wtorek, 18 czerwca 2013

Blogi teatralne



 

Wchodziliście kiedykolwiek na blog teatralny? Zabieraliście głos? Nawet jeśli tylko je przeglądaliście czytając posty, to pewnie wiecie, jak to jest. Znajdujemy tam informacje, opinie, recenzje, krytyki, polemiki, luźne wypowiedzi. Blog, wydawać by się mogło, to miejsce przeznaczone też do dialogu, który jest kolejnym krokiem  wykorzystania , tego co już wiemy, dopytania o to, czego szukamy. Komentarzy internautów jest jak na lekarstwo. Dyskusji brak. Albo zgadzamy się z wyrażonym zdaniem autorów i zostawiamy ślad w postaci peanów dziękczynno- pochwalnych, co trzeba przyznać jest chwalebne, kulturalne i bardzo mile widziane, albo wyrażamy krytykę krytyki. I wtedy się zaczyna. Internauci albo są atakowani przez autorów za wyrażenie opinii /formę i treść wypowiedzi/ albo zupełnie są  ignorowani. Jak na fora stricte kulturalne, bywa bardzo niekulturalnie, a w porywach agresywnie.I w sumie nie ma na to żadnej reakcji. Rozchodzi się po kościach. Wraz z nowym postem, nowym tematem, przechodzi się  nad tym do porządku dziennego.

Nie dziwię się, że nie chce nam się zadzierać z mądralami teatralnymi. Wiadomo, jak już napiszą, co przemyśleli, to im nie podskoczysz. W komentarzach rozwijają tylko temat albo z uporem, konsekwentnie i nie ustępując na krok, powtarzają to, co wcześniej napisali. Nic dziwnego, że dyskusja nie jest możliwa. Myślę nawet, że nikt jej nie oczekuje, nie potrzebuje. Blog bowiem stanowi nową formę przekazu, prezentacji i kreacji samego autora. On tu jest najważniejszy. Najlepiej, gdyby funkcjonował bez możliwości komentarzy. Jeśli recenzent nigdzie nie publikuje, blog daje doskonałą szansę. Szansę zaistnienia, zaznaczenia swojej obecności na rynku teatralnym.  Mam wrażenie, ze tylko dla autorów postów.

To teatralno-blogowe gadu-gadu odblokować winno nasze umysły, dać upust najdziwniejszym pomysłom, skojarzeniom, emocjom. Winno pobudzać wyobraźnię. Winno otwierać nas, przynajmniej dać na to szansę. Winno zmuszać do formułowania wypowiedzi, do wyartykułowania opinii. Te wszystkie potencjalne możliwości nie są wykorzystywane. Niestety, często petowane są już w zarodku. Po pierwszych słowach, zdaniach. Brutalnie i ostatecznie. Łącznie z usuwaniem komentarzy. Szkoda, bo internet mógłby być doskonałym sposobem rozwijającym komunikację między nami, teatromanami, przyczyniałby się do kształtowania postaw, pobudzając do myślenia, samodzielnego poszukiwania, do krystalizowania i wymiany poglądów.

Tu teatr jest najważniejszy. A więc, to oczywiste, również widz. Każdy widz. Nawet ten potencjalny.

3 komentarze:

  1. To fakt, że prowadzenie bloga teatralnego wymaga sporego... samozaparcia. Każda recenzja to nie tylko czas spędzony w teatrze, ale również godziny poświęcone na przemyślenia i wreszcie opisanie swoich odczuć. Czytelnicy zaś nie zawsze dopisują, umówmy się, że teatr, to w naszym kraju dalej dość egzotyczna rozrywka i niszą, którą dobrze opanowali "intelektualiści", ale zwykli odbiorcy dalej uważają, że nie mają zbyt wystarczającej wiedzy czy smaku aby zabierać głos...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Potrzeba samozaparcia, czasu, odwagi. Pieniędzy na bilety. Są coraz droższe. Czytelnicy szukają głównie informacji, potrzebują też potwierdzenia własnych odczuć. Chętniej rozmawiają niż piszą.

      Usuń
  2. To smutne, ale niestety muszę się zgodzić.

    OdpowiedzUsuń