Plakat 34 WST się buntuje i w mojej propozycji/z Internetu /uwalnia kolory żywe, weselsze.Przeprogramowuje się do następnych Spotkań. Może całkowicie uwolni się od przygnębiającego nastroju. Dosyć smutowatości.
34 Warszawskie Spotkania Teatralne już się skończyły. Obejrzane spektakle pozostają z nami. W pamięci. Buszują w nas nadal.Ciężko pracują. Czas pokaże, co z nich zostanie. Popiół i zamęt? Czy może choć jaki pyłu diament. Na pewno nastąpi wzmocnienie Dramatycznego na rynku teatralnym. Na pewno!
To oczywiste, że nie było możliwości obejrzenia wszystkich spektakli proponowanych przez selekcjonerów/ wybranych przez organizatorów spotkań/zarówno tych głównego nurtu, małych WST, jak i imprez towarzyszących. Nie można więc ocenić całokształtu. Ocena musi dotyczyć ograniczonej, wybranej ilości obejrzanych spektakli. Trzeba też pamiętać, że spektakle pokazywane były tylko jeden, w wyjątkowych przypadkach, dwa razy. W gruncie rzeczy nie dla zwyczajnej widowni a wyjątkowej, szczególnej, ważnej. Zaangażowanej.
Już sam fakt, że nie można ogarnąć wszystkiego, jeśli ktoś bardzo, bardzo chciałby się uprzeć jest zarzutem podstawowym. Widzowie sami musieli selekcjonować spektakle już wcześniej dla nich wybrane. Brali urlop lub po całym dniu pracy , wykonaniu innych obowiązków, jednak przychodzili do teatru. I to dzień po dniu. To niezwykłe i wspaniałe. Cudowne.Nie dziwi więc fakt, że niewielu widzów zostawało na spotkania z aktorami, twórcami i dyrektorami teatrów. Naprawdę niewielu. Późno się zaczynały, bardzo późno kończyły. W hałasie, zamęcie, ścisku Cafe Kulturalna.Tym samym stawały się one nie dyskusją widza z twórcą ale demonstracją samozadowolenia widzów, organizatorów i wykonawców. Krytyczne opinie ginęły w potoku wyjaśnień, rozwinięć artystów mówiących o swoim dziele, pracy nad nim, motywacjach , swoich interpretacjach. O tym, jak wyglądała wspólna pracy przy przygotowaniu, realizacji, eksploatacji spektaklu, jak je sami oceniają. Ważne dla widzów były nowe plany, projekty, pomysły aktorów i twórców.
Przyznaję, chętnie tego słuchałam. Tego festiwalu samozadowolenia, tego rozjazdu informacji pomiędzy poziomem scenicznego i deklaracyjnego przekazu, tego ciągłego wbijania nam do głów przez selekcjonera, Zdzisława Pietrasika, że to on jest odpowiedzialny za wybór spektakli, że miały być ciekawe i takie, które można by polecić innym do obejrzenia. Prawdopodobnie dla zwykłego, normalnego czy przeciętnego widza. W domyśle, by zapełniały widownie, przynosiły wpływy do kasy. Miło było dostrzegać, jak po każdym komplemencie pod adresem artystów, aktorów, pochwale spektaklu, kamień spadał Pietrasikowi z serca przynosząc wyraźną ulgę. Szczególnie wtedy gdy dotyczyło to spektakli kontrowersyjnych, trudnych. Trzeba też przyznać, że był do tych spotkań z publicznością przygotowany, bo w obstawie autorytetów, wspomaganiu krytyków, wyjadaczy teatralnych, którzy wiedzieli jak poprowadzić spotkanie, rozmowę z artystami i publicznością. Tak więc głosy niezadowolenia były ale wątpliwości wyjaśniano, zarzuty odrzucano a mocne argumenty sprzeciwu neutralizowano stwierdzeniem nie do podważenia, że przecież jesteśmy w teatrze, rewirze wszelkiej rozpasanej wolności twórczej, kreacji artystów, ekspresji , która musi być wypowiedziana bez względu na to, czy będzie się to podobać komu czy też nie. I to, co się na scenie dzieje jest znakiem zapytania, komunikatem, impulsem do indywidualnego rozwinięcia, propozycją nie do odrzucenia a do przemyślenia, wartościowania, ostatecznie do przeżycia. Teatr jest nie tylko po to, by dostarczać rozrywki lekkiej, łatwej, przyjemnej ale też po to, by drażnić, irytować, wkładać kij w mrowisko za wszelką cenę. A tak w ogóle ocena spektaklu to kwestia oczekiwań, smaku i gustu indywidualnego.
