Plakat do spektaklu POCIĄGI POD SPECJALNYM NADZOREM -intrygujący, piękny, dwuznaczny- sugeruje tajemnicę możliwego przenikania się sacrum z profanum. Ocalenia czystości, niewinności, ufności w trudnej prozie życia zupełnie zwyczajnego człowieka, żyjącego w miejscu gdzie diabeł mówi dobranoc, w czasach najokrutniejszej wojny nowożytnej. Gdy jest sytuacją zaskoczony, w ogóle do niej nie przygotowany. Jakby dawał pewność, że Milosz Pipka, główny bohater, już nie dziecko jeszcze nie mężczyzna, o delikatnych, subtelnych rysach twarzy postąpi jak trzeba, przejdzie z dziecięctwa w wiek męski z godnością, męstwem i odwagą dojrzałości. A to daje nadzieję i przynosi otuchę. Unieważnia nieznośną lekkość bytu.
Bo jest to rzecz o inicjacji, o dojrzewaniu, o tym, że zawsze i wszędzie można walczyć o przetrwanie. Poprzez dystans poczucia humoru, który rozładowuje największe lęki, poprzez śmiałe/instynktowne, lubieżne, rozpasane/ zachowania seksualne, czynne, zakonspirowane zaangażowanie w działania ruchu oporu. Prostota tych środków ratunku i walki jest rozbrajająco naturalna, jakby przypadkowa, zaskakująca, spontaniczna /pieczątki z niemiecki tekstem odciskanie na pupie miejscowej, młodej dziewczyny/. Człowiek zawsze może znaleźć sposób ocalenia sięgając po motywacje, predyspozycje, siłę drzemiącą w nim samym. I w jego, nawet najbanalniejszym, groteskowym otoczeniu. Jeśli popełnia błąd, upada, to nie załamie się ostatecznie, a szukając, uczy się, korzysta z wiedzy mądrzejszych, starszych, bardziej doświadczonych ludzi. Ze spuścizny-jak ze wzoru postępowania, inspiracji, odniesień- przeszłych pokoleń/wspomnienia o rodzinie, szczególnie ojcu, dziadku Milosza/.
Zatrzymujemy się więc na stacji kolejowej. Ogniskującej zwyczajne życie zwyczajnych ludzi ale w niezwyczajnych czasach. I to zderzenie tego, co dotąd było naturalne, oczywiste, proste z sytuacją nową, wymagająca samookreślenia, zmiany, dostosowania jest najciekawsze. Marazm życia na stacji kolejowej przerywany jest przejazdem pociągów pod specjalnym nadzorem. Miedzy peron, na którym od czasu do czasu pojawiają się retrospekcje, drezyna a zagracone, typowe biuro wdziera się gwałtem okrucieństwo wojny. To mocny scenograficzny gest. Ostry kontrapunkt. Całość ilustrowana jest muzyką wykonywaną na żywo, co szczególnie uatrakcyjnia oglądanie sztuki. Światło buduje nastrój, kostium podkreśla wymowę charakterystyki postaci. Zawsze jednak z przymrużeniem oka, w samoobronie poczucia humoru, bez powagi, grozy, patosu, który nie ma prawa tu zagościć. Zapanować nad ludźmi. Bo w miejscu gdzie nie ma Boga, mitu, alegorii, symboli a człowiek jest pozostawiony sam sobie i nie ma na nic wpływu, wszystko jest dozwolone. Możliwe. W sposób naturalny i prosty niewinne.
