250 lat to kawał czasu, ile pokoleń? Ile sztuki na metry tekstu w kontekście teatru dla kontaktu z widzem? Publiczny dla publiczności szerokiej, jak najszerszej, jak najróżnorodniejszej, najlepiej na przyzwoitym artystycznie, komunikatywnym poziomie. Dostępny. A więc za publiczne pieniądze tworzony, możliwy do obejrzenia przez jak największą liczbę widzów. A jakie są ceny biletów? Ostatnio jubileuszowo rzucono za 250 groszy. Raz na 250 lat. Przepraszam bardzo.
Przepraszam, że nie potrafię zmusić widzów do chodzenia do teatru. Staram się i staram, werbalnie nachalnie i nic. Czytają ex post. Ex ante pytają znajomych:" Ile trzeba zapłacić za bilet?" Dlatego od czasu do czasu zakładam moherowy beret i protestuję przed teatrem, bo droga sztuka mi się nie podoba, choć jej nie znam. I nie chcę znać i idę w tym względzie w zaparte. Ale namawiam, zagaduję, krzyczę gdy trzeba, nie trzeba. Kontakt próbuję nawiązać, z bogiem a nawet przeciw bogu, ale co z tego, jeśli sztuka milczy jak zaklęta, nie przemawia do mnie, choć czasem też krzyczy i wierzga, na przykład z plakatu. I to wystarczy, nie tylko mnie ale i krytykowi, który nie widział a skrytykował. Niech i mnie, widza, teraz który spróbuje skrytykować. Nie trzeba być przecież alfą i omegą, by wiedzieć, że niektóre sztuki to sztuczki tylko z nami. Fiki miki.
Przepraszam więc za to, że mi to uchodzi bezkarnie, no może tylko się ze mnie pośmieją, ponabijają, przyjaźnie łatkę przykleją katola, ciepło od betonów wyzwą na przykład. Tyle ich. Mnie komedia zostaje najwyżej omyłek. Komedia ludzka. Ale nic to. Nic przecież nie zrobią, bo krytykom nie robią. Chociaż z drugiej strony, co wolno krytykowi wojewodzie, to nie mnie, tobie, widzu. Ale i za nich mogę przeprosić. Przepraszam więc, że sami sobie krytycy rozbijają klawiaturę, wytrącają odtrąceniem zasad etyki zawodowej, argumenty koronne. A może i czego nie zrozumiałam, mentalny moherowy beret zmienia punkt widzenia, miesza w głowie.
Tak naprawdę nie mam kasy na bilet więc chcę zwrócić na siebie uwagę. Przecież ten, o którym się nie mówi, nie istnieje. Ja jeszcze jestem z teatrem, ale chyba niespełna rozumu, bo okupuję teatry, protestuję publicznie choć nie znajduję zrozumienia u kulturalnej publiki dla swych wartości świętych, najświętszych. Bo rozmawiać ze mną nikt nie chce. Przepraszam ale nie lubię być wystawiana do wiatru z teatru więc inicjuję performance widzowskie. I, o przepraszam, jestem aktywna, uczestniczę w ten sposób krytycznie, niekonformistycznie w dialogu ze sztuką. Może nawet zbyt ostro prowokuję sztukę do kolejnej wypowiedzi, jak i ona mnie prowokuje bez pardonu. Okazuje się, że jednak prowokować mogą tylko artyści. Widzowie odwinąć zwrotnie się nie mogą.
Przepraszam, że nie potrafię złożyć puzzli postdramatycznych w spójny obraz choć się natężam, naprężam. Ciągle mi jakieś dodatkowe fragmenty całości w ręku zostają. Coś do czegoś nie pasuje, choć powinno. Nie wiem, oj, nie wiem, co wtedy zrobić. Wyrzuciłabym ochoczo, ale artysta miał na pewno coś na myśli. Choćby, jak mnie zaskoczyć i poobserwować, co zrobię. Więc znów się buntuję przeciw własnym przyzwyczajeniom, bo nie chcę go rozczarować. Bawimy się więc w kotka i myszkę. Rozrywkę mamy. Ale przecież o to chodzi w teatrze publicznym. Otwartym szeroko, niekoniecznie głęboko i dumnie. Ja kocham post, bo sama jestem post poskładana. I rzeczywistość wokół. I przepraszam, że nie ze wzajemnością kocha mnie post, bo męczy, tumani, przestrasza wynosząc jednak ponad poziomy normy, przyzwyczajenia, rutyny. Krytycy, zdarza się, nie kochają post i chcą go pogrzebać jeszcze za życia. Wstydzą się pewnie, że sztuka żywi się sztuką, więc jest kanibalem. Hurtem i za to przepraszam.
I jeszcze za to, że jestem taka głupia i ciągle wracam do teatru, do sztuki, choć jej nie znam, nic nie wiem i czekam naiwna, że jaki cud się wydarzy. Jakie cudowne sztuki od czasu do czasu tchnienie. Co możliwe jest w teatrze publicznym. Się zdarza. Przepraszam ale ostatecznie pozostaje westchnienie i ziew niekulturalny, i bywa też chwila drzemki. Ale teatr to oaza spokoju, siła emocji, nastroju. Miasto snu. Iluzji. Ogród rajskiej rozkoszy.
Przepraszam za dyrektorów mówiących do publiki w publicznym teatrze WON i przepraszam za publikę w teatrze publicznym, że jest taka głupia jak ja i śmie o tym komunikować publicznie. No wstyd mi, że kultura z kulturą w teatrze się nie spotyka. Do więzienia może jej brak doprowadzić. Bo jest kara za zbrodnie widza w teatrze. Wysoki sąd nie rozumie, że skandale z GOLGOTĄ PICNIC, jak i nieznajomość Grotowskiego przez Wendzikowską, tylko teatr rozsławia, publice przybliża. Na kulturze, przepraszam, sąd się nie zna. Choć ja też. Nadal nie wiem literalnie, dlaczego Grotowski wielkim artystą był. I jest. Na wiarę to biorę.I już. No, przepraszam, nie będę kłamać, mącić, ściemniać. Nie znam Grotowskiego, teatr to tylko i wyłącznie żywa sztuka jest. A Wendzikowskiej też nie znam, bo co ma wspólnego z teatrem?
Przepraszam wolnych artystów za sąd, który musi skazać wolnego widza winowajcę, że się z nim sztuka nie jest w stanie porozumieć lub on ze sztuką. I jeden do drugiego nie może kulturalnie dotrzeć, choć bez siebie nie mogą istnieć. Doprawdy wstyd mi, że się tak mijają i zwalczają a przez te 250 lat teatr publiczny nie przebił się do publiki z podstawowym przesłaniem, że sztuka jest fałszem, fałszem w poszukiwaniu prawdy a wolność ekspresji artystycznej i wolność odbioru sztuki egzekwować musi sąd z opcją kary więzienia i nie dzieje się to w świecie iluzji a realu. Wstyd mi, że widzowie nie byli w stanie sobie uzmysłowić sami, że są wolni, publiczni a mimo to nie mają prawa wyrazić swojej wolnej ekspresji widzowskiej. Przykro mi, że wszyscy odpowiedzialnie o tym zapomnieli. A wychowanie, edukacja, zdrowy rozsądek solidarnie z nimi milczą. Przepraszam za nich. I za siebie. I za wszystkich.
Przepraszam za porażkę teatru publicznego, że w kontakcie z widzem potrzebuje arbitra, sądu. Że nie wystarczy przestrzeń, dobro sztuki, by się porozumieć. Nauczyć, wychować, wykształcić.
Nawet ci, którzy powinni z racji swojej misji wiedzieć co i jak, zachowują się niegodnie i pozostają całkowicie obojętni, tj.np. nie reagują na zachowania łamiące zasady etyki zawodowej, łamania prawa. I to nie jest jedyny zarzut. Widza nie obowiązuje etyka zawodowa widza. Nieźle się wzajemnie namęczyliśmy, by po takim długodystansowym wysiłku tworzenia teatru publicznego, nadal o tym czym jest a czym nie jest wolność ekspresji artystycznej, również w teatrze, decydował sąd. Widz prowokowany przez sztukę nie ma prawa się poczuć sprowokowany, obrażony, w każdym razie musi powściągnąć swoją ekspresję sprzeciwu, zachować ją dla siebie i nie może okazywać swojego sztuką sprowokowania. Bo w tym wypadku sąd również decyduje co jest a co nie jest dopuszczalnym zachowaniem w przestrzeni publicznej. Przepraszam.
Przepraszam za polityków, że politykę własną przed kulturalną w swym władczym działaniu przedkładają, tak, że nikt nic z tego, co stanowią, jak się zachowują, jakie decyzje podejmują, nie rozumie. Przeciętny, statystyczny, normalny widz na pewno. Do tego stopnia politycznie się zachowują, że prawdy i sprawiedliwości nie sposób dociec. Usprawiedliwia ich uporczywa nieobecność nieusprawiedliwiona w teatrze. I skołowanie polityczne, które mówi, ze dobry polityk nigdy nie mówi nigdy. Najskuteczniej niewiele lub nic nie mówi. A decyduje. A ma decydujący wpływ być albo nie być teatru. A więc i nas,widzów, w teatrze.
Przepraszam, że nie słyszałam o podpisanych przez setki autorytetów listach poparcia dla widzów, petycjach i innych sposobach wyrażania solidarności z widzami, których obrażono lub chciano obrazić za to, że nie rozumieją tego, co autor miał na myśli. A nie czują, że nie muszą tego rozumieć, że wystarczy, że się z nią zetkną, spróbują skomunikować, choćby emocjonalnie, intuicyjnie. Przepraszam, przepraszam.
Przepraszam, że nic nowego nie mogę wymyślić i jestem hochsztaplerką. Plagiatuję młodą artystkę, która też za wszystko przeprasza, jakby nie wiedziała, co robi i po co. Przeprasza wszystkich i protestuje przeciwko sobie samej. Bo czara goryczy i osamotnienia artysty o status quo się przelała. Ale się udało, bo sztuka nie ma ograniczeń, jest wolna. A im bardziej zaskakująca, kontrowersyjna, tym większe zainteresowanie budzi. Nawet ta, co nie obraża a przeprasza. Przepraszam więc i za nią. Bo za mieszanie ludziom w głowach swoim własnym pomieszaniem nie odpowie w sądzie. I nie pójdzie do więzienia. I za to ja, widz, widzów przepraszam, że cała odpowiedzialność za kontakt ze sztuką zawsze i wszędzie, na ich koszt niemały, leży a priori po ich stronie i jest ich ryzykiem tylko.
250 lat teatru publicznego płonie ze wstydu w konfrontacji z kilkoma bieżącymi szczegółami. Przepraszam. Serdecznie przepraszam. I życia wiecznego teatrowi publicznemu życzę. Bo jest potrzebny, ważny i różnorodny. I wielki w swej misji. I wielki w swej artystycznej spuściźnie i potencjale. Mimo błędów i wypaczeń. Mea, widza, culpa.
http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/245592-haniebny-wyrok-za-protest-przeciwko-golgota-picnic-skazana-licealistka-bronilam-wartosci-ktore-sa-wazne-dla-polakow
niedziela, 24 maja 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz