źródło: https://www.facebook.com/PozarWBurdelu
POŻAR W BURDELU czy burdel w Teatrze Polskim. Po niejednym pożarze tęczy, mostu Łazienkowskiego last minute, czas na pożar w teatrze. Po tym choćby i ziemia spalona. Decyduj widzu. Sam musisz obejrzeć. W tym bełcie popływać, pobrylować. Krytyki posmakować. Swoją dorzucić do głównego nurtu. By odreagować. Dać upust. Spuścić napięcie, nabzdyczenie. Swoją tonację frustracji włączyć w gromadny bek kabaretowy. W teatrze.
Renoma imprezy już w obieg puszczona, reklama i marketing uruchomiony. Apetyty po poprzednich występach rozbudzone. Miejsca po sufit w teatrze obsadzone. Jest zabawa, jest publika. Po kolejny sukces trupy kabaretowej, zważywszy na miejsce występów, jak i osoby w niej uczestniczące. Aktorzy z dyrekcją Polskiego na czele. Nie, na scenie! A warszawka w cenie od 54 do 97 zł za miejsce tłumaczy wszystko i wytrąca argumenty tym, którzy obeszli się smakiem czy niemądrze wcześniej ze spektaklu czmychnęli. Bo przecież "huj tym, co wdarli się na przedstawienie za darmo" wykrzyczane w prologu dykteryjek komediowych w oczekiwaniu na aktora, który nie skończył grać na scenie kameralnej, to właściwe ustawienie kryteriów wartościujących tego spotkania. Uprawnieni do oglądania poczuli się ci tylko, którzy zapłacili. Zaproszeni dostali hujem w dupę. I ten wykop wyznaczył poprzeczkę, wyznaczył pułap wszelkich możliwości spektaklu.
To prawda, publiczność nakręcona jest na rozrywkę. Przygotowana. Rozgrzana, gorejąca. Spragniona żartu, pieprznego humoru, wulgaryzmu smarującego grubo słowną pomadą politykę, wszystko, co da się, co nie protestuje. Bezpruderyjnej scenki. Łatwej piosenki. Uchachania po parter. A najlepiej jeszcze niżej, po kanały metra, którego jeszcze nie ma. Śmieje się więc publiczność i klaszcze jeszcze przed akcją w reakcji na odwet swych osobistych racji. Oczekuje złakniona tego ostrego dźgnięcia w nabzdyczony nad miarę balonik zadowolenia, napompowanego na maksa sukcesu, niekonsekwencji, indolencji, złośliwości władzy. We wszelkie bolączki, wynaturzenia, potknięcia, śmiesznostki, zaniechania, słabości. Dla rozładowania emocji,oczekiwań, rozczarowań. Akcja wdziera się w każde pęknięcie, ładuje w każdą dziurę, rozbraja bombki, sensacyjki. W burdelu a więc zamiast. W przybytku rozpusty, rozpasania, wyuzdania. Swobodnie według potrzeb i zachcianek. Za kasę.
Ale tu się, kurwa, nie ma z czego śmiać. Ja się nie śmieję. Niestety. Nie tylko ja. Wolna wola. Rzecz gustu. A może poziomu. A może zbyt wygórowanych oczekiwań. A może się zgrało. A może nie zagrało, co miało...
Bo te burdelowe podrygi starczają tylko na podtrzymanie widzowskiego zapału. Już nie gore, już nie gore w teatrze. A tylko zamęt. Absurd i niewykorzystane pomysły. Prztyknięcia zaledwie, podszczypywanki, hihrajki, szturchnięcia. Namiastka. Słabostka. Choć starają się wszyscy, ostro pracują, harcują. Chłodno. Zimno. Coraz zimniej. Mróz. Ale nic dziwnego. Środek zimy mamy. Choć i tak cieplej na dworze niż w teatrze. W telewizji śmieszniej. Za darmo. Live. 24h/dobę.
Płonie tęcza monitorowana, płonie cały most dwa światy łączący a w burdelu odgrzewane kotlety. Kuplety. Dykteryjki. Fiki miki. A publiczność płonie. Zadowolona, podjarana. Nie przyzna się, że cieszy się z tej mizerii. Nie, nie zrobi gremialnego wykopu. Nie krzyknie w stronę sceny: "Huj wam za taki numerek za takie pieniądze". Bo hujowanie ma ze sceny płynąć. Taka konwencja. Umowa. Mowa. Choć reputacja Polskiego płonie. Z dyrektorem na huśtawce. Bujającym w samozadowoleniu.
