39.WARSZAWSKIE SPOTKANIA TEATRALNE otworzył INSTYTUT GOETHEGO, spektakl wyreżyserowany przez Cezarego Tomaszewskiego w Teatrze im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu. Z przytupem kontrowersji, dziegciem konsternacji, zabawy konwencją teatralną/kryminał, triller, musical/. Drażniący kolażową konstrukcją, irytujący słodyczą kiczowatej scenografii, zaskakujący bombastyczną niezbornością gry aktorskiej, mieszaniem prawdy z fikcją, życia ze śmiercią, Big Brothera z teatrem/głos z offu, gospodarz spotkania,artysta=demiurg/, miłości romantycznej z miłością lesbijską, patriarchatu w kontrze emancypacji kobiet, czytania prowadzącego do samobójstw ze współczesnym nieczytaniem, szczególnie staroci. Pytaniem, czy w tym szaleństwie linkowania do CIERPIEŃ MŁODEGO WERTERA Goethego, DZIESIĘCIU MAŁYCH MURZYNKÓW Agathy Christie, muzyki poważnej, popularnej jest metoda. Jakby reżyser, za nim artyści, twórcy mówili: bierzcie i róbcie z tym melanżem teatralnym, co chcecie, narodził się z nas i poprzez nas przemawia, tyka was tak, że nie będziecie na to, co zobaczycie obojętni.
Nic dziwnego, że resetuje widzów już na samym początku biały ekran=czysta karta=tabula rasa. Gdy się podnosi jak kurtyna jest zaproszeniem do wszelkich skojarzeń, asocjacji, reakcji. Prawdziwa sztuka ryzykuje, nie boi się niczego. Ani śmieszności, ani niezrozumienia, ani krytyki. Proponowany obraz jest pojemny, otwarty, uwolniony. To widzów wyobraźnia, intuicja, wiedza -tym, co się dzieje na scenie podrażniona, performatywnie sprowokowana, campową formą poprowadzona- ma skomponować w nich ostateczny kształt wrażeń, emocji, uczuć. Postawi pytania, sformułuje odpowiedzi, zostawi z niepewnością. Pomoże zdefiniować własny osąd.
Bohaterowie, panna Leere i pięciu Wilhelmów, przybywają do INSTYTUTU GOETHEGO w Zamku Książ, położonego w okolicach Waldenburga/Wałbrzycha/ na zaproszenie pana Goethego, by czytać jego książkę CIERPIENIA MŁODEGO WERTERA. Gospodarz jest jednak nieobecny. Wyniosłych, wielkopańskich, doskonale ubranych gości wita czarnoskóra, krzykliwa służąca Gefuhl. Dochodzi do tajemniczych śmierci. Przyczyny wydają się nieoczywiste. Sprawcy nieznani. Trudno przesądzić, czy są to zabójstwa czy samobójstwa. Przebieg zdarzeń może być wynikiem manipulacji prowadzonej gry, makabrycznego eksperymentu, skutkami lektury arcydzieła Goethego. Kojarzy się z fabułą książki Agathy Christie, zasadami Big Brothera. Ma też związek ze współczesnymi metodami socjotechnicznymi, stosowanymi na szeroką skalę. Niewątpliwie jednostki są podatne na wpływ sztuki wysokiej/muzyka poważna wykonywana na żywo/ czy niskiej/piosenki popularne/. Na modeling, uleganie presji narracji publicznej.
Nic dziwnego, że resetuje widzów już na samym początku biały ekran=czysta karta=tabula rasa. Gdy się podnosi jak kurtyna jest zaproszeniem do wszelkich skojarzeń, asocjacji, reakcji. Prawdziwa sztuka ryzykuje, nie boi się niczego. Ani śmieszności, ani niezrozumienia, ani krytyki. Proponowany obraz jest pojemny, otwarty, uwolniony. To widzów wyobraźnia, intuicja, wiedza -tym, co się dzieje na scenie podrażniona, performatywnie sprowokowana, campową formą poprowadzona- ma skomponować w nich ostateczny kształt wrażeń, emocji, uczuć. Postawi pytania, sformułuje odpowiedzi, zostawi z niepewnością. Pomoże zdefiniować własny osąd.
Bohaterowie, panna Leere i pięciu Wilhelmów, przybywają do INSTYTUTU GOETHEGO w Zamku Książ, położonego w okolicach Waldenburga/Wałbrzycha/ na zaproszenie pana Goethego, by czytać jego książkę CIERPIENIA MŁODEGO WERTERA. Gospodarz jest jednak nieobecny. Wyniosłych, wielkopańskich, doskonale ubranych gości wita czarnoskóra, krzykliwa służąca Gefuhl. Dochodzi do tajemniczych śmierci. Przyczyny wydają się nieoczywiste. Sprawcy nieznani. Trudno przesądzić, czy są to zabójstwa czy samobójstwa. Przebieg zdarzeń może być wynikiem manipulacji prowadzonej gry, makabrycznego eksperymentu, skutkami lektury arcydzieła Goethego. Kojarzy się z fabułą książki Agathy Christie, zasadami Big Brothera. Ma też związek ze współczesnymi metodami socjotechnicznymi, stosowanymi na szeroką skalę. Niewątpliwie jednostki są podatne na wpływ sztuki wysokiej/muzyka poważna wykonywana na żywo/ czy niskiej/piosenki popularne/. Na modeling, uleganie presji narracji publicznej.
