poniedziałek, 20 października 2025

CLEAN GIRL COLLEGIUM NOBILIUM


CLEAN GIRL to monodram hardcorowy. Oparty na wątkach autobiograficznych Zuzanny Radek i przez nią wykonany, tym dotkliwiej działa, tym silniej dotyka. Aktorka z reżyserką, Ewą Platt, w otwarty, bezkompromisowy, brutalny dla siebie i widzów sposób przedstawiają człowieka w jego prawdziwie zwierzęcym, cierpiącym po kres wcieleniu. W beznadziei samoudręczenia. Gdy uodporniony jest on na działanie tego, co zazwyczaj mu pomaga, chroni, czy ratuje. Bo nigdy tego nie zaznał. Bo ani wpływ wychowania, wykształcenia, tradycji, rytuałów, religii, kultury, ani instynkt samozachowawczy nie powstrzymuje go przed eksperymentowaniem z wyuzdaną naturą zachowań ludzkich, które wybiera i je eskaluje, choć mógłby nad nimi panować. Jakby ciekawość tego, jak daleko może się posunąć bez względu na koszty, była przyczyną badania sfery zwyrodnienia człowieka, zatracania się w szambie życia i pogrążania siebie i innych w zaspokajaniu seksualnego popędu. Tym samym staje się najsilniejszym motorem destrukcyjnego działania i nie pozwalała skupiać się na tym, co buduje i wzmacnia w nim potrzebę czerpania przyjemności z normalnego życia. Tu ciemność pochłania każde światło. Zło - wszechobecne, lepkie, śmierdzące, wrośnięte organicznie w ciało i ducha - jest rewersem dobra i skutecznie zakłamuje rzeczywistość. Pozostając w ukryciu bezkarnie gwałci wrażliwość, niewinność, piękno. Naznacza i krzywdzi niezmywalnym piętnem. 

I nie chodzi o to, że człowiek sam w sobie jest skończenie zły, nawet wtedy gdy bierze odwet za to wszystko, co go rani, niszczy, upokarza, upadla (wet za wet). Tu akcent sprawczości przesunięty jest na bezwzględność, opresyjność i wyuzdanie natury ludzkiej oraz przyzwalającą na to obojętność rodzącą się z własnej niemocy czy obojętności świata. Wszystko pozostaje w rękach człowieka, samotnego i bezbronnego, uczestniczącego w nierównej walce, którą przegrywa. Dostępność pornografii w sieci, pedofilia, ostentacyjna i bezwstydna manipulacja, pęd i styl współczesnego życia prowadzi do autoagresji żerującej na wewnętrznej pustce, braku więzi i niemożności zaspokojenia podstawowych emocjonalnych potrzeb - szczególnie u młodych ludzi. Jednak wybór zła, nurkowanie w jego odmętach, zatracenie się, uzależnienie nie pozwala im złapać upragnionej równowagi, osiągnąć pożądanej harmonii.  

Przestrzeń sceny podzielona jest na zwizualizowaną strefę samoudręczenia- brudu, syfu, bałaganu, chaosu i pozostającą w wyobrażeniu, pogrążoną w ciemności, istniejącą, ale nieosiągalną dla widza, opisywaną jedynie przez  młodą dziewczynę, strefę normalności - bogactwa, porządku, czystości, ładu. Tyle tylko, że dominuje i jest ważna strefa zła i destrukcji. Wanda demaskuje to, co zazwyczaj pozostaje w ukryciu, co jest przemilczane, zakłamane, wyparte, chore, bo to jest dla niej  przyczyną i skutkiem, zarówno  najsilniejszym bodźcem, jak i niezbywalnym cierpieniem. Opowiada historię o sobie. Jej narracja odkrywa to, co maskuje czy zakłamuje ironiczny tytuł spektaklu, który jest niczym  przewrotna prowokacja, gorzki wyrzut, ironiczna poprawność i to w ten sam sposób jak czyni to samo życie - brudne, zepsute, bez sensu i nic nie warte. 

CLEAN GIRL to teatr pełną gębą. Z ważnym tematem, ze świetnym tekstem, interesującą reżyserią, konstrukcją i najlepszym z możliwych wykonaniem, również wokalnym. Bogaty różnorodną formą i ekspresją. Wyzywający i obrazoburczy działa jak terapia wstrząsowa, zarówno dla Zuzanny Radek w roli Wandy, jak i dla widzów. Aktorka/jej bohaterka jakby prosi o pomoc, o współczucie i namysł nad wynaturzeniami seksualnymi, które wypaczają psychikę i rujnują życie młodych ludzi. Zło naznacza, zło piętnuje i uzależnia. Wanda/Radek analizuje swój okres dojrzewania, obnaża się mentalnie, zdradza najintymniejsze szczegóły swoich doświadczeń z mężczyznami, by dowieść, że to świat ją kształtuje i winien jest problemom, z którymi się zmaga. Celebruje mroczne rytuały, rozpamiętuje je, co ją nadal niszczy i na trwałe pogrąża.  Zaburzenia odżywiania, zachowania autodestrukcyjne, samotność, obsesje, niska samoocena fundują jej udrękę życia. Odrzucona przez świat, odrzuca to, co mogłoby ją uratować. Pomimo wszystko jednak ta sztuka jest światełkiem w tunelu - przepracowuje ból, kontroluje sytuację, wyraża tęsknotę za czułością, bliskością, zrozumieniem i pożałowaniem. Oskarża i oczyszcza. 

Ziarna dobra zasiane w człowieku kiełkują, rozrastają się, owocują, bo jest dla nich glebą, opoką, przyjaznym środowiskiem. Następnie szukają kolejnego żywiciela. Ta alegoria o tym, by móc żyć szczęśliwie w rozświetlonym, posprzątanym, wypasionym pokoju obok otwiera i zamyka ten ekshibicjonistyczny monodram dla dorosłych. Optymistycznie. Pięknie.

Cieszę się, że Teatr Polski w Warszawie w ramach cyklu GOŚCIE W POLSKIM zaprosił ten spektakl i go pokazał. Tak naprawdę winien być nadal grany, dyskutowany, przeżywany. 


CLEAN GIRL

Reżyseria: Ewa Platt
Wykonanie: Zuzanna Radek
Scenografia: Zuzanna Radek, Ewa Platt

Opieka Artystyczna: Bartosz Porczyk

Wykonanie: Zuzanna Radek

CLEAN GIRL otrzymało główną nagrodę na Festiwalu Jednego Aktora MONOFEST 2024 w Teatrze Szwalnia w Łodzi.

fot. Ola Janczak

sobota, 18 października 2025

CIAŁO/UMYSŁ 2025: SUPERSTAR

Czy kość ogonowa - wstydliwa, wypierana, zapomniana część człowieczego ciała, konkretnie kręgosłupa - może być gwiazdą, celebrytką, tematem wiodącym w spektaklu ?  Czemu nie! Dowiódł tego taniec, wykład performatywny i w końcu warsztat z aktywnym udziałem publiczności przygotowany przez Natalię Drozd zaprezentowany na Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Tańca i Performansu CIAŁO/UMYSŁ 2025. To było interesujące przeżycie i pouczające doświadczenie. Zaskakujące, płynne, logiczne połączenie różnych form komunikacji i działania scenicznego, nowe spojrzenie na to, czym może być spotkanie artysty z publicznością, które w efekcie zbliża, łączy obie strony. Burzy bowiem podział na obserwujących i obserwowanego. Wskazuje wspólny cel. Poszerza rozumienie doświadczanego przeżycia estetycznego, które generuje ruch ciała, choreografia poprzez bezpośredni udział w tym, z czego wynika jego idea. 

Na początku był taniec - w ostrym snopie światła - Natalii Drozd ubranej w cielisty, połyskujący kostium, którego górna tylna część miała przyszyte pomponiki wzdłuż linii kręgosłupa. Druga część występu tancerki, co zapewne zaskoczyło wielu widzów, stanowił performatywny wykład o kości ogonowej, jej roli, udziale i wpływie na sposób poruszania się ciała, a tym samym na choreografię tańca. Wyjaśnił on w ogromnej mierze to, co artystka zaprezentowała w swoim tańcu. Ostatnia część - wspólne ćwiczenia oddychania i tańca artystki z publicznością zaproszoną przez nią na scenę były naturalną konsekwencją realizowanego projektu. Wieńczyły dzieło. Dowodziły, że taniec w teatrze nie musi być li tylko do oglądania i przeżywania z biernego dystansu widowni, ale może też w sposób realny uaktywniać widzów, przekazując im konkretną wiedzę i możliwość jej przetestowania. Koncepcja Natalii Drozd jest bardzo interesująca. Wzbudziła duże zainteresowanie. Wielu widzów wzięło udział w warsztatach. Nie trzeba było ich długo zachęcać. A ćwiczenia z oddychania wykonali chyba wszyscy. 

Natalia Drozd - ciepła, naturalna, doskonale przygotowana - jeszcze się uczy, jeszcze pracuje nad celem, formą i treścią swojej idei obecności scenicznej z zakresu expanded choreography, która wspomagana jest słowem i wdrażana przez angażowanie widza do bezpośredniego doświadczania. Ruch staje się współuczestnictwem artysty i widza w działaniu, które każdy rozumie i czuje poprzez siebie, a następnie w sposób spontaniczny indywidualnie wyraża. Artystka, jej idea, jest więc demiurgiem, który nie tylko komunikuje się z publicznością opowiadaną przez swoje ciało historią, ale generuje siłę uruchamiającą drzemiący w tej historii oraz w widzu potencjał i radość tworzenia oraz przeżywania sztuki. Pokazuje jej możliwości. Moc. 

To był piękny, pouczający, inspirujący dla ciała i umysłu spektakl. Dowiódł, jak bardzo trzeba własnej kreatywności pomóc konkretną wiedzą, dużym wysiłkiem, otwartością, uporem w poszukiwaniach najlepszych rozwiązań, dążeniu do celu. Połączył artystów i widzów we wspólnym przeżywaniu i działaniu. Bo sztuka to umiejętność nawiązywania kontaktu, tworzenie relacji, praca zespołowa. Łzy i pot, ale i szczęście, radość. W czasie tego spotkania można było tego doświadczyć.  


SUPERSTAR Natalia Drozd 

Choreografia, koncepcja, wykonanie: Natalia Drozd 
Partner procesu: Joanna Gruntkowska 
Muzyka: Urszula Zyguła 
Reżyseria świateł: Ewa Garniec 
Kostiumy: Aneta Drozd 

Produkcja: Natalia Drozd 
Koprodukcja: Atalante Göteborg, Szwecja 

Premiera: 24.05.2025, Atalante Göteborg, Szwecja

Natalia Drozd (ur. 1995) – tancerka, choreografka, performerka, artystka młodego pokolenia. Absolwentka prestiżowej uczelni DOCH/SKH Stockholm University of the Arts (kierunek BA in Dance Performance). W praktyce tańca i choreografii zajmuje się relacjami kości ogonowej w tańczącym ciele, wzmacnianie więzi międzyludzkich, budowanie wspólnot – relacji poprzez metody pracy z choreografią z zakresu expanded choreography. Stypendystka Culture Moves Europe. Laureatka konkursu SoloDuo2024 za choreografię i wykonanie solo Body’s archive, została zaproszona do zaprezentowania pracy choreograficznej w programie Młoda Generacja Polskich choreografów i artystów tańca podczas Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca 2024 w Lublinie. Jako jedynej tancerce młodego pokolenia na świecie została jej przekazana legendarna choreografia TRIO A Yvonne Rainer przez Sarę Wookey podczas Festiwalu Nowe Horyzonty 2024 we Wrocławiu. Natalia otrzymała pozwolenie na nauczenie się i wykonanie choreografii od Yvonne Rainer. Pracuje jako freelancerka w Szwecji i w Polsce.

