wtorek, 8 kwietnia 2014

CARYCA KATARZYNA JANICZAK RUBIN


Eriko Uji


Gościliśmy w Warszawie "Carycę Katarzynę" Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Tandem StrzępkoDemirski może być spokojny. Ma kontynuatorów. Janiczak z Rubinem szarżują w tym samym kierunku i stylu. Uderzają w gusta tych samych odbiorców. Równie kontrowersyjni, polaryzując silnie publiczność, szokują bądź zachwycają. Nic dziwnego, mają przetarty szlak. Modne tematy, rewolucje dramaturgiczne, skróty myślowe, atrakcyjne wygibasy językowe, pomysły inscenizacyjne. Wulgaryzmy, rozpasanie seksualności, wolność i swoboda sceniczna pod każdym względem w formie atrakcyjnej, wstrząsowej. Spójnej, konsekwentnej, kontrolowanej. Nie unikając muzyki, śpiewu, ironii pastiszu.  Żadnych hamulców, oporów, reguł. Strzępka z Demirskim walczą w teatrze publicystycznie, Janiczak z Rubinem żonglując życiorysami historycznych postaci.  Mają wspólny cel: nowy człowiek na nowe czasy nowych wspólnot. Dopiero zaczynają, ale już wiemy, że się rozpędzają. Poczuli wiatr historycznych zmian, już wiedzą, że publiczność im sprzyja a krytycy doceniają i nagradzają/paszporty Polityki/. Malkontentom przyjdzie to przeżyć, zaakceptować lub odrzucić. Artyści już mają nowe pomysły, projekty, cele, plany. To teatr postdramatyczny, burzący czwartą ścianę, angażujący i zwracający się bezpośrednio do widza. Brutalnie sięgający po niego, tykający go bez jego zgody. Atakujący jego bezpieczeństwo, burzący świat hierarchii wartości i spokój. To ciąg dalszy nowego, poprzez teatr, ideologicznego rozdania.

W spektaklu obserwujemy psychologiczne motywacyjne przepoczwarzenie się młodziutkiej dziewczyny /14-15 lat/ w wampira seksualności. Od nieporadnej niewinności do wyuzdanej sprzedajności. Poprzez prostytucję władzy. Dojrzewanie człowieka towaru/ciała/ do użycia. Uświadamianie sobie siebie, swojej roli i atrybutów. Historia kołem się toczy. To wiemy. Nic się nie zmieniło. Dlatego temat jest tak nośny. A wszystko współczesne. Boleśnie aktualne.Tyle, że jak u Strzępki i Demirskiego, uproszczone, spłaszczone, drażniąco jednoznaczne, prostacko oczywiste. Nowe, ciekawe ale jednak nieskomplikowane i jasno wyłożone. Nonszalancko. Dopowiedziane. Podane na tacy. Chwytające się każdej formy i jej wynaturzenia. 

A jednak boli, boli ta opresja ciała. Gwałt kobiecego ciała z rozwinięciem w samogwałt. To naginanie i tresura woli. Łamanie kręgosłupa moralności. Mocno boli przepoczwarzanie niewinności w potwora skutecznej władzy. Wyzwalanie go krok po kroku. A brutalność zachowań seksualnych i przekroczenia obnażenia uzasadniają budzenie się samoświadomości rozpasania. Konstytuuje je władza i płaci władzy pieniądz. Dzięki  predyspozycjom aktorki grającej Katarzynę/Marta Ścisłowicz/.Jej naturalności. Akceptację roli. Swobodzie bezwstydu. Delikatności i odwadze grania ciałem. Bez epatowania nagością/tu można się ze mną nie zgodzić, może trzeba/, która była jej drugą skórą, kostiumem. Jednak uzasadnionym, w jakiś szczególny sposób nie rażący, nie drażniący. To bardzo wymagająca i trudna rola. Świetnie zagrana. Bo to było zdumiewające, jak swobodnie , bez zahamowań obnażała nagością, dręczonym przez siebie samą i innych ciałem prawdę. Odrzucając warstwa po warstwie całe zakłamanie świata. Nagość jej nie raziła, była naturalna, potrzebna. Pokazywała bezbronność wobec uzbrojonej w argumenty siłę, przemoc. Pozostali aktorzy wzmacniają przekaz/Joanna Kasperek, Dawid Żłobiński, Beata Pszeniczna, Wojciech Niemczyk, Ewelina Gronowska, Tomasz Nosiński, Andrzej Plata, Dagna Dywicka, Edward Janaszek/. Podobnie jak  pomysły inscenizacyjne. Scenografia/Mirek Kaczmarek/, muzyka, ruch sceniczny. 

