Literatura Charlotte Brontë nadal inspiruje. Tym razem teatr. A poprzez teatr nas, widzów. Zdumiewa aktualność pomysłowej, ascetycznej inscenizacji wzbogaconej o muzykę i fenomenalny wokal na żywo, inteligentna adaptacja, bardzo wysoki poziom wykonania. To naprawdę imponujący, precyzyjny, współczesny teatr pokazujący losy, charakter i osobowość oraz konsekwencje wyborów jakich dokonuje główna bohaterka, Jane Eyre/Madeleine Worrall/. Wspaniale autentyczna, silna, odważna młoda kobieta, która jest nam bliska, jakby była dziewczyną z sąsiedztwa. Ale w sensie trochę bajkowym. Sierota, poniewierana w dzieciństwie, wysłana w końcu z opinią kłamczuchy do słynnej z rygoru szkoły dla sierot gdzie doświadcza wiele złego ale uczy się też wiele. Zostaje nauczycielką, guwernantką. Ciężko pracuje, ale jest samodzielna, odpowiedzialna, solidna. Nie ma lekko, to pewne. A życie nie szczędzi jej kolejnych upokorzeń, trudnych prób, ciosów w samo serce. Zakochuje się, nawet ze wzajemnością, lecz ukochany ją oszukuje i nie może poślubić. Jane ma zasady i ostro ich przestrzega. Nie godzi się na to, by zostać jego kochanką. Opuszcza dom i głodna, bez pracy i domu, przeżywa kolejny bardzo trudny okres w swoim życiu. Na szczęście wszystko dobrze się kończy. Jane poślubia ukochanego. Żyją długo i szczęśliwie razem. Bajka. Piękna, mądra bajka.
Scenografia jest minimalistyczna. Informuje, że świat dóbr materialnych odgrywa podrzędną rolę wobec tego bogactwa, które człowiek niesie w sobie. I właśnie nim stwarza przestrzeń wokół siebie. To konstrukcja z podestów, schodów, drabin, pochylni wizualizująca życie Jane biedne, proste, surowe, przejrzyste, ulegające wzlotom i upadkom, wymagające wspinania się, schodzenia na niższe poziomy, kręcenia się w kółko. Organizuje cały jej świat, w którym przyszło jej żyć. Dom, szkołę, pracę, różne miejsca, które ją przywiązywały do siebie, które nienawidziła lub kochała. Statyczny obiekt architektoniczny jest jedynie szkieletem, fundamentem, zarysem przestrzeni i krajobrazów, który ona sama sobą wypełniała, tworzyła, nadawała mu swój charakter, budowała sobą jego wartość. To siła osoby, jaką była Jane-krucha i nieugięta- pozwalała jej wyobraźnią projektować i urzeczywistniać marzenia, snuć plany, realizować ambitne pomysły i kształtować przestrzeń, którą widzieliśmy. Ona sama maluje pejzaże udostępniając je naszym oczom. Ale i my postrzegamy je i rozpoznajemy bardziej czuciem niż okiem. Tym mocniej do nas przemawiają i działają. Tym bardziej im wierzymy. Bo jakby od zawsze w nas były, potencjał ich rósł z nami, a Jane je tylko przywołuje, uruchamia mechanizm kreacji. To daje pewność, że możliwość radzenia sobie ze światem, swoim losem, sobą samym jest w każdym z nas i zależy od każdego z nas.
Pokazuje to siłę potencjału tekstu powieści Charlotte Brontë „Dziwne losy Jane Eyre”, siłę teatru, w którym działania sceniczne aktorów, ich wielopoziomowa, złożona narracja oddziaływują na recepcję widza, zawłaszczają całą jego uwagę. Skutecznie uaktywniają jego wyobraźnię, angażują emocjonalnie, intelektualnie, uczuciowo. Narracja słowna wzmacniana jest ilustracją ruchową, muzyczną zespołu, który usytuowany jest w sercu instalacji scenograficznej, śpiewem operowym. I dynamicznie współgra w równowadze proporcji. Nie nuży, nie banalizuje. Nie poucza. A działa.