Fot. Marta Ankiersztejn

poniedziałek, 13 października 2025

CIAŁO/UMYSŁ 2025: DANSES VAGABONDES

 

Godzinny spektakl taneczny DANSES VAGABONDES to autorskie, nowoczesne choreograficznie dzieło Louise Lecavalier, wybitnej artystki kanadyjskiej, która dokonuje w nim niemożliwego. Ogniskuje w nim swoją niezwykłą osobowość, pasję, wirtuozerię, kondycję i upór w przekraczaniu granic wieku, wytrzymałości, społecznych norm i zasad. Jej solo to mordercze w swej intensywności tempo ekspresji ruchu i ciągłych zmian, autobiograficzne credo. Funduje widzom imponujące, zapierające dech - zważywszy na postawione sobie przez artystkę cele - transowe wykonanie. Intensywnie rozedrgane, wibrujące, w spazmie nieustannej zmiany ciało rozsadza swą aktywnością pustą przestrzeń. Jakby wewnętrzna determinacja tancerki oraz chęć uwolnienia tego, co ma do przekazania, była dowodem zwycięstwa nad wszelkim ograniczeniami, stereotypami, krytyką. To ona okazała się demiurgiem, którego słuchało perfekcyjnie przygotowane do zadań ciało i w sposób doskonały stało się przekaźnikiem komunikatów tancerki. Najważniejsze jest, co artystka chce nam przekazać, co proponuje z nami przeżyć. Jaką energię wysłać, czerpiąc z doświadczeń całego życia, z impulsów pobudzanej ciągłymi poszukiwaniami wyobraźni, ze świadomości możliwości, jakie oferuje taniec i jej inwencja i talent. Z tego, co ma zakodowane w duszy i ciele. 

Louise Lecavalier dowodzi, że nie ustaje w swoim rozwoju, nie rezygnuje z pracy nad sobą i swoim dziełem. Nie poddaje się, szczególnie wpływowi czasu, otoczenia, presji poprawności. Robi swoje uporczywie i konsekwentnie, bo liczy się dla niej nie spektakularny sukces, choć na pewno jest nie bez znaczenia, ale intencja, praca, samorealizacja. Osobiste spełnienie, które jest też darem dla drugiego człowieka. 

Ciało to medium ducha. Gdy zawodzi lub nie wystarcza słowo najsilniej oddziałuje, informuje, przekazuje emocje, myśli, stan psychiczny. Szybciej, intensywniej, gwałtowniej domaga się uwagi i zrozumienia. Solo Louise Lecavalier z nowoczesną ilustracją świetlną i muzyką przedstawia tancerkę i choreografkę jako człowieka, który ciągle się zmienia i walczy w rozedrganej, pulsującej intensywnymi emocjami współczesności, wykorzystując cały bagaż przeszłości, który jej nie przeszkadza, a pomaga. Tancerka zna swoje ciało, poznała też dobrze siebie. Wie czego chce i jak może to wyrazić, by zostać zrozumiana. Doświadczenie, wiedza i hart ducha to potężne narzędzia dla tych, którzy sięgają po niemożliwe cele.  Przyszłość zapowiada się więc bardzo, bardzo interesująco. Zapewne pokażą to kolejne spektakle tej wspaniałej, kreatywnej, pełnej energii artystki, która zachwyciła publiczność.



sobota, 11 października 2025

CIAŁO/UMYSŁ 2025 : RAY Scottish Dance Theatre (Szkocja)


Taniec wyraża to, co pozostaje poza dźwiękiem, istnieje obok słów. Jest działaniem poprzez ciało. Ruchem, gestem, mimiką tworzy dynamikę emocji, buduje siłę nastroju, wysyła komunikat, nawiązuje więź. Spektakl RAY Scottish Dance Theatre ze Szkocji pokazany na Festiwalu Ciało/Umysł 2025, uruchamia w widzu ciekawość rodzącej się relacji pomiędzy nim a tancerzami, poszukuje źródła jej pochodzenia, trwania, znaczenia. I choć każdy, zarówno performer, jak i widz tworzy własną interpretację tego, co widzi i czego doświadcza, musi przyznać, że jest ona możliwa dzięki wzajemnej otwartości i szczerości budującej zaufanie. Scena i widownia jednoczą się. Obecność tancerza mówi: daję ci/ przekazuję/dzielę się tym, co wypływa z mej istoty, a ty, widzu, jesteś gotowy/oczekujesz to przyjąć/odwzajemnić/nieść dalej. To porozumienie bez słów jest impulsem naturalnym, samoistnym i instynktownym, który ma źródło w potrzebie bliskości, czułości, współodczuwania. Dzielenia się. Obdarowywania.

Choreografia Meytal Blanaru powstała we współpracy z performerami indywidualizuje każdego bohatera. A jednak wyraziście podkreśla to międzyludzkie przyciąganie, które koi, przynosi ulgę, przywraca sens budowania więzi, w nawiązywaniu i kształtowaniu relacji między ludźmi. Odnosi się do pierwotnych skłonności i potrzeb człowieka, który tylko we wspólnocie jest w stanie przeżywać przyjaźń, miłość, szczęście, wolność i doświadczać poczucia bezpieczeństwa. Zamysł układów choreograficznych polega na uruchamianiu tego, co jest uśpione, wyparte, zagłuszone albo wymuszone przez sytuację (pandemia). W sposób naturalny, subtelny, delikatny łagodzi obawy, przełamuje bariery, burzy granice. Liczy na reakcje spontaniczne. Ćwiczy umiejętność spojrzenia na siebie i innych ludzi z humorem i życzliwością pozwalającą nie traktować się wzajemnie zbyt serio i akceptować się takimi, jakimi jesteśmy.

Publiczność reagowała na próby nawiązania z nią kontaktu najpierw ostrożnie, później z coraz większą śmiałością, a w końcu sama inicjowała działanie. Ale i zachęta ze strony performerów była stonowana, ostrożna, pozbawiona agresji, prowokacji, kontrowersji. Jasna i czytelna - budziła ciekawość. Przy czym technika tańca, sam układ choreograficzny nie dominował, nie odwracał uwagi od tego, co było w działaniu scenicznym najważniejsze. Przekaz koncentrował się na cielesności coraz bardziej zaangażowanej w przemianę mowy ciała (ruch, kontakt wzrokowy, gest, dotyk, uścisk). To układ (mikro sceniczne narracje taneczne) sygnalizował stan ducha tancerza/tancerzy, generował udzielającą się widzom energię, emocje. Co w efekcie w sposób prosty, niewymuszony umożliwiało porozumienie.

Spektakl był ekscytującym spotkaniem ze sztuką, która działa bezpośrednio, nie epatuje instrumentami, którymi dysponuje (np. metoda Feldenkraisa, techniki ruchu, zwanej FATHOM HIGH), bo zależy jej na żywym, szczerym, autentycznym kontakcie człowieka z człowiekiem. Jakby uczył od podstaw. Jakby krok po kroku pokazywał jak budować relacje i przypominał skąd pochodzi potrzeba ich nawiązywania, podtrzymywania, rozwoju. Udowadniał, że nie jest to skomplikowane czy trudne i daje wiele radości. Szczególnie w ciężkich czasach ważne jest otwarcie na drugiego człowieka, okazywanie mu życzliwości, otaczanie go troską, poświęcanie mu uwagi. Czasem niewiele trzeba. Wystarczy dać mu swój czas, swój uśmiech, swój uścisk. Siebie.



RAY

Koncepcja i reżyseria: Meytal Blanaru 
Choreografia: Meytal Blanaru we współpracy z performerami
Muzyka/Music: Benjamin Sauzereau 
Reżyseria światła: Emma Jones
Kostiumy: Meytal Blanaru we współpracy z/in collaboration with Cate Mackie

Performerzy: Kieran Brown, Molly Danter, Ben McEwen, Massimo Monticelli, Kassichana Okene-Jameson, Pauline Torzuoli

Spektakl realizowany w ramach UK/Poland Season 2025, wspierany przez British Council.
Premiera: 04.2022, Dundee, Szkocja