Nie jest istotne, co konkretnie powoduje w nas śmierć człowieczeństwa, zanik poczucia twórczej wartości, wymazywanie istoty indywidualizmu nas samych. Jakie działanie powoduje, że ocalamy prawdziwych siebie. Zakończenie sztuki sugeruje, że nieposłuszeństwo, pozanormatywność dotąd tłumiona, wykluczana, skrywana. A właściwie to, kim tak naprawdę jesteśmy. Tomaszewski demaskuje i unieważnia na scenie stary archetyp męskości. Tej narcystycznej, pewnej siebie, władczej, egotycznej. Dominującej. Pozostaje kobiecość- dotąd prześladowana, pomniejszana, uciśniona, wykorzystywana/służąca Murzynka/, podporządkowana dominacji patriarchatu/panna Leere jako zwierze łowne/- w akcie homoseksualnej demonstracji, symbolicznym, tajemniczym, zmanipulowanym uśmierceniu mężczyzn. Ci przegrywają. Słabi, nijacy, bezbarwni nie wytrzymują presji egzystencjalnego bólu, szaleństwa, melancholii, depresji, ucieczki od miłości, wolności, prawdy. Kobiety- zaprawione przez wieki do przystosowania się, zahartowane w osiąganiu swych celów sprytem, podstępem, grą- zwyciężają.
Cezary Tomaszewski, tym i poprzednimi swoimi spektaklami, stworzył własny instytut, w którym widzowie badają ogląd siebie i świata, testują kim są, jak rozumieją, czują betonowe, klasyczne, zastałe konstrukty myślowe, światopoglądowe, itd. Decydują, jaki teatr do nich przemawia, jaki teatr lubią. Artysta zderza współczesność z przeszłością. Rozsadza z hukiem- pastiszem, karykaturą, przerysowaniem, kolażem- zachowawczość starych, zmurszałych struktur, według których wykształceniem, wychowaniem, w końcu własną wygodą jesteśmy nieustannie, za zgodą społeczną i polityczną, formatowani, tresowani, lepieni na obraz i podobieństwo obowiązującej poprawności tych, którzy mają władzę, sprawują rząd dusz. Jego prace są ostentacyjnym sprzeciwem wobec tego, co w nas ogranicza możliwość zmiany, blokuje świeże spojrzenie na siebie i galopujący w przyszłość świat. Podkreśla, co w tradycji, obyczajowości, stylu życia cofa, więzi, ubezwłasnowolnia indywidualnie i zbiorowo.
Spektakl udowadnia, że nie czytamy. A jak już czytamy, nie rozumiemy. Pustkę wypełniamy własną fantasmagorią, czym dusza zapragnie, co rozum podpowie, intuicja skojarzy, doświadczenie narzuci. Tym sposobem otrzymujemy sceniczną metaforę mentalnego obrazu współczesności. Z całą powagą podważanego patosu, akcentowania ostentacyjnej śmieszności, podkreślania oczywistej niedoskonałości. Ironii i absurdu. Podszytej mądrą obserwacją, przenicowanej wrażliwą intuicją, na pewno dobrą wolą twórców.
INSTYTUT GOETHEGO dowodzi też, że kontakt ze sztuką, jaka by nie była, nie jest zawsze wzniosły, bezpieczny, bezkarny. Może uświadomić człowiekowi, że jest i nigdy nie będzie doskonały. Doskonałością jakiej od siebie oczekuje, jaką inni od niego oczekują. Doskonałością doświadczanego, nieśmiertelnego, pociągającego sztuki piękna. Doskonałością idealnych, szlachetnych, wymagających artystycznych archetypów. Te podstępnie uwodzą, mamią, zbyt wiele obiecują. Budzą w człowieku potwory, które czasem śmiertelnie zabijają.
INSTYTUT GOETHEGO DARIA KUBISIAK
Reżyseria i choreografia: Cezary TomaszewskiScenografia: BRACIA (Maciej Chorąży + Agnieszka Klepacka)
Muzyka na żywo i przygotowanie wokalne: Weronika Krówka
Reżyseria świateł: Jędrzej Jęcikowski
Charakteryzacja: Kacper Rączkowski
OBSADA:
Sara Celler-Jezierska, Weronika Krówka (gościnnie), Rafał Kosowski, Dariusz Maj (gościnnie), Filip Perkowski, Dariusz Skowroński i Piotr Tokarz
fotografie: (1)Teatr im. Szaniawskiego w Wałbrzychu, (2) Kasia Chmura:)
0 komentarze:
Prześlij komentarz