Bezcennym doświadczeniem były te spotkania pospektaklowe, bezcennym. Radość wszystkich przechodząca w euforię. Przypieczętowanie sukcesu. Potwierdzenie klasy. Utwierdzenie się w najsłuszniejszej racji bytu w nurcie ciekawy, ciekawszy, najciekawszy. Bo o wybitności nie mogło być mowy. Przecież nie znamy definicji, nie pokusimy się o jej sformułowanie. Zresztą po co podnosić poprzeczkę. Wyznaczać poziom najwyższy. Trzeba byłoby się tłumaczyć, wyjaśniać. A tak, Zdzisław Pietrasik udowodnił, ze sztuka może uczyć. Uprzedził ewentualne zarzuty narzucając swoją narrację/ zwyczajnej ciekawości jako kryterium wyboru sztuk/. Jak Garbaczewski w KRONOSIE/spektakl odwołany/, Kleczewska w PODRÓŻY ZIMOWEJ/monolog końcowy/, Globisz a przez niego pewnie Klata w DO DAMASZKU/“Brzydzę się w tym grać, to hańba i wstyd, ale wybaczam”/. Ten myk, zabieg formalnego zastrzeżenia, wykluczający wszelki zarzut co do poziomu artystycznego WST został puszczony w obieg medialny jeszcze przed rozpoczęciem WST. Nie ma wątpliwości, że selekcjoner obejrzał wybrane spektakle.
Właściwie osobiście cieszyła mnie ta radość artystów, bardzo. Nawet jeśli w mojej ocenie była nieuzasadniona. Bez względu na to czy spektakl budził moje wątpliwości, czy podobał mi się czy nie. Bo doceniam ich trud, mozół, upór. I ogromny wysiłek. Wszelki. Bez względu na rezultat.To było dobre dopełnienie. Stanie twarzą w twarz i rozmowa po oficjalnym hurra spotkaniu. Artysta i widz. Intencja i jej odbiór. Organizator WST i klient. Narzucam i odrzucam. Tak być musi, bo inaczej nie może i tak być nie musi, bo może być inaczej. Ta konfrontacja.
Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło. IMKA w pigułce. Intensywność spotkań wymuszona przez ich częstotliwość. Kontakt bezpośredni z artystami. To, że jest w ogóle możliwy. Na dobre, czy nawet na bardzo dobrze wyszło to Teatrowi Dramatycznemu m.st.Warszawy bez imienia z nowym logo, z nowym zespołem, nowym poziomem. Promocja ekstremalna: premiery/ "Noc żywych Żydów"/ w oprawie poprawności politycznej, garnituru vipów rządowych/premier&Co, prezydenta miasta &Co z ochroną włącznie/, programu teatru/ z każdym kupionym biletem/, spektakli teatru/patrz w program Spotkań, łącznie ze zdjęciami reklamującymi Trzy siostry i Mizantropa/
To już nie Warszawskie a Teatru Dramatycznego Spotkania Teatralne. Jeśli ta promocja jest w porządku, niech zostanie ale proponuję wtedy , by kolejne Spotkania odbywały się w kolejnych warszawskich teatrach. Niech każdy teatr w Warszawie ma szansę na tej teatralnej imprezie w ten czy inny sposób skorzystać, zarobić. Sprzeciwiam się tak jawnej, tak agresywnej promocji. Tradycja miejsca spotkań określa tylko organizatora a nie gwarantuje samoreklamy repertuaru. Mam wrażenie, że tu przekroczono zwykłą, normalną, przeciętną przyzwoitość nakłaniając w sposób pośredni i bezpośredni jednak, moim zdaniem, niezwykłego, wyjątkowego, nieprzeciętnego widza WST do wizyty w Teatrze Dramatycznym na jego spektakle. Bo jest w Warszawie wiele innych przedstawień, w innych teatrach na poziomie "tylko ciekawości" zaspakajającej widzów. A nawet, w ich ocenie, wybitnych. I ewentualne tłumaczenie, że każdy teatr ma swój program promocji i reklamy, również poprzez organizowane przez siebie imprezy nie jest do końca przekonujące, bo przecież to WST jest uznawane, nagłaśniane jako najważniejsza, najbardziej prestiżowa impreza roku w Warszawie. Promująca stolicę.Również za granicą.
Jeżeli promuje się WST głównie jako imprezę dla publiczności, dla Warszawiaków, dlaczego nie ma nagrody publiczności? Dlaczego prasa /też w e-teatr.pl/ drukuje podsumowujące oceny 34 WST najpierw zagranicznych krytyków/dwóch/ przed krajowymi, którzy przecież byli na spektaklach. Nikt się imiennie nie podpisał pod oficjalnym komunikatem PAP. To jest ciekawe, że z góry ustawia się obowiązujący szablon dyskusji o WST, wyprzedzając najbardziej zainteresowanych. Bo pełna widownia/frekwencja/, wpływ pieniędzy ze sprzedaży biletów są decydującymi wskaźnikami oceny WST.
Oto bieżąca, facebookowa informacja/16.04.2014, godz 16:30/
Warszawskie Spotkania Teatralne dodał(a) nowe zdjęcia (2).
Program tegorocznej edycji WST okazał się strzałem w dziesiątkę. Nadkomplety na widowni odnotowały niemal wszystkie z czternastu tytułów, jakie w tym roku wybrali kuratorzy festiwalu Zdzisław Pietrasik oraz Marek Waszkiel.
Dziękujemy, że byliście z nami!!
fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska
Oczywiście o żadnej porażce nie może być mowy. To same spektakle decydowały o frekwencji, o zainteresowaniu WST. Przy ofercie krajowej, ilości spektakli pokazanych w innych teatrach Warszawy w ciągu ostatniego roku, głównie w IMCE, selekcja nie była trudna. Za chwilę kolejnym argumentem będą dokładne dane statystyczne, księgowo-finansowe. Już widać, że obalą wszystkie ewentualne argumenty malkontentów i maruderów. Tyle, że statystyka dobra jest dla urzędników, polityków. To działa w zarządzaniu administracyjnym. Gdy teatr wytwarza, sprzedaje produkt. I tak w istocie jest. Tylko, że nie jest to argument decydujący, najważniejszy w kategorii oceny sztuki, w tym wypadku sztuki teatralnej. Manipulowanie informacjami mówiącymi o danych dotyczących publiczności dla potencjalnej publiczności przyciągnięcia w warunkach jednorazowej , w wyjątkowych przypadkach dwukrotnej prezentacji spektaklu jest nieuczciwa. Przy uwzględnieniu populacji Warszawy i okolic.Jeśli inne teatry przyjmą tą retorykę, widzowi, w warunkach braku profesjonalnej, rzetelnej krytyki, trudno będzie się zorientować, co tak naprawdę warto obejrzeć w teatrze a co nie. Dlatego tak ważna jest prawda, proporcje w uzasadnianiu argumentów sukcesu. A tak publicznością się manipuluje. Oczywiście na jej koszt i na jej ryzyko. Nie byłoby tak źle i nie było by to nagannie, gdyby nie czyniono tego tak nachalnie. Za chwilę Teatr Dramatyczny będzie brał udział w kolejnej wielkiej imprezie. A na niej Pawła Passiniego Morrison/ Śmiercisyn /26.05.2014/. To tego spektaklu zabrakło na WST/ o to Z. Pietrasik pytał publicznie w mediach/. Spektakl , reżyser nagrodzony przez "TEATR". Kategoria "teatr lalkowy" ale przecież dla dorosłych /od lat 16-tu/ nie była przeszkodą. Pewnie coś innego.
34WST pokazały 8 spektakli z Polski. Oczywiście dobre i to. Bardzo dobrze. Bóg zapłać.Tragedii nie ma. Ale straciły swoją wyjątkowość. Swój charakter. Cel. Nie można ich oceniać, chyba że każdy spektakl indywidualnie, bo nie reprezentują spektakli najwybitniejszych, najlepszych a tylko, jak upewnił nas selekcjoner , Zbigniew Pietrasik, najciekawsze, takie, które można polecić innym. Bądźmy konsekwentni. Możemy się z tym zgadzać lub nie. W ostateczności, to my widzowie, jesteśmy selekcjonerami. Każdy zmuszony był z czegoś zrezygnować, coś pominąć. Po obejrzeniu wybranych pozycji, sam dokonał oceny, czy to był dobry czy zły wybór. Z zakupem biletów nie było problemów do ostatniej chwili. Trzeba się było bardzo starać, by nie dostać się na wybrane przedstawienie. Kwestia czasu i pieniędzy, organizacji.
Teatr za Gustawa Holoubka był dramatyczny. Za Miśkiewicza był w dramatycznym stanie/finansowym/. Obecnie poprawnościowy, widzów modelujący na obraz i podobieństwo normalności, zwyczajności, przeciętności jaką się na scenie sztuką tu definiuje. Dzisiaj to teatr bez imienia, festiwalowy. Teatr bez właściwości.
I takie też się stają WARSZAWSKIE SPOTKANIA TEATRALNE. Bez właściwości. I jeśli IMKA bardziej się zorganizuje, przyśpieszy sprowadzanie ważnych, głośnych, kontrowersyjnych spektakli, to z WST nic nie zostanie. Popiół i zamęt. Promocja Dramatycznego.
Czy będzie kolejna edycja FESTIWALU DA! DA! DA!?!?!?!?!
Oto prawdziwa, niewymuszona, spontaniczna, emocjonalna reakcja publiczności. Działanie potęgi sztuki teatralnej.
Teatr Lalek, Paryż 1963 rok - „Moment, w którym smok zostaje zabity". |
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/180772.html?josso_assertion_id=198493D2D4913EB6
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/181203.html
http://www.rp.pl/artykul/9147,1103141-Najciekawiej-wypadly-Czarownice-z-Salem-Arthura-Millera-z-Teatru-Wybrzeze.html
0 komentarze:
Prześlij komentarz