środa, 18 stycznia 2017

KOMEDA TEATR NOWY IMKA


KOMEDA to spektakl o tym, co po wybitnym człowieku może pozostać dla potomności i jak ta wiedza funkcjonuje w obiegu publicznym. Opowiada o Polsce z okresu PRL-u gdy rodził się polski jazz. O charyzmatycznych, piekielnie ambitnych, zdolnych artystach Polakach reprezentujących świat literatury/Hłasko/, filmu/Polański/ i muzyki/Komeda, wiecznie żywy Chopin/ i ich otoczeniu. O postrzeganiu Polski przez zagranicę. Jest próbą zrozumienia polskości, losu artysty w transpozycji czasowej, w momencie rodzenia się  legendy Komedy, jego przyjaciół, jego pokolenia. Pokazania drogi kariery w kraju i poza nim w zderzeniu z realiami życia przyziemnego, codziennego. To teatralny melanż. Projekt rozbudzający ciekawość, sygnalizujący tajemnice, zjawiska, wątki, sytuacje. Nie sięga głębiej, mocniej, drastyczniej. Odważniej. Sztuka pozbawiona dramaturgii, poszarpana w nielinearnej, postdramatycznej narracji buduje atmosferę w jakiej przyszło Komedzie żyć i tworzyć, dokonywać wyborów życiowych. Buduje też nastrój przygnębienia, zawodu, rozczarowania z powodu niespełnionego do końca talentu. Mimo pozornej beztroski, rozluźnienia, szaleństwa w jakiej pogrążeni są bohaterowie, zderza gorset komunistycznego zniewolenia  z rozpasanym, wolnym kapitalizmem.

Spektakl nie wnika w głąb życia, twórczości, osobowości Komedy. Nie charakteryzuje go jako człowieka i muzyka. Jakby rozszerzał tylko tajemnicę, do której się zaledwie przybliżyć możemy, uczynił ją bardziej mroczną. Raczej przypomina o utalentowanym kompozytorze i rozbudza zainteresowanie. Postać Krzysztofa Komedy/Mateusz Janicki/ obecna jest głównie ciałem. Swoją reprezentacją, w znaczącej części spektaklu martwą, statyczną, symboliczną, obserwuje, z boku przygląda się akcji, ilustruje, dopełnia kompozycji. To personifikujący się duch błądzący w świecie powoływanym na powrót do życia. Powidok, punkt odniesienia dla całej reszty osób, które znał, z którymi był blisko. Jest wizualizacją  przyjemną, odzianą w beże, delikatne brązy ale osobowością bezbarwną, enigmatyczną, pozbawioną indywidualizmu. Nie jest Komedą z krwi i kości, z samego siebie, tylko sumą informacji o nim złożoną ze wspomnień, z domysłów, strzępów wypowiedzi, pojedynczych zdarzeń, przywoływanych marzeń, zachowań, projekcji, opisem otwierających się przed nim perspektyw i garścią faktów wyrwanych z kontekstu w ilustracji muzycznej. To obraz artysty utkany z tego, co w przekazie po nim po dzień dzisiejszy pozostało. Co pozostało z niego w ludziach, którzy go znali.

I tu najważniejsza jest Zofia Komeda Iwony Bielskiej. Dominuje jak muza, anioł stróż, zewnętrzny nośnik pamięci.  Dzięki charyzmie,  biegłości warsztatowej, doświadczeniu,  artystycznemu talentowi aktorki jej portret Komedy jest najpełniejszy, najciekawszy, najbliższy normalnemu życiu. I to niekoniecznie dlatego, że ma solidnie napisaną rolę, najwięcej do powiedzenia.To ona jest tu najbarwniejszą, najbardziej intrygującą, przyciągającą uwagę narratorką. Bezpretensjonalną, naturalną, w ujmujący sposób uwiarygodnioną silną osobowością. Pozostałe postacie to namiastka, swobodnie brylujące wokół niej elektrony w morzu wypijanego, rozlewanego alkoholu, w dymie papierosów, oparach skandalu i tajemnicy. Bo takie to czasy były, takie środowisko, miejsce, styl artystycznego życia w kraju i Ameryce. Aktorzy wizualizują więc przeczucia, interpretują osobę, którą grają. W gruncie rzeczy pokazują nam nijakich, bezpłodnych, poza prawdziwym życiem, poza całą o nich prawdą bohaterów. Przedstawiają nam ich jako papierowe, zabawne, groteskowe figury, spalające się w scenicznych jazzowych wariacjach. Budzą sympatię, przypominają, co już o nich wiemy, snują swoje własne odautorskie grubą aktorską kreską kreślone improwizacje. Relacjonują, opisują, wspominają, przywołują czas przeszły. Przepuszczają wiedzę o Komedzie poprzez siebie, swoje kariery, interpretują wydarzenia ze swojego punktu widzenia, zabarwiając ją własną emocją, interesem, słabością. Nie są to do końca wypowiedzi wiarygodne, ale doskonale pokazują, jak informacja przechodząc przez pryzmat osobowości opowiadającego rozszczepia się, załamuje, modyfikuje, wypacza. Zamiast wzbogacić zubaża naszą wiedzę o Komedzie. Składa się na legendę jego pokolenia. Dlatego ciekawa byłaby i ważna wypowiedź Romana Polańskiego, jedynego żyjącego do dziś bohatera sztuki. Jednak jego na scenie nie ma.