Zwykłe, banalne, prowincjonalne życie, a więc i akcja spektaklu, toczy się niespiesznie. Grzęźnie w meandrach poszczególnych narracji. Różnorodność opowieści/wspomnienia, sny, przeżycia, relacje, sprawozdanie, piosenka/ buduje obraz mentalny normalnych, zdroworozsądkowo myślących ludzi. Cieszących się życiem, pomagających sobie w miarę możliwości, bezpośrednich, bez wielkich ambicji. Szukających miłości, spokoju, spełnienia na własną miarę sił i możliwości. Milosz Pipka Otara Saralidze, delikatny i niewinny w posturze i charakterze, podążając drogą prób i błędów, upadku, obserwacji i wewnętrznych dywagacji w poszukiwaniu męskości, osiąga dojrzałość godną ludowego herosa. Doszlusowuje do spokoju wiecznego, choć nie był to przecież jego cel życia. Poprzez śmierć- co budzi współczucie, smutek straty,żal- dorasta do archetypu świętego, jakim go z powodzeniem w pełnym realizmie i naturalności przedstawia spektakl i zapowiadający go plakat. Zmieniając się, pozostał sobą: prostodusznym, prostolinijnym, ani śmiesznym, ani tragicznym, normalnym, młodym człowiekiem, osiągającym cel u kresu drogi do siebie samego. Dyżurny ruchu Całusek w roli seksualnego mentora, nie przegapia żadnej okazji, by się sprawdzić i zaspokoić. Nie awansuje, nie pretenduje do roli bohatera, korzysta z życia z fantazją. Żyje zgodnie ze swoja naturą, robi swoje. Robert Majewski wygrywa lekko i naturalnie wszelkie cechy komediowe, również te podskórnie dramatyczne. Zawiadowca stacji w interpretacji Henryka Niebudka to miłośnik gołębi i niestraszny strażnik moralności. Chodzi w poplamionym odchodami ptasimi mundurze, wieszczy Sąd Ostateczny, który przyniesie kres tej prowincjonalnej Sodomie i Gomorze. Jego żona, przepięknie, wzruszająco grana przez Małgorzatę Niemirską, z godnością dojrzałej, doświadczonej kobiety sprostała próbie seksualnego pokuszenia. Zobaczyliśmy wstyd i pożądanie, matczyne ciepło i troskę, takt przyjaciółki, walkę jej bohaterki z samą sobą. Aktorka lirycznie wykonała piosenkę o wiśniach, która uzasadniała jej postawę, stan emocjonalny. Z czułością i troską mądrości życiowej opowiadała o konsekwencjach relacji chłopaka i dziewczyny. W roli tej objawiła się siła klasycznego aktorstwa, mocno akcentującego skrajnie różne, gwałtownie zmieniające się stany emocjonalne granej postaci. Warsztat, precyzja, doświadczenie Małgorzaty Niemirskiej osiągnęły cel: Żona Zawiadowcy robi piorunujące wrażenie!!! To wspaniała rola. Pozostałe aktorki: bezpruderyjna, zmysłowa Telegrafistka Święta Marty Kowalik, tajemnicza, nad wyraz giętka, choć połamana cyrkówka Wiktoria Freire Agaty Wątróbskiej, niewinna, szczera, prostolinijna Masza Agaty Góral dopełniły portrety kobiet, niekoniecznie mrocznych przedmiotów pożądania świata męskiego.
Spektakl na podstawie prozy Bogumila Hrabala w komunikatywnym przekładzie Andrzeja Czcibora-Piotrowskiego swój swojski nastrój, urok wesołej naiwności, ujmującej prostoty, szczerej intencji, spójność i przejrzystość konstrukcji zawdzięcza reżyserii Jakuba Krofty, który tak wykorzystał doskonałą adaptację Janusza Andermana i poprowadził aktorów Teatru Dramatycznego, że wprowadzając widza w spokojną, znojną, nudną codzienność prowincji w czasach wojny, która się gdzieś daleko toczy, o czym sygnalizuje tylko wiszący w biurze portret Hitlera, inspekcja i przemykające pociągi pod szczególnym nadzorem, pokazał jej specyfikę, witalność, siłę. Ujawnił cenę, jaką można zapłacić za dojrzałość. Odpowiedzialnie podjętą męską decyzję, bo znane jest jej ryzyko. Milosz Pipka, podobnie jak jego dziadek, przeciwstawił się swoją indywidualną postawą machinie wojennej. Wykonał niebezpieczne zadanie. Gdyby wszyscy poszli jego śladem wojna miałaby zupełnie inny przebieg. Nie tak okrutny, złowieszczy, dalekosiężny. I to jest to przesłanie. Mówi o dojrzewaniu jednostki do dorosłości, do podejmowania przez nią świadomych decyzji, które ważne są nie tylko dla niej samej ale mogą zdecydować o losach wielu innych ludzi. Ba, ludzkości, całego świata, gdyby wszyscy, literalnie wszyscy poszli jej śladem. Wskazuje skąd czerpać wiedzę, nadzieję i miłość. Pomaga zachować czystość, niewinność, prawość, która może śmieszyć ale tak naprawdę może też ratować z wszelkiej opresji godność i honor. Szacunek do samego siebie. Zwykłą ludzką przyzwoitość. Nie nakazuje postępować tak, jak trzeba. Pokazuje jak w sposób niewymuszony, naturalny rodzi się dojrzała świadomość siebie i świata. I jak ważna jest społeczność, do której się przynależy. Jej stosunek do życia, do śmierci, do tego, co się na świecie dzieje. Bo dojrzewanie Milosza Pipka przebiega pod jej specjalnym nadzorem.
