzo zmienił styl i formę znaku scenicznego, że ten unieważnił tekst i jego wymowę. Oglądamy karykaturę REWIZORA, jego cyrkowo jarmarczno kabaretową odmianę. Cepeliadę w tonacji wrzaskliwego kiczu. Jest głośno, co zagłusza możliwy sens. Jest kolorowy zawrót głowy, co odwraca uwagę od śledzenia akcji. Jest błoto, są kubły, szmaty w nieustannym użyciu i nadmiarze. To skutecznie zamazuje treść, nie wypracowuje żadnego przekazu. Forma zżera Gogola. Zakrzykuje go, zawrzeszcza, zaskrzecza. Zasysa go i wchłania. Przeżuwa górę śmiecia zalewając ją przez błoto. Pozostaje pantomima. Ruch, łomot, ckliwa nuta. Liczy się to, co widzimy, nie to, co słyszymy. Choć to znany wszystkim tekst wywołuje śmiech, rozbawienie. Ale śmiejemy się do siebie samych Gogolem, który nam indywidualnie w duszy gra. Niezależnie od tego, co widzą oczy, słyszą uszy. To nie inscenizacja ale nasze oczekiwanie wywołuje reakcję. Bo nie do śmiechu gdy obraz przeczy treści, będąc z nią w kontrze. W dosłowności przesytu prostackiego, prymitywnego, sentymentalnego, rzewnego widowiska.
Gogol na śmietniku, z błota ulepiony w błocku rozjechany, ziemią jak lichą monetą naznaczający wszystkich i wszystko. Każdy przejaw ludzkiego znaku na ziemi. Kultury i sztuki. Nie ma nic ponad upadek i upodlenie. Z błota powstałeś i w błoto się obrócisz. Ubogi, zgrzebny, koślawy, wynaturzony. Prymitywny, ograniczony, brutalny, barbarzyński. Bez śladu nadziei na zmianę. Człowieku? Człowieku z błota.
Może dlatego gwałt Chlestakowa na matce i córce to najbardziej wiarygodna scena. Dosłowne czarne błotne zło wcierane w biel sukien, kalające. Ten przebłysk człowieczeństwa ledwo uchwytny w oczach gwałconych ciał, jakby na chwilę obudził je z głębokiego snu dla zrozumienia, że coś bardzo złego się dzieje. Ale to było tylko mgnienie. Pojedynczy znak, który utonął w bełkocie inscenizacyjnym. Nie przepadł ale to o wiele, o wiele za mało na sukces interpretacyjny.
Ostał się jeno błotny ślad. Brud. Nonsens. Niekonsekwencja. Absurd totalny. Znak firmowy Nikołaja Kolady. Dosłowne wiele hałasu o nic wokół -topionego w błocie na naszych oczach, za przyzwoleniem teatru, z akceptacją artystów, aktorów-Gogola.
To dziwne uczucie, kiedy pełna widownia klaszcze do utraty tchu, skanduje zadowolenie z mizerii scenicznego przekazu. Błoto wylało się ze sceny i szerokim nurtem wypełniło wszystko w swoim zasięgu. Infekuje, naznacza, również moje wprawione w ruch ze zdziwienia ręce.
Ale aplauz wynika z naszego szacunku do wysiłku artystów, do ich poświęcenia, by przez cały spektakl brodzić w mokrej brei, obrzucać się błotem, wcierać w siebie błoto. Drodzy aktorzy, doceniam wasze poświęcenie. Choć nie przestaję się dziwić, że się na to zgodziliście. To już nie goło i czerwono. To czarna, mokra pulpa.
Długo jeszcze będę myśleć nad uzasadnieniem gestu aktorów sadzenia ryżu. Może Kolada otwiera się na nowe rynki zbytu ? Jest jeszcze tyle teatrów do podbicia. Gogol nie tylko ponadczasowy ale też internacjonalny. Czy nie jest to przeniesiona na grunt polski inscenizacja wcześniej wystawiana w Rosji? Polscy aktorzy, polska publiczność, polski sukces Nikołaja Kolady. Na pewno nie Gogola. Ten utonął w błocie bez wieści.
http://teatrstudio.pl/spektakle/188,rewizor/
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34861,16914756,W_piatek_w_teatrze_Studio_premiera__Rewizora__Nikolaja.html
poniedziałek, 24 listopada 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zgadzam się z Pana krytyką całkowicie. Na spektakl wybrałam się w wieczór sylwestrowy. Byłam niemile zaskoczona. Wszystko tonie w błocie i w bezsensownym myciu nóg z błota. Rozumiem, że była to metafora podłości ludzi, którzy swej błotnistej natury nie są w stanie zmienić. Byłam szczęśliwa, że nie siedziałam w pierwszych rzędach ale i tak błoto mnie dopadało. Brudne szmaty, brudna woda, latające po scenie błoto, którym aktorzy się obrzucali, z którego budowali kupy błota, w którym się dosłownie pławili. Dodam jeszcze, że spektakl był bardzo głośny, przy każdym wejściu na scenę aktorzy przewracali drewniany płot, który uderzał w scenę z wielkim łoskotem. Uszy i głowa pękały od tego huku. Jaki był cel tego łomotu? Tekst sztuki ginął w atmosferze dreptania w błocie, obok błota i usuwana błota.
OdpowiedzUsuńJednym słowem, wizyta w teatrze Studio nie była spotkaniem z Gogolem, tylko z upiorną błotna wizją reżysera. Jaka szkoda.
Mam całkowicie odmienne zdanie, siedziałam w pierwszym rzędzie podczas spektaklu sylwestrowego, błoto mnie nie dopadło, a spektakl poruszył bardzo. Mój aplauz wynikał z tego, że podobała mi się ta wersja Rewizora i gra aktorska!
OdpowiedzUsuńJa nie byłam na spektaklu sylwestrowym, ale na innym. Nie siedziałam w pierwszym rzędzie, ale dalej. I cieszę się, że ta bijąca ze sceny błotna czernucha nijak się ma do naszej rzeczywistości. Jest źle, jest głupio, jest rząd idiotycznych urzędników i układów lokalnych ale mimo wszystko na innym poziomie wiarygodności. Proponuję Koladzie w następnej inscenizacji Rewizora by błoto zamienił szambem. Poszerzy paletę doznań zmysłowych, siłę sugestywnego oddziaływania i pobudzi graniczną ckliwą i rzewną tęsknotę za normalnością. Nie wystarczy jechać na nucie prymitywnych znaków i odruchów, powinien przejść na następny poziom banalizowania wszystkiego, do czego ochoczo dołączają-niestety- nasi wspaniali aktorzy. W tym sensie spektakl poruszył mnie bardzo. Jest rzeczywiście szczególny.
OdpowiedzUsuńLewandowski był znów świetny. Stelmaszyk poprawny. Chlestakow , młody debiutant chyba, niech mu będzie. Fajne sceny zbiorowe. Zespół zgrany. Co za poświęcenie z tym błotem, jaka dyscyplina! Zaufanie reżyserowi.Ale ten łomot płotu, doświadczanie ciągłego upadku, nie do zniesienia.
OdpowiedzUsuń