Grupa kabaretowa jest specjalnym gościem w Teatrze Polskim, na specjalne zaproszenie. To ani ZIELONA GĘŚ ani ZIELONY BALONIK. Ani turlany zielony groszek. To ni pies, ni wydra. Aha, Walczak z Łubieńskim w merkantylnym szale tańca świętego Wita. Z kopyta skok na kasę robią z występu na występ występku. Widzowie są klientami. Do burdelu się nie zaprasza. Przychodzi na własne ryzyko. I płaci za usługę. Nawet gdy poziom ziębi. Tu publiczność rozgrzewa atmosferę. Chce kabaretowych igrzysk, beki, zadymy, śmiechu. A im bardziej chce, tym bardziej jest napalona. Do zabawy świetnie nastawiona. Parska, prycha, pohukuje. Klaszcze, odpowiada, reaguje. Ręce podnosi, głosuje.Wściekle rozrywki spragniona, doskonale nastrojona, rozbawiona. To ona jest głównym bohaterem wieczoru. Który trwa trzy godziny nieprzerwanie. Skecz za skeczem, piosenką, dowcipem, wierszykiem. Muzyka na żywo głośna, ambaraśnie nieznośna. Obraz w kolorach jarmarku, cyrku wędrownego, hałaśliwego. W kostiumie klowna, burleski, taniej tancbudy. No, burdel to przecie. Zabawa niezobowiązująca.
A może jednak w tym trzygodzinnym SPA śmiechu czegoś się widz nauczył, podpatrzył, doświadczył. Finezji, dystansu. Zbawiennego działania dowcipu i subtelnej krytyki. Może miłością zapałał prawdziwą. Może ma w głowie całą masę myśli, interpretacji, czegoś co może wpłynąć na jego życie. Poczuł przyjemność z oglądania popisu aktorskiego, realizacyjnego i kabaretowego. Doświadczył przekroczenia limitów samoośmieszenia. W zacnym burdelowym gronie. Czy może natychmiast zapomni o nim. Wyprze. Zignoruje. Wstydzić się będzie. A jednak tu wróci. Bo znalazł swoje miejsce. Substytut kultury. Jej namiastkę, błahostkę, doraźny, lekki wymiar. Płaski ale własny. Na gwałt, na przekór przeszkodom się będzie na spektakle wdzierać, nie zważać na poziomy, bodyguardy, bramki, huje w jego kierunku ze sceny lecące.
Tekst: Maciej Łubieński, Michał Walczak
Muzyka: Wiktor Stokowski
Scenografia: Julia Skrzynecka, Alicja Kokosińska
Lalki: Marta Kodeniec
Choreografia: Bartosz Figurski
Światło: Tadeusz Perkowski
Dźwięk: Mateusz Skalski
Kostiumy: Diana Szawłowska, Beata Borowska, Paulina Nawrot
Charakteryzacja: Beata Borowska
Muzycy: Michał Górczyński, Maciej Łubieński, Wiktor Stokowski, Marcin Wippich.
obsada:
Monika Babula, Karolina Czarnecka, Maria Maj, Lena Piękniewska, Agnieszka Przepiórska, Tomasz Drabek, Oskar Hamerski, Andrzej Konopka, Mariusz Laskowski, Maciej Łubieński
oraz gościnnie: Lidia Sadowa, Natalia Sikora, Paweł Ciołkosz, Marcin Jędrzejewski, Paweł Krucz i Andrzej Seweryn.
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/199252.html?josso_assertion_id=45C0DB801C64792D
http://pointofdesign.pl/rekomendowane/editors-picks/pozar-w-burdelu/
Przepraszam, ale nie mam konta wiec piszę pod anonimem. Tak, zgadzam się....
OdpowiedzUsuńSzaleństwo mija, wstyd zostaje......
Świetne ujęcie tematu, świetnie napisane, odważnie i z powagą godną sprawy, tylko szkoda, że jakoś nie można tego wykrzyczeć szerzej, całemu środowisku, bo nie o skandal tu chodzi, ( zresztą jaki skandal ) . Tylko o poziom, tylko o poziom
Środowisko wie, bo widziało. Przybyło licznie. Łącznie z etatowymi krytykami teatralnymi. Tak, głównie o poziom chodzi. I jak można było do tego dopuścić. A publiczność mamy cudowną. My, widzowie, chodzimy do teatrów. Ufni, ciekawi, otwarci na każdą propozycję. Ale to nie znaczy, że akceptujący wszystko. I pewnie pójdziemy na następne przedstawienie, bo dajemy kolejną szansę. Potrzebujemy rozrywki. Kabaretu. Dobrej zabawy.
OdpowiedzUsuń