Bo jest to rzecz o inicjacji, o dojrzewaniu, o tym, że zawsze i wszędzie można walczyć o przetrwanie. Poprzez dystans poczucia humoru, który rozładowuje największe lęki, poprzez śmiałe/instynktowne, lubieżne, rozpasane/ zachowania seksualne, czynne, zakonspirowane zaangażowanie w działania ruchu oporu. Prostota tych środków ratunku i walki jest rozbrajająco naturalna, jakby przypadkowa, zaskakująca, spontaniczna /pieczątki z niemiecki tekstem odciskanie na pupie miejscowej, młodej dziewczyny/. Człowiek zawsze może znaleźć sposób ocalenia sięgając po motywacje, predyspozycje, siłę drzemiącą w nim samym. I w jego, nawet najbanalniejszym, groteskowym otoczeniu. Jeśli popełnia błąd, upada, to nie załamie się ostatecznie, a szukając, uczy się, korzysta z wiedzy mądrzejszych, starszych, bardziej doświadczonych ludzi. Ze spuścizny-jak ze wzoru postępowania, inspiracji, odniesień- przeszłych pokoleń/wspomnienia o rodzinie, szczególnie ojcu, dziadku Milosza/.
Zatrzymujemy się więc na stacji kolejowej. Ogniskującej zwyczajne życie zwyczajnych ludzi ale w niezwyczajnych czasach. I to zderzenie tego, co dotąd było naturalne, oczywiste, proste z sytuacją nową, wymagająca samookreślenia, zmiany, dostosowania jest najciekawsze. Marazm życia na stacji kolejowej przerywany jest przejazdem pociągów pod specjalnym nadzorem. Miedzy peron, na którym od czasu do czasu pojawiają się retrospekcje, drezyna a zagracone, typowe biuro wdziera się gwałtem okrucieństwo wojny. To mocny scenograficzny gest. Ostry kontrapunkt. Całość ilustrowana jest muzyką wykonywaną na żywo, co szczególnie uatrakcyjnia oglądanie sztuki. Światło buduje nastrój, kostium podkreśla wymowę charakterystyki postaci. Zawsze jednak z przymrużeniem oka, w samoobronie poczucia humoru, bez powagi, grozy, patosu, który nie ma prawa tu zagościć. Zapanować nad ludźmi. Bo w miejscu gdzie nie ma Boga, mitu, alegorii, symboli a człowiek jest pozostawiony sam sobie i nie ma na nic wpływu, wszystko jest dozwolone. Możliwe. W sposób naturalny i prosty niewinne.
Zwykłe, banalne, prowincjonalne życie, a więc i akcja spektaklu, toczy się niespiesznie. Grzęźnie w meandrach poszczególnych narracji. Różnorodność opowieści/wspomnienia, sny, przeżycia, relacje, sprawozdanie, piosenka/ buduje obraz mentalny normalnych, zdroworozsądkowo myślących ludzi. Cieszących się życiem, pomagających sobie w miarę możliwości, bezpośrednich, bez wielkich ambicji. Szukających miłości, spokoju, spełnienia na własną miarę sił i możliwości. Milosz Pipka Otara Saralidze, delikatny i niewinny w posturze i charakterze, podążając drogą prób i błędów, upadku, obserwacji i wewnętrznych dywagacji w poszukiwaniu męskości, osiąga dojrzałość godną ludowego herosa. Doszlusowuje do spokoju wiecznego, choć nie był to przecież jego cel życia. Poprzez śmierć- co budzi współczucie, smutek straty,żal- dorasta do archetypu świętego, jakim go z powodzeniem w pełnym realizmie i naturalności przedstawia spektakl i zapowiadający go plakat. Zmieniając się, pozostał sobą: prostodusznym, prostolinijnym, ani śmiesznym, ani tragicznym, normalnym, młodym człowiekiem, osiągającym cel u kresu drogi do siebie samego. Dyżurny ruchu Całusek w roli seksualnego mentora, nie przegapia żadnej okazji, by się sprawdzić i zaspokoić. Nie awansuje, nie pretenduje do roli bohatera, korzysta z życia z fantazją. Żyje zgodnie ze swoja naturą, robi swoje. Robert Majewski wygrywa lekko i naturalnie wszelkie cechy komediowe, również te podskórnie dramatyczne. Zawiadowca stacji w interpretacji Henryka Niebudka to miłośnik gołębi i niestraszny strażnik moralności. Chodzi w poplamionym odchodami ptasimi mundurze, wieszczy Sąd Ostateczny, który przyniesie kres tej prowincjonalnej Sodomie i Gomorze. Jego żona, przepięknie, wzruszająco grana przez Małgorzatę Niemirską, z godnością dojrzałej, doświadczonej kobiety sprostała próbie seksualnego pokuszenia. Zobaczyliśmy wstyd i pożądanie, matczyne ciepło i troskę, takt przyjaciółki, walkę jej bohaterki z samą sobą. Aktorka lirycznie wykonała piosenkę o wiśniach, która uzasadniała jej postawę, stan emocjonalny. Z czułością i troską mądrości życiowej opowiadała o konsekwencjach relacji chłopaka i dziewczyny. W roli tej objawiła się siła klasycznego aktorstwa, mocno akcentującego skrajnie różne, gwałtownie zmieniające się stany emocjonalne granej postaci. Warsztat, precyzja, doświadczenie Małgorzaty Niemirskiej osiągnęły cel: Żona Zawiadowcy robi piorunujące wrażenie!!! To wspaniała rola. Pozostałe aktorki: bezpruderyjna, zmysłowa Telegrafistka Święta Marty Kowalik, tajemnicza, nad wyraz giętka, choć połamana cyrkówka Wiktoria Freire Agaty Wątróbskiej, niewinna, szczera, prostolinijna Masza Agaty Góral dopełniły portrety kobiet, niekoniecznie mrocznych przedmiotów pożądania świata męskiego.
Spektakl na podstawie prozy Bogumila Hrabala w komunikatywnym przekładzie Andrzeja Czcibora-Piotrowskiego swój swojski nastrój, urok wesołej naiwności, ujmującej prostoty, szczerej intencji, spójność i przejrzystość konstrukcji zawdzięcza reżyserii Jakuba Krofty, który tak wykorzystał doskonałą adaptację Janusza Andermana i poprowadził aktorów Teatru Dramatycznego, że wprowadzając widza w spokojną, znojną, nudną codzienność prowincji w czasach wojny, która się gdzieś daleko toczy, o czym sygnalizuje tylko wiszący w biurze portret Hitlera, inspekcja i przemykające pociągi pod szczególnym nadzorem, pokazał jej specyfikę, witalność, siłę. Ujawnił cenę, jaką można zapłacić za dojrzałość. Odpowiedzialnie podjętą męską decyzję, bo znane jest jej ryzyko. Milosz Pipka, podobnie jak jego dziadek, przeciwstawił się swoją indywidualną postawą machinie wojennej. Wykonał niebezpieczne zadanie. Gdyby wszyscy poszli jego śladem wojna miałaby zupełnie inny przebieg. Nie tak okrutny, złowieszczy, dalekosiężny. I to jest to przesłanie. Mówi o dojrzewaniu jednostki do dorosłości, do podejmowania przez nią świadomych decyzji, które ważne są nie tylko dla niej samej ale mogą zdecydować o losach wielu innych ludzi. Ba, ludzkości, całego świata, gdyby wszyscy, literalnie wszyscy poszli jej śladem. Wskazuje skąd czerpać wiedzę, nadzieję i miłość. Pomaga zachować czystość, niewinność, prawość, która może śmieszyć ale tak naprawdę może też ratować z wszelkiej opresji godność i honor. Szacunek do samego siebie. Zwykłą ludzką przyzwoitość. Nie nakazuje postępować tak, jak trzeba. Pokazuje jak w sposób niewymuszony, naturalny rodzi się dojrzała świadomość siebie i świata. I jak ważna jest społeczność, do której się przynależy. Jej stosunek do życia, do śmierci, do tego, co się na świecie dzieje. Bo dojrzewanie Milosza Pipka przebiega pod jej specjalnym nadzorem.
BOGUMIL HRABAL
przekład: Andrzej Czcibor-Piotrowski
adaptacja: Janusz Anderman
reżyseria: Jakub Krofta
scenografia, kostiumy: Aneta Suskiewicz
muzyka: SzaZa/ Paweł Szamburski i Patryk Zakrocki
reżyseria świateł: Damian Pawella
projekcje: Jakub Lech
obsada:
Otar Saralidze - Milosz Pipka
Henryk Niebudek – Zawiadowca
Małgorzata Niemirska - Żona Zawiadowcy
Robert Majewski - Dyżurny ruchu Całusek
Mariusz Wojciechowski -Maszynista Książę
Marcin Sztabiński - Grzeczny, dyrektor ruchu
Piotr Siwkiewicz - Radca Murarick
Martyna Kowalik- Telegrafistka Święta
Agata Góral – Masza
Agata Wątróbska - Wiktoria Freie
premiera: 22.09.2017
zdjęcie, plakat : Kasia Chmura-Cegiełkowska, na plakacie Otar Saralidze, plakat wykonała ekipa w składzie: Aneta Suskiewicz - stylizacja, Anka Korzeb - makeup, Maja Wójcik -postprodukcja
przekład: Andrzej Czcibor-Piotrowski
adaptacja: Janusz Anderman
reżyseria: Jakub Krofta
scenografia, kostiumy: Aneta Suskiewicz
muzyka: SzaZa/ Paweł Szamburski i Patryk Zakrocki
reżyseria świateł: Damian Pawella
projekcje: Jakub Lech
obsada:
Otar Saralidze - Milosz Pipka
Henryk Niebudek – Zawiadowca
Małgorzata Niemirska - Żona Zawiadowcy
Robert Majewski - Dyżurny ruchu Całusek
Mariusz Wojciechowski -Maszynista Książę
Marcin Sztabiński - Grzeczny, dyrektor ruchu
Piotr Siwkiewicz - Radca Murarick
Martyna Kowalik- Telegrafistka Święta
Agata Góral – Masza
Agata Wątróbska - Wiktoria Freie
premiera: 22.09.2017
zdjęcie, plakat : Kasia Chmura-Cegiełkowska, na plakacie Otar Saralidze, plakat wykonała ekipa w składzie: Aneta Suskiewicz - stylizacja, Anka Korzeb - makeup, Maja Wójcik -postprodukcja
Przedstawienie w Teatrze Dramatycznym mogłoby nosić alternatywny tytuł: „Historia prawdziwa o zaklętej stacji kolejowej ukrytej na końcu świata”. Zaklęcie zadziałało: przeniosłam się gdzieś na daleką prowincję i obserwowałam zmagania bohaterów w nieludzkich czasach.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobał mi się Dyżurny Ruchu Całusek, a najmniej egzaltowany Zawiadowca.
Coś mi mówi że bardzo chciałabym ten spektakl zobaczyć. Super że piszesz na blogu o teatrze i sztukach. Dobrze się Ciebie czyta. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń