środa, 1 lutego 2017

KUROŃ. PASJA WEDŁUG ŚW. JACKA TEATR POWSZECHNY


Polaków dziś ogarnia trwoga w związku z tym, co się dzieje w Polsce, z nimi samymi. Chcą zrozumieć, dlaczego demokracja jest tak przerażająca, trudna, niestabilna. Chcą ratować kulturę dialogu, zgody, porozumienia. Wspólnego działania. Przywrócić harmonię, doprowadzić do równowagi. Spokoju. Nic dziwnego, że szukają punktu odniesienia, przykładu do naśladowania, wsparcia. Siły, pocieszenia. Drogi wyjścia z impasu. A jak trwoga, to do boga. Może mieć ludzką twarz, lewicowy genotyp, solidarnościowe ideały. Może nazywać się Jacek Kuroń.

Spektakl zaczyna się od wymiany zdań skażonych emocjonalną pyskówką, dąsami, pretensjami, fochami anonimowych obywateli na widowni/Aleksandra Bożek, Kazimierz Wysota i Michał Jarmicki/. To skłócenie, klincz mentalny w podziale ideologicznym, politycznym, wyznaniowym mieszający emocje z deklaracjami, bo nikt tu nie słucha, nie rozmawia, nie dyskutuje tylko mówi swoje i przy tym obstaje. Jest to komunikacja agresji o przeciwnym potencjale nastawiona na konfrontację, eskalację, atak. Rozwijająca się w dwie manifestacje, które paraliżują ruch uliczny, blokują, uniemożliwiają przemieszczanie się po mieście tym, którzy w nich nie uczestniczą/Grzegorz Falkowski w drodze na CZARODZIEJSKI FLET/. Oto rzeczywistość, którą dobrze znamy, której coraz częściej doświadczamy. Teraz wkroczyła w rewir teatru. To dobre miejsce- neutralne, przyjazne, bezpieczne -na przepracowanie polskich podziałów, zmór samo nakręcających się nienawiści, budzących się demonów, rosnącej w siłę pogardy. Zanim będzie za późno gdzieś jednak trzeba stanąć twarzą w twarz z prawdą.

Najlepiej z Jackiem Kuroniem, co jest ciekawą perspektywą oceny naszej rzeczywistości. A właściwie z wyobrażeniem autorki, Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk, i reżysera, Pawła Łysaka, o jego znaczeniu, roli dla nas. O Kuronia politycznej legendzie i Jacka duchowości, pasji, charyzmie. Każdy widz przychodzi do teatru z własnym oczekiwanym portretem i chce go skonfrontować z teatralną, artystyczną wizją. Z nadzieją na ideologiczną podbudowę, metafizyczne przeżycie, duchowe wsparcie. W poszukiwaniu ratunku, pociechy, natchnienia. Inspiracji. A on spogląda na widzów z olbrzymiego zdjęcia.  Przez cały czas spektaklu nieobecny niemo obserwuje, czy nie wszystek dla nas umarł. Co ocalało z jego walki, jego czasów, by miało szansę nas ocalić tu i teraz. Jakie jest nasze życie po jego śmierci. Jak sobie radzimy.

Ważne nie jest to, co może nam jeszcze dać ale czy potrafimy skorzystać z doświadczenia jego życia. Inicjatywa jest po naszej stronie. Co z tym dobrem zrobimy, czy jeszcze cokolwiek rozumiemy z jego dziedzictwa? Czy potrafimy go zdefiniować, nazwać, opisać, spopularyzować, wcielić w życie? Wziąć przykład z polityka, który był szczery, bezpośredni, wiarygodny. Z nas i dla nas cały. Prawdziwy człowiek, niedoskonały, chropowaty, grzeszny, który działał, walczył, starał się zmienić homo sovieticusa w obywatela świata. Dla którego miłość do ojczyzny była synonimem miłości do ludzi, do żony Gai. Lewicowy wyznawca wiary w dobro, możliwość dialogu, negocjacji, kompromisu, porozumienia czyli tego, czego nam dziś brakuje najbardziej. Realizowania się jednostki poprzez działania na rzecz ogółu. Dochodzenia do rzeczy wielkich małymi krokami. Bez lęku.

Poznajemy na scenie młodego Kuronia /Oskar Stoczyński/, bo optymizm młodości ufnej, szczerej, naiwnej nigdy się w nim nie zestarzał. I mógłby się odradzać w każdym następnym pokoleniu. Wzrusza scena, gdy pyta co słychać dziś u nas. Co osiągnęli, jak żyją jego towarzysze walki o wolną Polskę, legendy solidarnościowej opozycji. Ten rozziew jego oczekiwań, że wszystko jest dobrze z tym, że jest tak źle, co tylko my wiemy, skutkuje wielką emocją zawodu i rozczarowania,  niemal poczucia winy w nas, widzach.

Nie chodziło twórcom chyba o to, by ta sztuka wzruszała, wstrząsała, rozmiękczała. Była gotową diagnozą, stanowiła przepis na sukces. Nie miała też wprowadzać w elegijny, świąteczny nastrój. Żadne to epitafium, panegiryk, laurka. Raczej wizualizacja trudu uchwycenia istoty rzeczy, wymykającej się ciągle prawdy. Rekonstrukcja przez dekonstrukcję. Zarys wybiórczy przeszłej i teraźniejszej rzeczywistości, portret człowieka polityka, który nikogo dziś już nie zadowoli, bo nie wyzwala emocji, bo sytuacja się zmieniła i dynamicznie zmienia nadal. Ułomność komunikacyjna świata przedstawionego wpisuje się w powszechny brak możliwości zrozumienia rzeczywistości. Również w teatrze. Dramaturgia, która musi pogodzić tak wiele, nie działa jakby nie istniała. Percepcja z trudem za nią podąża. Ekspresja słowna postaci scenicznych ilustruje frustrację niepewności, błądzenia, rozdarcia. Osamotnienia. Sygnalizuje brak panowania bohaterów nad sobą i rzeczywistością, pogrążenie się w instynktownym, indywidualnym pędzie codziennego życia. Zagubieniu. Pomieszaniu wartości. Dlatego, między innymi, Ewa Skibińska gra Gaję i symbolicznie Polskę w różnych okresach historycznych/Ukochana Ojczyzna/Rzeczpospolita/. Wydaje się, że jest kilka zakończeń, bo trudno przewidzieć lub zdecydować się na jedno rozpoznanie. Każde może być prognozą porażki, klęski. Wszystko jest ułomne, poślednie, nijakie. Z wpisanym błędem, brakiem, niedoskonałością. Genem skazy. Jakby nie było nadziei. Jakby cały dotychczasowy trud poszedł na marne. Nie ma łatwego pocieszenia. Prostej drogi wyjścia z bieżącego impasu. Na koniec pozostajemy więc w punkcie początkowym przedstawienia: niepewni, zdezorientowani, pozostawieni sami sobie. Niektórzy z poczuciem niedosytu a nawet ostatecznej straty. Ze świadomością, że tak łatwo, tak szybko roztrwonić można, co się osiągnęło, wypracowało, wywalczyło. Wolność, okupiona ogromnym wysiłkiem, wyrzeczeniem, pracą, nie jest dana raz na zawsze. A demokracja to stan nieustannej walki, konfrontacji, ścierania się argumentów. Kuroń jednak, nie tak jak my dzisiaj,  nie ustawał w szukaniu porozumienia, wzajemnego zrozumienia, w  podejmowaniu dialogu. Jacek świadczył swoim życiem, że taka postawa ma głęboki sens i wartość dla niego samego. Nie pytając o koszty. 



Powstał spektakl o Polsce, Polakach. O jej bohaterze. Bieżące problemy polityczne i społeczne zdominowały optykę patrzenia na jego życie, osiągnięcia. Publicystycznie go stłumiły odsłaniając złudne nadzieje na to, że można wskrzesić ten żar jaki niósł w sobie, zaszczepić w nas pasję, która nie pozwalała mu zboczyć z raz obranej drogi. Zdradzić ideały czy wyrzec się służby dla ludzi, ojczyzny, która była dla niego najważniejsza. Ale to przecież odsłania prawdziwy stan rzeczy. Stary kołtun siedzi w Polakach od dawna i ma się nadal dobrze. Karmi się pogardą, zemstą, odwetem, nienawiścią. Niestrudzenie mąci kijem w Wiśle. Polska może i jest spętana, obdarta, biedna, krzykliwa, skłócona głosami polityków, którzy nadają ton, infekują niezgodą, ale to nie jest jej jedyne oblicze. Kościół się wtrąca.  Ale i teatr się wtrąca. Problem w tym, że każdy proponuje odmienne narracje i sam je toczy w totalnej opozycji. Ne ma wspólnego dyskursu. Indywidualni i zbiorowi nie dajemy sobie rady z problemami, ze sobą, z naszymi bohaterami. Z emocjami. Przyzwoliliśmy na to, że wymknął się nam indywidualny wpływ na rzeczywistość. Walcząc jeden przeciw drugiemu nie chcemy brać odpowiedzialności zarówno za przeszłość, jak i za przyszłość. A teraźniejszość pogrążona jest w niezrozumiałym nadal dla nas chaosie.

Fenomen Kuronia pozostaje nieuchwytny. Nikt go nie zastąpił w sferze publicznej, politycznej, społecznej/ tu Jurek Owsiak ma swoje niezaprzeczalne sukcesy, nie ma mowy o nim w spektaklu/. Ani Autor Grzegorza Artmana, choć dokonuje się w nim przemiana, nie jest w stanie napisać o nim książki, ani autorka sztuki, Małgorzata Sikorska-Miszczuk, nie wskrzesza Kuronia pokazując naszą narodową złośliwą uporczywość w niszczeniu pozytywnych wzorców, ani młody aktor, Oskar Stoczyński, nie mógł go zagrać, by rozpalić naszą wyobraźnię. Reżyser z dramaturgiem splątują różne rzeczywistości, różne czasy, które nie dają się przeniknąć, zgłębić, zrozumieć. Pada wiele gorzkich słów, mowa jest o bolesnych rozczarowaniach/porzuceniu najbiedniejszych, pokrzywdzonych zmianami systemowymi, wykluczanych/, zawiedzionych nadziejach/Gaja o równości kobiet i mężczyzn w polityce, w rządzeniu/ jakbyśmy-niedowartościowani, z niską samooceną, niewierzący w siebie, we własny potencjał-  zawsze koncentrowali się tylko na negatywach, porażkach, niepowodzeniach, nie mogąc się wyzwolić z kręgu mentalnej niemożności. 


Dobrze, że sztuka została napisana, spektakl powstał. Bez koturnowości, epatowania bohaterstwem, chorobliwych uniesień. W nowoczesnej, postdramatycznej formie, kontrowersyjnym ujęciu. Złożony, niejednoznaczny nie prowadzi nas za rękę. Jest raczej wyzwaniem. Teatralną prowokacją. Temat jest trudny, punkt widzenia twórców szczególny, a obecny moment historyczny ważny. Lepiej  próbować rozwiązywać problemy niż pozwolić im eskalować. Mamy bogactwo spuścizny historycznej, które warto do tego celu wykorzystać. Wystarczy po nie sięgnąć, do niego się odwołać.  Niech Kuroń dla każdego z nas pozostanie innym człowiekiem, nawet obcującym pośród żywych świętym Jackiem. Wiecznie młodym, walecznym, nieustępliwym.

KUROŃ. PASJA WEDŁUG ŚWIĘTEGO JACKA
reżyseria - Paweł Łysak
dramaturgia - Paweł Sztarbowski
scenografia - Robert Rumas
kostiumy, reżyseria światła - Agata Skwarczyńska
muzyka - Stefan Węgłowski
układ tańca - Izabela Żak

obsada: Aleksandra Bożek, Ewa Skibińska, Grzegorz Artman, Grzegorz Falkowski, Michał Jarmicki, Oskar Stoczyński, Kazimierz Wysota

premiera: 24 stycznia 2017


http://www.powszechny.com/spektakle/kuron-pasja-wedlug-sw-jacka,s1140.html?ref_page=controller,index,action,spektakle-aktualne


0 komentarze:

Prześlij komentarz