Bo ciało w tym projekcie zostało oddzielone od postaci, choć wiemy o kogo chodzi. Dostajemy wypreparowany temat, cel, problem, okoliczność bez kontekstu . Historia Katarzyny została  potraktowana instrumentalnie, jak ona sama. Mamy tylko obiekt eksperymentu artysty, konstrukt projektu ideologii, kwintesencję celu walki oderwanego od podmiotu.To już nie historia postaci a studium osoby.  Osoby archetypu. Towaru. Z określeniem parametrów dostępu do niego. Wyznaczeniem ceny jego sprzedaży, wymiany lub użycia. A więc ludzkie uprzedmiotowienie. Straszne jeśli świadomie czynione i świadomie przyjmowane. Taki kobiety los, spuścizny patryjarchalnego systemu społecznego. Jaka osobowość jest w stanie to znieść?  Dla jakiego celu? Czy zyski przewyższają koszty? W przypadku Katarzyny tak. W przypadku histerii dzisiejszych celebrytów też. Presja osiągnięcia sukcesu, celu zakłada opresję ciała, duszy, wrażliwości. Jakby samemu sobie przychodziło zadawać pigułkę gwałtu, w dodatku z pełną premedytacją, świadomie. Przy założeniu, że ma się wpływ na swoje życie, możliwość wyboru. W tym względzie można powiedzieć, że Katarzyna się dostosowywała. Ale w końcu i ona konsekwentnie brnęła dalej i dalej, bez wyznaczania granic stosowania siły bezwstydu. Nie była pierwsza, ani ostatnia. 

Bohaterem spektaklu jest więc ciało, które zmuszane, programuje umysł, kształtuje motywacje i mentalność. Zaszczepia podporządkowanie celom, wykorzystując presję, predyspozycje, skłonności, inteligencję. Obserwujemy proces prania mózgu przez torturę ciała i wykorzystanie zmysłów. 

I jeszcze sprawa Polski w osobie cud Stanisława Augusta Poniatowskiego a w konsekwencji wpływ postępowania i wyborów jego osoby na czasy obecne. Dekonstrukcję wartości, ich zawłaszczania. Rozkładanie jedności państwa. Rozbiory. Demitologizację.  Zupełnie taką teraz chce teatr przeprowadzić na widzu. W tym wypadku Janiczak i Rubin doszlusowują do stada. Nie widzą, że dokonują tej samej operacji, jaką odkryli przed nami w temacie ciała, seksualności, wolności wyboru kobiety/Katarzyny/. Stosują metody rozwiązań siłowych jedynej racji, ich racji. Oferują nam świat jednostek nie składających się na naród, bo to pojęcie już nic nie znaczy. Unieważniają pojęcie patriotyzmu, ojczyzny, wspólnoty, honoru, boga, w dawnym historycznie, romantycznie zakotwiczonym rozumieniu, bo już nic nie znaczą. Zadają pytanie publiczności o jej zaangażowany udział w ewentualnej wojnie, obronnej oczywiście. Czy jest możliwy? Ze wskazaniem uzasadnienia, że nie jest. Bo przecież, jeśli nie ma ojczyzny, patriotyzmu i patriotów w narodzie to nie ma motywacji. Na przykład do samoobrony. Do walki. Do podejmowania wspólnego działania. 

No, pięknie. Pięknie w obliczu imperialnych działań na wschodzie. Putin , jak Katarzyna, walczy o potęgę kraju. Bo dla niego matuszka Rosija to ojczyzna, Rosjanie to naród, a patriotyzm jest instrumentem moderacyjnym. 

My, Polacy, stajemy się łatwym celem :bezideowi, samotni, indywidualni. Z  podważanymi, ośmieszanymi i dezawuowanymi pojęciami honoru, ojczyzny, boga. Rosyjski sen o wielkości, sile i władzy, któremu uległa Katarzyna a teraz Putin, działa. Czas się obudzić. I zacząć najpierw myśleć. By też działać. Działać. Teatr to umożliwia. Również naukę na swoich własnych błędach.








0 komentarze:

Prześlij komentarz