Mocno działa, bo Jane od dzieciństwa musi walczyć o swoje, z uporem, nieustępliwie ze światem ludzi jaki jest: niesprawiedliwym, okrutnym, złym. Sierota samotnie, świadomie, wykuwa swój los wbrew swemu położeniu/majątek, urodzenie, płeć/, wbrew konwenansom. W poczuciu odrębności i ważności siebie i swego życia, w nim bezkompromisowych wyborów. Wbrew dyskryminacji z powodu biedy, niesprawiedliwości, zdradzie, kłamstwu. Jeśli wszystko kończy się dobrze i szczęśliwie, to na jej warunkach. Ale nic nie przychodzi jej łatwo. Cały czas musi się uczyć, przystosowywać, umiejętnie wychodzić z opresji. Jej życie to nieustanne wspinanie się i opadanie. Mozolne, uporczywe, ciągle powtarzane. Nieustające próby wyjścia ponad wiążące ją ograniczenia egzystencjalne, klasowe, ludzkie/oczernianie, zdrada, kłamstwo/ ku wolności, możliwości samodzielnego wyboru. Już sama obserwacja walki Jane o siebie hartuje. Wzmacnia. W swym najpierw instynktownym, naturalnym później dojrzałym, świadomym dążeniu do celu staje się bliska widzowi, bardzo mu współczesna.
To zdumiewające, jak inscenizacja ta jest pojemna. Jak istotny staje się przekaz uniwersalny. Aktorzy z powodzeniem grają wiele ról, co nie przeszkadza, nie irytuje ale wzbudza podziw dla ich umiejętności warsztatowych. Podsuwa myśl, że każdy z nas może też spróbować wykreować różne światy osobowe z siebie, by sprawdzić je w działaniu, w ich skuteczności. Trzeba czerpać z innych i ćwiczyć, ćwiczyć. Potencjał jest w nas. W tym wypadku sztuka podpowiada, jak go można wyzwolić. Jak można korzystać z bogactwa, które jest w nas, wokół nas. I warto swój świat stwarzać na własnych warunkach, według swojego systemu wartości i potrzeb, predyspozycji, w wolności wyboru, podejmowania decyzji. Bo życie może być kreacją każdego człowieka. Nie może tylko być on tchórzem.
Projekcje teatru w kinie to fantastyczna okazja do kontaktu z brytyjską sztuką sceniczną. Zainteresowanie nią w Polsce rośnie, co obserwuję z radością. Każdy kontakt ze sztuką jest ważny. Nie jest obojętny i zawsze czegoś uczy. I mimo, że nie jest to teatr żywy/choć są też bezpośrednie transmisje/, przekaz jest dodatkowo przetworzony, wyselekcjonowany okiem kamery, to jednak jest cenny. Żaden opis spektaklu nie odda tego, co sami widzimy i czujemy podczas oglądania. To jest najcenniejsze. Dlatego tak ważne jest, by samemu móc obejrzeć sztukę. Bez względu na to, że jest to obraz w 2 nie 3D i to nie my, widzowie, decydujemy na co zwrócić szczególną uwagę podczas spektaklu, bo oko kamery nas wyręcza.
Spektakl ten dobitnie pokazuje też różnicę pomiędzy sztuką teatralną i filmową, choć w tym wypadku korzysta też ze sztuki filmowej/zbliżenia, ujęcia, wybór planu/. Doskonale się ją czuje zupełnie, tą inną dramaturgię, budowę przekazu, środki wyrazu, kompozycję całości. Sposoby budowy narracji, napięcia. Grę aktorską. Teatr sublimuje, wyostrza, kreuje światy poprzez wyobraźnię, skrót, intensywność kumulujących się wielu środków wyrazu. Film swobodniej buszuje w przestrzeni rzeczywistej. Uwalnia bohatera. Teatralna dramaturgia go w swej intensywności jednak więzi, choć mocniej bezpośrednio w odbiorcy identyfikuje i wyzwala.
Sztuka jest świetnie wyreżyserowana, dynamicznie, równo zagrana. Dobrze, że zaistniała filmowo dla teatromanów w przestrzeni MULTIKINA w Polsce. Bardzo, bardzo dobrze. Wspaniały teatr można obejrzeć w kinie, wspaniały. Przybywajcie, oglądajcie. Niech moc sztuki będzie z Wami! Powodzenia.:)
poniedziałek, 25 stycznia 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz