sobota, 11 czerwca 2016

XVI MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL SZTUKI MIMU

XVI MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL SZTUKI MIMU

"INFINITA" Familie Floz - Niemcy

Pierwszy dzień XVI.Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Mimu mamy za sobą. I cudowne wzruszenia, śmiech obok zadumy nad losem ludzkim. Delikatnym i okrutnym, kruchym i twardym. Bezgranicznie samotnym, w wiecznej walce. Bezsłownym ale nie w ciszy. Z twarzą zastygłą w masce dzieciństwa niepostrzeżenie zmieniającą się na maskę starości. Nieunikniony kołowrót życia pokazany został w dynamicznej, perfekcyjnej narracji ruchu, muzyki, światła. Z poczuciem humoru, z elementami zabawy- również z publicznością- ilustrując triumfy i porażki bohaterów. Artystom udało się zindywidualizować grane postacie. Grali dzieci i starców. Mężczyzn i kobiety. Dzięki aktorstwu,clownadzie, akrobatyce, teatrowi maski i cieni -wspieranej przez prostą, funkcjonalną scenografię, pomysłową choreografię, układy sceniczne- widzom łatwo przychodziło rozpoznawać zamysł działań budujących przekaz, który obok smutku dawał wiele radości. Poruszona, rozbawiona publiczność/sala full/ nagrodziła występ wspaniałych artystów owacją na stojąco. Potrzebujemy wzruszeń, prawdy. Zabawy. Tak profesjonalnych, interdyscyplinarnych spektakli. Brawo!
http://www.mime.pl/program-16-edycji/10-06-pi%C4%85tek-godz-20-00-infinita-familie-floz-niemcy/
fot.: Kasia Chmura-Cegiełkowska

„LES AIMANTS - Compagnie Mangano Massip - Francja


Dzień drugi festiwalu nie rozczarował. O, nie! Wręcz przeciwnie. LES AIMANTS /MAGNESY/ bliższy teatrowi tańca w wykonaniu Sary Mangano i Pierre'a - Yves'a Massipa /Compagnie Manganoto/ to kolejny spektakl, który opowiada o przemijaniu. INFINITA dotyczył nieubłaganego procesu fizjologicznej erozji życia, dzisiejszy pokazywał rozpad związku, wygaszanie uczucia, koniec miłości. Nie analizuje jej ewolucji, przemiany z biegiem dni, z biegiem lat, ale podkreśla kluczowe, najważniejsze momenty gwałtownych uniesień zarówno te pozytywne, jak i negatywne. To, co jeszcze łączy te spektakle to niebywale doskonały poziom przygotowania i wykonania technicznego przez aktorów. Precyzja, profesjonalizm, doświadczenie. Zgranie. Niebywała naturalność, giętkość i lekkość ruchu, gestu, sugestii. Wyrazistość, czystość, pełna synchronizacja, co buduje prawdę przekazu. Jasność jego odczytu bez utraty delikatności, subtelności, głębi. Mimo, że akcja jest nielinearna, widz nie ma trudności w zrozumieniu zawartych w kolejnych scenach stanów uczuciowych pary. Odróżnienia jawy od snu. Przyciągania od odpychania. Wniknięcia w ciągle ewoluujące relacje bohaterów. Odczuwania wszelkich niuansów emocjonalnych, rozszfrowania różnorodności psychologicznych splątań, zależności, postaw, sytuacji. Obrazy kolejnych scen są bardzo precyzyjnie skomponowane, tak zestawione, by odzwierciedlić rzeczywisty sens jaki sobą niosą.


Pierwsza scena jest kwintesencją tematu sztuki. Kobieta i mężczyzna z wyciągniętymi przed siebie rękoma z niebywałym impetem wpadają na siebie. W zwarciu, które ich całkowicie blokuje, bo mimo wysiłków, prób, starań nie mogą się poruszyć ani do przodu ani do tyłu, nadal nie zamykają rąk w objęcie, uścisk, przytulenie. To otwarcie i chęć wykonania jakiegoś ruchu decyduje o klinczu w jakim się znaleźli w przestrzeni gdzie wszytko jest nie na swoim miejscu, jakieś wykoślawione, zaburzone, w nieładzie. Później sytuacja będzie się zmieniać. Będą się przytulać, będą unikać objęć-raz jedno, raz drugie. Jakby czas się cofał, wracał do początku. Nie ma wątpliwości, że to rutyna, znużenie, przyzwyczajenie, nuda, codzienność staje się największym wrogiem trwałego zainteresowania sobą, w konsekwencji związku. I to mężczyzna będzie chciał się uwolnić od kobiety. Próbuje jej wielokrotnie wręczyć, wcisnąć, dać pozew rozwodowy, ona z uporem się nie zgadza go przyjąć. Kobieta też nie będzie bez winy. We śnie czy na jawie w scenie na łóżku odrzucana, ignorowana, niezauważana przez mężczyznę w końcu go symbolicznie dusi. Jest jeszcze jedna scena w sypialni/łóżko w pionie/, w białej- czystości symbolu welonu- pościeli. Czuła, delikatna, subtelna. I tu kobieta wymyka się, wysuwa, ginie. Mężczyzna pozostaje w niej uwięziony. Początek spektaklu jest końcem miłości-każdy chce pójść w przeciwnym kierunku i tylko niezwykłe przyciąganie oboje jeszcze ze sobą mocno trzyma. Co to jest, nie wiadomo. Czasem musi pozostać tajemnicą ta magia związku. Nie pozwalającą, by ostatecznie opuściło jedno drugie. Bo cokolwiek się w tej historii miłosnej wydarzyło, przez sam fakt jej zaistnienia stało się nieśmiertelnym, niewidzialnym węzłem nie dającym się uwolnić tym, którzy się kochali. Tej miłości nie da się unieważnić. Zniszczyć. Jej siła działa. Nawet wtedy, gdy samo uczucie już dawno wygasło. Najważniejsze jest to, że miłość zaistniała. Zabyła.

I tym razem słowo nie zakłóca przestrzeni odbioru sztuki. Nie zaburza, nie manipuluje, nie ingeruje. Nie wzmacnia, nie przeczy mowie ciała. Po prostu w tym wypadku nie istnieje, bo nie jest potrzebne. Inne, bardziej intensywne środki wyrazu je zastąpiły. Musiały, by to co najważniejsze zostało jednak wypowiedziane. I pięknie, i wzruszająco. Z maestrią.
http://www.mime.pl/program-16-edycji/11-06-sobota-godz-20-00-les-aimants-mangano-massip-compagne-francja/
fot.: Kasia Chmura-Cegiełkowska

LES COLLECTIONNEURS - Hippocampe Mime Corporel Thatre z Francji

Dzień trzeci spotkania ze sztuką mimu pozwolił oswoić się z pantomimiczną formą ekspresji, wejść głębiej w ten świat bez słów, szczególnie dla tych widzów, którzy zetknęli się z pantomimą po raz pierwszy. Tym razem przedstawiono LES COLLECTIONNEURS - Hippocampe Mime Corporel Thatre z Francji. Teatr ten swym nastrojem przypomina sztukę Tadeusza Kantora, świat Brunona Schulza. Związany jest mocno z życiem człowieka. Jego marzeniem, pragnieniem, losem. Surrealistyczne sytuacje, symboliczne rekwizyty, kostium jest jak druga skóra. Multiplikowanie postaci, zwielokrotnianie bytów alternatywnych mających źródło w jednej postaci wzmacnia siłę oddziaływania, treść przekazu, który do końca nie jest jasny, zrozumiały. Osadzony jest poza czasem w krainie wrażliwości, na styku jawy, snu, personifikującego się marzenia. Dlatego pewnie ma tak zaskakujący czasem przebieg, formę, kształt. Co zaskakuje, wywołuje poczucie zagubienia, błądzenia, zmusza do szukania sensów.

Zaczyna się i kończy opowieść od sceny z dnia urodzin. Na środku widzimy biało czerwony tort urodzinowy z symboliczną świeczką. Oglądamy rytuał życia i śmierci marzenia, nadziei na spełnienie. Anonimowy dorosły człowiek bez właściwości mógłby być każdym z nas. Choć jest ubrany w czarny kostium, maskę i kapelusz. Toczy się na naszych oczach życie ; od narodzin, poprzez szkołę, wychowanie, zabawę, po ślub, którego ostatecznie nie będzie. Pojawiają się książki-źródło wiedzy i wyobraźni, również ta w czerwonej okładce/zakazana, obsceniczna, pamiętnik może/, później ostentacyjnie niszczona przez jedną z trzech panien młodych. Są też duże, małe i wielkie pudełka z czerwoną wstążką, o różnym kształcie i wielkości. Niespodzianki, zaskakujące prezenty lub ich brak.

Artyści swoim spektaklem tworzą przestrzeń do zaistnienia dowolnej, równoprawnej interpretacji. Ich własna mówiąca o tożsamościach równoległych nie do końca się narzuca sama z siebie. To prawda, ze snujemy czasem fantazje na temat swoich bytów alternatywnych ale przekaz sceniczny nie jest przekonującym tego dowodem. To raczej otwarta forma, prowokująca nieoczywiste skojarzenia, pozwalająca snuć zupełnie indywidualne fantazje, tworzyć własne historie, znaczenia odczytywanych obrazów. Znaki, gesty, działania są proste ale w konkretnych scenach sens kompozycji nie jest oczywisty, zamknięty, przesądzony. Precyzyjnie dopowiedziany. Zilustrowany. 

To powoduje, że widz może czuć się zagubiony. Osamotniony w szukaniu uzasadnień poszczególnych układów scenicznych. Sytuacja ta pozbawia go pewności siebie, wprowadza w stan ciągłych wahań, pytań o sens, powoduje pojawienie się napięcia spowodowanego niedostateczną wiedzą o treści, podtekście poszczególnych scen. W konsekwencji trudno jest złożyć wszystkie obrazy w jeden spójny, jasny, zrozumiały przekaz całości. Pozostaje impresja, wrażenie, skojarzenie. Ważna rola wyobraźni. Wrażliwości. U każdego widza inna, równie uprawniona.

Spektakl ten ma zupełnie inną dynamikę, ambicje i ograniczenia wynkłe z przyjętej przez artystów tematyki niż te obejrzane w dniach poprzednich. Bo chodzi nie o zmianę człowieka pokazanego w czasie ale zaznaczenie zwielokrotnionego, alternatywnego isnienia tej samej osoby. Spektakl sprawdza byty równoległe, w masce i bez niej jednocześnie, męskie i zeńskie. To bardzo trudno przekazać na scenie. To bardzo trudno odczytać, opierając się tylko i wyłącznie na tym, co się widzi podczas spektaklu. Bez słów.

A jednak bez słów się nie obejdzie, słowem wskazówką jest tytuł: LES COLLECTIONNEURS / Kolekcjonerzy/. Niestety, nie pomaga. Raczej utrudnia. Staje wspak. Lecz my się nie zrażajmy. Kolekcjonujmy spektakle sztuki mimu. Powodzenia.:)
http://www.mime.pl/program-16-edycji/12-06-niedziela-20-00-les-collectioneurs-mime-corporel-theatre-hippocampe-francja/
fot.: Kasia Chmura-Cegiełkowska


WIECZÓR HISTORII PANTOMIMY - Sara Mangano i Pierre-Ives Massip - Francja 


Dzień czwarty ofiarował nam wstępem wolnym na spotkanie z gośćmi tegorocznego festiwalu. Sara Mangano i Pierre-Yves Massip z Francji, którzy w swym nauczaniu opierają się na zrozumieniu i wykorzystaniu trzech głównych szkół mimu: Marcela Marceau, Etienne’a Decroux i Jacques’a Lecoqa, przybliżyłi nam teoretyczne podstawy sztuki mimu. Wykład swój ilustrowali krótkimi etiudami przekuwając teorię w praktykę. Dużą radością było obserwowanie ich metamorfoz. Możliwość naocznego przekonania się o różnicach pomiędzy pantomimą a tańcem. Próba wspólnego dociekania czym tak naprawdę jest pantomima.  Bo są jej różne rodzaje i kluczowym się tu wydaje być forma ruchu i jego znaczenie, sens przekazu. Niewątpliwie jest to sztuka poetycka, mocno ukorzeniona w ziemi/rzeczywistości/ z głową skierowaną ku niebu/metafizyce/. Gdzie maska, kostium, ciało, twarz budują charakter postaci, który z ruchem i jego znaczeniem/intencją, myślą/ tworzą  pantomimę. Ruch jest rzeźbieniem znaczeń, krajobrazów przepływających z wewnątrz na zewnątrz.

Wszystko zawarte jest w słowie MIMESIS. Należy otworzyć się na świat wszstkimi zmysłami, by go móc obserwować, poznać, naśladować twórczo. Znaczenie powietrza/wdechu i wydechu/, przestrzeni/opór, ciężar,kształt/, która jest partnerem mima, jego ciało, ciała tego poszczególne części/głowa=myśli, klatka piersiowa=emocje, miednica=ruch, energia,podejmowanie działania/, umiejętność kompozycji i dekompozycji/mim musi potrafić oddzielić każdy element swego ciała, by nadać mu kształt/ mają decydujące znaczenie dla budowania silnej obecności artysty na scenie. 

Artyści zaprezentowali niebywały kunszt sztuki mimu. Pokazali, że trzeba na świat patrzeć oczami dziecka, czuć go sercem poety, rozumem szukać sensu znaczenia tego, czego w kontakcie z nim doświadczają a ciężką pracą, uporem wypracować technikę. By móc swoją twórczością- światem wewnętrznych znaczeń - nas porazić, z nami się porozumieć, komunikować.  Tak więc to poezja i technika mimu pozwalają wyczarować wzruszenie, będące dowodem na naszą -artystów i widzów-wzajemną wrażliwość. 

Słowa jednak to nie wszystko. Choć bardzo ważne, bo porządkowały wiedzę na temat sztuki mimu, to jednak sposób w jaki ją ilustrowali artyści było najpiękniejsze. I najważniejsze. Potwierdza to początek spotkania, gdy przywitali się z nami razem z lalką wyobrażającą ich mentora Marcela Marceau, sami ubrani w czarny kostium z zasłoniętymi twarzami czarną tkaniną. I to było wzruszające, bo tak jak Marcel Marceau zainspirował Sarę Mangano i Pierre'a-Ives'a Massipa sztuką mimu, nauczył podstaw, pokazał technikę, tak oni nas krok po kroku w nieprawdopodobnym skrócie uczyli tego podczas tej jednej poglądowej lekcji. Pokazali, co znaczy wdech i wydech. Cztery żywioły/ziemia,powietrze, ogień, woda/. Jak swoim światem wewnętrznym, umiejętnościami kształtować można krajobraz zewnętrzny. Kształt uczuć i rzeczy. Relacje międzyludzkie. Przyspieszonym kursem poglądowym zaprezentowali różne style mimiczne wykorzystując te same główne rekwizyty/stół, krzesło, szklanka/. Trzeba jednak podkreślić, że to głównie ich wielkiemu kunsztowi/technika, warsztat, talent, doświadczenie/ różnice np. pomiedzy tańcem a pantomimą stawały się bardziej przez nas wyczuwalne, widoczne, wątpliwości mniej wątpliwe. No cóż, to klasa mistrzowska! Było cudownie. Było magicznie. Sztuka mimu zachwyciła. Zauroczyła.  Wspaniale reagowały dzieci.  Następnym razem przekonajcie się o tym osobiscie. Warto. Naprawdę warto! Powodzenia:)

WIECZÓR WSPÓŁCZESNEJ PANTOMIMY - skład międzynarodowy

Dzień piąty zaoferował obfitość tematów, technik, formy, stylów. To już tradycja festiwalu. Etiudy -krótkie, intensywne, wyraziste- jak mgnienia przemykały przez scenę Teatru na Woli. Ledwie można było nadążyć za zmieniającymi się układami, tematami, obrazami. Każdy jest inny, ostateczny kształt uzyskuje tuż przed sceniczną  prezentacją. Dzięki temu doświadczamy całej różnorodności, bogactwa sztuki pantomimy. Wypowiedzi pozawerbalnej. Jakby słowa zawodziły lub nie były potrzebne. Bo najważniejsze wydaje się działanie. Ruch, gest, czyn. Mowa ciała. A ta musi być perfekcyjnie precyzyjna. Inaczej wszystko rozmywa się w niepokojącą nieoczywistość, rozpada  na odrębne niekompatybilne elementy nie tworzące oczekiwanej, pożądanej, upragnionej czytelnej całości. Które etiudy przemówiły, każdy widz musi ocenić sam.



ŁAWECZKA to historia miłosna, wzruszająca instrukcja JAK JĄ ZDOBYĆ dla zakochanego w dziewczynie chłopaka. Bardzo dobra technika.Wyrazista, Jasna. Przejrzysta.
WSPOMNIENIE BALETNICY przekazuje nam tylko nostalgię. Możemy ją poczuć, choć baletnice są karykaturą naszego wyobrażenia o balecie. O nim  samym marzeniem.
NAUCZYCIEL TAŃCA jest zabawny, pomysłowy, taktowny, cierpliwy. Idealny. Popis. Obfitość sytuacji, emocji, znaczeń. Niekoniecznie do tanga trzeba dwojga.
OSTATNI LOT nie do końca jest dla mnie zrozumiały. Samolotu nie ma, pilotka ocalała i jest zadowolona jakby się cieszyła z przebiegu zdarzeń lub może jest w szoku po wypadku. Interpretacja jest otwarta i zagadkowa. W zasadzie to emocjonalny odlot mima. Taniec ze spadochronem.
KRÓL jest raczej błaznem, majestatu zabawną, marną imitacją. Chyba że jest królem życia. Lecz nie marionetką. Tyranem. To  clown w masce. Wesołek, fircyk, figura, której nie ma powodu się obawiać. Jest niegroźny. Pozycja bawi go i ta beztroska może się i nam udzielić. No cóż, władzy nie należy traktować poważnie a z przymrużeniem oka. A może to tylko beztroski pozór kryjący tyranię maską?
SZALONA PANI NAUKOWIEC ciągle uśmiechnięta, zdziwiona, zaaferowana nie jest niebezpieczna, raczej ciekawa, Nie ustaje w poszukiwaniu, eksperymentowaniu, przeprowadzaniu doświadczeń. Jeśli zrobi komuś krzywdę, to jedynie samej sobie. Nam nie zagraża. Choć rzeczywiście szaleństwo ma w geście i twarzy wyrazie. Nie przekonała mnie, nie poruszyła.
KABARET to tylko kostium. Dosadne, jednoznaczne skojarzenie. Podkreślona czerwienią, teatrzykiem kukiełkowym figura. Rozczarowanie.
POCZĄTEK to scena zbiorowa przy ognisku-miejscu kształtującej się wspólnoty, idei. Kolorowy, tętniącym ciepłem, nadzieją obraz. Budujący, symboliczny, pełen energii, optymizmu. Do niego można wracać zawsze gdy braknie sił, pomysłu, energii. Gdy się wątpi lub upada. Dobrze jest pamiętać o początku wszelkiej nadziei.
GOOD MORNING, GOODSE jest chyba o tym, jak sprawować kontrolę nad światem z porannego budzenia się do życia.
HERBATKA O PIĄTEJ podobała mi się. Forma w formie. Powściągliwy, kontrolowany dowcip. Przemyślany. Precyzyjny. Dopracowany. Wycyzelowany.
RANDKA W KINIE jest pomysłowa, wyrazista, ale taka oczywista!!!Zabawa przednia, wyśmienita. Czysta przyjemność. Rozbrykanie w kinie, wariacje na temat.
POMIĘDZY STRONAMI, ach!!, jakże mi się podobał. Inspirująca powściągliwość formy z pomysłowością układów scenicznych. Cudowna opowieść o parze, jej relacji, związku; czuła, świeża, nie do podrobienia. Ile to może opowiedzieć dwoje ludzi dysponujących tylko sobą i dwoma kawałkami papieru! Doskonałe tempo, konsekwentny, precyzyjny przekaz. Iskrzenie energii!Czułość.
ETAP PODRÓŻY to piękne zakończenie wieczoru. Mądry, alegoryczny, symboliczny obraz tematu wygnania. Wiecznej tułaczki. W różnorodnym, otwartym, dowolnym szerokim skojarzeniu. Od biblijnych rodziców: Józefa i Marii z dzieciątkiem Jezus, poprzez wojenne przesiedlenia, eksterminacje, przymusowe migracje. Łącznie z bieżącym bolesnym kontekstem uchodźczym. Minimalistyczna scenografia sugerująca wieczne zawsze i wszędzie, fantastyczne, proste kostiumy, rekwizyty, charakteryzacja-wszystko w dominancie bieli przenoszą nas w świat sugestii zarówno życia i śmierci, nadziei i cierpienia, dobra i zła, snu i jawy, symbolu i znaku uogólnienia. Z najpiękniejszym gestem ofiarowania, obdarowania, jaki może wykonać każdy uchodźca, człowiek, artysta- tu czymś indywidualnym, tylko własnym, z głębi duszy i ciała-sztuką artysty w obrazie wyciągającego ręce obcego ze skrzypcami w kierunku każdego z nas-widza, tubylcy, biernego obserwatora. Sztuką jest dać ale i sztuką jest dar przyjąć, zaakceptować to, co nieznane, na pozór wrogie, czego się boimy. Każdy człowiek jest nośnikiem wartości, ma coś istotnego do zaoferowania. Sztuka mimu w tej scenie również. Pokazuje coś bardzo ważnego. Obszar wspólnej wrażliwości, czucia i zrozumienia. To tylko kolejny etap pewnej podróży w pantomimie drogi, w której wspólnie uczestniczymy, każdy na swój sposób. Jesteśmy sobie potrzebni. Może nawet niezbędni. A sztuka, również sztuka mimu, ma nam wiele do zaoferowania. Wystarczy się na nią otworzyć. Z nią być. Piękny, przejrzysty i przez to wzruszający choć prosty w formie plastyczno pantomimicznej był to etap podróży, rozbudził nadzieję na kontynuację. Ze sztuką mimu obcowanie. Bardzo mi się podobał.

Obsada wieczoru: Haruka Moriyama, Gregg Goldston, Vojtech Svoboda, Anna Kukuczkova, Bartłomiej Ostapczuk, Ewelina Grzechnik, Marta Grądzka, Paulina Szczęsna, Renata Birska, Paulina Staniaszek, Ireneusz Wojaczek….

LUSTRO LESZEK MĄDZIK SCENA PLASTYCZNA KUL

Dzień przedostatni zafundował dwukrotną prezentację spektaklu LUSTRO Leszka Mądzika. Już wcześniej go widziałam w CSW ale nadal czar sztuki działa. Nastrój intensywnego obrazu, powsciągliwego, kontrolowanego ruchu, atmosfera tajemniczości hipnotyzuje, pozwala wniknąć w głąb intymnego, wsobnego świata Brunona Schulza. Ale czy tylko jego? Teatr kompozycji i światła zmusza widza do uważnego wnikania w sugestywny świat przedstawiany, który oddala się i zbliża, intensywnije i rozmywa ni to na jawie, ni to we śnie. Żywe, trójwymiarowe obrazy emanują wysmakowaną, doskonałą formą. Przywołują miniony świat jak fotomorgana. Umożliwiają podróż w czasie. Smakowanie. Kontemplację. Choć są realne, wydają się być czystą iluzją, projekcją, powiokiem wrażliwości artysty.

Sztuka Leszka Mądzika jest wyjątkowa. To moja estetyka.

fot.:Kasia Chmura- Cegiełkowska

BACHANTKI  według Eurypidesa 
WROCŁAWSKI TEATR PANTOMIMY


Dzień ostatni festiwalu był kontrowersyjny. Podzielił publiczność. Jedni zobaczyli w spektaklu BACHANTKI Eurypidesa w formie nowoczesnej, zniekształconej, metaforycznej, drudzy TEOREMAT Pier Paolo Pasoliniego bez BACHANTEK, jeszcze inni elementy tych tych dwóch utworów w kompilacji pantomimicznej. Ja dostrzegłam walkę nowego, atrakcyjnego, fascynującego bohaterów świata z zafałszowanym, brutalnym starym, skostniałym porządkiem. Przybysz jest nadzieją wyzwolenia dla wszystkich. I ta zmiana się dokonuje. Dramat pozostaje tylko w warstwie hipotetycznej. Każda rewolucja wymaga ofiar. Ta jest bezkrwawa. Nie kończy się tragicznie. Wszyscy korzystają. Patriarchalny, opresyjny system władzy, również rodzicielskiej, małżeńskiej, oparty na terrorze, rytuale, zastąpiony został układem: każdy dostaje, na czym mu zależy, o czym marzy, co ma głęboko w sobie samym ukryte. co mu w duszy gra. Jakby został przywrócony porządek, ten niewymuszony strachem. Jakby uwolniono dusze bohaterów. Odblokowano emocje, ich prawdziwe i ukrywane dotąd tożsamości. Już nie kryją się za maską strachu, przyjętej pozy, wykonywanej roli, zajmowanej pozycji. Ale pozostał złowrogi las siekier wbitych w obszar toczonej gry jaką jest życie/rewir boiska do koszykówki?/. Jak przestroga, ostrzeżenie. Potencjalna groźba zbrodni. To między nimi poruszają się od początku do końca bohaterowie. Gąszcz siekier gęstniał, zawężał pole manewru. Było coraz trudniej się poruszać bohaterom ale to właśnie wyzwalało rosnące napięcie. Każda siekiera to powód do okrutnej zbrodni ale też to potencjalne narzędzie zbrodni. Ale nie ma ani dramatu, ani zbrodni ani ofiar. Jest dobra zmiana.

Spektakl na początku snuje się leniwie, statycznie z elementami znaczącego gestu, jak rozpoznanie pola bitwy, obmyślanie strategii, w końcu nabiera tempa. Nie potrafi jednak wypracować oczekiwanego nastroju grozy z tekstu BACHANTEK. Nie jest w stanie przekonać o  dramacie metamorfozy rodziny pod wpływem obcego z TEOREMATU. Poza kilkoma etiudami pantomimicznymi całość rozczarowuje, bo jest powierzchowna, spłycona, po prostu banalna i nudna. Sceny rozciągnięto ponad miarę. Skutecznie wygaszono potencjał dramatyczny, które niosą oba dzieła według których zrealizowano spektakl. Używane rekwizyty/np.jeleń/, pomysły scenograficzne /np. boisko do koszykówki/, układy choreograficzne/np.długotrwały bezruch/, pomysły mimiczne /np. Heidegger z offu bezgłośnie wypowiadany na scenie/ są trudne do uzasadnienia, wystarczająco jasne do interpretacji. W efekcie widzowie czuć mogą niedosyt, zawód, rozczarowanie. Bo o jakich emocjach opowiada spektakl? Co próbuje przekazać? Czy pantomima jest w tym wypadku właściwym środkiem wyrazu?  Na te pytania każdy winien odpowiedzieć sobie osobiście. Najważniejsze, że sami skonfrontujemy swoje oczekiwania, nadzieje z propozycją artystów, ich intencjami, wysiłkiem twórczym. Najważniejsze jest ze sztuką obcowanie. A z nią, jak to w życiu, też różnie bywa.

BACHANTKI według Eurypidesa

reżyseria: Maćko Prusak,
dramaturgia: Marta Giergielewicz,
scenografia: Mirek Kaczmarek,
oprac. muzyczne: Maćko Prusak
obsada: Anna Nabiałkowska, Agnieszka Dziewa, Paula Krawczyk-Ivanov, Mariusz Sikorski,
Zbigniew Szymczyk, Jan Kochanowski, Anatoliy Ivanov, Radek Kasiukiewicz (gościnnie)

Premira spektaklu 10.06.2016 Wrocław,
Premiera Warszawska 19.06.2016
fot.:Kasia Chmura-Cegiełkowska
http://www.wroclaw.pl/bachantki-we-wroclawskim-teatrze-pantomimy

PODSUMOWANIE

Festiwal się zakończył, ale spektakle, wrażenia, emocje z nim związane pozostały w każdym z nas. Także nauka sztuki mimu.  Jej różnych odmian, form, kombinacji. Nauka komunikacji ciała. Jego możliwości ekspresji. Całe bogactwo różnorodności. Bo nie wystarczy na scenie milczeć, trzeba innymi środkami przedstawić swój zamysł. Ciałem, formą wyrazić myśl i intencję. To, co wychwycą zmysły, co pomyśli głowa, poczuje serce. I to w sposób możliwie perfekcyjny, precyzyjny technicznie. Niebanalny. Czuły. Adekwatny. Pantomima w sposób niewerbalny przedstawia, informuje, komunikuje się z nami ale i tak, to co widzimy nazwamy używając słów. Taki paradoks. Tyle tylko, że każdy z nas snuje własną opowieść. Widz jest kolejnym przekaźnikiem otrzymanej energii.

Pantomima uczy człowieka wzmożonej uważności obserwacji świata. Zasadza się na przetworzeniu tego obrazu w samym sobie, znalezieniu własciwej, adekwatnej formy dla komunikatu, którym chce się podzielić. Tak więc mim wzbogaca sobą- swoją wrażliwością, inteligencją, wiedzą i talentem- rozumienie i czucie świata. Wrażliwość pobudza wrażliwość, wzmacnia ją i rozszerza. Emocje pobudzają emocje, wzmacniają je i rozszerzają. Pomiędzy mimem i widzem przepływa energia. Ufundowana na szczególnym wzruszeniu, zabawie, luźnym skojarzeniu. Kontemplacji.

I za to bogactwo wrażeń dziękujemy organizatorom i sponsorom, wszystkim artystom, realizatorom tego festiwalu. Za ich trud i zaangażowanie. To było święto sztuki mimu. Poezji mimicznej, w której realizm z iluzją przenikają się, wzbogacają a człowiek stara się znaleźć w życiu punkty stałe, ale nie jest to take proste. I to zmaganie człowieka z życiem, ze światem, z samym sobą, pokazanie go w jego wrażliwości umożliwia sztuka mimu, która dzieli się wszystkim, co potrafi człowieka zmienić, wzmocnić, zbudować. Pozytywna energia pantomimy sprawia, że widzowie chcą z nią być. Do zobaczenia więc w przyszłym roku. Do zobaczenia.

6 komentarzy:

  1. Bardzo dobre przedstawienie. Życiowe. Artyści "Infinity" inspirowali się twórczością teatru Licedei, (którego „Pokatukhę” oglądaliśmy w 2008 roku podczas festiwalu), widać to wyraźnie w scenach komediowych. Nie jest to zarzut, bo nie ma nic złego w naśladowaniu arcymistrzów.

    Apel do organizatorów festiwalu: zaproście proszę Licedei!
    KK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dołączam się do tej prośby do organizatorów festiwalu.

      Usuń
    2. Drodzy widzowie, jak miło wiedzieć,że Państwu zależy na określonych zespołach, spektaklach. Zespół "Licedei" gościł już na naszym Festiwalu 3 razy. Niestety do dziś nie zrealizowali nowego spektaklu, co znacznie ułatwiłoby ich zaproszenie. Wciąż graja te same tytuły od lat wielu. Jesteśmy w stałym przyjacielskim kontakcie. ALe kto..wszak od 2008 roku minęło już 8 a w przyszłym roku minie 9 lat...może to czas na powrót tego tytułu?
      Serdecznie Państwa Pozdrawiam.
      Bartłomiej Ostapczuk- dyrektor artystyczny Festiwalu Sztuki Mimu

      Usuń
    3. Dziękuję za odpowiedź. Festiwal ma wielu fanów, nie tylko obserwaorów. I jest dla nas wszystkich świętem. Wyjątkową okazją, by się razem spotkać, wzruszać i uczyć.

      Usuń
  2. Jako wierny widz festiwalu śledzę przedstawienia z Wrocławia od kilku lat i z bólem stwierdzam, że jest coraz gorzej. Przedstawienie „Bachantek” nie powinno nigdy powstać. Czy to była pantomima? Zdecydowanie nie. Takie inscenizacje szkodzą, psują i tak nadwyrężoną opinię na temat jakości ostatnich produkcji Wrocławskiej Pantomimy.

    Tytuł spektaklu jest zupełnie przypadkowy. Z „Bachantek” nie ma prawie nic, oglądamy za to w całości „Teoremat”. Kiedy Grzegorz Jarzyna wystawił T.E.O.R.E.M.A.T. mówił, że nie uzyskał zgody na wykorzystanie tytułu filmu Pasoliniego, dlatego też użył w tytule kropek i dużych liter. Pan Prusak wiedział, że nie spotka się Eurypidesem w sądzie.

    Zaprosiłam na spektakl rodziców, którzy oglądali pantomimę Tomaszewskiego jeszcze w latach 60 i wspominają ją do dziś. Byli mocno rozczarowani. Rozczarowani musieli być też widzowie, którzy wyszli w trakcie spektaklu. Brawa było symboliczne.

    Droga Wrocławska Pantomimo, prędko się nie zobaczymy… KK

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja to widzę tak, że Wrocławski Teatr Pantomimy pokazał współczesny, bezkompromisowy i wielowymiarowy spektakl i charakter pantomimy.
    Bardzo dziękuję za tę wizję!

    OdpowiedzUsuń