Zamysł był chyba taki, by pokazać tragicznie zmarłych, niespełnionych, dobrze zapowiadających się, młodych artystów, którzy prawdę o okolicznościach śmierci Komedy zabrali ze sobą do grobu. Sami przyczynili się do powstania legendy muzyka, stanowiąc jej integralną część. Jakby reżyserią, sposobem konstrukcji scenicznej wypowiedzi starała się Lena Frankiewicz wytworzyć atmosferę, stworzyć nastrój, przybliżyć nie samego Komedę a świat, z którego pochodził, w którym żył i umarł. Najważniejszy staje się obraz Polski w kontraście z Ameryką oraz Polacy w kraju i na obczyźnie robiący karierę artystyczną. Ci którzy umarli tragicznie, za młodu, niespełnieni do końca. Sam Komeda pozostaje poza zasięgiem naszego głębszego poznania. Pozostałe postacie z jego otoczenia również. Hłasko/Tomasz Karolak/ rozgoryczony, zeźlony, bezpłodny na obczyźnie, uwikłany w romanse, znieczulony kombinacją używek/wódki, narkotyków, tabletek/, w poczuciu winy za śmierć Komedy, nie ma nic z charyzmy ani tragizmu swego położenia. Snuje się jak birbant, zagubiony w świecie, którego nie zna, nie czuje i odrzuca. Polańskiego się tylko wspomina w kontekście tragicznej śmierci jego żony, jako wyjątek z reguły Polaka, któremu się udało, bo zdobył sławę w kraju i za granicą, tworzy do dziś. Wojciech Frykowski /Michał Bieliński/ to stereotyp Polaka cwaniaka, dorobkiewicza, spryciarza, za wszelka cenę pragnącego zrobić karierę, przede wszystkim dobrze zarobić. Znamy ten typ doskonale. Podobnie jak Ilony Cooper /Delfina Wilkońska/, przykład wcielania w życie za wszelką cenę marzenia o karierze aktorskiej. Z kolei Mia Farrow /Monika Buchowiec/ wyłania się z ciemności jako fantom  głównej bohaterki filmu DZIECKO ROSEMARY Romana Polańskiego. Przywołuje mentalne spojrzenie na Polskę, Polaków z punktu widzenia amerykańskiej, spełnionej gwiazdy filmowej, która zastanawia się nad fenomenem Komedy.

Pojawia się, surrprise!!!, Fryderyk Chopin /Adam Kupaj/. Postać nie dla wszystkich widzów w tym kontekście zrozumiała.  Zarówno w sferze muzyki, jak i polityki. Ale wielki kompozytor jest tu kompilacją etosu romantycznego muzycznego wieszcza i współczesnego improwizującego wirtuoza. Nieśmiertelnym łącznikiem. Symbolem. Tym, co Polakom w duszy gra zawsze: heroizm i ckliwość, nostalgia, piękno inspirowane folklorem, mające swe źródło skąd nasz ród. Na scenie miesza diapazony wysokiego z niskim. Patos z wulgaryzmem. Jazzowanie Chopinem. To dowód otwartości, prowokacji, polskiego splątania, uwięzienia w ideologicznych narracjach. Karykaturalna, sięgająca bruku figura, jeden z meandrów tajemnicy polskości. Bo rozpoznajemy Chopina a widzimy miotającą się mentalność kibolską. Choć w  sumie śmieszny, bo ośmieszany,  to jednak żałosny, bo niedowartościowany, bezsilny, pretensjonalny. To obraz protoplasty artysty Polaka robiącego karierę za granicą w osądzie dzisiejszego punktu widzenia. Komeda, Hłasko to zaprzepaszczony przez nagłą śmierć talent. Nie dziwi więc nowa choreografia chocholego tańca czy może wspólnego korowodu-zaklętego snu o potencjale twórczym, posiadanym talencie, potędze Polaka, Polski w niezgłębionej tajemnicy wiecznej niemożności spełnienia. W jednej wielofunkcyjnej przestrzeni scenograficznej identyfikującej różne miejsca, kraje, nastroje, kultury artystyczne i ustroje polityczne zawarta jest narracja o trudzie wyzwalania i zaistnienia prawdy i piękna sztuki/literatury, muzyki, filmu/ wyłaniającej się z przypadkowej, chaotycznej, zbrukanej, najpospolitszej prozy życia.

Nie ogląda się tego spektaklu łatwo. Banał miesza się ze wzniosłością, plotka z faktem, domniemanie z tajemnicą.  Sam w sobie nie jest równy, stylistycznie czysty, jednorodny. Aktorstwo naturalne, klasyczne, dramatyczne zderzone jest z ostrą improwizowaną nonszalancją, piosenką, grą ciałem. Spektakl nie zaskakuje swoją treścią, nie sięga do głębi, nie drąży. Nowoczesna forma nie podbija temperatury zdarzeń, sytuacji, choć są bardzo interesujące, a nawet tragiczne. Rozbudza ciekawość, by już samodzielnie można było szukać informacji, nowych, alternatywnych kontekstów prawdy o życiu i śmierci artysty Polaka. Choć tytułem sztuki jest nazwisko Komedy, to spektakl jednak koncentruje się na scharakteryzowaniu bliskiego mu otoczenia, jakby ono go definiowało, determinowało, o wszystkim przesądzało-było głównym bohaterem sztuki.

Tymczasem nadal najwięcej nam o samym Komedzie opowiada jego muzyka. Mimo, że jest w tym spektaklu tylko niezbędną interesującą ilustracją, to jednak najczulej, najprawdziwiej, najbliżej opisuje jego charakterystykę, potencjał twórczy, jego talent. Niesie też tę tęsknotę, budzi poczucie straty za tym dorobkiem, który nie powstał z powodu przedwczesnej, tragicznej śmierci kompozytora.

Ostatecznie mamy legendę o Krzysztofie Komedzie, poprzez którą nie wszystek umarł, jest jego muzyka, poprzez którą żył będzie wiecznie. Czasy, w których żył i tworzył odeszły bezpowrotnie. W spektaklu wskrzeszono stereotypy, fantomy przeszłości, które zniekształcają prawdę. Jak bardzo, pokazuje to sztuka. 
KOMEDA JAROSŁAW MURAWSKI
reżyseria: Lena Frankiewicz
scenografia, kostiumy, światło: Katarzyna Borkowska
choreografia: Mikołaj Mikołajczyk
muzyka: Olo Walicki
na perkusji: Paweł Dobrowolski
asystent reżysera: Adam Kupaj
inspicjentka: Agnieszka Choińska

Występują aktorzy Teatru Nowego i Teatru IMKA.

Monika Buchowiec, Delfina Wilkońska, Iwona Bielska, Michał Bieliński, Mateusz Janicki, Adam Kupaj, Tomasz Karolak

W sztuce wykorzystano między innymi: NIETAKTY Zofii Komeda, OSTATNI TACY PRZYJACIELE Tomasza Lacha, LISTY Marka Hłaski i autobiografię Romana Polańskiego ROMAN.
Spektakl prezentowany w ramach współpracy Teatru Nowego oraz Teatru IMKA - DuoPolis Kulturalne Warszawa-Łódź, dofinansowany ze środków miasta Łódź.
zdjęcie:plakat spektaklu

http://www.e-teatr.pl/pl/repertuar/47142,szczegoly.html



0 komentarze:

Prześlij komentarz