Fot. Marta Ankiersztejn

sobota, 27 września 2025

ŻAR TEATR POLONIA

Tu nie było niespodzianek. ŻAR Christophera Hamptona na podstawie prozy Sándora Máraiego w reżyserii Jana Englerta to teatr w klasycznym, szlachetnym, solidnym stylu. Głęboko psychologiczny tekst o męskiej przyjaźni Henryka i Konrada, ich miłości do kobiety marzeń, Krystyny, o gwałtownych namiętnościach, niegasnącym pożądaniu, uwodzeniu i zdradzie, ukrytych intencjach i motywacjach wyrażony przez mistrzowskie aktorstwo Jana Englerta (Henryk), Mai Komorowskiej (Nini) i Daniela Olbrychskiego (Konrad), w anturażu nobliwego rodzinnego domu Henryka i w stonowanych, ale eleganckich kostiumach gwarantuje unikatowy seans teatralny. Jest niezwykłym doświadczeniem. Dla jednych sztuka będzie intelektualną rozprawą, dla innych kontaktem ze światem, którego zasady, wartości, tok myślenia i postępowania już się wyczerpały i dzisiaj nie mają zastosowania. A jednak wydaje się, że dla artystów ta archaiczna treść i adekwatna dla niej forma, są nadal bardzo ważne. Bohaterowie prowadzą rozmowę, która niczego nie wyjaśni i nie doprowadzi do konkretnych wniosków. Tak naprawdę nic się nie zmieni, spotkanie mogłoby się nie odbyć, ale pozwala odkryć wewnętrzny świat bohaterów, kontekst i konsekwencje moralnych wyborów a więc prześledzić proces kształtowania się ich rozumienia siebie, ludzi i świata. Umożliwia poznanie charakteru długotrwałej silnej więzi, która zrodziła się jeszcze w dzieciństwie Henryka i Konrada i zaważyła na ich całym życiu. Sztuka przypomina, że każdy człowiek ma własną mapę wspomnień, komponuje zawsze indywidualną, bardzo skomplikowaną wersję zdarzeń, sam wypracowuje obraz kim jest i jacy są ludzie, z którymi tworzy relacje. 

Spotkanie starych przyjaciół wciąga i fascynuje widzów od pierwszych chwil, bo swoim niespiesznym przebiegiem umożliwia wniknięcie w głąb natury ludzkiej. Uzmysławia, że życie w dzisiejszym świecie, który się nieustannie zmienia, który wymusza coraz to bardziej uproszczone schematy działań, procedury zachowań, komunikaty językowe, nadal jest skomplikowane, ale jego instrukcja obsługi stała się banalnie zerojedynkowa. Płytka, powierzchowna, bezrefleksyjna. Niewiele osób analizuje postępowanie, roztrząsa reakcje, chce zrozumieć decyzje najbliższych, jak czyni to Henryk, który przez ponad 40 lat, dzień po dniu, wspomina, zastanawia się i szuka odpowiedzi na nurtujące go pytania, bo pragnie poznać prawdę, a więc chce zrozumieć i ostatecznie zaakceptować wszystko, czego w życiu doświadczył. Zadaje więc często pytanie "dlaczego". Tworzy ostatecznie własną wersję wydarzeń. Konrad nie zdradza swojej. Pamiętnik Krystyny przedstawia zapewne jej punkt widzenia, ale go nie poznamy. Nini też sugeruje pewne fakty (ostatnie słowa Krystyny), których nie sposób zweryfikować. A każdy widz może indywidualnie interpretować zachowania bohaterów, ich intencje, bo nic nie jest ostatecznie dookreślone czy potwierdzone ponad wszelką wątpliwość. 

Henryk podkreśla, że istotny jest język, który decyduje o skuteczności komunikacji międzyludzkiej. W życiu chodzi o prawdę, nie o fakty, które są tylko jej częścią. Liczy się tylko ona, ale aby móc ją poznać, trzeba zgłębić intencje, które są motorem postępowania i wpływają na ludzkie losy. Panowie doskonale znają intencje, które nimi kierują. Dawno wypracowali swój kod rozumienia świata i ludzi dzięki doświadczeniu, obserwacji, wzorom i radom najbliższych (ojca, matki).  I nie mylą się co do tego, że napędem wszelkiego działania, sensu życia jest podtrzymywanie pasji, sprawiającej, że chce się żyć, chce się ciągle jej doświadczać. Henryk lubi swój dom rodzinny, pasjonuje go myślistwo, wystarcza mu wiejskie życie. Konrad trwa, ale całe życie doskonalił swój kunszt wirtuoza. Nini to wzór opiekunki, która dba o Henryka i jego dobro - wyczuwa się, że gotowa jest dla niego nawet skłamać. Krystyna pozostaje ideałem żony, kochanki, kobiety pięknej, pożądanej i szukającej podniet - umiera krótko po niespodziewanym wyjeździe Konrada. 

I tak podczas spokojnej rozmowy, a właściwie dzięki monologowi Henryka przy pasywnej postawie Konrada, odsłaniana jest tajemnica istnienia. Prowadzona jest klasyczna lekcja przetrwania i rozwoju osobowego. Z wielką klasą i maestrią. Henryk Jana Englerta, na zewnątrz opanowany, rzeczowy potrafi powściągać bardzo silne emocje, które przez ponad 40 lat  nie pozwalały mu zapomnieć o zdradzie najbliższego przyjaciela i żony. Ciągle bada naturę związku z nimi. Nie okazuje złości, nie wybucha gniewem, a wspomina, wyjaśnia, uzasadnia, pyta. Z determinacją, ale i wstydliwie. Szuka w obecności i reakcjach Konrada potwierdzenia swoich przypuszczeń, a może tylko chodzi mu o to, by mógł być wysłuchany. Docieka intencji, ale one do końca pozostają niezgłębione, niejednoznaczne, tajemnicze. Podobnie jak pozostali, nie rozstrzyga, nie osądza i się nie skarży. Konrad Daniela Olbrychskiego komunikuje swoje emocje głównie poprzez mowę ciała. Taktowny, zdystansowany, milczący wyraża napięcie wiercąc się w fotelu, sięgając po alkohol. Nini Mai Komorowskiej skupiona na Henryku z delikatną, subtelną czułością okazuje mu wierne oddanie. Poświęciła mu całe życie. Jak najwierniejszy przyjaciel, uważna na potrzeby swojego dziecka matka, kochający, troskliwy, czuły człowiek. Do końca chce go chronić i o niego dbać, szanując kim jest i co przeżył. Jest wzruszająco dobra.

Każdy bohater inspiruje drugiego w sposób twórczy. Przyczynia się do jego rozwoju. Wydaje się w procesie poszukiwania prawdy ważny, a nawet niezbędny. Humanizm tej sztuki polega na tym, że odkrywa ona wagę więzi międzyludzkich, które czynią bohaterów lepszymi, bez względu na trudne do pojęcia zachowania (wyjazd Konrada bez wyjaśnień, bez pożegnania, jego milczenie przez ponad 40 lat), uczucia (romans Krystyny i Konrada), sytuacje (incydent na polowaniu). Ale poznanie prawdy, czy choćby przybliżanie się do niej - mozolne, uporczywe, trudne - zawsze jest tego warte. 

Tak, to bardzo dobra sztuka. Po mistrzowsku zagrana. Obejrzyjcie koniecznie. Powodzenia.

ŻAR Christopher Hampton 

według Sándora Máraiego

Reżyseria: Jan Englert
Tłumaczenie: Elżbieta Woźniak
Scenografia: Wojciech Stefaniak
Kostiumy: Zuzanna Markiewicz
Asystentka ds. scenografii i kostiumów: Małgorzata Domańska
Reżyseria światła: Waldemar Zatorski
Opracowanie muzyczne i realizacja dźwięku: Tatiana Czabańska–La Naia
Producent wykonawczy: Rafał Rossa

Obsada:
Maja Komorowska/Anna Seniuk, Jan Englert, Daniel Olbrychski

Fot. Katarzyna Kural-Sadowska